piątek, 30 grudnia 2016

Astrid Lindgren „Dzieci z Bullerbyn” – audiobook, czyta Edyta Jungowska

Dzieci z Bullerbyn - Lindgren Astrid



            Mój kolega, od bardzo wielu już lat dorosły facet,  opowiadał mi, że od kilku już lat przed Świętami Bożego Narodzenia wraca do „Dzieci z Bullerbyn”, nie zawsze czyta je w całości, ale fragmenty o Bożym Narodzeniu jak najbardziej. Ta książeczka rzeczywiście ma coś w sobie. Każdy chyba jako dziecko ją czytał i chyba każdemu się podobała. Nawet gdy nie pamięta się treści, to pamięta się klimat i poczucie, że to było fajne. A to, że Astrid Lindgren opowiada o życiu kilkorga kilkuletnich dzieci, które świetnie się bawią i są szczęśliwe, pamięta też chyba każdy. Nie mam nic przeciwko odnawianiu sobie znajomości książek z dzieciństwa, tak więc i po nią sięgnęłam.   

wtorek, 27 grudnia 2016

Lilian Jackson Braun „Kot, który bawił się w listonosza”


  
    Kot, który bawił się w listonosza. - okładka książki
Szósty tom  mojej ulubionej serii  o Qwillu i jego kotach autorstwa Lilian Jackson Braun opowiada już o czasie, gdy to Qwill podjął decyzję co do spadku po swojej przyszywanej ciotce. Zdecydował się na to, że spełni warunek z testamentu ciotki i   zamieszka przez okres 5 lat w małej miejscowości, w której zamieszkiwała wcześniej ciotka  i tym samym odziedziczy gigantyczny spadek. Woda sodowa nie uderzyła mu na szczęście do głowy , zadecydował, że powoła do życia fundację, która z pieniędzy ze spadku  będzie wspomagać różne ciekawe i pożyteczne lokalne inicjatywy. On sam z natury bardzo oszczędny, a nawet skąpy, żyć będzie  tylko z części procentów jako rentier . Ale jak się okaże w następnych tomach, Qwill nie będzie tylko rentierem, znajdzie sobie zajęcie. Nastąpi to dopiero w kolejnym tomie, w tym będzie to niemożliwe, bo Qwill uległ wypadkowi.
     Wypadek nastąpił zaraz na początku książki, otóż Qwill jechał rowerem i ktoś chciał go rozjechać. Nie był to przypadek. Nasz bohater po wyjściu ze szpitala zajmie wiec poszukiwaniem sprawcy, a także ustalaniem, co stało się z zaginioną pokojówką, która wcześniej pracowała dla jego ciotki. Zaginięcie pokojówki jest właśnie zagadką kryminalną, która będzie w tym tomie rozwiązywana.
    Tradycyjnie pojawi się bohater, w tym przypadku bohaterka, która zasługiwać będzie na szczególną uwagę. To znak firmowy tej serii. Teraz będzie to Amanda Goodwinter, projektantka i radna . Amanda nie zniknie i będzie przewijać się w całym cyklu. Jest w średnim wieku i tym różni się od innych, że mówi , co myśli , nie jest miła, wręcz odwrotnie, zwykle bywa naburmuszona,  według niektórych jest „kąśliwa jak osa” , a do tego jej inteligencja z pewnością znacznie przewyższa  przeciętną. Ubiera się też ekscentrycznie, ale nie tak, jak można byłoby się spodziewać po projektantce, chodzi w wymiętych, workowatych ubraniach. Wszystkie sceny z Amandą aż iskrzą od humoru. Gdy pierwszy raz przyszła do Qwilla , zatrudnił ją właśnie jako projektantkę, krzywiąc się niemiłosiernie zakomunikowała mu, że drzwi do jego domu to schrzaniona robota. On chcąc zagaić rozmowę , spróbował się przedstawić, na co mu odparła – przecież wiem, kim pan jest.  Mówić to, co się myśli, to teoretycznie nie jest wielki wyczyn, ale w praktyce rzadko spotyka się ludzi, którzy tak robią. Tym więc przyjemniej czyta się fragmenty z Amandą.  

niedziela, 18 grudnia 2016

Arnaldur Indridason „Hipotermia” – audiobook, czyta Andrzej Ferenc

Audiobook Hipotermia  - autor Arnaldur Indridason   - czyta Andrzej Ferenc

  
      Kryminały Islandczyka Arnaldura Indridasona bywają często wyśmienite. Są pełne melancholii, a nawet zwykłego smutku, niekiedy depresji, ale mimo nieśpiesznej akcji potrafią prawdziwie wciągać, a dla mnie jest to bardzo ważne, aby czytając,  móc oderwać się od wszystkiego naokoło. I nie jest to bynajmniej jedyny ich plus.  

   Ta konkretna powieść jest nieco inna pod każdym względem. Otóż bohater całego cyklu, o którym już kilkakrotnie pisałam, Erlendur Sveinsson w tym tomie prowadzi postepowanie w sprawie wyglądającej na typowe samobójstwo. Otóż w domu letniskowym w małej miejscowości w pobliżu Rejkaviku znaleziono zwłoki kobiety w średnim wieku, Marii.  Powiesiła się. Maria była majętna, mieszkała z mężem, a od 3 lat, czyli od śmierci matki cierpiała na depresję.  Żadne poszlaki nie wskazywały na zabójstwo, ani na ciele ani w mieszkaniu nie było żadnych śladów, świadczących o pobycie tam jeszcze innych osób. Maria miała gigantyczne problemy psychiczne. Poza depresją dręczyły ją wspomnienia jeszcze z dzieciństwa, kiedy to jej ojciec miał wypadek i płynąc łódką, utopił się w jeziorze. Erlendur czuł, że coś w tym wszystkim nie gra. Poza sprawą Marii równolegle zajmował się jeszcze sprawą formalnie już zakończoną i to kilkadziesiąt lat wcześniej, a mianowicie  zaginięciem młodego chłopaka. Jego ojciec od lat nachodził Erlendura i pytał, czy jest coś nowego. Ponieważ starszy człowiek był już poważnie chory, policjant podjął ostatnią próbę ponownego przyjrzenia się tej sprawie.

       Ten tom poświęcony jest niejako ludziom z traumą, takim, którzy nie potrafią tej traumy przezwyciężyć i jednocześnie nie robią nic w tym kierunku, aby sobie pomóc. Nie są przebojowi, nie robią karier. Nie stosują się do reguły „keep smiling.” Nie rozkładają  na biurku w pracy zdjęć uśmiechniętych małżonków, dzieci czy wnuków.

niedziela, 11 grudnia 2016

Witold Szabłowski „Sprawiedliwi zdrajcy”

Sprawiedliwi zdrajcy. Sąsiedzi z Wołynia - Szabłowski Witold
 
  
     „Sprawiedliwi zdrajcy” to obecnie chyba jedna z najczęściej kupowanych książek, a temat Wołynia wydaje się dość mocno omawiany we wszystkich mediach. Ja też przyłączam się do zachwytów nad tą pozycją. W. Szabłowski wpadł na arcyciekawy pomysł, aby opisać  zagadnienie od strony najmniej znanej, a mianowicie aby poprzez reportaż pokazać historie ludzi, Ukraińców, którzy ryzykując życiem własnym i całej rodziny nie tylko nie przyłączyli się do ludobójstwa, ale Polakom pomagali.  Czasem jednorazowo, ale wystarczająco na tyle, aby uratować komuś życie, a czasem już na zawsze, jak np. bezdzietne małżeństwo, które przygarnęło małą dziewczynkę, która ocalała z pogromu. Ci ludzie wśród Ukraińców niejednokrotnie traktowani byli jak zdrajcy. Książka jest opowieścią o dobru, o tym jak można czynić dobro w samym środku piekła. Jest to tym bardziej cenne, że wszędzie w mediach trwa zalew informacjami o złu.  
                Szabłowski napisał coś w rodzaju reportażu o dosyć ciekawej konstrukcji. Nie jest tak, jak np. u H. Krall, że jedna historia to jedno opowiadanie w zbiorze.   Opowieść snuta jest chronologicznie, a poszczególne wątki niekiedy występują tylko raz, częściej jednak pojawiają się w kilku miejscach. Nie jest wiec to zbiór luźnych opowiadań czy reportaży, ale po prostu integralna całość. Minusem takiego rozwiązania jest jedynie to, że wątki mogą się mieszać. Gdyby ktoś naprawdę rzetelnie chciał wszystko zapamiętać, musiałby niejednokrotnie cofać się i sprawdzać, które postać skąd się wzięła. Pomysł ten jednak jest oryginalny i całość dzięki temu mimo ciężaru tematyki czyta się dobrze w tym sensie, że książka wciąga czytelnika i pozwala oderwać się od rzeczywistości . I zmusza cały czas do myślenia.

     Historie są straszne oczywiście , inaczej być nie mogło. Ale są mimo wszystko różnorodne. Jest historia mężczyzny, który gdy tylko Ukraińcy zbierali się przed planowaną masakrą, udawał pijanego do nieprzytomności. Jest historia członka UPA , który regularnie brał udział w ludobójstwie wraz ze swoimi kompanami, ale na prośbę ojca uratował jedną polską  rodzinę. Jest opowieść o dwóch Ukraińcach, którzy ujawnili Polakom miejsce usytuowania koszar UPA i informacje o czasie planowanego ataku.  Umożliwiło to przeprowadzenie ataku wyprzedzającego. Jest arcyciekawa opowieść o czeskim pastorze, który ratował i Żydów i Polaków i nawet Niemców, a który o Polakach najlepszego zdania nie miał. Można poczytać, dlaczego. Nie da się tych wszystkich  historii tutaj wymienić, taka próba nie miałaby  też większego sensu. Trzeba przeczytać książkę. Autor spędził sporo czasu na Ukrainie rozmawiając z ostatnimi żyjącymi. Ocalił od zapomnienia masę ludzi.

                  Szabłowski podjął nawet próbę udzielenia odpowiedzi na pytania, dlaczego tak się stało, szukał  wśród różnych wypowiedzi przyczyn masakry. W innych źródłach, niż w tej książce, spotkałam się z informacją, że ludobójstwo było centralnie zaplanowane, bez względu więc na postawę miejscowej ludności, UPA bez jakichkolwiek sentymentów przystąpiłaby i tak do działania. Ale bez tego autentycznego poparcia miejscowych mordy nie przybrałyby aż takiej skali , pewnie okrucieństwo nie byłoby takie straszliwe. Są w „Sprawiedliwych zdrajcach” wypowiedzi , iż Polacy przed wojną wywyższali się , traktowali Ukraińców jako coś w rodzaju niższej kategorii. Jest nawet w ostatnim rozdziale opowieść Ukrainki, która pracuje teraz w Polsce, sprzątając domy. Kobieta jest światła, wykształcona, z dużą wiedzą, a jej opowieść  chociaż stawia nas, współczesnych Polaków w niedobrym świetle, daje sporo do myślenia.  
     Jest też i próba znalezienia odpowiedzi na pytanie, czy możliwe jest pojednanie polsko – ukraińskie. Są opisy współczesnych czasów, gdy Polacy przyjeżdżają na tamte tereny, chcą zobaczyć tamte miejsca. Ukraińcy nie są wobec tych przyjazdów niechętni. Autora książki traktowali wyjątkowo życzliwie. Jest opis sytuacji, gdy w trakcie takiej wizyty jeden z Polaków zaczął krzyczeć do Ukraińców, że  są mordercami. Jedna z Ukrainek odparła mu, że  tak rzeczywiście było, ale teraz ona proponuje kanapki i gorącą herbatę. Napięcie zostało rozładowane, ludzie zaczęli ze sobą rozmawiać bez agresji. Dialog wydaje się więc być zasugerowany  jako jedyne wyjście z tej sytuacji.  

czwartek, 8 grudnia 2016

Stanisław Lem „Kongres futurologiczny” – audiobook, czyta Adam Ferency

Mistrzowie słowa. Tom 22. Kongres futorologiczny
 
  
Mogłabym dodać podtytuł  - Stanisław Lem „Kongres futurologiczny” – audiobook, czyta Adam Ferency – czyli jak to jest, gdy człowiek zabiera się do czytania czy słuchania tego rodzaju literatury, która go nie pociąga i na której się nie zna.
     Lem jest już legendą a jego twórczość to dzieła wyjątkowe. To wie każdy. Tyle tylko, że w tych dziełach jest sporo wątków filozoficznych, a ja wstyd przyznać, ale filozofię znam bardzo słabo i nigdy  mnie ona nie pociągała. Być może to kwestia niewiedzy, może braku kogoś, kto byłby w stanie zafascynować innych tym tematem. Ale jest jak jest.  Z jednej strony za filozofią nie przepadam, ale z drugiej, Lema chciałam poznać bliżej. Sięgnęłam więc po „Kongres. Było mniej więcej tak, jak zlecał Hitchcock, czyli według recepty, że na początku ma być trzęsienie ziemi, a potem napięcie ma rosnąć. A właściwie była to odmiana teorii Hitchcocka. Początku jeszcze dałam radę wysłuchać i to nawet z pewnym, nikłym, bo nikłym , ale jednak zainteresowaniem, a potem było coraz gorzej.

wtorek, 6 grudnia 2016

Arthur Conan Doyle „Studium w szkarłacie” – audiobook, czyta Janusz Zadura













Obraz znaleziony dla: Studium w szkarłacie
Opowiadania o Sherlocku Holmesie można czytać dla samej przyjemności czytania. Lata mijają, pojawia się coraz więcej różnego rodzaju kryminałów i detektywów, a Sherlock Holmes  chyba na zawsze pozostanie rozpoznawalny i to dla każdego niemal na całym świecie. Ma swoje dziwactwa, ale w przyjaźni pozostaje wierny na całe życie. I zawsze i w teorii i w praktyce głosi pochwałę intelektu i logicznego myślenia. W opowiadaniach brak jest epatowania przemocą, jest za to empatia , nawet i zdarza się, że wobec zabójcy i jest humanitaryzm. Do tego dochodzi pejzaż z mgłami, unoszącymi się nad londyńskimi ulicami i nad Tamizą. I jeszcze nastój i grozy i tajemnicy. Tylko tyle i aż tyle.  Można się delektować bez końca, tak jak i można kontemplować niemal bez końca dzieło sztuki. A dzięki audiobookom można sobie zafundować Holmesa w drodze do pracy. „Studium w szkarłacie” traktowane jest jako powieść, dla mnie to raczej dłuższe opowiadanie, jako audiobook trwa około 5 godzin.

niedziela, 4 grudnia 2016

Julian Fellowes „Belgravia”


            
 Julian Fellowes znany jest głównie jako scenarzysta.  Próbował trochę sił i w literaturze, ale to Belgravia” jest jego pierwszą powieścią. Jeżeli komuś podoba się serial „Downton Abbey” , czy film „Gosford Park” prawdopodobnie spodoba się i „Belgravia”.

    Jest to powieść , której wydarzenia rozgrywają się w pierwszej połowie XIX wieku, a dzieją się one  zarówno na salonach arystokratycznych tamtejszego Londynu, wśród przedstawicieli tzw. dorobkiewiczów, ale i wśród służby, pokojowych, kamerdynerów itp. Książka ta reklamowana jest wszędzie m. in. informacjami o tym, że opisywane dwie rodziny łączy wielki sekret. Ten sekret ma przyciągnąć czytelnika. Ale ten właśnie sekret czytelnik poznaje bardzo szybko, zaraz na początku książki, w pierwszym rozdziale , zdradzenie go tutaj nie będzie więc żadnym  spojlerem. Otóż młoda Sophie Trenchard , pochodząca z dorabiającej się rodziny, miała romans z dziedzicem fortuny, młodym arystokratą,   Edmundem Bellasisem. Jej ukochany zginął pod Waterloo, a ona jak się okazało, była w ciąży. W ukryciu, ale za wiedzą rodziców, urodziła dziecko, które z obawy przed skandalem, oddano rodzinie porządnego, bezdzietnego pastora. W kolejnych rozdziałach, rozgrywających się ponad 20 lat później , gdy owo dziecko czyli Charles Pope będzie już młodym mężczyzną, okoliczności spowodują, że tajemnica zostanie zagrożona. Oczywiście dochodzą do tego i inne wątki, inne osoby, inne romanse, inne tajemnice. Ciekawe jest to, że w miarę  lektury okazuje się, że pewne wydarzenia wyglądały nieco inaczej, jak to się początkowo wydawało. Jest więc tym bardziej ciekawie.