wtorek, 30 maja 2023

Olga Tokarczuk „Czuły narrator”

 


    O ile moje doświadczenia z powieściami naszej noblistki są różne, o tyle nie mam żadnych wątpliwości co do jej esejów, wykładów i temu podobnych krótkich form. Są wyśmienite. Pisałam już o rewelacyjnej „Lalce i perle”, zbiór esejów i wykładów z tomu „Czuły narrator” jest naprawdę zachwycający, porażający i dający mnóstwo do myślenia, a poza tym czyta się go bardzo dobrze. 

     Całość jest bardzo głęboka, wszystkie teksty dotyczą literatury, a głównie powieści, ogólnie, jako o sposobie opowiadania o świecie, a w dwóch wykładach łódzkich jest szerzej mowa już o konkretnych powieściach: „Księgach Jakubowych” i o „Prowadź swój pług przez kości umarłych”. Na jednym z najprostszych poziomów zbioru mowa jest o ulubionych książkach autorki w różnych okresach życia i o ulubionych bohaterach literackich, wspomniany jest m. in. Juliusz Verne z dzieciństwa, potem Prus, Mann i jego „Czarodziejska góra”, Bruno Szchultz, Cotzee i masa innych. Dlaczego fascynują nas bohaterowi literaccy? „Bohater literacki jest zarazem sobą, człowiekiem żyjącym w określonych warunkach historycznych, czy geograficznych, a jednocześnie wykracza daleko poza ten konkret, stając się Każdym i Wszędzie. Kiedy czytelnik śledzi czyjś historię, może utożsamiać się z losem opisywanej postaci i rozważać jej historię, jak swoją.” Ponadto „Traktujemy postaci literackie jak bliskich nam i całkiem realnych ludzi. Przywiązujemy się do nich, porównujemy do nich; niektóre z nich potrafią zmienić nasze życie”. Porównywanie swoich ulubionych książek i swoich ulubionych bohaterów literackich do wskazań Tokarczuk, jest świetną zabawą. Ponadto autorka zastanawia się też nad tym, czy bohaterowie powieści aby na pewno są wymyśleni, może są po prostu skądś wydobyci…

       Są wymienione kryteria, które zdaniem autorki, winna spełniać ta powieść, która jest powieścią wielką, ponadczasową. Oczywiście kryteria te są dyskusyjne. Otóż powieść powinna mieć „element ekscentryczności”, co polega na tym, że „Powinna niczym lampa zawsze podświetlać to, co wyraziste i jasne, pod innym kątem, tak by znane w jej świetle okazało się nagle zupełnie nieznane, oczywiste – nieoczywiste, oswojone – dzikie, a bezpieczne – podejrzane.” Ważnym elementem jest też tajemnica i pewna doza irracjonalności, autor nie może przemawiać tylko z pozycji „szkiełka i oka”. W niektórych powieściach doza irracjonalności i tajemnicy jest wielka, np. w „Mistrzu i Małgorzacie”, a w innych niemal niewidoczna, autorka zauważyła ją i w „Lalce” i w „Czarodziejskiej Górze”. Generalnie Tokarczuk opiewa powieść jako coś absolutnie wyjątkowego, to w powieści można przekazać właściwie wszystkie prawdy o człowieku, wszystkie uczucia, obawy, lęki, radości itp. „Literatura wyprowadza nas poza siebie samych i pozwala uczestniczyć w doświadczeniu, które inaczej nie byłoby nam dane.”  

   Najbardziej zaś zastanawiające są rozważania na temat tego, kim jest narrator. Powieściopisarz, nie każdy oczywiście i nie zawsze, przekazuje często takie prawdy i taką wiedzę, którą nie wiadomo skąd uzyskał. Bywa tak, jakby rzeczywiście nieznany ktoś lub coś, podpowiadało pisarzowi pewne fragmenty. Pamiętam jak w „Listach” Tolkien opisywał, jak pisząc o pobycie hobbitów w karczmie „Pod Rozbrykanym Kucykiem” nagle zobaczył Obieżyświata, a takiej postaci wcale nie przewidywał. Musiał w tej sytuacji wprowadzić go do akcji. Olga Tokarczuk opisuje to tak: „A może pochodzi z zewnątrz, jest głosem innych bytów, z którym opowiadacz czy opowiadaczka wchodzi w mediumiczne koneksje? (W taki właśnie sposób swój warsztat opisywała niedawno Hilary Mantel, mówiąc o pisaniu głośnej książki „W komnatach Wolf Hall).”  Autorka wspomniała w tym kontekście”,  też swój „Dom dzienny, dom nocny”. „Narratorka jest zbyt mała, zbyt krucha, żeby objąć wszystkie zakresy opowieści. Historie nieustannie wymykają się poza jej horyzont poznawczy, podróżują w czasie, tworzą koincydencje i związki. To z pewnością nie jest perspektywa rzeczywistej osoby. Ma się raczej wrażenie, że ta naszkicowana kilkoma kreskami narratorka ulega przejęciu przez głos potężniejszy, dużo bardziej rozległy i uniwersalny.” Co charakterystyczne, takie wrażenie, że niekiedy zamiast narratora mówi ktoś większy, czy coś większego, faktycznie mam przy czytaniu naprawdę dobrej literatury. Pisał o tym Miłosz w „Sekretarzach”, o których Tokarczuk również wspomniała:

„Sługa ja tylko jestem niewidzialnej rzeczy, 

Która jest dyktowana mnie i kilku innym.

Sekretarze nawzajem nieznani, po ziemi chodzimy

Niewiele rozumiejąc. Zaczynając w połowie zdania.

Urywając inne przed kropką. A jaka złoży się całość

Nie nam dochodzić, bo nikt z nas jej nie odczyta.”

   10/10 

               

       


środa, 24 maja 2023

Agata Christie „Śmierć na Nilu”

 


     Jest to jedna z lepszych powieści Agaty Christie. Jest ściśle określone grono osób, które mogły popełnić zbrodnię, tym razem nie takie małe. Wydarzenia rozgrywają się na statku, ale takiej klasy, że przypomina słynny pociąg opisany przez autorkę nieco wcześniej w „Morderstwie w Orient Expressie”. Wśród podróżujących wyróżnia się młode małżeństwo, Linnet i Simon, oraz Jacqueline, była narzeczona Simona, która udała się w rejs za młodą parą po to, aby albo zrobić im na złość, albo zrobić coś jeszcze gorszego. Jacqueline jest owładnięta jednocześnie i poczuciem krzywdy i chęci zemsty, nic innego jej nie interesuje. Hercules Poirot określił to jako stan zbratania się z szatanem, bo ktoś żywiący tak mocno takie uczucia i pielęgnujący je, powoli traci nad sobą kontrolę. Każda kolejna scena z Jacqueline tą tezę potwierdza, obsesja się powiększa i właściwie dla każdego uczestnika rejsu widoczne, jest, że tragedia wisi na włosku. Znam takie osoby, jak Jacqueline, tylko że w ich przypadku w pewną paranoję wpędziło ich zwolnienie z pracy po to, aby móc zatrudnić na ich miejsce kogoś zdecydowanie głupszego i mniej kompetentnego, ale za to z rodziny lub po znajomości. Uczucia takiej osoby są dokładnie takie, jak opisała autorka. Powoli wszystko inne przestaje dla takich ludzi istnieć. Hercules Poirot zasugerował dziewczynie, aby zamknęła ten rozdział życia i skupiła się na czymś innym, bo potem może by za późno, bo sprawy wymkną się spod jej kontroli. Opis takiego nienormalnego stanu ducha, jakieś niepoczytalności, w którą człowiek jest w stanie sam się wpędzić, jest największym atutem tego dzieła. Oczywiście pamiętać należy, że autorką powieści jest Królowa Kryminału i nic nie będzie u niej takie proste, jak może się to wydawać na pierwszy rzut oka.  

   Inną ciekawą perspektywą obserwacji wydarzeń jest spojrzenie Detektywa Wszechczasów, który obserwując rozwój wypadków stwierdza, że cieszy się, że nie jest już młody. To przecież głównie w młodości ludzie są targani szalonymi emocjami, to wówczas popełniają najpoważniejsze błędy życiowe, takie których skutki  wloką się potem przez całe życie. A główni bohaterowie rzeczywiście są bardzo młodzi, Linnet nie ma jeszcze skończonych 21 lat. 

   Wydarzenia wciągają, czyta się naprawdę dobrze, zakończenie jak zwykle u Christie zaskakuje. No i chyba jest to jedyna książka Agaty Christie, której akcja rozgrywa się na statku. Kojarzę trzy jej powieści z wydarzeniami, umiejscowionymi w pociągu, wspomniane już wyżej „Morderstwo w Orient Expressie”, „Zagadka Błękitnego Expresu” i „4.50 z Paddington”, z tym że w tej ostatniej większa część akcji rozgrywa się w pałacyku. Jest też „Śmierć w chmurach”, gdzie do zabójstwa dochodzi w samolocie. „Śmierć na Nilu” jest jedną z oryginalniejszych powieści „Królowej Kryminału”. 

8/10     


sobota, 20 maja 2023

Adam Podlewski „Zakon Świętego Brutusa. Opowieść spiskowa o dawnej Warszawie” – audiobook, czyta Miłogost Reczek

 


    U Podlewskiego wreszcie znalazłam to, co w kryminałach trudno jest znaleźć, czyli psychologię, głębię charakterów ludzkich, niejednoznaczne sylwetki, pogmatwane motywy postepowania ludzkiego. Nikt nie może być oceniony prosto i jednoznacznie. Nie jest to oczywiście głębia taka, jak w wielkich powieściach psychologicznych, kryminały są czymś innym, ale naprawdę można być usatysfakcjonowanym. W porównaniu do książek A.W. Sawickiego, których niedawno słuchałam, a które też są kryminałami retro, umiejscowionymi w Warszawie w podobnym okresie, czyli na początku XIX wieku, „Zakon Świętego Brutusa” jest pod tym względem głębszy, z tego jednak powodu nieco trudniej się go słucha, wymaga większej uwagi. Miłogosta Reczka słuchałam już nie raz, jest ok.  

    Wydarzenia rozgrywają się w 1830r., w listopadzie, krótko przed wybuchem Powstania Listopadowego, epilog książki, to już jest powstanie. Można przyjrzeć się tzw. polskim elitom. Mało kto był zaangażowany w działalność niepodległościową, ludzie dbali o swoje status quo, mieli świadomość, że w tym momencie dziejowym szanse na sukces walki zbrojnej są znikome. Zdawali też sobie sprawę z tego, że coś "wisi w powietrzu”, że może dojść do wybuchu powstania. Skrycie deklarowali oczywiście patriotyzm, ale poza tym normalnie żyli. Na niektórych salonach bywał Wielki Książę Konstanty, znajomość z nim czy z jego żoną w niektórych kręgach była nobilitacją towarzyską. Jedna z bohaterek, gdy bliski jej mężczyzna został aresztowany za podejrzenie udziału w spisku przeciwko carowi, przemyciła mu do więzienia truciznę. Uznała, że dla nich obojga lepiej byłoby, gdyby on popełnił samobójstwo, jej pozycja towarzyska na tym tylko  zyskałaby. Ewentualny wyjazd ze skazanym na Sybir nie wchodził dla niej w rachubę. Pokazane jest też, jak w trakcie procesu przeciwko domniemanym spiskowcom wszyscy oni chcieli się ratować i zaprzeczali swojej roli, nie mając jednocześnie nic przeciwko temu, aby wśród nich znalazł się kozioł ofiarny. Znajduje się również i denuncjator. Nawet gdy wybuchło powstanie, motywy udziału w nim były różne, nie każdy, kto walczył, był krystalicznego charakteru i paradoksalnie, nie każdy walczył z pobudek patriotycznych. A. Podlewski wydobył złożoność sytuacji.   

   Świetnie pokazana jest Warszawa tamtego okresu, są też znane postacie, jak np. Juliusz Słowacki, Joachim Lelewel. Co do akcji zaś, to w Warszawie pojawia się przybyły z katorgi dawny więzień, uczestnik spisku p-ko Moskalom, który postanawia się zemścić za zdradę. Na ludzi pada blady strach.

7/10 

czwartek, 11 maja 2023

Dominique Loreau „Sztuka minimalizmu w codziennym życiu”

 

   Totalny bełkot na temat życia, z pseudomądrościami, powtarzanymi sloganami, typu: nie wiesz kim jesteś, nie wiesz, kim jesteś i  z małą domieszką porad na temat tego, jak pozbywać się zbędnych rzeczy. Te uwagi o pozbywaniu się rzeczy można sprowadzić do jednego – najlepiej pozbyć się niemal wszystkiego, dotyczy to również książek. Gdyby to skondensować, mógłby wyjść artykuł i byłoby to zdecydowanie sensowniejsze. Cała książka i jej czytanie to strata czasu i pieniędzy. 

       Co gorsze, co do minimalizmu w praktyce, to w większości są to prozaiczne porady, powtarzanie w kółko tego, co i tak jest wiadome bez czytania książki.  Zaprezentowane są bardzo radyklane postulaty, najlepiej więc ograniczyć do minimum wszelkie zakupy, pozbyć się zbędnych mebli, z kuchni zbędnych sprzętów AGD. Zbędny oznacza po prostu coś, bez czego da się żyć. Odnośnie urządzeń AGD autorka kwituje, że nasze babcie żyły bez wielu sprzętów i się dało, trzeba więc do tego wrócić. Czyli inaczej mówiąc, stosując się do porad z książki, należałoby całe dnie spędzać na porządkach i gotowaniu i prawie wszystko w kuchni robić ręcznie. Na urlop nie ma sensu przeładowywać walizki, trzeba też oczyścić przestrzeń wirtualną, nie powinno się np. mieć dwóch kont bankowych, nie powinno się mieć żadnych pamiątek. Trzeba dbać o to, by nie kupować za dużo jedzenia, bo potem się je wyrzuca do śmieci. Naprawdę, nie ma tu niczego odkrywczego.  

    2/10


sobota, 6 maja 2023

Sławek Gortych „Schronisko, które przetrwało”

 

    Majówka upłynęła mi pod znakiem książek Sł. Gortycha. Przeczytanie dwóch części, jedna po drugiej, daje efekt, jakby się było na sudeckich szlakach. Gdy skończyłam, żałowałam, że nie ma jeszcze części trzeciej. Formuła książki jest taka sama jak i tomu pierwszego, jest teraźniejszość i nawiązania do przeszłości, kilka małych podrozdziałów rozgrywa się w czasie wojny lub krótko po. Tak jak i w pierwszej części, odczuwa się fascynację autora ziemią sudecką i ta fascynacja się udziela. Znowu czułam tęsknotę za tamtymi szlakami. To szalenie emocjonalna książka, w czasie czytania przypominały mi się też inne miejsca, które mnie zafascynowały, chociaż w ogóle nie było o nich mowy. Ta książka po porostu wydobywa z czytelnika potrzebę ponownego zobaczenia ulubionych miejsc. A w Sudety i na tzw. Ziemie Odzyskane wręcz pcha. Wielu autorów ma swoje ukochane miejsca, ale mało kto potrafi pisać tak, aby ta fascynacja się udzielała.  

    W tym tomie tytułowym schroniskiem, które ocalało, jest Odrodzenie. Wątki historyczne zajmują najmniej miejsca, ale są mocno frapujące. W czasie wojny a nawet jeszcze parę lat przed jej wybuchem, schronisko to było zaanektowane dla potrzeb Hitlerjugend, tam odbywały się ich obozy szkoleniowe. Trzech członków tej organizacji przewija się w tej książce, są to bardzo nietypowi bohaterowie. Z racji tego, że nie wszyscy Niemcy po wojnie zostali od razu wysiedleni, wspomniani hitlerowcy mając poparcie w miejscowej ludności, zajmowali się przez jakiś czas m. in. sabotażem.    

    Z wydarzeń współczesnych rewelacyjne, aczkolwiek krótkie, są opisy wędrówek po szlakach, krajobrazów, schronisk itp. Z dawnych wędrówek pamiętam całe połacie zniszczonych przez kwaśne deszcze drzew, robiło to upiorne wrażenie. Też jest to opisane i autorowi też udzielił się ten sam nastrój, czułam się tak, jakbym znowu tam była.  

    Tym razem wydarzenia współczesne pędzą. W tomie poprzednim, z akcją nieco bardziej statyczną, fascynował mnie nastrój grozy, tutaj z kolei są pościgi, jest porwanie, jest rozbudowana historia miłosna. Ta część jest najmniej ciekawa, aczkolwiek mimo to czyta się ją dobrze. Wątki współczesne są niestety dość przewidywalne, charaktery postaci ledwo zarysowane, też bardzo prościutkie. Ale wędrówki po górach i fascynacja nimi rekompensują te mankamenty. 

8/10



środa, 3 maja 2023

Sławek Gortych „Schronisko, które przestało istnieć”

 

    Tegoroczna majówkowa lektura okazała się fascynująca do tego stopnia, że natychmiast w jej trakcie kupiłam drugą część cyklu. Podczas czytania można sobie przypomnieć własne wędrówki po Sudetach, schroniska, szczyty i inne miejsca, które opisane są właśnie w książce. Można też poczuć zew gór, wzywający, aby tam po raz kolejny pojechać. I jest to bardzo silny zew. Rzadko kiedy w trakcie czytania książki czuję tak wielką tęsknotę za określnym miejscem. Autor kocha góry, to widać i potrafi do tego pisać tak, że tekst wciąga i nie można się od niego oderwać. 

     Kryminałów jest tak dużo, że wydaje się, iż wszystkie pomysły są już wyczerpane, że chyba nie da się już wymyśleć czegoś nowego. W tym przypadku się udało. Mamy tu i teraźniejszość i przeszłość i do tego jeszcze ponadczasowe sudeckie legendy o Duchu Gór. Za tą wielką fascynację górami i za pokazanie jej w taki sposób, że udziela się czytelnikowi, za te wielkie emocje towarzyszące czytaniu, jestem w stanie wybaczyć autorowi różne drobne niedociągnięcia, są one niemal niezauważalne. Osobiście zachód Polski znam bardzo słabo i w niewielu miejscach tam byłam. Dobitnie uświadomiłam to sobie podczas czytania. Ale poczułam, że chcę te ziemie poznać. Skutek tej lektury będzie długofalowy.   

       Może coś przeoczyłam, ale nie przypominam sobie do tej pory żadnego kryminału z akcją osadzoną w Sudetach, a w znacznej części w górskich schroniskach i do tego jeszcze z retrospekcjami do mrocznego czasu wojny i okresu powojennego. Te retrospekcje stanowią około 10% książki, może nieco więcej, ale też są jednym z najciekawszych aspektów. Wspomniane są m. in. wysiedlenia ludności niemieckiej, dosyć brutalne, kradzieże dzieł sztuki, powojenna już działalność niemieckiej partyzantki, spodziewającej się tego, że Niemcy szybko tam wrócą. Powojenne Ziemie Odzyskane ukazane są jako Dziki Zachód, gdzie po wojnie panowało totalne bezprawie i było niebezpiecznie niemal tak, jak w trakcie wojny. Wszystkie te wydarzenia tylko pozornie minęły, ich skutki są odczuwalne cały czas. Są też pokazane postacie historyczne, np. noblista Hauptman i jego budzące wiele kontrowersji, bliskie kontakty z niemieckimi nazistami. 

     Wydarzenia współczesne z kolei, tzn. z 2004r., rozgrywają się głównie w sudeckich schroniskach, na sudeckich szczytach i graniach. Nastrój jest niesamowity, bo akcja toczy się w listopadzie, często jest ciemno, deszczowo, wieje silny wiatr. Maksymilian Rajczakowski samotnie udał się do nieczynnego sudeckiego schroniska, krótko wcześniej wykupionego przez jego wujka. Wujek zginął w tajemniczym wypadku, spadł w przepaść. Wszystko wskazuje na to, że coś grozi Maksymilianowi. 

9/10