sobota, 28 października 2017

Michał Bułhakow „Mistrz i Małgorzata” w tłumaczeniu Leokadii Przebindy, Grzegorza Przebindy i Igora Przebindy

 
    
      Tłumaczenie Leokadii Przebindy, Grzegorza Przebindy i Igora Przebindy jest trzecim z kolei. Jako pierwszy powieść przetłumaczyli Witold Dąbrowski i Irena Lewandowska, drugie tłumaczenie było Andrzeja Drawicza. Jest jeszcze czwarte z 2017r. Jana Cichockiego. Oprócz tego ostatniego czytałam wszystkie, a Drawicza ze 3 lub i 4 razy. Aby zauroczyć się tą powieścią, wystarczy wziąć dowolne tłumaczenie do ręki i z całą pewnością wystarczy. Bez żadnego problemu rozumie się przesłanie książki. Ale fascynując się nią, można porównywać poszczególne przekłady i doskonale się przy tym bawić. Nie jestem językoznawcą ani polonistą czy rusycystą, nie porównywałam przetłumaczonego tekstu do oryginału, ale muszę przyznać, że jeżeli ktoś zna powieść, czytał ją parę razy, wyczuje różnice w tłumaczeniu.

sobota, 21 października 2017

Andrew Wilson „Królowa zbrodni”

 
          
   „Królowa zbrodni” to interesujący, zbeletryzowany, wycinek biografii Agaty Christie, obejmujący okres jej tajemniczego zaginięcia, trwającego 11 dni w grudniu 1926r. Nawet mimo formy beletrystycznej biografia nie typowa, bo z jednej strony oparta jest na faktach, zaś z drugiej natomiast autor pokusił się o własną wersję tych wydarzeń w tym zakresie, gdzie są pewne niejasności i gdzie niczego  w 100% ustalić się już nie da.  Z różnych dialogów czy momentów wspomnień  czytelnik, nawet ten, który nic o pisarce nie wie, jest w stanie doskonale się zorientować o tym, jak wyglądało jej życie przed zaginięciem. Fakty i domysły można również bez problemu odróżnić, bo niemal do chwili zaginięcia mamy do czynienia wyłącznie z faktami. Od chwili zaś spotkania nieznajomego mężczyzny na peronie metra zaczyna się sfera domysłów, a obejmuje ona właśnie tegoż nieznajomego i prawie  wszystkiego, co się z nim łączy, oraz spotkaną przypadkowo przez Christie parę młodych ludzi.  W powieści mowa jest też o twórczości pisarki.  Całość napisana jest niezwykle lekko, oderwać się od książki jest ciężko. A lektura może być świetną zabawą nie tylko dla znawców twórczości czy życia Christie.  

wtorek, 17 października 2017

Jarosław Abramow – Newerly „Lwy z mojego podwórka” – audiobook, czyta Zbigniew Zapasiewicz


Obraz znaleziony dla: Lwy z mojego podwórka

     Podobnie jak i „Zostało z uczty bogów” Igora Newerly, audiobook jest mocno okrojony w porównaniu do tekstu pierwotnego. W wykonaniu Zapasiewicza trwa 3 godziny 43 minuty, a wydany przez inne wydawnictwo, gdzie czyta Jacek Kiss trwa 19 godzin 55 minut. Pierwsza seria audiobooków, wydana przez Agorę kilka lat temu zawiera właśnie wersje niepełne. Pisałam już przy okazji „Zostało z uczty bogów”, że wydawanie tak okrojonych audiobooków to totalne nieporozumienie. W tym przypadku z racji tego, że książka jest autobiografią czasów dzieciństwa z okresu do 1946 roku wyraźnie odczuwa się, że narracja się rwie i że są luki w wydarzeniach. Przykładowo zaraz po opisie upadku powstania warszawskiego i obozu w Pruszkowie następuje sekwencja wydarzeń, związanych z opuszczeniem Pruszkowa, zamieszkaniem u biednego rolnika i powrotem do Warszawy. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że niepostrzeżenie dla czytelnika wojna się zakończyła, zastanawiałam się , słuchając, jak możliwe było określone zachowania, że jak Niemcy mogli coś tolerować, tymczasem już rzeczywiście było po wojnie. 

poniedziałek, 9 października 2017

Paweł Jasienica „Polska Piastów” – audiobook, czyta Zbigniew Wróbel

Audiobook Polska Piastów  - autor Paweł Jasienica   - czyta Zbigniew Wróbel


       Ta rewelacyjna książka jest historią epoki Piastów, opowiedzianą z dużą, nieukrywaną dozą subiektywizmu. Z reguły w historycznych opracowaniach naukowych subiektywizm jest czymś , czego powinno się unikać. Książka Jasienicy nie jest, na szczęście , opracowaniem historycznym. A przez to, że autor stale ocenia róże piastowskie decyzje, nie ma żadnych problemów z jej odbiorem. Słucha się rewelacyjnie. Jest to doskonała lektura i dla miłośników historii i dla tych, którzy się nią specjalnie nie interesują. Szczególnie polecałabym ją tym, którzy za historią nie przepadają i nie za bardzo pojmują, po co w ogóle w szkole uczy się historii, przecież dawne wojny niby to nie mają żadnego znaczenia dla obecnych dziejów. Sposób napisania tej pozycji udowadnia tezę wręcz przeciwną, że gdyby ludzie mądrze uczyli się historii, mniej byłoby nietrafnych decyzji politycznych.

        Sposób napisania wygląda tak, że autor omawia określone wydarzenia, potem te ważniejsze komentuje i stara się przekonać czytelnika, dlaczego określone posunięcia polityczne uważa za dobre, inne za złe. Co znamienne, ma stale na względzie ogólne tło, czyli decyzje władców ocenia z uwzględnieniem  uwarunkowań zewnętrznych, akcentuje, jaka w danym momencie była sytuacja międzynarodowa, czy sprzyjająca, czy nie. Inaczej patrzy się na określoną politykę wewnętrzną, gdy ma się świadomość, że na zachodzie powstaje Marchia Brandenburska, od południa zagrażają Tatarzy, od wschodu Litwini, a od północnego wschodu Krzyżacy.

      Autor zrywa też z pewnymi, utartymi już stereotypami. Przykładowo staje w obronie Mieszka II, uchodzącego za nieudacznika, porównywanego permanentnie i to na niekorzyść, z ojcem Bolesławem Chrobrym. Uświadamia, jak wyglądała sytuacja zagraniczna i jak wiele w tym zakresie się zmieniło w krótkim czasie.  I finalnie stwierdza, że biorąc całokształt pod uwagę, wcale nie było to najgorszy władca. Podobnie jest i z Litwinami, których przywykliśmy już uważać za jagiellońskich sojuszników . Za Piastów następował stopniowy wzrost znaczenia Litwy i Litwa od czasów Mendoga zaczynała stanowić dla nas coraz większe, realne zagrożenie, które wyrażało się nie tylko w wojnie podjazdowej.  Mówiąc Piastach trzeba pamiętać o Litwie jako wrogu Polski.

        Wielokrotnie autor wyszczególnia, jakimi cechami odznaczała się polityka władców wielkich, za których uważał właśnie Chrobrego, Łokietka i Kazimierza Wielkiego, tego ostatniego już szczególnie. Nie zamierzam tutaj streszczać całego wywodu, zainteresowani mogą sięgnąć po tą pozycję, zasygnalizuję tylko i to wybiórczo parę kwestii. Kazimierz Wielki za priorytet uznał odbudowę państwa po rozbiciu dzielnicowym. Chciał odzyskać utracone wówczas ziemie, ale był realistą  i zdawał sobie sprawę z tego, że ze słabym jeszcze wojskiem wiele się nie zwojuje. Jako pragmatyk podpisał w 1343r. mało korzystny pokój kaliski z Krzyżakami, na mocy którego zrzekł się m. in. Pomorza Gdańskiego. Uznał, że w tym czasie Zakon był potęgą i wojna z nim była niemożliwa do wygrania, a więc  wojnę musi odwlec w czasie jak najdłużej się da. Ładowanie pieniędzy w wojnę, stratę ludzi uznał za niemożliwe do przyjęcia. Zaoszczędzone na wojnie pieniądze inwestował  m. in. w budowę zamków warownych , wiedział przecież, że wojna z tym czy innym wrogiem prędzej czy później wybuchnie. Inwestował też w naukę, zafundował słynny Uniwersytet, nazwany później Jagiellońskim. Ciekawe, co sądziłby o decyzji z 1939r., aby nie oddawać Niemcom Wolnego Miasta Gdańska i nie godzić się na eksterytorialną autostradę , i aby w konsekwencji bić się „o honor” i stracić 6 mln. ludzi…

     Kazimierz Wielki szukał też sprzymierzeńców i to wśród europejskich potęg, skłócanie się pod byle pretekstem z sąsiadami nie wchodziło w rachubę, nie szukał też sojuszników w państwach, pozbawionych jakiegokolwiek znaczenia.   Postawił m. in. na dobre kontakty z papieżem , co uzyskał płacąc regularnie świętopietrze, o czym inni władcy w tym czasie regularnie zapominali. Było to więc pewną formą przekupstwa, ale skuteczną, liczył się cel.  Gdy już papieża przekupił , to zabiegał przy pomocy dyplomatów o jego oficjalne, przychylne stanowisko dla rozstrzygnięć, dotyczących przynależności terytorialnej  do naszego państwa określonych ziem. Papież wiedział, że przyznając rację Polsce będzie  miał większe zyski ze świętopietrza.

   Przykłady różnych ciekawych rozważań można mnożyć. Lektor niczego nie psuje, nie popisuje się, czyta w spokojnym tempie.

6/6

piątek, 6 października 2017

John le Carre „Zdrajca w naszym typie”

Okładka książki Zdrajca w naszym typie
 
   
Mistrz powieści szpiegowsko – psychologicznej tym razem opowiedział  historię ze służbami specjalnymi w roli głównej i procederem prania brudnych pieniędzy w tle.  Zaczęło się od tego, że para Anglików w wieku około 30 lat: Gail i Perry wyjechała na urlop na Karaiby. Spotkali tam szalenie bogatego, bezwzględnego Rosjanina, który dorobił się majątku na różnych przestępstwach, szczególnie właśnie na praniu brudnych pieniędzy. Dima czując się mocno zagrożony ze strony swoich kolegów po fachu, złożył Anglikowi ofertę, aby przekazał on właściwym służbom, że na określonych warunkach chce on podjąć z nimi współpracę.
           Le Carre opisuje działania wywiadu od środka, bez bondowskich fajerwerków, skupia się na mrówczej pracy, niekiedy zza biurka, potem w terenie. Co dla niego charakterystyczne, stawia na psychologię, widzimy różne postacie w trakcie codziennych zajęć, narrator koncentruje się na ich systemie wartości, motywach, dylematach, ambicjach, wcześniejszych sukcesach czy porażkach.
       Początkowo przez większość książki dynamika akcji jest niewielka, ale sytuacja bohaterów się zmienia, wydarzenia nabierają tempa. Centrala ma problem z podjęciem decyzji, co zrobić z ofertą Rosjanina. Wokół niego zaś zaczyna robić się coraz niebezpieczniej, zagrożony jest oczywiście nie tylko on, ale i cała jego rodzina. Zagrożenie zaś stanowią nie tylko zwykli bandyci, ale i tzw. „białe kołnierzyki”, ludzie wykształceni, ustosunkowani, na wysokich stanowiskach, którzy również czerpią zyski z pralni pieniędzy. I trudno spodziewać się z ich strony bierności, gdy ktoś zechce zlikwidować źródła ich dochodu. Z biegiem wydarzeń można zobaczyć naszych bohaterów w sytuacjach naprawdę nietypowych, sytuacjach wielkiego zagrożenia.
      Obraz służb, jaki wyłania się z kart powieści daleki jest od idealizmu, najlepiej zwykłemu człowiekowi byłoby trzymać się od nich jak najdalej. Jednostki traktowane są wyłącznie przedmiotowo.
     Gdyby jednak nie te jednostki (niektóre oczywiście)  w machinie służb specjalnych , wydźwięk książki byłby skrajnie pesymistyczny.  Ale główni bohaterowie suma summarum są taką iskierką nadziei w oceanie konformizmu, tchórzostwa i wyrachowania. Nie są idealni i nie są  idealistami, nie wszystkie decyzje , podejmowane przez nich, lub w pewien sposób na nich wymuszone, były etyczne, wszyscy mają sumieniu różne grzeszki, większe i mniejsze i zawiedli zaufanie niejednej osoby. Ale też nie są oni wyłącznie cynikami i nie jest im łatwo żyć z pełną świadomością własnego unurzania w różne brudy i przy jednoczesnym zrozumieniu złożoności całej tej sytuacji. Płacą za to i to słono, chociażby samotnością. Motywy ich działania początkowo wydają się  być wypadkową troski o własny, szeroko pojęty interes, ale też i o dobro ogółu, raz ze wskazaniem na jedno, a raz na drugie. W kluczowych momentach okazuje się jednak, że zaczyna zdecydowanie przeważać to drugie, narażają się oni coraz bardziej,  działają już nie na granicy prawa, ale wręcz je łamiąc w imię wyższych celów. I mają pełną świadomość, że może nie być żadnej nagrody, czy chociażby nawet i satysfakcji, a w razie fiaska operacji, o ile przeżyją,  czekać ich będą same problemy, łącznie z obarczeniem winą za niepowodzenie lub w ogóle za podjęcie ryzyka. Jest to smutne i realistyczne aż do bólu. Ale to właśnie dzięki takim osobom, jakie opisuje le Carre, z reguły nieznanym ogółowi, dzięki ich zaangażowaniu i poświęceniu  dokonywane są rzeczy wielkie. Czasem coś nie wychodzi, zresztą nie wiem, czy czasem, może często.  Tym bardziej można podziwiać ich postawę.
        Czytuję le Carre`a głównie z uwagi na jego wnikliwość psychologiczną, ale też i za znajomość prawdziwego życia, postrzegającego osoby i sytuacje bez cienia naiwności. No a zupełnie już niezależnie od wszystkiego, to jest on jednym z absolutnie nielicznych pisarzy, tworzących powieści szpiegowskie, którzy tak naprawdę wiedzą , o czym piszą, bo sami  przecież byli kiedyś szpiegami.
         Ta niewątpliwie spora liczba atutów książki jest przyćmiona, niestety, co do większej części opisywanych wydarzeń przez  nużący sposób narracji. Nie wiem, czy efekt taki był celowym zabiegiem ze strony autora, może chciał on uzmysłowić czytelnikom, jak nudna niekiedy potrafi być praca agenta wywiadu i dostosował do wykonywanych przez bohaterów czynności narrację. W każdym bądź  razie  książkę czyta się ciężko. Ale za to ostatnie kilkadziesiąt stron nagradza i to z nawiązką tych, którzy dotarli aż tak daleko. Akcja rusza, a zaskoczenie goni zaskoczenie. Zakończenie zaś to prawdziwy majstersztyk pod każdym względem, warto dla niego trochę się pomęczyć.  
5/6