niedziela, 29 maja 2022

Agata Christie „Tajemnica Sittaford” audiobook, czyta Krzysztof Gosztyła

 Tajemnica Sittaford - Agata Christie

    Jest to jeden z oryginalniejszych kryminałów Agaty Christie i to pomimo braku Herkulesa Poirota i panny Marple. Sceneria wydarzeń to mała angielska wioska niemal zasypana śniegiem, a całość zaczyna się od seansu spirytystycznego. Seans jest o tyle ciekawy, że kręcący się talerzyk oznajmia, iż zamordowany został mieszkaniec wioski, kapitana Trevelyan. I to wyznanie jest prawdą. Zamiast tradycyjnych detektywów pojawią się Emily, narzeczona chłopaka, który został posądzony o dokonanie tego morderstwa.  Książkę czyta  mistrz – Krzysztof Gosztyła, lepiej przeczytać się nie da. Wciąga zarówno zagadka kryminalna, jak i to, co u Christie lubię najbardziej, czyli różne psychologiczne spostrzeżenia o ludzkich charakterach, w tej powieści najciekawsze o związkach damsko – męskich i o przyjaźni.

    Emily jest inteligentna, odważna, przebojowa i zdeterminowana, aby ustalić, kto zabił i dlaczego i aby uwolnić ukochanego od niesłusznych jej zdaniem oskarżeń. Podziwiałam ją i nawet pomyślałam, że z takim charakterkiem już musiała się chyba urodzić.  A ku mojemu zaskoczeniu pod sam koniec wyznała ona, że takie wrażenie robi tylko na zewnątrz, że wewnątrz trzęsie się jak galareta i jest przerażona całą tą sytuacją. Działa zaś jak osoba z tupetem, bo nie ma innego wyjścia i nikt inny za nią tego nie zrobi. Każdy więc w pewnych okolicznościach, gdy musi, może stać się przebojowy i może świetnie dawać sobie radę nawet pod presją czasu i w ekstremalnych okolicznościach.

    Narzeczony Emily jest jej przeciwieństwem, jest słaby, nie jest w stanie ani działać, ani nawet logicznie myśleć. Do tego, co przyznaje sama Emily, jest w stanie i kłamać i oszukiwać. Wszyscy się dziwią, jak taka dziewczyna może być narzeczoną takiego człowieka. Ale spotyka ona dziennikarza, młodego, przystojnego, bardzo inteligentnego, który się w niej zakochuje. Jest on przeciwieństwem narzeczonego. I Emily staje przed koniecznością dokonania wyboru.  Motywy, jakie weźmie pod uwagę, są warte zastanowienia, przebija z tego prawdziwa mądrość. Christie miała duże doświadczenie w relacjach damsko – męskich i wiedziała, co w tym zakresie jest ważne i co zwiększa prawdopodobieństwo trwałego, udanego związku.   

       U Królowej Kryminału nigdy nic nie jest takie, jakie wydawało się na początku. W książce jest też ukazana przyjaźń pomiędzy dwoma osobami. Wydaje się być niemal doskonała, ale po bliższym przyjrzeniu się okazuje się, że jest na niej sporo rys. Sytuacja  obu przyjaciół pozornie taka sama, zasadniczo się różni, jeden jest bogaty, drugi biedny, jeden zawsze wygrywał w różnych zawodach sportowych, drugi przegrywał. Czy prawdziwa przyjaźń w takiej sytuacji jest możliwa? Pod koniec czytelnik dowiaduje się, czy mimo tych różnic to jednak była prawdziwa przyjaźń, czy jednak tylko tak to wyglądało na zewnątrz.  

5/6

czwartek, 26 maja 2022

Katarzyna Wągrowska "Życie zero waste. Żyj bez śmieci i żyj lepiej"

 

Życie Zero Waste -  Katarzyna Wągrowska - ebook [mobi, epub] | Publio.pl

   Świetna lektura. Każdy chyba ma świadomość konieczności życia ekologicznego, w tym też  ograniczania ilości śmieci. Z praktyką jest nieco gorzej. Autorka wypowiada się na temat zero waste w każdym obszarze życia, podczas zakupów, w domu, w restauracji itp. Ta książka jest też apelem, popartym rzeczową argumentacją, o odchodzenie od konsumpcjonizmu, od kupowania i wyrzucania, o rozwagę przy zakupach. Każdy na ten temat coś wie, ale warto sobie przypomnieć, utrwalić i uzupełnić tą wiedzę. Wiedza, jaką dysponuje autorka jest naprawdę imponująca i można dowiedzieć się wielu nowych rzeczy. Po lekturze stałam się zdecydowanie bardziej wyczulona na ta problematykę i wiele wskazówek wprowadziłam w życie.

           W książce jest masa pomysłów, którymi można się zainspirować. Przykładowo autorka postuluje, aby kupując produkt, zwracać uwagę na opakowanie i aby starać się kupować produkty bez opakowania. I nie dotyczy to tylko odstępowania od sławetnych reklamówek. Przykładowo jakiś czas temu zobaczyłam koło siebie w warzywniaku bakłażany sprzedawane tak, że każdy bakłażan był opakowany w pojedynczą przezroczystą folię. Kilka sklepów dalej bakłażany sprzedawane były już normalnie. Wspomniana folia musi być wliczona do ceny, a służy tylko do tego, aby ją wyrzucić zaraz po zakupie. Inny przykład. Kupno  produktów typu płyn do prania lub podobne w większych opakowaniach też jest godne naśladowania, ze względów nie tylko ekologicznych, ale i finansowych. Albo kupowanie kosmetyków w szklanych, a nie plastikowych opakowaniach. No i generalnie idea, aby kupować tyle różnych rzeczy, ile się zużywa, a nie tyle, że zużywa się część, a część wyrzuca, szczególnie dotyczy to żywności, która permanentnie ląduje na śmietnikach. Znaczna część ubrań jest produkowana  w najbiedniejszych krajach świata, jak np. Bangladesz, przy produkcji zatrudniane są dzieci, pracownicy otrzymują symboliczną zapłatę, panuje totalny wyzysk. Można nie tylko kupować mniej, ale też można, a właściwie powinno się zwracać uwagę na kraj produkcji i odstąpić od kupowania ubrań, wytworzonych właśnie w takich krajach. Kupując je, bierzemy udział w wyzysku pracowników.    

       Dostosowanie się wszystkich porad wydaje mi się mało realne, nawet nie zamierzam próbować. Wyrabianie własnych kosmetyków i środków czystości, mimo podanych receptur, z pewnością jest bardzo czasochłonne, mam też wątpliwości co do ich jakości.  Nie biorę też pod uwagę chodzenia na zakupy z własnymi szklanymi pojemnikami i proszenia sprzedawcy, żeby odważył do tego pojemnika np. ser żółty. Ale jeśli ktoś ma więcej wolnego czasu, to nie ma przeszkód, aby próbował.  

4/6


wtorek, 24 maja 2022

Marci Shore "Ukraińska noc"

 

Ukraińska noc

       

    Jeśli ktoś nie do końca jest w stanie pojąć fenomenu kijowskiego Majdanu, to książka będzie tu bardzo pomocna, wręcz nieodzowna. Jest w niej rys historyczny wydarzeń z przełomu 2013/2014r., ale co najcenniejsze przede wszystkim są liczne wypowiedzi osób, które brały w tych wydarzeniach udział. Autorce udało się oddać atmosferę tych dni. A całość napisała bardzo przekonująco.  Biorąc pod uwagę zdrowy rozsądek, mogło to wydawać się niezrozumiałe, jaki jest sens siedzieć na kijowskim placu w mróz i protestować przeciwko czemuś, co już się dokonało ( odmowa podpisania  umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską przez Janukowycza w listopadzie 2013r.), a potem to już właściwie przeciwko wszystkiemu, korupcji, bezprawiu itp. Szanse, że to coś da i że to coś zmieni, wydawały się przecież właściwie żadne. Czytając książkę, rozumie się emocje, tych, którzy mimo wszystko szli na Majdan, nawet się je odczuwa.  

      Bo jak wiadomo, w zimie 2013/2014 ludzie przychodzili na Majdan, narażając się nie tylko na zmarznięcie i zachorowanie, ale przede wszystkim na brutalne pobicie, zostanie kaleką, a nawet i na śmierć. Okazało się, że w tym narodzie, ludzi którzy mają dosyć beznadziei i bezprawia i którzy chcą oderwać się pod każdym względem od Rosji i asymilować się z Zachodem, jest szalenie dużo. I jednak to coś dało, pomijając już doraźne skutki, ale przede wszystkim Ukraina stała się innym państwem, Ukraińcy stali się innym narodem. Determinacja protestujących i ich wiara w to, że coś musi się jednak zmienić, były porażająco wysokie, a czytając miałam wrażenie, jakby wszystko toczyło się tu i teraz, jakby niebezpieczeństwo i Berkut czaiły się dosłownie za rogiem. Momentami zazdrościłam tym, którzy tam byli, poczucia niewyobrażalnej solidarności z innymi ludźmi, takiego którego nigdy wcześniej nie doświadczyli. Jest to opis doświadczenia granicznego.  

    Druga część książki opisuje to, co działo się na Majdanie z perspektywy prowincji. Ta część jest mniej emocjonalna, ale też wiele rzeczy uzmysławia.

      „Apartament w hotelu Wojna” Tomasa Forro, o którym pisałam tutaj,  pozwala zrozumieć, czym były tzw. republiki separatystyczne, doniecka i ługańska, jak powstały, jak funkcjonowały, na czym polega wojna hybrydowa. „Ukraińska noc” z kolei pozwala i zrozumieć i odczuć Majdan. A połączenie obu tych pozycji daje wiedzę, dzięki której zdecydowanie lepiej i więcej rozumie się z tego, co dzieje się obecnie w Ukrainie.

5/6

   

piątek, 20 maja 2022

Elena Ferrante „Historia zaginionej dziewczynki” – audiobook, czyta Laura Breszka

 

Historia zaginionej dziewczynki - Elena Ferrante

   Po świetnym początku cyklu dalsze tomy odbierałam jako coraz gorsze, końcówka jednak trzyma formę. Po okresie zajmowania się małymi dziećmi, po wyprowadzkach, nastał w końcu czas na zbliżenie Lili i Eleny. Ich przyjaźń okazała się jednym z najtrwalszych i najdłuższych związków w życiu każdej z nich. Na niektórych etapach była to tylko luźna znajomość, a niekiedy nawet obie kobiety łączyła nienawiść. Aż szkoda, że tak się to przeplatało i że bywało aż tak źle. W tym tomie dojrzała już Elena, w wieku 50 plus, ocenia z perspektywy czasu dorobek swojego życia i ocenia relacje z Lilą. Refleksje o przyjaźni są naprawdę szalenie ciekawe, a przy tym uniwersalne i każdy czytelnik znajdzie tu coś dla siebie, co będzie mu przypominało jego przyjaźnie. W wielu momentach życia Elenie wydawało się jej, że może obejść się bez Lili, że jest ona już tylko przeszłością. Okazało się to nieprawdą. Kwestie dotyczące przyjaźni są tutaj ewidentnie najciekawsze. Wychodzą na jaw różne skrywane tajemnice i dopiero teraz widać naprawdę, co w pewnych momentach czuła Elena, nawet gdy wcześniej nie zdawała sobie z tego sprawy. Widać, kiedy Lili czegoś zazdrościła, kiedy ją podziwiała. Z perspektywy czasu wszystko widać inaczej, widać kto w tej relacji był silniejszą osobowością, kto mądrzejszą, kto bardziej empatyczną itp. Nic już nie jest zakryte. 

    Ale w całym cyklu, a już w tym tomie szczególnie, bohaterem jest też Neapol. Lila zafascynowała się tym miastem w dojrzałym wieku, dopiero wtedy zaczęła je tak naprawdę podziwiać i zwiedzać, a także czytać na jego temat szereg książek. Podczas opisów relacji rodzinnych, perypetii z chłopakami i w ogóle prawie wszędzie, Neapol zawsze jest gdzieś w tle. Słysząc o Neapolu większość osób kojarzy go z mafią, albo z zabytkami. Tu jest wszystko. W wielu filmach czy książkach o mafii są opisy, jak to przestępcy rabują czy mordują. Tutaj różni mafiosi, czy może raczej osoby powiązane z mafią,  przedstawieni są jako pozornie normalni ludzie, poznajemy ich jako synów, mężów, ojców, właścicieli drobnych biznesów. Ale wiadomo jest, że mają jeszcze inne źródła dochodów, nie wiadomo jakie. Dziewczynom to nie przeszkadza, związek z kimś takim gwarantuje przecież życie na określonym poziomie materialnym. Są opisy porażającej korupcji. Co jakiś czas w cyklu ktoś zostaje zamordowany i nie jest to niczym nadzwyczajnym. Są fragmenty, gdzie opisywany jest widok na Zatokę Neapolitańską z Wezuwiuszem w tle. Byłam tam i dla mnie to był rzeczywiście jeden z najpiękniejszych widoków, jakie kiedykolwiek widziałam. Nawet w tym okresie czasu, kiedy Elena nie mieszka w Neapolu, nie jest w stanie do końca oderwać się od tego miasta. Tam mieszkają przecież jej rodzice, rodzeństwo, znajomi i Lila oczywiście. A atmosfera miasta, to że Elena od dziecka musiała walczyć o swoje, że miała kontakty z naprawdę niebezpiecznymi osobami, że musiała być zdeterminowana i odważna, wpłynęło na całe jej życie. 

     Moją uwagę zwrócił tez jeszcze inny aspekt cyklu, widoczny właśnie w tym ostatnim tomie. Mam na myśli spojrzenie na wiek dojrzały i na starość. Zauważam, że w większości książek i filmów  okres ten pokazany jest jako coś naprawdę fatalnego. Ani Lila ani Elena nie były ani niedołężne, ani nawet chore, nie były też biedne.  Ale autorka ten etap życia przedstawia na ich przykładzie jako coś wyjątkowo mało godnego uwagi. Tak jakby wówczas nie mogło stać się ani nic ciekawego, ani nic dobrego. Gdyby obu kobietom zmierzyć średni spółczynniki szczęścia, jak w książce Dawida Machado, o której pisałam tutaj, byłby wyjątkowo niski. Oczywiście wpływ na to miała niewątpliwie tragedia, jaką przeżyła jedna z nich. U każdej bilans życia wypada źle, a ratuje go tylko posiadanie dzieci. W przypadku jednak gdy dzieci wyprowadzały się, traktowane było to jako dramat, jako „złamanie życia”, bo matka nie miała innego pomysłu na życie, jak tylko symbiozę z dorosłym dzieckiem. W wielu wypadkach właśnie tak jest, Elena Ferrante doskonale to zaobserwowała i opisała, ale na szczęście jest coraz więcej ludzi, którzy funkcjonują inaczej. Tutaj można się zastanowić, dlaczego tak wiele osób funkcjonuje w ten sposób, że wiek około 50 plus, kiedy jeszcze można zrobić wiele pożytecznych rzeczy i mieć wiele przyjemności w życiu, traktuje jako coś w rodzaju wegetacji.  

5/6

niedziela, 15 maja 2022

Lee Child "Zmuś mnie" audiobook, czyta Janusz Zadura

 

Zmuś mnie - Lee Child

    Książka jest świetnie przeczytana, ale to chyba najmroczniejszy tom cyklu. Jack Reacher jest bez zmian, inteligentny, wręcz błyskotliwy, z poczuciem humoru, konsekwentnie dążący do celu, odważny itp. Ale porażający jest problem, z jakim się tutaj mierzy, a mianowicie koszmarne czyny, ukryte w darknecie. Świat cyfrowy jest dla Reachera obcy, ale dzięki łatwości nawiązywania kontaktów znajduje sprzymierzeńców, dzięki którym odkrywa koszmar, jaki stał się udziałem wielu osób. To chyba jedyna książka z cyklu, której nie można polecać na chandrę czy poprawę nastroju. Ale jest potrzebna, opisane zjawiska przecież istnieją. 

    Dość długo nie można zorientować się, na czym polega skrzętnie ukrywana przez mieszkańców miejscowości Matczyny Spoczynek tajemnica. Prawda wychodzi na jaw na ostatnich stronach. Ale jest koszmarna. 

4/6

czwartek, 12 maja 2022

Maciej Siembieda „Kukły”

 

Kukły - Maciej Siembieda

     „Kukły” znalazły się w finale Nagrody Wielkiego Kalibru, mój faworyt „Śnieży pył. Piekło na K2” niestety odpadł. Jak się okazało, Siembieda też ma sporo plusów. Nie czytałam wcześniejszych tomów z tego cyklu, ale w niczym to nie przeszkadzało.

   Siembieda ma umiejętność wynajdywania w naszej, polskiej historii, kwestii frapujących,  a nawet i tajemniczych. W „Kukłach” wybrał kilka takich i połączył z historią Niemiec, dodał do tego fikcyjną oczywiście fabułę. Zrobił to bardzo sprawnie, bo całość czyta się naprawdę dobrze. Można odpocząć, oderwać się od rzeczywistości, dowiedzieć się co nieco o historii i nieznanych zabytkach.

   W tym tomie jedna ze scen rozgrywa się w kaszubskiej wsi Węsiory, gdzie przebiega Szlak Kamiennych Kręgów i zobaczyć można właśnie kamienne kręgi z początków naszej ery. Jest też cmentarz Gotów z tego samego czasu. Tytułowe kukły zamiast szkieletów z  kolei faktycznie znaleziono w trumnach  w kościele w jednej z wiosek pod Raciborzem w 1993r. Osoby które weszły do krypty zmarły dość szybko. Wydarzenia rozgrywają się m. in. w trakcie powodzi stulecia w 1997r., bez względu na to, czy ktoś to pamięta, czy urodził się później, opisy budzą przerażenie. Są też nawiązania do niemieckiego generała z czasów II wojny, Karla Wiliguta, który nazywany był Rasputinem Himmlera. Karierę w wojsku zrobił mimo zaburzeń psychicznych i długiego pobytu w szpitalu psychiatrycznym, był okultystą i to zwróciło na niego uwagę. W „Kukłach” jest paru bohaterów w starszym wieku, którzy marzą o powrocie nazizmu i działają aktywnie na rzecz powrotu wielkich, nazistowskich Niemiec.

    Minusem z kolei jest bardzo płytka, niemal żadna psychologia postaci i przewidywalność w niektórych na szczęście tylko aspektach. Przykładowo pojawia się młody, zdolny, przystojny chłopak, a potem atrakcyjna, młoda kobieta. Nie trzeba być jasnowidzem, aby przewidzieć, co się stanie. Albo jeden z bohaterów wykorzystując zamieszanie, spowodowane powodzią, zechce wejść niepostrzeżenie do krypty z trumnami i kukłami w kościele. Oczywiste było, że pojawią się komplikacje. Trochę przypomina mi to wszystko Dana Browna, ale nie jest tak absurdalne. Nie zauważyłam tu drugiego czy trzeciego dna, ale powieść jest naprawdę dobrą rozrywką. Pokazuje, że warte uwagi są nie tylko zabytki typu Grób Tutenchamona czy Stonehenge, ale i te rodzime. A przy tym autor nie wpadł w manierę, że warte uwagi jest tylko to, co polskie, nasza historia jest opowiadana w powiązaniu z historią innego narodu. 

4/6   

wtorek, 3 maja 2022

Krzysztof Koziołek „Biały pył. Piekło na K2”

 

Biały pył Piekło na K2 - Krzysztof Koziołek








 

     Wciągający, oryginalny i zaskakujący kryminał, nie kryminał. Nie znałam, niestety, do tej pory twórczości Krzysztofa Koziołka, o jego istnieniu dowiedziałam się dopiero z listy 18 powieści nominowanych do Nagrody Wielkiego Kalibru 2022r. Ale te zaległości mam zamiar nadrobić, a jednocześnie będę „kibicować” tej pozycji, aby uzyskała tą nagrodę.   

    Książka jest fikcją, ale napisaną przez autora, który jest wspinaczem i zna się na rzeczy. Wie, jak wygląda technika wspinania się i ma sporą wiedzę o środowisku naszych himalaistów, a także po prostu o górach, w tym o Himalajach.  Jest sporo nawiązań do innych, historycznych już wypraw, do postaci żyjących i nieżyjących. Autor wie, jak wyglądały wyprawy na K2. Jest tu np. fragment, gdy samotny himalaista bliski śmierci widzi postać swojej córki, której faktycznie na K2 nie ma. Ale on z nią rozmawia, a ona pokazuje mu drogę, bez tych podpowiedzi nie miałby żadnych szans. Autor nie wyjaśnia, jak wytłumaczyć to zjawisko. Kierownik wyprawy przypomina jedynie przykłady rzeczywistych himalaistów, którzy twierdzą, że gdy byli o włos od śmierci uratowała ich jaką postać, pokazywała im drogę. Książka jest więc fikcją, ale bardzo realistyczną, jakby np. policjant pisał o policjantach.   

     Jednym z atutów jest naprawdę wciągająca akcja i to właściwie od samego początku. Rzadko to się zdarza, z reguły akcja rozkręca się w miarę czytania. Otóż podczas jednego z ataków szczytowych, prowadzonego przez dwóch wspinaczy, jeden z nich zginął. Jego partnerka podała dwie sprzeczne wersje wydarzeń, według jednej spadła na niego lawina, według drugiej zaś ona odcięła linę, do której był przywiązany, co miało wynikać z tego, że ona nie była  w stanie mu pomóc, a gdyby go nie odcięła, zginęliby oboje. Jednym z uczestników wyprawy był dziennikarz, który na postawie różnych poszlak zaczął podejrzewać, że mogło być jeszcze trochę inaczej, a mianowicie kobieta ta mogła odciąć linę partnera tylko po to, aby go zabić, a miała ku temu swoje powody jeszcze z czasów przed opisywaną wyprawą. 

      Jednym z najciekawszych aspektów książki jest pokazanie wspinaczy starej szkoły, takich powyżej 50-tki i młodszych, około 40 – tki. Jak wynika z wielu wypowiedzi współczesnych wspinaczy, różnica pomiędzy tymi grupami jest porażająca i dotyczy właściwie wszystkiego. Ogromny jest też rozdźwięk. Starsi uważają, że oni zawsze mieli swoje zasady, jak partnerstwo liny, w ich środowisku nie było możliwe zostawienie bez pomocy słabszego czy rannego partnera, bez względu na to, na jakiej wysokości się to stało. W trakcie wypraw nikt „nie grał indywidualnie na siebie”, liczył się sukces całej ekspedycji, a kto zdobędzie szczyt, miało już mniejsze znaczenie. Kierownik wyprawy decydował, kto ma być w zespole szturmującym wierzchołek, a kto ma np. tylko poręczować drogę, a której godzinie ekipa ta ma wyruszyć, kiedy zawrócić itp. Nikt oczywiście nie kwestionował tych zasad. 

       Zdaniem tych starych, młodzi wspinacze działają zupełnie odwrotnie i generalnie reprezentują sobą niemal samo zło pod każdym prawie względem. Ale czy na pewno? Młodzi, a właściwie już względnie młodzi,  z książki K. Koziołka rzeczywiście mocno różnią się od starych. Ale nie wszystko jest czarno – białe. Faktycznie buntują się przeciwko decyzjom kierownika i nie są w stanie pogodzić się z decyzją, że to oni mają zająć się poręczowaniem lin i dostarczeniem prowiantu do określnych obozów, a szczyt ma zdobywać kto inny. Ale poddają oni w bardzo dużą wątpliwość, czy aby na pewno w czasach starych wspinaczy wszystko było takie wspaniałe. Czy na pewno nikt wówczas się nie buntował przeciwko decyzjom kierownika i uważał je za sprawiedliwe? Czy na pewno wszyscy wspinacze byli tacy solidarni? Czy pomaganie komuś rannemu czy słabszemu w strefie śmierci w sytuacji gdy druga osoba też ledwo żyje  i naraża się na śmierć ma sens? Czy może w czasach starych wspinaczy udawało się tylko, że jest świetnie, a różne problemy były tajemnicą poliszynela? 

    K. Koziołek pokazuje zantagonizowaną wyprawę, zupełnie inną niż te, o których można było do tej pory czytać książki czy oglądać filmy. Samo to jest już mocno frapujące. Ludzie idą na szczyt i nikt nie ma pewności, czy w razie czego ktoś mu pomoże. Kierownik nie wie, czy ktoś będzie go słuchał. Najciekawsze w tym jest to, czy wcześniejsze wyprawy rzeczywiście były takie idealne, obawiam się, że niekoniecznie. 

      Jak wynika z opinii L. Cichego, zawartego na odwrocie okładki, opisywane zdarzenia naprawdę mogą się wydarzyć. Radzi on, aby przyjrzeć się wyprawie Szerpów na K2 z 2021r., kiedy to K2 po raz  pierwszy góra ta została zdobyta zimą.        

5/6