„Pocałunki
składane na chlebie” to świetny przykład na to, jak z wielkim powodzeniem można
znaleźć szalenie interesujący temat i jeszcze w równie absorbujący czytelnika
sposób go opisać. Twórcy często mają
problem ze znalezieniem tematu, słyszałam nawet o wyjazdach zagranicznych w
trakcie kursów reportażu, mających na celu znalezienie czegoś ciekawego. A. Grandes
zaś opisała życie codzienne życie kilkunastu mieszkańców Madrytu w czasie niedawnego
kryzysu gospodarczego.
O kryzysie wiele się mówiło w różnych mediach,
ale jak dotąd nie kojarzę żadnej książki beletrystycznej na ten temat. Autorka pokazała różne postawy ludzkie, jedni
walczą, inni poddają się, co ciekawe – nie zawsze ci niby silni stają do walki.
Jedni zacieśniają więzi z innymi ludźmi, inni wręcz przeciwnie, zaczynają się
izolować. Jeszcze inni wpadają w marazm. To właśnie w tej traumatycznej
sytuacji okazało się, kto tak naprawdę potrafi radzić sobie w takich warunkach.
Jedna ze starszych bohaterek boi się o swoją rodzinę, bo oni całe życie żyli w
dobrobycie, nie są odporni na prawdziwe trudności. Jej pokolenie tyle przeżyło,
że z kryzysem da sobie radę, widzieli gorsze rzeczy. Całość opowiadana jest bez
moralizowania i politykowania, nie ma dyskusji, dlaczego tak się stało, kto ma
za to odpowiadać itp. Zaletą książki jest lekki ton narracji, nie przytłacza to
tak, jak np. książki wojenne. I jeszcze wszystko dzieje się w scenerii rozświetlonego
słońcem Madrytu. Bohaterami są ludzie różnych pokoleń o różnym statusie
społecznym, ci którym się dotąd wiodło i przeciwnie, wykształceni i
niewykształceni, mający rodzinę i samotni.