środa, 23 grudnia 2020

Lee Child "100 milionów dolarów"

 


Sto milionów dolarów - Lee Child | okładka

   Pisałam wielokrotnie o serii Lee Childe`a z Jackiem Reacherem, pisałam i ogólnie o cyklu  - tutaj, i o konkretnych  książkach. Ten tom okazał się, jak i wszystkie pozostałe, świetną rozrywką na wysokim poziomie i jednocześnie niezawodnym sposobem na oderwanie się od rzeczywistości. Powieść wciąga, czyta się ją lekko i szybko. 

   Reacher tym razem rozwiązuje zagadkę, przypominającą równanie z wieloma niewiadomymi. Otóż amerykańskie służby specjalne otrzymały informację, że nieznany mężczyzna spotkał się w Monachium z innym  mężczyzną i rozmawiali o transakcji zakupu czegoś, nie wiadomo czego. Wiadome było tylko to, że zakupiona rzecz, mógł to być przedmiot, a mogła też być to informacja, miała zostać sprzedana za 100 milionów dolarów. Transakcja musiała być oczywiście nielegalna, a towar miał być zakupiony dla osób, zamieszkujących na Bliskim Wschodzie. Nasunęło to przypuszczenie, że to nieustalone coś nie będzie służyło do dobrych celów, i że najprawdopodobniej może być użyte do terroryzmu. Zmontowana została specjalna grupa, która miała ustalić, kim są strony transakcji, co, gdzie i kiedy ma być zakupione, a następnie miała udaremnić ten zakup i najlepiej go przejąć.  
 
   Reacher jak zwykle jest błyskotliwy, można podziwiać i jego inteligencję i sprawność fizyczną, wytrwałość, odwagę itp. itd. Pojawiające się problemy w żaden sposób go nie zniechęcają. Jak zawsze podczas czytania czuje się zapał do działania i załatwiania odkładanych od długiego czasu spraw, no i do rozwiązywania własnych problemów. 
   Czymś nowym jest ściągnięcie akcji do Niemiec, do tej pory zawsze wydarzenia rozgrywały się w USA. Reacher nie przepadał delikatnie mówiąc za nowinkami technicznymi, za komputerami i podobnymi rzeczami, wystarczał mu nieprzeciętny intelekt. Tutaj z racji tego, że sprawa transakcji stała się priorytetowa dla państwa i że nasz bohater działał w zespole wraz z przedstawicielami CIA i FBI, nowoczesne środki techniczne są wykorzystywane. 

   Wisienką na torcie są dla mnie zawsze spostrzeżenia Reachera, jego niesamowity, wspomniany już zmysł obserwacji. Autor to czuje i nie ulega wątpliwości, że sam jest wyśmienitym obserwatorem. Nic nie umyka jego uwagi, potrafi wyciągać błyskawicznie trafne wnioski. Potrafi też analizować. Tutaj przykładowo dowiedział się, że poszukiwany nieznany mężczyzna miał dość dziwaczną, nietypową fryzurę. Zaczął się zastanawiać, jak to zinterpretować. Można się z tym zgadzać lub nie, ale doszedł do wniosku, że taka fryzura to coś w rodzaju deklaracji, ściągania na siebie uwagi, ale że w gruncie rzeczy jest to trochę desperackie i świadczy o braku pewności siebie, jakby temu komuś nie wystarczało to, co ma w środku i jakby chciał zwrócić na siebie uwagę. Wiele obserwacji zabarwionych jest poczuciem humoru, np. Reacher zobaczył kobietę, "w trudnym do określenia wieku, o polakierowanych włosach ułożonych w kształt wielkiej półkuli na czubku głowy, czegoś przypominającego kask motocyklowy".   
4/6
   



niedziela, 13 grudnia 2020

Grażyna Bastek "Rozmowy obrazów" t. I

 Rozmowy obrazów. Tom 1

"Rozmowy obrazów" to jedna z najlepszych książek o sztuce, jakie czytałam. Do tej pory za osobę, która pisze wyśmienicie na ten temat, w taki który do mnie dotarł i mnie przekonał, uważałam siostrę Wendy Beckett, teraz odkryłam już kolejną autorkę. Myślę, że jest to pozycja głównie dla laików, ciężko mi powiedzieć, czy znawcy malarstwa, zajmujący się takimi kwestiami zawodowo, znajdą tutaj coś nowego, o czym nie wiedzieliby. Nie jestem historykiem sztuki, ale tematyka ta mnie interesuje i jestem tą książką zachwycona. 

   Autorka zestawia ze sobą różne obrazy, zbieżne albo tematyką, albo sposobem uchwycenia tematu, albo jeszcze inaczej i porównuje je i opowiada o nich.  A w trakcie czytania tej mini opowieści twórca żyjący kilkaset lat wcześniej staje się bliższy, a to co namalował, zaczyna nawet fascynować, tak jakby malarz zostawił list, który może odczytać każdy bez względu na to, jakim językiem włada i w jakiej epoce żyje. Aby jednak odczytać wszystko, trzeba albo mieć fachowe przygotowanie, albo zgłębiać ten temat. "Rozmowy obrazów" są mocno pomocne.  Autorka wydobywa z dzieła takie jego aspekty, które dla oglądającego mogą być i najprawdopodobniej w większości wypadków byłyby niezauważalne. Wynajduje też nie tylko znane obrazy, ale i te naprawdę znane mało, potrafi też znaleźć to, co te obrazy łączy. Tak jak np. są książki, w których autor piszący później, nawiązuje bezpośrednio lub pośrednio do tego, co zostało stworzone wcześniej.   

    Niekiedy element łączący dzieła jest oczywisty, np. mamy wybrane  2 obrazy Sądu Ostatecznego, jeden Hansa Memlinga, a drugi Michała Anioła z Kaplicy Sykstyńskiej.  Ale są też i porównania mniej oczywiste, dla laików początkowo nawet nieczytelne, a jasne dopiero po przeczytaniu fragmentu książki. Przykładowo w rozdziale o malarstwie portretowym mamy portrety papieża Innocentego X autorstwa Diego Velazqueza z XVII wieku i autorstwa Francisa Bacona z XX wieku. Wydawać się może dziwne malowanie portretu osoby, która zmarła kilkaset lat wcześniej. Ale Bacona fascynowała postać Innocentego X, a z racji tego, że żył w czasie, kiedy wiedza o tym papieżu była już nie tylko powszechna, ale i znacznie głębsza, niż wówczas, gdy papież żył, paradoksalnie wiedział o nim więcej, niż Velazquez. I co ważniejsze chyba, w XX wieku bez obawy twórca mógł namalować jego postać tak, jak uważał za stosowne. Kilkaset lat temu w przypadku negatywnej wymowy portretu papieża, kariera artysty mogłaby się błyskawicznie skończyć. Bacon mógł też namalować papieża w taki sposób, taką techniką, jakiej wcześniej nie znano. Bacon zreinterpretował więc obraz sprzed wieków i namalował Innocentego X oddzielonego od widza jakby kurtyną, krzyczącego, samotnego. Takiego, o którym chciałoby się dowiedzieć jeszcze więcej. Jest też portret Benedykta XVI, co wydaje się już całkiem dziwne, jest przecież masa jego zdjęć. Ale w portrecie jest coś, czego nie ma na zdjęciach. Na portrecie Benedykta XVI autorstwa Michaela Triegela z 2010r. , czyli jeszcze sprzed abdykacji, papież na tronie, jak to ujęła G. Bastek, nie czuje się swobodnie, jego ciało jest wygięte, jakby nie chciał tam być. Jeżeli jest dobry portrecista, na obrazie może pokazać to, czego na fotografii się nie da. 

   Dla mnie te opowieści o obrazach są fascynujące, a wiedza, jaką dysponuję w tym zakresie, jest na tyle mała, że nie byłabym w stanie dokonać takich zestawień. Jedyny minus książki, to zbyt mały format. Ideałem byłoby, gdyby byłoby to wydanie albumowe. 

6/6 


środa, 9 grudnia 2020

Agata Christie "Rendez-vous ze śmiercią"

 


Rendez-vous ze śmiercią - Agata Christie | okładka


     "Rendez-vous ze śmiercią" z pewnością można zaliczyć do bardziej udanych książek Królowej Kryminału. Zagadka kryminalna rzeczywiście budzi spore zainteresowanie, a wytypowanie sprawcy zabójstwa wydaje się wręcz niemożliwe. Gigantycznym plusem jest, jak zwykle u Agaty, psychologia. Tym razem mamy do czynienia z dwoma tuzami, dla których ludzka psychika nie ma tajemnic, jest Herkules Poirot i lekarz psychiatra Teodor Gerard. Ten ostatni naprawdę fascynuje się swoim zawodem. Sceneria Bliskiego Wschodu, a konkretnie Jordanii i Petry ma niesamowity urok. Jeśli ktoś widział chociażby jeden film, ekranizację A. Christie, wyobrazi sobie bez trudu całą grupę bohaterów w pięknych strojach z epoki z Herkulesem, a cudowne krajobrazy w tle. Herkules Poirot jest tym razem na wycieczce, która oczywiście nie ma nic wspólnego ze współczesnymi wycieczkami, organizowanymi przez biura podróży. 

    A jednym z problemów, które przewijają się przez całą książkę jest zniewolenie. W tym przypadku jest to zniewolenie jednej z rodzin, Boyntonów, uczestników wyjazdu, przez nestorkę rodu, kobietę tyrana, która dosłownie niszczy dorosłe dzieci i pasierbów. Jeden z uczestników wyprawy powiedział doktorowi Gerardowi, że oni, Amerykanie, hołdują zasadzie absolutnej wolności. Zdanie to nie wywarło na doktorze głębszego wrażenia. "Nieraz słyszał je wypowiadane przez ludzi rozmaitych narodowości, lecz wiedział, że żadnego kraju, żadnego lądu, żadnego osobnika niepodobna nazwać nieograniczenie wolnym. Rzecz w tym, że istnieją rozmaite odmiany i gatunki więzów."

    Ofiarą morderstwa padła właśnie pani Boynton, kobieta o której nie można powiedzieć ani jednego dobrego słowa. A kto ją zabił? Kandydatów jest tylu, ilu było uczestników wycieczki. 

    Najstarszy syn Lennox był tak przez nią zniszczony i zniewolony, że wydawał się pogodzony z losem ofiary. Ale u Agaty takie osoby, na które nikt nie stawiał, pozornie pozbawione woli walki,  też popełniały zbrodnie. 
   Synowa Nadine traktowała macochę bez jakichkolwiek emocji, była trzeźwo myśląca i mogła chcieć "odbić" męża teściowej i zacząć w końcu normalnie żyć.
  Dorosłe dzieci, bliźniaki Raymond i Carol nie byli jeszcze z racji wieku, tak ubezwłasnowolnieni i zniszczeni przez macochę, że rozmawiali o tym, iż trzeba byłoby ją zabić, co usłyszał Herkules Poirot. Czyni to ich mocno podejrzanymi, ale takie osoby też u Christie popełniały zbrodnie. Były też i u niej morderstwa popełnione przez więcej niż jedną osobę. 
  Najmłodsza córka Ginevra robiła wrażenie chorej psychicznie, schizofreniczki, żyła w swoim świecie, cierpiała na manię prześladowczą. Ale czy naprawdę jej kontakt ze światem rzeczywistym i jego zrozumienie było żadne? Czy nie odczuwała koszmaru życia z tak wredną matką? 
   Lekarz psychiatra Teodor Gerard przyglądał się wszystkiemu z boku, ale czy to nie są aby pozory? Podobała mu się jedna z uczestniczek wyjazdu, Sara King, też lekarka, bardzo zaangażowana emocjonalnie w całą tą historię
   Sara King, młoda lekarka, pozornie poza podejrzeniami, ale bardzo interesująca się tą zbrodnią, usiłująca nawiązać kontakt z rodziną zamordowanej, zaczynała lekko zakochiwać się w Raymondzie. 
   Jefferson Cope - Amerykanin, adorator Nadine, zakochany w niej,  określony przez psychiatrę jako "pospolita przeciętność", ale życzliwy. Miał cały czas nadzieję, że Nadine odejdzie od męża i chciał być przy niej w razie czego. Wiedział, że Nadine cierpi z powodu teściowej, mógł więc jej pomóc. 
   Lady Westhome, autorytarna, z koneksjami, chcąca wszystkich sobie podporządkować, miała świadomość nienormalności, w jakiej znajdowała się rodzina Boyntonów.  
  Panna Pierce, młoda, bojaźliwa, słabo radząca sobie podczas wyjazdu. Ale czy na pewno była taka słaba?
   Pułkownik Carbury, też obcy i też zainteresowany sytuacją.

  Osoby spoza rodziny pozornie nie miały interesu w zabijaniu pani Boynton, ale u Christie często okazuje się, że osoby pozornie obce tak naprawdę nie są obce, bo są np. nieślubnymi, porzuconymi dziećmi.  Każdego więc trzeba brać pod uwagę i zwracać wielką uwagę na niuanse. 

   Genialna znajomość psychologii jest tu doskonale widoczna, a niepotrzebne są długie analizy, wystarczają niekiedy krótkie wypowiedzi. Przykładowo na pytanie, jak się podobała wycieczka jednego dnia, Sara King odpowiada, że problemem były dla niej lady Westhome i panna Pierce. Jej rozmówca, doktor Gerard, stwierdził, że to oczywiste, że dla Sary obie kobiety będą problemem, ale nie interesował go przebieg wyprawy i szczegóły kontaktów Sary z nimi. Stwierdził, że "To naturalne, że pani, której nie powiodło się ostatnio, musi czuć niechęć do osób zadowolonych z siebie". Pozornie może wydawać się to banalne, ale wystarczy rozejrzeć się po nawet i najbliższym otoczeniu, aby zauważyć, że większość ludzi naprawdę nie lubi tych, którym wiedzie się lepiej. 

  Większość różnorakich uwag psychologicznych dotyczy jednak właśnie zniewolenia. Przykładowo jeszcze o rodzinie Bointonów i ich matce: "Zahipnotyzowała ich, przepełniła wiarą, że niepodobna jej nie posłuchać. Znajdują się w więzieniu od tak dawna, że nawet gdyby więzienną bramę otwarto, nie zauważyliby tego. Jeden z nich, Lennox, już nie chce być wolny, a cała reszta lęka się wolności". 

   Całość czyta się wyśmienicie, powieść, podobnie jak i wszystkie Agaty, jest krótka, a czytanie to i dobra zabawa i jednocześnie możliwość zastanowienia się nad swoimi zniewoleniami. 
5/6