czwartek, 30 marca 2017

Nikos Kazantakis „Grek Zorba” – audiobook, czyta Jerzy Zelnik

Grek zorba. Mistrzowie słowa. (Audiobook) - zdjęcie 1

  
„Grek Zorba” to jedna z książek, klasyków, znanych i cenionych na świecie, co do którego nie jestem w stanie pojąć, cóż takiego w tym dziele ludzi tak zachwyca. Kazantakis opowiada historię dwóch mężczyzn: młodego, 30- to kilku latka, zwanego szefem  i starszego 60- latka, Zorby. Szef i zarazem narrator to człowiek wykształcony, który przybył na Kretę, aby zainwestować w kopalnię węgla i trochę oderwać się od codzienności. Zorba to prosty, często moim zdaniem wręcz prostaczy autochton, który  lubił kobiety, muzykę, no i dobrze zjeść i napić się. W przeciwieństwie do szefa, ani nie był wykształcony, ani nie czytał książek. Obaj razem zajęli się kopalnią, Zorba nadzorował robotników i sam też pracował,  a młodszy mężczyzna finansował całe przedsięwzięcie i przyglądał się pracom, w wolnych chwilach rozmyślali i rozmawiał z Zorbą  o życiu.

       Zorba nazywany jest niekiedy przez miłośników tej książki mędrcem. Jest to dosyć żałosne.  Głównym punktem jego zainteresowania były kobiety i gdy któraś była w jego zasięgu, przystępował do uwodzenia.  Doradzał też swojemu kompanowi w tym zakresie. Jego rozmyślania życiowe skupiały się właśnie na tym, rozważał np. czy kobieta pochodzi od Boga i skłaniał się ku tezie, że raczej nie, że nie tylko stoi ona niżej od mężczyzny, ale że w ogóle jest przedstawicielką jakiejś innej kasty. Nie ograniczał się oczywiście tylko do rozmyślań, nie żył w abstynencji płciowej. Jego szef, dotychczas siedzący w książkach i bez większego doświadczenia życiowego, zafascynował się tymi „mądrościami” i słuchał ich z zapartym tchem. Literatura zaczęła wydawać mu się miałka i niewarta uwagi. Pod wpływem Zorby jego dotychczasowy światopogląd runął jak domek z kart. Godny uwagi i słuchania był tylko Zorba.  A Zorba usiłował znaleźć dla swojego szefa kobietę, bez niej bowiem szczęście nie jest możliwe. Najlepiej według niego było zmieniać te kobiety możliwie jak najczęściej. Bzdury, które opowiadał Zorba na temat kobiet tak mocno wpływały na całość jego wypowiedzi, że nie byłam w stanie spokojnie i bez irytacji słuchać całego tekstu. W tle opowieści widać tubylców, niewiarygodnych prostaków, a do tego przepełnionych okrucieństwem.     

       Zelnik czytał powieść, wcielając się mocno w rolę młodego mężczyzny, w jego głosie czuć fascynację Zorbą i zero dystansu do czytanego tekstu. Interpretacja jest nieco fanatyczna. Audiobooka słucha się ciężko, trzeba się mocno skupiać. Ani tekst, ani sposób jego odczytywania  nie były w stanie mnie zainteresować . Zdecydowanie lepszy jest film, gdzie miło się patrzy na Anthonego Quinna jako Zorbę i słucha się pięknej, greckiej muzyki.

2/6

      

   

sobota, 25 marca 2017

ks. Roman E. Rogowski „Mistyka gór”

Okładka książki Mistyka gór           


„Mistyka gór” to urzekająca książka – zbiór esejów – o Ewangelii i o górach, napisana przez księdza, a zarazem wielkiego miłośnika gór, taternika i alpinistę. Jest to książka, w której religia i wiara ukazane są jako coś pięknego, coś co łączy, a nie dzieli. Nie ma w niej żadnych politycznych podtekstów ani wykorzystywania religii do różnych gierek czy rozważań politycznych, ani tłumaczenia takiego zachowania. Jest ponadczasowa i ponad podziałami. Nie ma fanatyzmu ani zacietrzewienia, a osoby niewierzące nie znajdą w niej niczego obraźliwego dla siebie.

       Punktem wyjścia do rozważań są właśnie góry, gdyż autor zwrócił uwagę na to, że olbrzymia część wydarzeń, kluczowych dla ludzkości, opisanych w Piśmie Świętym,  rozegrała się właśnie na szczytach gór. Gdy biblijny potop zbliżał się do końca, Arka Noego osiadła górze Ararat, przemienienie Chrystusa odbyło się na górze Tabor, Arka Przymierza znajdowała się na Syjonie i dalej można jeszcze sporo wymieniać. Zdaniem autora nie jest to kwestią przypadku, bowiem to właśnie na łonie przyrody, a w górach już szczególnie można doświadczać bliskości Boga.

       Książka podzielona jest na rozdziały, które są jednocześnie nazwami szczytów, znanych z Ewangelii. Autor pisze w każdym rozdziale i o tych wydarzeniach biblijnych, które łączą się z daną górą i o tym, jakie płyną z tych wydarzeń przesłania dla nas, a także i o swoich i cudzych doświadczeniach wspinaczkowych , a także i o tym, jaki to ma związek właśnie z Ewangelią.  W każdym z rozdziałów jest duża ilość cytatów i z Ewangelii i z szeregu książek, napisanych przez ludzi gór o ich wyprawach a także z innych dzieł.  Autor cytuje raczej mało znane wersy z Pisma Świętego , aczkolwiek zdecydowanie ciekawsze i bardziej intrygujące niż te, o których permanentnie się wspomina przy różnych okazjach. Przykładowo tytuły rozdziałów brzmią:

Ararat – góra nadziei i ocalenia zrodzonego z klęski,

Hermon – góra piękna i ekstazy,

Karmel – „Ogród Boży” – góra konsekwencji i idealizmu,

Hattin – góra medytacji i kontemplacji – góra powołania,

Masada – góra nieujarzmionego ducha i bohaterstwa.

środa, 22 marca 2017

Tove Jansson „W Dolinie Muminków” – audiobook, czyta Krzysztof Kowalewski

W Dolinie Muminków

              „W dolinie Muminków” świetnie nadaje się na audiobook, słucha się bez zgrzytów, nie wymaga przesadnego skupienia. Jest to lektura na wskroś optymistyczna, idealna i dla znawców i fanów serii, ale także i dla tych, co dopiero zaczynają się w nią wgłębiać. Gdy jest się początkującym, trudno pewnie jest połapać się w charakterach i zapamiętać, kto jest kim. Ale nie jest to karkołomne zadanie. Popularność serii jest olbrzymia.

                 W tej części motywem przewodnim są przygody, związane z zagubionym kapeluszem Czarnoksiężnika. Jeśli tylko coś lub ktoś znalazło się pod kapeluszem, zaczynały się dziać dziwne rzeczy, np. zmieniał się wygląd danej osoby. Wydarzenia są zabawne, nie dzieją się żadne tragedie, jest przyjemnie. Najważniejsze, albo raczej równie ważne jak i przygody,  są jednak różnego rodzaju myśli, komentarze, a także to, co dzieje się w tle wydarzeń, bądź też pozostaje jakby niezauważalne dla czytelnika przy pobieżnym przeczytaniu. Zasługujące na uwagę są oczywiście charaktery bohaterów, każdy czytelnik może znaleźć kogoś w rodzaju jakby swojego charakterologicznego odpowiednika. Można też szukać odpowiedników członków swojej rodziny czy znajomych.  Każda z postaci ma swoje wady i zalety, ale każda jest akceptowana przez pozostałych. Wszyscy wiedzą, że ideały nie istnieją. Można śledzić różne interakcje między bohaterami, a im więcej książeczek z serii się zna, tym wydaje się to ciekawsze.

czwartek, 16 marca 2017

Tess Gerritsen „Igrając z ogniem”

Igrając z ogniem


               „Igrając z ogniem” jest powieścią dosyć dziwną, w której przemieszano różne wątki i style i różne czasy i w rękach czytelnika znalazła się historia miłosna, współczesny thriller i opowieść o zagładzie Żydów z czasów wojny.   Całość opowiedziana jest intrygująco i czyta się ją nieźle.

             Cześć rozgrywająca się w czasach współczesnych opowiada o Julii, Amerykance, skrzypaczce, matce małej dziewczynki i żonie , zakochanej w mężu. Julia będąc we Włoszech natrafiła przypadkowo w antykwariacie na zapis nutowy dziwnego, nieznanego, aczkolwiek budzącego jej olbrzymie zainteresowanie  utworu. Po powrocie do Bostonu próbowała zagrać ten utwór, w tym samym czasie jej córeczka dostała ataku szału. Julia początkowo nie wiązała tego zachowania z odtwarzanym utworem, ale sytuacja się powtórzyła. Kobieta zaczęła obawiać się, że kompozytor przekazał w swym dziele tak straszne, wręcz złowieszcze emocje, że udzielać się one mogą słuchaczom. Julia w związku z zaistniałą sytuacją zaczęła obawiać się córki, mąż zaś uznał, że może coś nie tak jest z Julią i zaczął jej sugerować wizytę u dobrego psychiatry.  Julia ostatecznie zdecydowała się, że wraz z przyjaciółką, będąc we Włoszech, spróbują dowiedzieć się czegoś o kompozytorze i że może to doprowadzi do rozwiązania zagadki.

     Niezależnie od opisanych wydarzeń, wprowadzony jest także drugi wątek, rozgrywający się właśnie we Włoszech, w Wenecji w okresie od 1938 do 1944 r.. Bohaterem tego wątku jest Lorenzo, młody muzyk i młoda dziewczyna, którą obdarzył uczuciem, Laura, początkująca wiolonczelistka. Lorenzo był Żydem i już od początku opisywanych wydarzeń czuć jest nadchodzącą grozę, potem  zaś są opisy  prześladowań Żydów, no i zagłady oczywiście.

wtorek, 14 marca 2017

Jonathan Swift „Podróże Guliwera” – audiobook, czyta Robert Więckiewicz




Audiobook jest naprawdę świetny z doskonałą, oryginalną  interpretacją Więckiewicza. W tej wersji podróże są skrócone do pobytu w kraju Liliputów i kraju olbrzymów, co znane jest chyba niemal każdemu. Podstawowa kwestia to właśnie Więckiewicz. Czyta z humorem i dystansem, a jednocześnie z wiedzą człowieka, który dużo widział i dużo wie. Taki dokładnie był zamysł autora,  Guliwer nie opisywał swoich przygód wówczas, gdy trwały, ale po ich zakończeniu, gdy miał już dystans do tego, co było i sporo doświadczenia życiowego. Co najbardziej trafne, Więckiewicz nie wpada w płaczliwy czy użalający się nad sobą ton, gdy odczytuje fragmenty, mówiące o tym, że bohaterowi stało się coś złego, lub gdy groziło mu poważne niebezpieczeństwo. Nawet gdy czyta o złu, robi to z dystansem, a nawet z lekką dozą humoru, na zasadzie, tak to było złe, ale było też sporo dobrego a ostatecznie i tak dzięki pomocy dobrych ludzi, dobrze rozumianemu sprytowi i szczęściu, poradziłem sobie z tymi problemami. Nie wpada w zgorzkniały ton.  Dzięki temu powieść robi się lekka w odbiorze i słucha się jej chętnie. Dawno nie słuchałam tak wyjątkowej, ciekawej interpretacji, z reguły czytający ograniczają się do samego mniej lub bardziej poprawnego odczytywania tekstu. Przypomina mi to Krzysztofa Globisza, czytającego „Paragraf 22”, którego w takim wykonaniu nie dało się zapomnieć. „Podróże Guliwera” – audiobook, trwa około 4-5 godzin, co też sprawia, że całość nie jest nużąca.  Zainteresowani mogą sięgnąć po pełną wersje książki.

sobota, 11 marca 2017

Marcel Proust „Uwięziona” – V część „W poszukiwaniu straconego czasu”

Okładka książki Uwięziona          


Pisałam już o poprzednich częściach „W poszukiwaniu straconego czasu” tutaj, tutaj i tutaj. Co do formy pisania książki, to część ta niczym nie różni się od poprzednich, nadal brak jest akcji w takim sensie, w jakim ma się z nią do czynienia w większości powieści, a jedno zdanie zajmuje niekiedy całą stronę. Ale warto zadać sobie ten trud i podjąć się lektury. Tak jak i w poprzednich tomach, około 80 – 90 % tekstu są to różnego rodzaju rozważania, o życiu, sztuce, związkach międzyludzkich i całej masie innych rzeczy.

      W „Uwięzionej” nasz bohater, cały czas alter ego pisarza, jest już dorosłym , młodym człowiekiem. Wprowadziła się do niego Albertyna. Związek Marcela i Albertyny to używając dzisiejszej terminologii, związek skrajnie toksyczny. Marcel zorientowawszy się, że ukochana go okłamywała w wielu kwestiach, zaczął żyć w skrajnej zazdrości i podejrzliwości. Albertyna stała się tytułową uwięzioną, nie w sensie dosłownym , ale w kokonie podejrzliwości i bezustannego tłumaczenia się itp.  Pozornie najprostsze wyjście z sytuacji, czyli zerwanie związku, nie było przez Marcela poważnie brane pod uwagę. Nie wiadomo, kiedy byłby on bardziej nieszczęśliwy, czy żyjąc z ukochaną, czy bez niej. Większość tej niby to akcji w tym tomie powieści dotyczy właśnie związku  Marcela i Albertyny.    

      Drugi, równie poważny bohater powieści, to baron de Charlus, znany również z poprzednich tomów. W tym tomie baron był już podstarzały i miał coraz większe problemy z utrzymaniem w tajemnicy swojej orientacji seksualnej i swej miłości do skrzypka Morela. Na dodatek zapomniał się mocno na jednym z przyjęć u swoich pseudo przyjaciół, podpadł straszliwie gospodyni, pani Verduin,  a w wyniku tego kobieta uknuła ad hoc intrygę, mającą na celu wykluczenie barona z jego kręgu towarzyskiego. Opis sytuacji barona wydaje się być banalny i tuzinkowy, ale w kontekście właśnie braku akcji, całą zasygnalizowaną intrygę śledzi się z zapartym tchem, niczym w kryminale.   

     No i to właśnie w tym tomie jest scena z umierającym pisarzem, Bergottem, który niemal w agonii postanowił sprawdzić, czy faktycznie na jego ulubionym obrazie - „Widoku Delft” Vermeera, jest niezauważona wcześniej przez niego żółta ściana. Wstał więc z łóżka i popędził do muzeum, gdzie po obejrzeniu obrazu padł trupem.  Trudno wyobrazić sobie, aby opisane wydarzenia mogły wydawać się pociągające dla kogoś, kto lubi wyłącznie szybką akcję, ale w żadnej chyba innej książce nie ma tylu refleksji.

       W tym tomie wydarzenia rozpoczynają się od zwykłego przebudzenia, kiedy to Marcel leżał w łóżku i przychodziły mu na myśl różne sprawy, jak chociażby niezwykłość każdego poranka czy piękno promieni słonecznych. Wówczas przyszło mu też do głowy, jak rzadko ludzie mają świadomość piękna każdego dnia i ulotności chwili. Nasunęło mu się też porównanie do człowieka, który ma świadomość, że może już więcej nie ujrzeć kolejnego poranka, bo może zostać zabity w zbliżającym się pojedynku, popularnym jeszcze w tamtych czasach. Obecnie bardziej adekwatne byłoby porównanie do chociażby diagnozy ciężkiej choroby.  Wówczas to dla człowieka takiego życie nagle nabiera większej wartości i zaczyna on rozważać, cóż takiego by on robił, gdyby ten pojedynek przeżył. „Życie jego w jednej chwili wypełnia się podróżami, pracami, wycieczkami itp.”, które unicestwić może wynik pojedynku, a dotychczas unicestwiały złe nawyki, które bez pojedynku trwałyby nadal. Gdy człowiek taki wraca, odnajduje jednak nadal te same przeszkody dla wycieczek, podróży itp. Według Prousta „Wyjątkowe okoliczności podsycają w człowieku to, co w nim już istniało: w pracowitym pracę, a w próżniaku lenistwo”.

     Marcel rozważał też kwestię wad człowieka, uznając, że najbardziej nienawidzimy tego, co do nas podobne. W dalszej już oczywiście części zastanawiał z kolei się nad kwestią istnienia jakby innego wymiaru, transcendencji. Miał świadomość, że niektórzy ludzie żyją, będąc przyzwoitymi, szanując innych, wykonując swą pracę tak, jak trzeba,  lub czując się, jak Vermeer, niejako zmuszony przez samego siebie do tworzenia czegoś, co nie może być byle jakie i do malowania 20 razy jednego fragmentu obrazu tak, aby osiągnąć doskonałość. „Wszystkie te zobowiązania, niemające sankcji w życiu obecnym,  zdają się należeć  do  odmiennego  świata, opartego na dobroci, na względach moralnych, na poświęceniu; świata całkowicie odmiennego niż nasz, świata, który opuszczamy, aby urodzić się na tej ziemi, zanim może wrócimy tam, aby żyć wedle owych nieznanych praw, którym byliśmy posłuszni, bo nosiliśmy je w sobie, nie wiedząc,  kto w nas zakreślił te prawa”. 

      W „Uwięzionej” jest też cała masa odniesień do muzyki, literatury czy sztuki, które dla Prousta były tak potrzebne, jak chleb czy woda. Brał on udział w przyjęciu, na którym odbył się koncert, na którym grano Ventuila. Ventuil to  fikcyjny kompozytor, ale pod tym nazwiskiem każdy może umieścić każdego innego kompozytora, bo znaczną cześć opisu tego koncertu zajmują doznania duchowe, związane z odbiorem muzyki przez słuchacza. Muzyka, zresztą nie tylko, literatura czy sztuka też, niosą ze sobą przekaz z innego, niematerialnego świata.  „Każdy artysta wydaje się obywatelem  jakiejś ojczyzny nieznanej, zapomnianej przez samego siebie.” „Dzięki tej muzyce mogłem usłyszeć dziwne wołanie, którego nie przestanę już słyszeć nigdy, jako przyrzeczenie i dowód, że istnieje coś innego niż nicość.”

środa, 1 marca 2017

Virginie Despentes „Vernon Subutex” – audiobook, czyta Roch Siemianowski

Audiobook Vernon Subutex. Tom 1  - autor Virginie Despentes   - czyta Roch Siemianowski

   
    „Vernon Subutex” został nazwany w 2015r. we Francji książką roku. Czy zasadnie? Miałam mieszane uczucia. Tytułowy Vernon Subutex to miłośnik muzyki, były właściciel sklepu z płytami, który w związku z rozpowszechnieniem mp3 splajtował. Stał się bezrobotny i aby przeżyć, wyprzedawał płyty ze sklepu przez internet. Gdy płyt zabrakło, pojawiły się problemy finansowe, nie miał na czynsz, a gdyby nie przyjaciel, muzyk Alex,  Vernon szybko zostałby eksmitowany. Eksmitowany i tak został, stało się to po śmierci Alexa, który się zaćpał. Vernon początkowo wpraszał się do znajomych, gdzie pomieszkiwał po kilka dni, ostatecznie jednak wylądował na bruku w sensie dosłownym. Alex krótko przed śmiercią nagrał kilkugodzinny wywiad z samym sobą do kamery i oddał go Vernonowi. Powoli coraz więcej osób zaczęło poszukiwać Vernona i wywiadu. Nie jest to spojler, bo to dopiero pierwszy tom i nie wiadomo, czy bezdomność okaże się jedynie epizodem w życiu Vernona , czy wyjdzie na prostą. Żaden z innych wątków w pierwszym tomie nie jest zamknięty, podobnie jak i wątek płyt z wywiadem.

      Opis środowiska, w którym przebywał Vernon, nie wydaje się być odkrywczy. Byli to muzycy lub osoby, powiązane z tym  środowiskiem lub z show businessem, a nawet i gwiazdy filmów porno. Mieli pieniądze, mimo 40 czy 50 lat na karku imprezowali, pili, ćpali, partnerów do seksu zmieniali jak przysłowiowe rękawiczki. Byli wśród nich homo, hetero, a także i osoby po zmianie płci. Łączyły ich wszystkich więzy dość powierzchowne, bo gdy Vernon znalazł się na bruku, chętnych do udzielenia mu jakiejkolwiek pomocy nie było. Autorka głównie skupiła się na Vernonie, ale opisała też sporo innych postaci, np. Xaviera, scenarzystę, którego brat również w młodym wieku zmarł z przedawkowania, jego matkę, innego znajomego, który zakochany był w żonie do szaleństwa i jednocześnie znęcał się nad nią i ją bił, i in. Momentami ludzie ci wydawali się odrażający.

     Ale w miarę rozwoju akcji, coraz wyraziściej w tle opowieści jawił się obraz współczesnego Paryża. Pokazana została  policja, która po otrzymaniu zgłoszenia o pobiciu w środowisku kloszardów zaraz szukała potencjalnego sprawcy wśród prawicowych ekstremistów. Policjanci obawiali się utraty pracy, nie byli zachwyceni, że do tłumienia różnego rodzaju zamieszek, zabiera się właśnie ich. Można poznać młodą dziewczynę, rodowitą Francuzkę, która miała tak dość rodziców, w tym matki byłej gwiazdy filmów porno i prostytutki,  i trybu życia różnych ich i swoich znajomych,  że zmieniła religię i stała się gorliwą wyznawczynią islamu. Jest dawna znajoma Vernona, która nie mogła przeboleć upływu czasu i starzenia się. Jest też i Hiena, która żyła z wszelkiego rodzaju działań, podejmowanych na zlecenia w internecie. Potrafiła niszczyć konkurencję, „podkładać świnię”, nie cofała się przed niczym itp.

    Mówi się niekiedy, że jeżeli film lub książka zawierały chociaż jedną scenę, która naprawdę nam się podobała  i nas poruszyła, warto było ten film obejrzeć, czy przeczytać książkę. W „Vernonie Subitexie” jest właśnie taka scena.