wtorek, 26 stycznia 2016

Irene Cao „Widzę cię” - audiobook, czyta Marta Wardyńska

Widzę cię - audiobook - autor
  
       Myślę, że ta książka czy audiobook mogą mieć bardzo dużo bądź wielkich fanów, bądź wręcz odwrotnie,  anty fanów, którzy z pewnością nie sięgną po dalsze tomy.  Ja zaliczam się do tej drugiej grupy. Kolejne tomy „Słyszę cię” i „Pragnę cię” składają się na  „Trylogię zmysłów”, która we Włoszech stała się bestsellerem , a i u nas według deklaracji wydawcy, bardzo dobrze się sprzedaje .  Książka opowiada o  29-cio letniej kobiecie, Elenie, która mieszka w Wenecji, we współczesnych czasach i jest konserwatorką sztuki. Uzyskała ona zlecenie na odrestaurowanie fresku w pałacu jednego z arystokratów. W czasie konserwacji w pałacu tym zamieszkał Leonardo, szef kuchni nowo otwieranej restauracji. Elena była w tym czasie w  związku ze swoim dawnym przyjacielem, Filippo . Ona była wykształconą, sumienną, wrażliwą dziewczyną , Leonardo zaś w moim odczuciu, jej przeciwieństwem. Jak sam powiedział, jego życiowym celem było zaspokajanie wszelkiego rodzaju przyjemności, a więc miał na myśli głównie jedzenie, picie i seks. Leonardo poinformował Elenę, że miał wiele kobiet , ale Elena zwariowała na jego punkcie. Powieść mówi o toksycznej relacji, jaką stworzyli. On zadeklarował się, że  wprowadzi  ją w sprawy seksu tak, aby   stała się bardziej świadoma swego ciała i aby mogła czerpać z niego jeszcze większą przyjemność.  Elena musiała zgodzić się na wszystkie jego pomysły. On był prostackim bufonem, a ona kobietą bez osobowości. 

        Do tego mniej więcej momentu książka ta nie budziła we mnie jeszcze większych negatywnych emocji. Im dalej , tym było gorzej. Leonardo jawił mi się jako skończony prymityw, który albo przyrządza jedzenie, albo je, albo pije lub uprawia seks. Elenę podporządkował sobie całkowicie i to bez jakiegokolwiek poszanowania dla jej upodobań. Zaczął ją przerabiać mentalnie w inną kobietę, taką, która odpowiada jego gustowi . Kazał jej chociażby przestać być wegetarianką i abstynentką. Każdy jego pomysł zaś traktowany był przez nią bezkrytycznie, jako coś genialnego, jako łaska czy objawienie, nawet gdy dotyczyło to siedzenia nago, przywiązanej do krzesła, albo uprawiania seksu na ulicy.  Elena płakała, gdy Leonardo ją poinformował, że miał wiele kobiet ,  aby nie oczekiwała od niego wierności i że nigdy nie będą mogli stworzyć związku,  bo on nie jest czymś takim zainteresowany. Dla mnie  niewiarygodne jest z psychologicznego punktu widzenia, jak dla takiego zadufanego w sobie prostaka,  jak Leonardo  , można poświęcać związek z Filippem, którego znała wiele lat, z którym miała masę wspólnych zainteresowań i z którym rozumiała się bez słów.  Nie znam ani jednej kobiety, która sypiając z facetem, akceptowałby to, że ten facet sypia również z innymi kobietami, np. z Leonardo z Eleną jednego dnia, z inną drugiego. Akceptacji czegoś takiego domagał się Leonardo. Nie mogę też pojąć, jak można tolerować zachowanie Leonarda, który znikał np. na kilka tygodni, nie dzwonił, zabraniał do siebie dzwonić itp.

    Sporo miejsca w książce zajmują opisy seksu i różnego rodzaju praktyk seksualnych, myślę, że może to być z połowa książki. Są to opisy w stylu porno i to chyba hard porno. Jest tam wszystko, łącznie z seksem grupowym.  Przed zakupem audiobooka przeczytałam kilka opisów, z których wynikało, że można spodziewać się po nim czegoś w rodzaju romansu czy powieści obyczajowej , erotyka, a nie pornosa.

      Zastanawiałam się , czy w tym audiobooku jest coś godnego uwagi, co mogłoby się spodobać takim osobom, jak ja.   Jest to trochę szukanie na siłę. Nie ma nudy, co najwyżej obrzydzenie chociażby seksem grupowym, albo irytacja, jak Elena może tkwić w czymś takim, jak pseudo związek z Leonardem, traktującym ja przedmiotowo.  Jest za to kilka ciekawych opisów Wenecji, zachowań mieszkańców , np. aqua alta, czyli wysoka woda , która wylewa się na chodniki , wpływa do sklepów czy mieszkań i nie ma przejścia z jednego miejsca do drugiego. Jest opis tradycyjnego, karnawałowego balu maskowego. No i nawet mimochodem autorka wspomina np. gdy bohaterowie idą weneckimi uliczkami, co widzą.   Poza seksem są też relacje Eleny z jej przyjaciółką  czy z Filippem.

       Sposób czytania audiobooka jest taki sobie, nic rewelacyjnego, ale bywa gorzej. Jeżeli mimo wszystko ktoś nabrałby ochoty na dwa dalsze tomy, to po wysłuchaniu może być zaskoczony. Na zakończenie jest informacja o tych dalszych tomach . Tom drugi jest dokładnie streszczony, łącznie z zakończeniem. Tom trzeci też jest w miarę dokładnie opowiedziany, bez zakończenia, aczkolwiek można się go domyślać.

      W porównaniu do „Widzę cię”  zyskały w moich oczach czytane niegdyś romanse polskich autorek, np. „Powrót do Nałęczowa” Wiesławy Bancarzewskiej, o którym pisałam w lipcu 2013r.  Mimo braku talentu literackiego autorek, w takich książkach było jednak coś wartościowego. Tutaj jest opis Eleny, która pod wpływem Leonarda zmieniła hierarchię wartości i ze zwykłej, skromnej dziewczyny przeistoczyła się w  kobietę, która w wieczór sylwestrowy, na balu,  domagała się od mężczyzny , aby publicznie  uprawiał z nią seks. Elena zamieniła się w klon Leonarda, przestała być sobą. „Widzę cię” można według mnie nazwać gorszą  wersją „Pigmaliona” G. B. Shaw`a.  

    2/6

 

   

 

środa, 20 stycznia 2016

Kornel Makuszyński „Awantura o Basię” – audiobook, czyta Krystyna Janda


AWANTURA O BASIĘ WYD. 2014 KORNEL MAKUSZYŃSKI

  •     Kilka godzin słuchania to była spora przyjemność. Historia kilkuletniej sierotki, wysłanej samej pociągiem do Warszawy z tabliczką z adresem opiekuna , jest chyba powszechnie znana . Ponieważ napis na tabliczce został zalany mlekiem, dziewczynką zajął się przypadkowy podróżny, aktor. Potem perypetii było więcej.

     Jako dorosła osoba odebrałam tą książkę jako opowieść o jasnej , radosnej stronie życia. Makuszyński nie unika trudnych wątków, jak np. na początku śmierć matki Basi, ale jak sam stwierdza, życie składające się z samego wesela nie istnieje, a gdyby istniało, byłoby nudne i niestrawne. Śmiech i radość istnieją dlatego, że przeplatają się ze smutkiem.  Wątki smutne nie są na szczęście w „Awanturze” dominujące.    Autor w wielu fragmentach skłania czytelnika do tego, aby próbował w ludziach widzieć ich dobre cechy i aby patrzeć na nich właśnie przez pryzmat tych dobrych, a nie złych cech. Nie jest to naiwność, bo wskazuje też czytelnikom, głównie przecież dzieciom, że nie zawsze można na to dobro liczyć. Przykładowo na trzech współpasażerów Basi z pociągu, tylko jeden się nią zaopiekował. Dwie współpasażerki, mimo że głośno wyrażały wielką troskę o Basię , gdy tylko zobaczyły, że nikt po dziewczynkę nie wyszedł, błyskawicznie uciekły z dworca.  Sama jednak tam nie została. Dla dzieci taka lekcja może być cenna, a dorosłym, doświadczonym przez różne sytuacje, nie zaszkodzi przypomnienie, że nie każdy jest oszustem czy kłamcą, że dobrzy ludzie też się zdarzają. Kiedy Basia stała się już nastolatką, zyskała przyjaciółkę, odpłacając jej dobrem za zło. To już „wyższa szkoła jazdy” i mało kogo na coś takiego stać. Ale czyta się czy słucha z zainteresowaniem. Podobnie niespotykane było przekazanie przez Basię części olbrzymiego spadku na biedne dzieci.  

        Są też w powieści smaczki czytelne tylko dla osoby dorosłej. Przykładowo w jednym z fragmentów rozmówcy się zastanawiają, dlaczego nie ma odpowiedzi na ogłoszenie prasowe o zaginięciu dziewczynki. Jeden z rozmówców mówi, że przecież każdy rozsądny czyta gazety i nie jest zrozumiałe, dlaczego widząc  o poszukiwaniach, nie odpowiada.  Spotkał się z ripostą jednej z pań, że właśnie nikt rozsądny gazet nie czytuje. Było to zabawne, ale czy rzeczywiście ma sens chłonięcie codziennych newsów, które zawsze niemal są złe? Jeden z dziennikarzy przewiduje wojnę, inny opisuje  któryś z kataklizmów klimatycznych, jeszcze inny  krach na giełdzie itd. Śmieszyły mnie też opisy starszej pani Tańskiej, przyszywanej babci Basi , gdy w zależności od sytuacji wykorzystywała swój wiek lat siedemdziesięciu na początku książki , później osiemdziesięciu. Kiedy świadomie robiła coś niezbyt dobrego, np. ukrywanie cudzych listów, twierdziła, że z powodu wieku nie można od niej wymagać , aby o wszystkim pamiętała. Znam starszych ludzi, którzy dokładnie, świadomie  robią różne niezbyt dobre rzeczy i również „z powodu ich wieku” nie można im zwrócić uwagi. Makuszyński tych sytuacji nie demonizuje, bawi się nimi.

    Książka to przypomnienie o podstawowych wartościach, dobru, miłości, radości , poświęceniu. Makuszyński nie epatuje złem i nie straszy, nie ma u niego mściwości, straszenia, wyśmiewania, rywalizacji i innych koszmarnych cech, występujących w wielu książkach dla dzieci  u innych autorów.      

      Rozczarowaniem była dla mnie Krystyna Janda. Ona książkę odczytała, a samo odczytanie na miano interpretacji nie zasługuje.  Na szczęście są  inni aktorzy, jak chociażby Krzysztof Gosztyła, którzy łaski nie robią , czytają książki fenomenalnie, przygotowują się do tego i czytelnik ma prawdziwą ucztę.  Ale te kilka godzin z Jandą można wysłuchać, nie była w stanie Makuszyńskiego popsuć.  

5/6

czwartek, 14 stycznia 2016

George R.R. Martin „Starcie królów” – tom II „Pieśni lodu i ognia”

Okładka książki Starcie królów           

             Podczas czytania miałam takie chwile, że wydawało mi się , że porzucę tą książkę, bo mnie irytuje. Albo że ją porzucę, bo boje się, że kolejnemu bohaterowi coś się stanie, że dobro przegra, a zło zwycięży. Ale czytałam dalej. Kilka razy myślałam, że na tym tomie , czyli na drugim z kolei całej sagi, zakończę czytanie. Ale nastąpił też i taki czas, że czekałam, aż wrócę po pracy do domu i zacznę czytać. Wszystkie inne sprawy stawały się wtedy drugoplanowe. A gdy kończyłam czytanie tomu, natychmiast zakupiłam kolejne części. Był też moment paniki, co się stanie, jeżeli dalszych tomów nie będzie danego dnia w sprzedaży? Wiedziałam oczywiście , że nie są to nowości, ale teoretycznie dalsze części mogły być sprzedane. No i zabrałam się za kolejny tom właściwie natychmiast. W kupowaniu tych kolejnych tomów było coś z nałogu. Być może tak czuje się narkoman, zagrożony brakiem narkotyku. Nie jestem wobec tej książki bezkrytyczna. Ale jednocześnie czuję bez cienia wątpliwości , że stałam się już  fanką całej sagi.

      Kiedy w listopadzie 2014r. pisałam o pierwszym tomie – „Gra o tron”, który poznałam jako audiobooka , pisałam ogólnie, że jest to fantasy i że bardzo mocno wciąga czytelnika. Pisanie kolejny raz ogólnikowo jest pozbawione sensu i nic nie wniosłoby. Opisy nie mogą być jednak szczegółowe, bo byłyby to spojlery. Pisarz wcale nie rzadko uśmierca swoich bohaterów. Kto umrze, zawsze jest pewnym zaskoczeniem. Z opisami książki nie poradził sobie niestety wydawca. Chciałam sprawdzić, jaka konkretnie jest kolejność poszczególnych tomów . Zamiast wyeksponowania, że określony tom , np. „Uczta dla wron” jest   czwarty z kolei, natrafiłam na   streszczenie wydawcy, który w dwóch zdaniach opisał, kto zginął w poprzednim tomie.

    Tak jak i w „Grze o tron” ,  miejsce akcji i poszczególne postacie są zupełną fikcją. Ale ludzkie charaktery są prawdziwe.  Tutaj ludzie z reguły ukazywani są w skrajnych sytuacjach, kiedy nie da się niczego ukryć i ich prawdziwe ja wydobywa się na wierzch. I to jest największy walor książki. To,  plus możliwość oderwania się od rzeczywistości ,  zatopienia się w tej fikcji i bycie zaskakiwaną przez autora.

     W tym tomie królowie, a właściwie osoby,  które pretendowały do korony, skoczyli sobie do gardeł. Jest jeszcze bardziej mroczno, niż w tomie poprzednim. Nadeszła już jesień, a pory roku w tej sadze są zaburzone w porównaniu do naszego klimatu . Każda pora roku może trwać przez okres odpowiadający kilku, czy nawet kilkunastu latom kalendarzowym. Jesień i zima stają się odpowiednikiem złych , trudnych czasów. Człowiek lata   to ktoś, kto żył w spokojnych czasach, bez większych problemów. Nie wiadomo, jak zachowywać się będzie ktoś taki, gdy nastanie zima.

  O co w tym wszystkim chodzi?

           Dwie córki lorda Starka: Arya i Sansa miały zostać wzięte jako zakładniczki na dwór króla Joffreya.  Ich ojciec uznany został za zdrajcę. Teoretycznie miały zostać przy życiu, ale sytuacja mogła się przecież zmienić. Jak żyć we wrogim otoczeniu? W rzeczywistości, której się nienawidzi?  Arya natychmiast uciekła. Ucieczka bynajmniej nie oznaczała powrotu domu, dom był daleko, o ile w ogóle jeszcze istniał , trwała wojna , wszędzie było skrajnie niebezpiecznie, a możliwość złapania przez ludzi króla była olbrzymia.  Sansa uznała, że chce przeżyć za wszelką cenę, zgodnie z oczekiwaniami otoczenia, zaczęła głosić, że jej rodzina to zdrajcy. Zdecydowała, że wyjdzie za mąż za tego, kogo jej każą tzn. za króla Joffrey`a, mimo, iż narzeczony się nad nią znęcał. Miała za to dach nad głową, wikt i opierunek. Uznała, że dostosowanie się i czekanie na zmianę koniunktury to jedyna realna możliwość przeżycia. Abstrahując od treści książki, w takich warunkach rzeczywiście możliwości nie jest wiele, ucieczka była w tej sytuacji formą walki. Co wybierać : walkę czy dostosowanie się? Co daje większą szanse na przeżycie? Czy warto żyć za cenę   skrajnego poniżenia? Czy warto ryzykować walkę, gdy szanse na zwycięstwo są znikome?

         Bran, młodszy syn lorda Starka, kaleka,  kojarzy  się z jeszcze innymi problemami. Czy można cieszyć się życiem , będąc kaleką? Czy można żyć bez rozpaczy , użalania się nad sobą? Czy dawne marzenia , niemożliwe do zrealizowania, można zastąpić innymi? Wiele osób, które spotkało nieszczęście , niekoniecznie kalectwo, nawet niepowodzenie lub  po prostu coś złego, mierzy się z tymi problemami. Bran stał się przedwcześnie dojrzały i mądry nad swój wiek. Stał się mądrzejszy, niż niejeden dorosły. Jego mały przyjaciel zasygnalizował mu, że ma on nadzwyczajny dar, coś w rodzaju jasnowidzenia i przemieszczania się po świecie duchem, tak jakby teleportacja. Nie miałby tego, gdyby nie kalectwo. Czy będzie w stanie rozwijać ten dar? Czy spróbuje wyzwolić się z koszmarów i iść do przodu, a nawet mieć nadzieję na radość i szczęście? Czy spróbuje coś, co jawiło się jako klęska,  zamienić w zwycięstwo? Niektórzy potrafią.  Nie porównują się wiecznie do innych i nie biadolą,  „dlaczego nie to spotkało”, „inni maja lepiej, prościej” itp.

      Cersei, matka młodocianego króla Joffreya to z kolei klasyczny przykład kobiety, która żyje miłością do dziecka. Czy istnieje zbrodnia, której z tej „miłości” nie byłaby w stanie popełnić?  Ważna bardzo jest tu jej kazirodcza miłość do brata, zarazem ojca jej dzieci. No i zawsze, gdy pojawia się Cersei, zaczynają intrygi  z najwyższej półki. Ona wie, kogo lepiej zabić, kogo przekupić, kogo oszukać. Wszystko „dla dobra dziecka” ,a przy okazji swojej pozycji regentki. Jak jej synuś jej za to odpłaci? I jak daleko można zajechać na kłamstwie i podłości ?  Czy jej samej,  jej synowi i pozostałym dwojgu dzieciom się to opłaci? Niektórzy uważają, że zło wraca do tego, kto je uczynił. Inni uważają, ze jest odwrotnie, że różnym oszustom żyje się świetnie. Jak będzie w tym przypadku? Poza miłością do dzieci,  Cersei to po prostu Frank Underwood  z „House of Cards.”

    Tyrion Lannister to obok Cersei, jedna z najinteligentniejszych postaci w książce. Nie jest tak podły, jak jego siostra. Czy obżartuch i  erotoman sprawdzi się w skrajnie trudnej sytuacji, gdy wróg zacznie wygrywać bitwę o jego miasto? Z racji tego, że jest karłem, rodzina go nie znosi. Ludzie się z niego śmieją. Faktem jest, ze najwygodniej dla Lannisterów byłoby, gdyby zginął w bitwie. Jest totalnie osaczony i zagrożony. Boi się zdrady i nie ufa nikomu.  Czy da radę żyć bez ani jednej życzliwej duszy dookoła z toksyczną rodzinką?   Czy będzie się mścił? Czy w końcu komuś zaufa?

            Jon, nieślubny syn lorda Starka zmaga się z zupełnie innymi demonami. Z powodu swej pozycji nieślubnego dziecka zmuszony został do zostania strażnikiem na murze. Czyli kimś w rodzaju dożywotniego żołnierza bez prawa do życia prywatnego. Złożył przysięgę  wierności tym ideom. Czy dotrzyma tej przysięgi? Złożył ją jako bardzo młody chłopak.  Czy nie spróbuje zawalczyć o lepsze życie zamiast poświęcać się ? Co robić ze zobowiązaniami,  które zaczynają coraz bardziej ciążyć? I których gdyby można było cofnąć czas,  już by się nie podjęło? Nie jest to takie proste. Na murze ma już przyjaciół. Za jednego czuje się odpowiedzialny.

         Ja nie mogę się od tego oderwać. Nie wymieniłam tu wszystkich wątków. Wybrałam najciekawsze w moim odczuciu. Mój kolega kiedyś powiedział mi, że to, kto umrze w tej sadze, jest dziełem przypadku. Nie do końca tak jest. Można próbować co nieco przewidzieć. Chociażby kto przeżyje: Sansa czy Arya, która postawa daje większe szanse na przeżycie? Może przeżyją obie? Może żadna? Zawsze jest i zaskoczenie i pewna dawka logiki też. Kolosalne zaskoczenia dotyczyć będą też kwestii małżeństw.  

6/6

   

niedziela, 10 stycznia 2016

Agata Christie „Niedziela na wsi”

Okładka książki Niedziela na wsi           


              Jak zwykle u Agaty Christie jest to lekka lektura na jeden wieczór. Czyli pozornie jest tak samo, jak u Mari Jungstedt, o której ostatnio pisałam.  Tylko u Agaty Christie wszystko jest  bardziej skomplikowane. U Jungstedt prowadzący śledztwo są zupełnie normalni, a dewiantami, wymagającymi leczenia psychiatrycznego są zabójcy. U Christie nie ma żadnych super dewiantów , którzy dokonywaliby zabójstw, przypominających zabójstwa rytualne sprzed wielu setek lat. Za to u Christie wszystkie niemal osoby, które występują w książce, mają znacznie bardziej skomplikowane charaktery, nie do końca wiedzą, czego chcą, rozważają wydarzenia z przeszłości , rozmyślając, jak mogłoby się wszystko inaczej potoczyć, potencjalnym zabójcą mógłby być tu każdy .  

    W tym konkretnie tomie grupa krewnych i znajomych spotkała się podczas tytułowego weekendu na wsi, u lady Lucy Angatell i jej męża.   Znaleźli się tam:

John - żonaty i ojciec dwojga dzieci, lekarz. Nie jest pewny, czy kocha żonę, kochankę, czy dawną miłość sprzed lat, namiętnie zaś kocha pracę i leczenie ludzi,

Gerda – żona Johna, bezgranicznie mu oddana i zakochana, robi wrażenie porażająco głupiej i niezaradnej, a w rzeczywistości  głupia nie jest , wygodnie jest jej taką udawać,

Henrietta – kochanka  Johna, rzeźbiarka, kocha Johna, ale kocha sztukę i nie jest pewna, czy aby na pewno jej powołaniem jest bycie żoną i matką, w niej kocha się Edward,

Edward – szalenie bogaty arystokrata, kocha Henriettę, ale wie, ze nie ma u niej szans, bo ona kocha Johna; w trakcie weekendu spotkał się ze znaną mu od dzieciństwa Midge, zaczął się zastanawiać, czy może jednak związać się z Midge,

Midge – kocha Edwarda, ale wie, że nie ma u niego szans, bo on kocha Henriettę, wie też, że gdyby związała się jakimś cudem z Edwardem, byłaby towarem zastępczym zamiast Henrietty,

Veronice - aktorka, pierwsza wielka miłość Johna, która  doszła do wniosku, że byli sobie przeznaczeni,

Dawid – student, tajemniczy, nie wiadomo, czy w kimś się podkochuje, niczego nie zdradza,

Gospodarze Angkatellwie – są dziwni, wydaje się, że z racji wieku wszystko wiedzą o gościach.

    John został zastrzelony. Niemal wszyscy mieli interes w zabiciu Johna, nie wymieniłam tu wszystkich zależności  i tajemnic tych osób. Pozornie może wydawać się to zagmatwane, ale to tylko pozory.

   Do tego wszystkiego dochodzą jeszcze inne wątki. John, będąc lekarzem z zamiłowania, toczy z Henriettą rozmowy o pacjentach i terapiach. Szczególnie koncentruje się na tym, jak wygląda kwestia woli walki, czy pomaga w chorobie, czy nie. Opowiada o hipochondrii pacjentów, o tym, czy dotyka ona biednych, czy bogatych, czy to bez różnicy itp. Christie naprawdę była bardzo wnikliwą obserwatorką i wszystkie te jej rozważania są i zabawne i niezwykle trafne.  Jest też trochę rozmów o sztuce, głównie rzeźbie. Henrietta bowiem pracowała nad rzeźba pt. „Czciciel”, a inspiracją do tej wizji była Gerda, patrząca na Johna. Ciekawe jest również  obserwowanie, jak kształtował się związek Henrietty z Johnem jako kochanków. Widać było jak na dłoni, co takiego dawała mu Henrietta, a czego nie miał u żony.

   Śledztwo prowadzi Hercules Poirot. Jak dla mnie to to jedna z najlepszych książek Christie.
6/6

środa, 6 stycznia 2016

Mari Jungstedt „We własnym gronie”

Okładka książki We własnym gronie           


        „We własnym gronie”  to drugi tom  wyjątkowo oryginalnego kryminalnego, rozgrywającego się na  Gotlandii ,  cyklu szwedzkiej dziennikarki. Mimo gigantycznej liczby skandynawskich kryminałów , Jungstedt potrafiła napisać coś, co w tej masie się wyróżnia. Książkę napisana jest wyjątkowo lekko i jest wciągająca. 400 stron   wydanych dużą czcionką można spokojnie przeczytać w jedno popołudnie. Oryginalne jest miejsce akcji, czyli niewielka szwedzka wyspa Gotlandia, z zachowaną średniowieczną zabudową, gdzie największe miasto na wyspie otoczone jest średniowiecznymi murami, zamykanymi o określonej godzinie na noc. Jungsedt jest dziennikarką z zawodu i w książce poprzez jednego z głównych bohaterów , Johana Berga, dziennikarza, sporo jest informacji o działaniach mediów.  Nietypowi są też główni bohaterowie.  Nie mają traum, nałogów, w ich rodzinach też  nie ma ani alkoholików, ani narkomanów. Nie są chorzy na śmiertelne choroby.  Nie są neurotykami. Chcą i potrafią tworzyć trwałe związki międzyludzkie. Jak na kryminał skandynawski to jest coś wyjątkowego. Główny bohater Anders Knutas jest od ponad 20 lat policjantem, ma żonę , położną,  dwoje dzieci i tworzą  razem szczęśliwą rodzinę.  

       W tym tomie zamordowana została studentka, uczestniczka kursu archeologicznego. Uczestnicy tego kursu zajmowali się wykopaliskami i szukaniem wszystkiego niemal, co zostało po Wikingach. Na Gotlandii po Wikingach pozostało bowiem sporo śladów, monet, biżuterii, kości i in. Sposób, w jaki dziewczynę zabito     wskazuje na to, że było to coś w rodzaju rytualnego morderstwa. Śledztwem zajmuje się właśnie Knutas i jego koleżanka , policjantka Karin, osoba bardzo tajemnicza i skryta. Odrębne, równoległe do policyjnego, dziennikarskie śledztwo prowadzi Johan Berg również z koleżanką dziennikarką. W tomie tym sporo jest nawiązań do archeologii  i Wikingów . Jest też wątek kradzieży znalezisk i nielegalnego handlu nimi. Studentka nie jest w tym tomie  jedyną ofiarą.

      Słuchałam kilka lat temu, jeszcze przed rozpoczęciem pisania bloga,   audiobooka z pierwszym tomem tego cyklu Mari Jungstedt pt. „Niewidzialny”,   tam nie było nic o archeologii, ani o Wikingach.  Jak z tego wynika, każdy tom ma swoją odrębną specyfikę. I w tym i w tamtym tomie jest zaskakujący rozwój wypadków. I w  obu tomach czytelnik trzymany jest w napięciu. Bardzo podobają mi się też wątki głównych bohaterów. W „Niewidzialnym” dziennikarz , właśnie Johan Berg , kawaler, poznał w trakcie pracy nad sprawą innego zabójstwa, Emmę, nauczycielkę, mężatkę, matkę dwojga małych  dzieci. Zakochali się w sobie z wzajemnością. W tomie „We własnym gronie” Emma jest w ciąży z Bergiem. Poza zabójstwem równie ekscytujący jest rozwój wypadków damsko – męskich .  Powieści Junstedt różnią się zasadniczo od innych powieści skandynawskich brakiem tej mroczności i bohaterów z traumami, nałogami czy fobiami.

      To co w tomach tej pisarki wydaje się najbardziej pociągające, to  pochwała życia i codzienności. Pomijając morderców, którzy musza być dewiantami z natury rzeczy, główni bohaterowie są z reguły pogodni. Nie tworzą niepotrzebnych problemów. Nie narzekają, że na Gotlandii jest zimny klimat, nie chcą wyjechać w ciepłe kraje. Nie marudzą, że Gotlandia to prowincja, cieszą się z plusów zamieszkiwania w tamtym miejscu, a więc z pięknych krajobrazów, z bliskości morza. Na partnerów życiowych nie szukają jakichś ideałów, wybierają zwyczajne osoby, które mają i wady i zalety,  nie są ani super intelektualistami, ani super bogaczami a ich pozycja zawodowa nie jest wyjątkowa.  I to im całkowicie wystarcza do szczęścia. Owszem, mają swoje problemy i gorsze dni, potrafią się zirytować czy zachowywać nie do końca zrozumiale, ale to są wyjątki. Oni są po prostu normalni i cieszą się życiem takim, jakie ono jest, bez wygórowanych ambicji . Bohaterowie zdecydowanej większości skandynawskich kryminałów umiejętności cieszenia się życiem nie posiadają.

   W powieściach Jungsedt nie zauważyłam specjalnej głębi , czy innych ukrytych przesłań. Ale nie zawsze musi się czytać czy oglądać rzeczy wielkie. Zwykła, dobra rozrywka, ze zwyczajnymi, zadowolonymi  ludźmi w rolach głównych też jest potrzebna.

4/6   

   

         

poniedziałek, 4 stycznia 2016

Książki Roku 2015


Ilustracja
      Lubię  podsumowania, swoje i cudze.  Jest pewna trudność w robieniu takich zestawień. Przede wszystkim z reguły mam problem z ustaleniem miejsca danej książki na mojej liście.  Wiem, które z książek uważam za najlepsze. Ale problem zaczyna się wtedy, gdy mam stwierdzić, która z nich powinna zająć miejsce pierwsze, a która drugie, czy trzecie . Co do tych kilku pierwszych miejsc to wahałam się do ostatniej chwili. Ku swojemu zaskoczeniu zauważyłam, że niekiedy moja ocena danej pozycji , dawana na bieżąco, po przeczytaniu, różni się od tej oceny, którą dałabym po upływie pewnego czasu. Nie są to różnice duże, ale są. Czasem nie mogę przestać o książce myśleć, mimo, że nie przypuszczałabym w trakcie czytania, że tak się stanie. A czasem zachwyt bywa trochę na wyrost. Z reguły tych różnic nie ma, a jeżeli są, to mieszczą się w obrębie jednej gwiazdki, w jednym przypadku była to różnica aż dwóch gwiazdek.  Na liście  TOP 2015 nie uwzględniłam tych książek , które czytałam nie po raz pierwszy, tylko drugi lub trzeci, dotyczy to chociażby „Anny Kareniny”,  czy „Kronik portowych”.  Te książki mogłyby być na takiej liście w tym roku, w którym przeczytałam je po raz pierwszy. Ta moja lista różni się zasadniczo od wielu innych list , sporządzanych przez krytyków  czy blogerów. Są na niej nie tylko nowości, wydane w 2015r., ale i książki wydane wcześniej . Dla  mnie znaczenie miało to, że w 2015r. przeczytałam daną książkę po raz pierwszy.  Nie robiłam odrębnych zestawień dla różnych kategorii, typu powieść, reportaż i inne.

 1.     Marcel Proust „Strona Guermantes” tom III „W poszukiwaniu straconego czasu”

To był prawdziwy zachwyt. I to pierwsze miejsce jest za głębię rozważań, za pochwałę życia refleksyjnego z literaturą, sztuką i muzyką. Za niespieszność akcji. Gdy tak bardzo nie spodobał mi się „Idiota” Dostojewskiego zastanawiałam się, ze może coś jest ze mną nie tak, że nie potrafię docenić arcydzieła. Ale w przypadku Prousta nie miałam wątpliwości , to było coś idealnego.

 
2.     Javier Marias  „Zakochania”

Jest to rzecz absolutnie zachwycająca, tak jak u tego właśnie autora, z jego gigantyczną głębią przemyśleń psychologicznych. Podjęty w tej książce temat jest bardzo trudny, sporo jest o przemijaniu, śmierci . Ale spojrzenie na te kwestie jest warte uwagi. Zastanawiałam się najwięcej właśnie nad tym, czy pierwsze miejsce dać Proustowi czy Mariasowi.

 
3.     Henry James  „Dom na Placu Waszyngtona”

W tym przypadku zachwyciła mnie również wnikliwość autora w spostrzeżeniach psychologicznych. Mimo, że od czasów kiedy żył Henry James,  minęło 100 lat, mimo iż tamtego czasu tak bardzo rozwinęła się psychologia, mało kto widzi tak głęboko , jak on. Przyczynił się do tego pewnie brat pisarza, Wiliam James, wybitny naukowiec, psycholog, profesor Uniwersytetu Harvarda. Henry pewnie czerpał od Wiliama wiedzę psychologiczną, sam miał talent literacki. No i powstały w ten sposób arcydzieła.  Jak na mój gust, to najbardziej wnikliwi pod względem psychologicznym spośród pisarzy to właśnie Proust, Marias i Henry James. 

 
4.     Marcin Wroński „A na imię jej będzie Aniela”

Wroński to moje odkrycie minionego roku. Pisze interesująco, ma olbrzymią wiedzę historyczną. Również jest szalenie wnikliwy. Wie, że nic nie jest takie proste, jak wydawać się to może na pierwszy rzut oka. Cały jego cykl z komisarzem Maciejewskim jest dla mnie rewelacyjny i jest najlepszym cyklem kryminalnym , jaki czytałam.

 
5.     Marcel Proust „W cieniu zakwitających dziewcząt” – tom II „W poszukiwaniu straconego czasu”

Sposób pisania przez Prousta poszczególnych tomów jest taki sam. W każdym są częściowo dzieje osoby, będącej alter ego pisarza. I w każdym zasadniczą cześć stanowią refleksje na wszelkie możliwe tematy, typu psychologia, polityka , historia, literatura, sztuka, muzyka, relacje damsko-męskie i in. Tomy II i III stawiam  tak samo wysoko. Jedyna różnica to kwestia doboru tematów do refleksji. Te z tomu III wydawały mi się maleńką odrobinę bardziej zajmujące, niż te właśnie z tomu II.

 
6.     Marcin Wroński „Pogrom w przyszły wtorek”

To oczywiście również tom z komisarzem Maciejewskim. Różnica pomiędzy oceną tego tomu i tomu „A na imię jej będzie Aniela”  jest minimalna.

 
7.     Rafał Ziemkiewicz „Jakie piękne samobójstwo”

Wnikliwa książka o przejawach naszej głupoty narodowej.  Można tu spotkać się z bardzo rzadkim sposobem patrzenia na nasze dzieje. Według mnie powinna to być lektura obowiązkowa. Poglądy polityczne autora i czytelników nie mają tu znaczenia, nie ma tu mowy o bieżącej polityce. Jeżeli ktoś nie zgodzi się z punktem widzenia autora, to wiele rzeczy będzie mógł sobie przemyśleć. 

 
8.     Frederick Forsythe „Psy wojny”

Powieść trzyma w napięciu przez cały czas. Ale najwspanialsze było to, że wszystko rozgrywało się wśród  przekupnych degeneratów , wśród ludzi, dla których liczyła się tylko kasa. I w końcu okazało się, że w tej zgniliźnie jeden z bohaterów odsłonił prawdziwe oblicze, w którym było miejsce i na dobroć i na bezinteresowność. A  rozmowy tego człowieka  z innymi   , pozornie lepszymi, dały do myślenia, kto tak naprawdę jest zdemoralizowany, może jednak my, którzy uważamy się za dobrych i prawych obywateli.

 
9.     Patric Modiano „Zagubiona dzielnica”

Tą książkę oceniłam zaledwie na 4. Ale od kiedy ją przeczytałam, nie mogę o niej zapomnieć. Wizja wycieczki – powrotu do miejsca , które kiedyś coś dla nas znaczyło to rewelacyjna zachęta do konfrontacji z przeszłością i z dawnym ja.

 
10.                       James Herriot „Jeśli tylko potrafiłyby mówić”

To jedna z najpiękniejszych książek o zwierzętach , jaką kiedykolwiek czytałam. W pierwszej dziesiątce najlepszych książek 2015r. znaleźć się musiała.