niedziela, 26 stycznia 2014

Hilary Mantel „W komnatach Wolf Hall”



         Wspaniała książka! Dawno nie czytałam czegoś tak świetnego. Wszystkie nagrody, jakie dostała autorka, w tym Man Booker Prize , są absolutnie zasłużone.  Nie będę książki  streszczać, wspomnę, że jest to  historia Tomasza Cromwella, skupiająca się na okresie  , kiedy to król   Henryk  VIII znudził się już pierwszą żoną Katarzyną Aragońską i zakochał się w Annie Boleyn , czyli z  przełomu lat dwudziestych i trzydziestych XVI wieku.  De facto akcja zaczyna się w 1500r. , ale do następnych lat przechodzi bardzo szybko, o dzieciństwo  Cromwella zaledwie zahacza. Akcja obejmuje poznanie się Anny i Henryka, koronację Anny , narodziny Elżbiety i kończy się wówczas, gdy są już pierwsze bardzo delikatne symptomy  zainteresowania się króla inną kobietą, Jane Seymour. Miałam problem, aby od tej książki się oderwać. Wydarzenia opowiadane są przez narratora, który obserwuje życie Tomasza Cromwella . Na całe szczęście nie jest to opowieść w stylu harlequina. Oczywiście nie ma możliwości, aby pominąć  historię małżeństw Henryka VIII, ale jest w tej powieści coś, co sprawia, że i jako źródło historyczne , i jako opowieść o władzy , i o miłości czy nienawiści , stawiam ją szalenie wysoko .

       Wahałam się trochę, zanim „W komnatach Wolf Hall”  kupiłam. Wydawało mi się, że historia  Henryka VIII jest  mi dość dobrze znana i obawiałam się, że niczego nowego się z tej książki nie dowiem, tym bardziej, że  w ubiegłym roku obejrzałam na dvd  całą „Dynastię Tudorów” . Okazało się, że dowiedziałam się z niej bardzo dużo. Oprócz tego  tamte czasy po tej lekturze w końcu zrozumiałam .

     Cóż więc jest w niej takiego, co powoduje, że jest według mnie wyjątkowa?  Z pewnością  punkt widzenia, czyli oglądamy wydarzenia widziane jakby przez Cromwella, który uchodzi obecnie  za skrajnie czarny charakter i niemal uosobienie zła. Hilary Mantel nie stara się go ani wybielać , ani tłumaczyć, ale starała się  go zrozumieć i przeniknąć zarówno motywy, jakimi  się kierował, jak i cele, do jakich dążył. Z reguły wszystkie filmy i książki dotyczące tamtego  okresu opowiadają o wszystkim z punktu widzenia tego, co dzieje się na dworze królewskim . Tu jest inaczej, Tomasz Cromwell bowiem na dwór nie trafił tak szybko. Kolejną rzeczą jest niesamowita umiejętność pisania Hilary Mantel. Opisuje ona wszystko tak, że nie można się nudzić. Doskonale wie, kiedy  np. fragment np. o reformach w kościele należy zacząć i kiedy trzeba już go przerwać, tak aby czytelnik z jednej strony zyskał rozeznanie, na czym to polegało, a z drugiej aby się nie znużył. Wątki trudniejsze, np. o walkach o wpływ na władzę  różnych możnowładców umiejętnie przeplata z luźniejszymi aspektami, np. osobistych relacjach pomiędzy królem a Katarzyną Aragońską, o ich zdrowiu itp. Inny aspekt książki to właśnie wszechstronność w spojrzeniu na epokę, opisane są wszystkie chyba ważniejsze sprawy z tamtego okresu czasu, począwszy od wybuchu zarazy, poprzez upadek kariery kardynała Wolsey’a – Lorda Kanclerza , konflikt króla z Tomaszem Morusem , kulisy walki o wprowadzenie ustawy o sukcesji po rozłam z papiestwem.

     Podczas czytania nie mogłam oprzeć się bezustannemu niemal powracaniu ( myślą )  do serialu - „Dynastii Tudorów”  . Dynastia zrobiła na mnie spore wrażenie i uważam ją za jeden z najlepszych seriali historycznych .   Właśnie ten serial z książką Hilary Mantel doskonale się uzupełniają. Pokazują co prawda te same wydarzenie , ale  już nie wszystkie, niektóre są tylko w książce, inne tylko w filmie. Wydaje mi się, że książka jest głębsza. Oto garść przykładów. W filmie Cromwell to skrajny koniunkturalista o przeciętnej wiedzy i inteligencji . W książce pokazany zaś jest jako mąż stanu, a jego decyzje nie tyle wynikają z koniunkturalizmu, co chociażby z wcześniejszego krytycznego nastawienia do papiestwa    i przychylnego patrzenia na reformację. Morus w filmie to męczennik za wiarę, niemal bez skazy, pokazano , jak palił ludzi na stosie, ale kontekst był taki, że robił to , gdyż takie były realia epoki. Mantel zaś wprowadziła inne elementy jego charakteru, takie, których w filmie nie było, jak pęd  do władzy, brak minimalnej chociażby tolerancji, okrucieństwo i fanatyzm religijny w najgorszym tego słowa znaczeniu. Każdy czytelnik i widz może  po obejrzeniu filmu i przeczytaniu książki zastanowić się, który obraz poszczególnych postaci jest pełniejszy i bliższy prawdy.  Różnice pomiędzy filmem i książką można oczywiście mnożyć i opowiadać o tym można byłoby w nieskończoność.

      Wpływ serialu na mój odbiór książki z kolei był taki, że nie potrafiłam sobie wyobrazić poszczególnych postaci , ich wyglądu, ubioru,  inaczej, jak właśnie pokazani byli na ekranie. Tak samo wygląd zamków i pałaców – widzę je poprzez obraz serialu.  

   Teraz z kolei czytam druga część całej historii , czyli powieść „Na szafocie” i już na samym początku widzę, że jest tak samo rewelacyjna, jak i cześć I. Szkoda, że ostatni tom ukaże się najprawdopodobniej  dopiero w 2015r.   

 

środa, 22 stycznia 2014

Zbigniew Nienacki „Pan Samochodzik i księga strachów” audiobook , czyta Wojciech Malajkat

Pan Samochodzik i Księga strachów - Zbigniew Nienacki
      
       Uwielbiam  raz na jakiś czas wracać do książek dzieciństwa. Chyba jest to pewna forma sentymentalizmu, ale podoba mi się to.  „Pana Samochodzika i księgi strachów” jako dziecko nie czytałam , ale klimat  opowieści o panu Smochodziku znam dobrze, czytałam inne książki Nienackiego, a poza tym kojarzę też filmy, np. Pan Samochodzik  i  templariusze  . Pamiętam dobrze klimat podekscytowania i przygody, gdy za te książki się brałam i gdy oglądałam filmy. Była to prawdziwa przygoda.
       Z tym większą więc ciekawością sięgnęłam po audiobooka. Efekt był również ciekawy. Książka spodobała mi się, a poza tym nawet mnie zaskoczyła. Pan Samochodzik tym razem wraz z podopiecznymi poszukuje pamiętnika niemieckiego oficera z czasów wojny. Historia zaczyna się blisko granicy niemieckiej, w Jasieniu.  Tak bardzo pamiętałam o tym, że słucham książki dla dzieci, że nawet nie przyszło mi do głowy, iż coś może mnie zaskoczyć. Co do zasady, zakończenie było przewidywalne tylko w dość małym stopniu. Wydarzenia okazały się bardziej skomplikowane , niż się spodziewałam. Zaskoczyli mnie główni bohaterowie, bo również nie rozszyfrowałam, kto jest kim. Ta książka może być dobra zabawą  również dla dorosłych, jako luźniejsza rozrywka. Dla mnie szczególnie interesujące były elementy historii Polski, a konkretnie historii, związanej z ziemiami zachodnimi, o których opowiada harcerzom  pan Tomasz, np. o bitwie pod Cedynią .

        Atutem okazał się dla mnie  świetnie odtworzony klimat lat PRL-u, szczególnie dla tych, którzy pamiętają tamten czas. Dla tych co nie pamiętają, pod tym względem może to być lekcja historii pozbawiona dydaktyzmu. Możemy obserwować tamten czas przez pryzmat wakacyjnych wczasowiczów. Nad jeziorem w szczycie sezonu brakuje kajaków, granicy z Niemcami przekroczyć nie można, potrzebny jest paszport i nie tylko. Jeżeli już ktoś ten paszport uzyska, musi ustawić się do kolejki samochodów . Ludzie wypoczywają śpiąc w namiotach,  myją się w jeziorze, a czas spędzają przy ognisku  . Z racji tego, że nie było wówczas głośnych historii z pedofilami w roli głównej, rodzice nie boją się zostawiać dzieci pod opieką pana Tomasza, lub nawet i bez opieki . Nie ma komputerów, ani telefonów komórkowych, telewizji nikt nie ogląda. Żywe są za to różne historie z czasów wojny, a antagonizmy polsko-niemieckie są tak ostre, jak wieki wcześniej, jakiekolwiek zbliżenie z Niemcami wydaje się nie wchodzić w ogóle w rachubę i nikt  nawet   o czymś takim nie myśli i tego nie przewiduje . Za to jest tradycyjny podział ról damsko-męskich, gdy towarzystwo jest z daleka od stołówki , kobiety zajmują się  posiłkami, a mężczyźni wznieceniem ogniska. Nikt również nie przypuszcza, że za 47 lat ( pierwsze wydanie to 1967r. ) nie będzie takie oczywiste to, czy to mężczyźni mają zajmować się posiłkami, czy kobiety. Samochody prowadza tylko mężczyźni, ale jest pewna jaskółka postępującego feminizmu : ciotka Hilda jeździ na motorze. Pan Samochodzik musi ją co prawda pouczać, że motor ma popsuty tłumik itp., ale Hilda nie jest kobietą posłuszną.  Pan  Samochodzik jako bohater pozytywny ma związki z milicją, ale jest to tylko zasygnalizowane,  mi jakoś nie rzucało się w oczy.

    Malajkat jako pan Tomasz wypada całkiem dobrze. Nie jest to może rewelacja, ale nie czułam , słuchając go, żadnego dyskomfortu.

poniedziałek, 13 stycznia 2014

Mikołaj Gogol „Martwe dusze” audiobook , czyta Andrzej Szczepkowski i Piotr Olędzki


                                          Martwe dusze. (Audiobook) - 0


     „Martwe dusze” zawsze był dla mnie  jednym  z najbardziej fascynujących tytułów, mam na myśli sam tytuł sensu stricto, bo treść książki poznałam dopiero teraz . Gdy tylko ten tytuł słyszałam , zastanawiało mnie, co to dokładnie oznacza, czym są te martwe dusze. Potem gdzieś usłyszałam, że bohater książki skupuje martwych chłopów, tzn. staje się ich właścicielem, z papierów zaś wynika, że oni żyją i że wchodzą oni w skład jego majątku.

    Książka mimo tego, że napisano ją 200 lat temu, jest wyjątkowo zabawna i chyba określiłabym ją trochę jako satyrę , a trochę jako powieść psychologiczną. Cziczikow, skupujący tych chłopów,  to oszust  i krętacz. Wyłania się na rosyjskiej prowincji , podlizuje do co bardziej zacnych obywateli i skupuje tych nieżyjących chłopów. I cały czas mamy zagadkę, do czego są mu oni potrzebni. Obraz społeczności  małego miasteczka pokazany jest rewelacyjnie , do tego stopnia, że mogłam spokojnie robić  analogie, że np. wszystko dzieje się w miejscach, gdzie pracujemy, wszędzie są przypadki lizusostwa, próby wejścia do towarzystwa osób, sprawujących funkcje kierownicze, nawet gdyby wśród tych osób były totalne kanalie i idioci. Tak samo było 200 lat temu i pewnie będzie i za 200 lat  a Gogol to opisuje i kpi . Nie trzeba się specjalnie wysilać, aby sobie przypomnieć różne postacie, znane  z mediów, też większych i mniejszych oszustów, które  też w podobny sposób zaskarbiały sobie względy pseudoelit, pokazywani byli w różnych brukowcach jako celebryci, a potem  okazywało się, że są to tylko zwykli przestępcy, którzy byli skazywani przez sądy.

     Gdy przybywa nieznany nikomu Cziczikow wszyscy najpierw są ostrożni, zastanawiają się, kto to, czy jest bogaty, czy nie, czy ma może znajomości gdzieś wyżej. Kiedy okazuje się, że kupuje on chłopów, roznosi się wieść, że jest zamożny, prawdopodobnie z różnymi koneksjami, wszyscy uznają , że warto więc mieć z nim dobre kontakty. Cziczikow do tego bardzo się „szanuje”, zabiega o kontakty tylko z „elitą” miasteczka. Ta „elita” to oczywiście wysoko urodzone osoby, sprawujące różne urzędy i majętne. Wobec  innych Cziczikow przyjmuje ton protekcjonalny, a gdy trzeba,  potrafi nawet krzyknąć i być opryskliwy. A jeżeli nie ma do kogoś interesu, to go w ogóle nie zauważa. Spoufala się więc z tą „elitą”, a „elita” z nim, mało kto z tej „śmietanki towarzyskiej” do pewnego momentu zastanawia się, czy nie jest to aby oszust, który robi ich w balona.  Gdyby trochę wnikliwiej się mu przyjrzeć, oczywiste byłoby, że nie jest to ani człowiek błyskotliwy, ani dobrego charakteru i właściwie nic sobą nie reprezentuje. No ale skoro ma różnego rodzaju koneksje, nikt się nie wgłębia w takie szczegóły, no bo po co. Nie wspomnę już o tym, jak traktuje on ludzi całkowicie zależnych od siebie, np. swojego woźnicę. Szczególnie zabawne jest, gdy w towarzystwie Cziczikow uznany jest za dobrą partię na wydaniu, głównie ze względu „zamożność” i różne panie zaczynają być dla niego szczególnie miłe.

       Momentami Cziczikow przypominał mi trochę naszego Nikodema Dyzmę, szczególnie w ostatnim rozdziale, w którym pokazana jest historia Cziczikowa .  W „Martwych duszach” akcja jest jednak znacznie bardziej ograniczona czasowo, nasz bohater przybywa na prowincję na 2 tygodnie i nie ma ambicji, aby się tam osiedlić i robić karierę. Ma inne plany.  Cziczikow nie zachodzi jednak tak wysoko, jak Dyzma.  Wydarzenie nie są jednak monotonne i w pewnym momencie sytuacja się komplikuje. Wśród miejscowych zaczynają się obawy, czy rzeczywiście nie jest to oszust i Cziczikow podejmuje decyzję, że musi jak najszybciej opuścić miasteczko.  Sytuacje, gdy ta pseudoelita w mgnieniu oka odwraca się od Cziczikowa, są szczególnie komiczne, tym bardziej, że właściwie nic się nie zmieniło , od początku mieli do czynienia z oszustem i gdyby tylko chcieli, mogliby go błyskawicznie przejrzeć.  Wszystko wyjaśnia się w ostatnim rozdziale, czyli kim właściwie jest Cziczikow, po co kupował martwe dusze, dlaczego itp.

    „Martwe dusze” są idealną książką jako audiobook. Słuchanie nie jest meczące, nie trzeba się wysilać, aby się nie pogubić  w wydarzeniach. Wykonanie jest super, nic dodać, nic ująć.

      Jakiś czas temu oglądałam w teatrze „Rewizora” Gogola i byłam i zachwycona i totalnie rozbawiona. Gogol jest naprawdę świetny, w obecnych czasach byłby świetnym satyrykiem, mógłby pewnie z powodzeniem stworzyć  kabaret.
      Najciekawszy rozdział, który szczególnie zasługuje na uwagę, to rozdział ostatni. Narrator podejmuje tutaj bezpośredni dialog z widzem i tłumaczy mu , lekko mrużąc oko, że każdy oburza się patrząc  na zachowanie Cziczikowa, ale warto byłoby trochę zastanowić się nad sobą samym  

środa, 8 stycznia 2014

Marek Hłasko „Piękni, dwudziestoletni”, audiobook , czyta Borys Szyc

Piękni dwudziestoletni - Audiobook (Książka audio MP3) do pobrania w całości w archiwum ZIP


      „Piękni  dwudziestoletni” to książka kultowa, którą , jak to się mówi, „powinno się znać” . Zgadzam się z tym, że powinno się, bo jest dzieło jest fascynujące, tylko,  ja „Pięknych” nie znałam . Owszem, słyszałam o nich  wiele, ale nic poza tym.  Audiobooka odsłuchałam  pod koniec  grudnia podczas wyjazdów świątecznych , ale nie miałam kiedy go opisać, niech  więc będzie tak, że jest to pierwszy mój audiobook Nowego Roku.   Będąc jeszcze w liceum, a może na początku studiów przeczytałam sporo tego, co napisał Hłasko, „Pięknych dwudziestoletnich” z pewnością musiałam ominąć,  niczego podczas słuchania sobie nie przypominałam. Kiedy się przymierzałam do jej słuchania, miałam wrażenie, że spotkam się z legendą, wiele się spodziewałam, na szczęście się nie zawiodłam.

          Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu, „Piękni” niesamowicie wciągają. Słuchałam już różnych audiobooków, część z nich odsłuchałam  zanim jeszcze zaczęłam   pisać  tego bloga. Zauważyłam, że  do słuchania w samochodzie najlepsze są powieści, nic innego się do tej pory nie sprawdzało.  Wszystkich innych  pozycji słuchało mi się ciężko,  trudniej było mi się skupić, miałam  też problemy, gdy chciałam czegoś odsłuchać ponownie. Miałam wątpliwość, czy „Piękni dwudziestoletni” jako audiobook do samochodu , są to przecież wspomnienia,  to dobry pomysł, okazuje się, że owszem, jest to wyjątek od zasady – do samochodu tylko powieści. Słuchałam tej książki z większym chyba zainteresowaniem, niż niejednego kryminału, co było  tym bardziej zaskakujące, że w obecnych czasach o wszystkim można mówić, nie ma tzw. białych plam i „Piękni” nie noszą posmaku owocu zakazanego. Tak wiec nie tylko słuchałam tej książki z szalonym zainteresowaniem, ale i nie mogę o niej zapomnieć, plącze mi się po głowie. A na dodatek zmieniła chyba trochę moje podejście do pewnych spraw. I to właśnie chyba nazywa się talent pisarski. 

       łasko pisze tak, jakby opowiadał coś komuś w knajpie, no i jest to fascynujące. Nie ma tam niczego wydumanego,  pisze o tym, co zna , co widział , słyszał i co go interesuje. A widział i słyszał niejedno, wykonywał kilkanaście zawodów, był i pracownikiem fizycznym i dziennikarzem, mieszkał i w lesie i we Wrocławiu i  Warszawie i na emigracji. Był szalenie oczytany. Byłby wyjątkowo ciekawym rozmówcą. „Piękni” nie są  reportażem, nie można więc wymagać  od nich drobiazgowości czy obiektywizmu . Przekaz jest szalenie subiektywny, co trzeba mieć na względzie szczególnie wówczas, gdy Hłasko pisze o różnych ludziach.   Opowieść ułożona jest chronologicznie, zaczyna się od czasu, gdy nasz narrator pracował jako kierowca, potem zaś są wspomnienia z czasów, gdy został korespondentem  „Po prostu”  no i wszystko kończy się na emigracji. Hłasko pisze o sobie i swoich znajomych, w tym o postaciach, które przeszły już do historii, np. o pisarzach tamtego okresu, wtrąca często różne anegdoty. Nie wybiela się przy tym, wspomina o incydencie współpracy z bezpieką, o alkoholizmie. Wszystko to robi na luzie i z poczuciem humoru. Wspomina oczywiście i swoją twórczość. To , o czym dawniej  pisać nie było można, o warunkach życia, o polityce , teraz jest już na tyle znane, że wrażenia już nie robi , a przynajmniej na mnie nie zrobiło . Nie interesowałam się szczególnie Hłaską, nie czytałam jego życiorysu, nie wiem więc, na ile prawda miesza się tu z konfabulacją czy zmyśleniem. Wiem, że efekt robi wrażenie.    

      Każdy oczywiście inaczej odbiera tego typu lekturę i z pewnością każdy na coś innego zwraca uwagę, każdy co innego zapamięta. Mnie utkwiło w pamięci szczególnie zdanie o twórczości Hłaski. Stwierdził on, że nic nie poradzi na to, że  interesował go jeden temat : kobieta, mężczyzna, miłość  i ich klęska. Niby proste, ale cały czas można o tym pisać. Spojrzenie na te sprawy zaprawione jest sporą dawką goryczy, no ale on tak to widział. I chyba miał sporo racji.

    Ciekawe były też jego spostrzeżenia na temat literatury, jego zdaniem jedną z cech, po której można rozróżnić dobra literaturę od złej, jest to, czy w książce jest mowa o pieniądzach. U Dostojewskiego np. bohaterowie cały czas liczą kopiejki, a w literaturze debilnej tylko płacą, a pieniądze biorą nie wiadomo skąd.  Do Dostojewskiego jest znacznie więcej nawiązań, sporo jest mowy o filmach.  Ciekawe są też rozważania o życiu w tamtej Polsce i na Zachodzie. Hłasko zastanawiał się, dlaczego ludzie z  Zachodu  nie interesowali się tym, jak tu jest, a jeżeli już wiedzieli, to  się tym nie przejmowali . Stwierdził, że „doświadczenie jest nieprzekazywalne” .     Z zainteresowaniem słuchałam też fragmentów, gdzie mowa była o „Po prostu”, tez legendzie tamtych czasów. Nie mam pojęcia, jak to pismo wyglądało . Hłasko strasznie zjechał naczelnego tego pisma, niejakiego Lasotę. Podkreślał dobitnie, że naczelny był niesamowitym tchórzem , ćwierćinteligentem i że pismo było tak dobre wyłącznie za sprawą z-cy redaktora naczelnego, redaktor Bratkowskiej.    W internecie znalazłam publikację , w której Lasota ustosunkował się do tych spostrzeżeń Hłaski, chyba dosyć starą, na pewno nie z obecnego okresu. Zrobił to z klasą, stwierdził, że przykro mu z tego powodu, ale że to jest zdanie Hłaski, z którym on się zgadza, a następnie zachwycał się talentem literackim  Hłaski. Jak było naprawdę? Nie mam pojęcia.

     Tym razem nie mogę narzekać na wykonanie audiobooka. Borys Szyc , za którym nie przepadam, jako czytający tą książkę  jest idealny. Czyta z lekką ironią, ale i z dystansem, jak ktoś, kto mówi o czymś, co było dawno, ale co było mu bliskie, nie wpada na szczęście w martyrologiczny ton. Jest oczywiście i mieszanka dystansu i zaangażowania. Wszystko zależy od fragmentu.

 

sobota, 4 stycznia 2014

J.R.R. Tolkien „Listy”


Prószyński i Media   2010
Listy - John Ronald Reuel Tolkien
 

 „Opowieść ma  jak najwyraźniej ilustrować powracający temat : miejsce, jakie w światowej polityce zajmują nieprzewidziane i nieprzewidywalne akty woli oraz piękne czyny osób pozornie małych, wcale nie wielkich, zapomnianych w przedsięwzięciach  Mądrych i Wielkich (tak dobrych , jak i złych). Morał całości (oprócz zasadniczej symboliki Pierścienia jako żądzy czystej władzy  , pragnącej zrealizować się przez siłę fizyczną  i mechanizm, a zatem w sposób nieunikniony przez kłamstwa) jest oczywisty : bez tego, co wysokie i szlachetne , to, co proste  i pospolite, jest całkowicie nędzne; a bez tego, co  proste i zwykł, to, co szlachetne  i heroiczne , nie ma znaczenia.

 
  „Listy” są lektura trudną. Nie czyta się ich łatwo. Zajęło mi to kilka tygodni, łącznie ze świętami.  Niektóre są wręcz nużące, szczególnie  te dotyczące  drobiazgowych  kwestii językowych ,  inne są powtarzalne, np. regularnie pojawiają się fragmenty – narzekania na brak czasu i nadmiar pracy. Bałam się opuścić którykolwiek z listów, zdarzało się nieraz tak, że w liście na kilkanaście stron było jedno szalenie ważne zdanie. Brnęłam wiec przez wszystko. Ale było warto.  Zdecydowanie. Do czasu przeczytania „Listów” o Tolkienie wiedziałam bardzo mało.

„Nie uważam, aby najważniejszym ośrodkiem mojej opowieści  były Władza czy Dominacja.Prawdziwy temat to coś , to coś o wiele trwalszego i trudnego : Śmierć i Nieśmiertelność. 

  Listy obejmują okres niemal całego życia pisarza , a ich wybór polegał na tym, że wybrano głównie te,  które w większym lub mniejszym stopniu dotyczą twórczości literackiej Tolkiena , głównie „Władcy pierścieni”.  Co do samego autora to prowadził dość uregulowane życie, bez szaleństw, żył z żoną i dziećmi, potem z samą żoną, zajmował się pracą dydaktyczną i literacką. Namiętnie palił fajkę, nie przepadał za podróżami i podróżował bardzo  mało, był gorliwym, wierzącym i praktykującym katolikiem. Miał sporo znajomych, ale mało przyjaciół, za to ci wybrani przyjaciele byli niemal na całe życie, szczególnie Clive Staples Lewis, autor arcyciekawych pozycji „Listy starego diabła do młodego”, „Chrześcijaństwo po prostu” , „Opowieści z Narnii” i in.  Tolkien był pedantem, walczył jak lew o swoje książki, o to, aby nie zmieniać ani w wydaniach brytyjskich, ani zagranicznych,  imion , nazw , terminów . W ”Listach” pokazany jest cały warsztat Tolkiena jako pisarza, na początku zaczynał od ogólnej koncepcji, rysował mapy , wymyślał imiona. Potem zaś działo się coś dziwnego. Zdziwił się przykładowo, gdy przeczytał ,skończywszy fragment, że w gospodzie „Pod Rozbrykanym Kucykiem” znalazł się jakiś Obieżyświat.

„Opowieść jakby wyrwała mi się spod kontroli    , sprawiając (na mnie) wrażenie, że jej fragmenty są raczej wyjawiane „poprzez mnie”, niż przeze  mnie. ”

 „Przecież wierzę, ze legendy i mity w dużym stopniu składają się, z prawdy.

 „Uważam, że opowieści służy pozostawienie wielu spraw niewyjaśnionych.

 „Gdy sam przeczytałem książkę..uświadomiłem sobie dominację tematu  Śmierci …… Z pewnością jednak Śmierć nie jest nieprzyjacielem . Powiedziałem lub chciałem powiedzieć, że przesłaniem było straszliwe niebezpieczeństwo  pomylenia prawdziwej  nieśmiertelności  z nieograniczoną długowiecznością. Wolność od Czasu i kurczowe trzymanie się Czasu. To właśnie ów brak rozróżnienia jest dziełem Nieprzyjaciela  i jedną z głównych przyczyn ludzkiej klęski.

„ Opowieść głównie dotyczy Śmierci i Nieśmiertelności  oraz ucieczek od nich :długowieczności i gromadzenia wspomnień.

Długowieczność czy też fałszywa nieśmiertelność  stanowi główną przynętę  Saurona z małych czyni Gollumów, a z wielkich upiory Pierścienia”.

„Większość ludzi w każdej sytuacji czy nagłym wypadku jest nieobliczalna……..Niektóre osoby są lub wydają się bardziej przewidywalne od innych. To zależy jednak bardziej od ich szczęścia, niż charakteru (jako jednostek). Obliczalni ludzie przebywają w stosunkowo stałych warunkach  i trudno jest ich uchwycić  i obserwować w sytuacjach, które są  (dla nich) obce.