To drugi tom cyklu z komisarzem Dupin. Jest to książka wyjątkowo
oryginalna, nawet na tle gigantycznej liczby powieści kryminalnej. Nie ma
brutalnych scen. Wydarzenia rozgrywają się w ciągu trzech zaledwie dni i cała
ekipa śledcza się śpieszy, ale opisane jest to w taki sposób, że czytelnikowi
ta nerwówka w ogóle się nie udziela .
Czyta się tak, jakby, wszędzie panował totalny spokój. Liczba osób, których
wydarzenia dotyczą nie jest duża. Można więc snuć przypuszczenia, kto
faktycznie zabił bez obawy, że zabójcą okaże się ktoś, kto pojawi się dopiero
na ostatniej stronie. Przeczytanie
książki to zajęcie w sam raz na jedno popołudnie.
Jest bardzo dużo opisów przyrody. Nie
ma się co przerażać, są one króciutkie, cała książka jest mało obszerna. A
krajobraz jest wyjątkowo piękny, bo
tytułowe Glenany są zbiorem różnych wysp, wysepek i skrawków ziemi . Ich powierzchnia może być bardzo różna, w
zależności od tego, czy trwa przypływ, czy odpływ. Czasem do pewnych wysp można
dojść niemal suchą nogą, a niekiedy trzeba płynąć łódką. Cześć tych wysepek
jest skalista, część piaszczysta, czasem
widoczne są tylko same szczyty skałek , reszta tonie w morzu. Pogoda tutaj
zmienić się może błyskawicznie, w ciągu 24 godzin można przeżyć cztery pory roku. Opisy przyrody być
muszą, bo jak inaczej wskazać, że śledczy musieli na wyspę ze zwłokami najpierw
płynąć, a potem iść pieszo przez morze?
Albo jak inaczej wskazać, że zabici stracili życie w innym miejscu, niż miejsce znalezienia
zwłok, a na wyspę wyrzucił ich prąd wody?
Bretończycy uwielbiają dobrą kuchnię, komisarz też często zagląda do
różnych restauracji. Opisy zapachów
potraw i win są tak sugestywne, że cały czas podczas czytania byłam
głodna.
Powieść zaczyna się od znalezienia trzech
ciał z ranami, wskazującymi na to, że podczas pływania, silny sztorm rzucił ich
na skały . Szybko okazało się, że nie był to wypadek, a późniejszym ofiarom
ktoś podał silny środek uspokajający. Wypłynięcie
w morze łodzią w fatalną pogodę po
spożyciu tego środka skutkować musiało śmiercią. Szybko okazało się, że jedna z
ofiar to mistrz windsurfingu. Człowiek ten znany był z wielkiego majątku, ale
nie tylko. Dążył do tego, aby ten piękny teren zniszczyć, budując masę obiektów
wypoczynkowych i rozwijając w olbrzymi sposób turystykę. Ponieważ lokalne
władze stawiały opór, swoje plany forsował pod hasłem rozwoju
ekologii, aczkolwiek z ekologią nie miały nic wspólnego. Zabić mógł go przeciwnik tych projektów.
Ale szybko okazało się, że w rejonie Glenanów zatonęło w minionych wiekach
sporo statków, niektóre wiozły cenne ładunki. Sporo było więc tam poszukiwaczy
skarbów. Pewne symptomy świadczyły o tym, że
nasi zabici mogli coś ciekawego
odnaleźć. Zabić mogła więc ich konkurencja. To nie wszystkie tropy, tylko
ważniejsze.
Drugi tom utrzymany jest w stylu
zbliżonym do pierwszego. Ci sami główni bohaterowie, policjanci, wiele morza, a
właściwie oceanu i wspaniałych bretońskich potraw. Czyta się chyba nawet lepiej
, niż pierwszy tom, bo sylwetki bohaterów, a szczególnie komisarza są już
znane, co nieco się o nim wie. W pierwszym tomie zawiązana została przez niego
obiecująca znajomość z kobietą, tutaj można się dowiedzieć, jak się ona
potoczyła.
Książka jest lekka, nie ma tu
zawiłości psychologicznych, nie ma się po jej przeczytaniu doła, wręcz
przeciwnie. Jest to głos –pochwała piękna tego zakątka i apel o jego zachowanie. To też pewna pochwała lokalnych więzi
społecznych, gdzie wszyscy się znają i wszystko niemal o sobie wiedzą. Ale
zarazem to pochwała, a nawet i apoteoza indywidualizmu. Bo i Glenany są
niespotykanie piękne i zarazem unikalne,
i mieszkańcy z ich charakterami ( czytelnik stopniowo poznaje tych
indywidualistów) tak samo tuzinkowi nie są.
Glenany są zagrożone masowym rozwojem turystyki. Mieszkańcy Bretanii zaś
zaciekle bronią się przed zuniformizowaniem, walczą o swoją niezależność i
bronią się przed obcymi. A obcym jest każdy, kto się tam nie urodził.
5/6