
Oto kolejna melancholijna i mocno refleksyjna książka Islandczyka, jednego z moich ulubionych autorów kryminałów, pisałam o nim już kilkakrotnie. Jego znak rozpoznawczy, unikalny i wyjątkowy to taki sposób pisania, że czytelnik coraz bardziej i bardziej współczuje ofiarom. Mało kto jest tak empatyczny, jak właśnie Indridason. On rozumie wszelkie ofiary. Czytając nie można pozostać obojętnym na zło, które zostało komuś wyrządzone.