Kiedy zobaczyłam „Ukryte piękno” bez zastanowienia i nawet
bez czytania jakichkolwiek recenzji wiedziałam, że książkę kupię. Kilkanaście lat temu czytywałam Donnę Leon. Jej książki miały dla
mnie wspaniały klimat już chociażby przez to, że miejscem akcji jest zawsze
Wenecja, a wydarzenia rozgrywają się głównie wśród jej rdzennych
mieszkańców. Wenecja kojarzy mi się z
czymś pięknym i tajemniczym do tego stopnia, że dziwnie jest mi uzmysłowić
sobie, że tam przecież też mieszkają ludzie i zajmują się swoimi codziennymi
sprawami. Klimat książki jest taki, że nie daje się go zapomnieć,
bohaterom odpływa sprzed nosa tramwaj
wodny, albo gdy idą na spacer zbyt blisko
kanału, zostają ochlapani przez motorówkę itp. Główny bohater to komisarz
Brunetti, który spośród różnych książkowych policjantów czy detektywów wyróżnia
się chyba , zabrzmi to paradoksalnie, swoją zwyczajnością. Jest żonaty, i to szczęśliwe, ma dwoje dzieci, nie ma nałogów,
nie miewa depresji , nie jest neurotykiem i generalnie prowadzi udane życie.
Jego żona jest profesorem literatury, teść wszechstronnie wykształconym hrabią,
podobnie teściowa, są elokwentni , inteligentni itp. Autorka jest Amerykanką, była
wykładowcą na uczelni, potem osiedliła się w Wenecji. I w każdej książce
Brunetti lub jego żona Paola gotują wspaniałe potrawy, opisane tak, że umiejący
gotować czytelnicy mogą opisy traktować jak gotowe przepisy . Przy fragmentach
z gotowaniem, zawsze robiłam się głodna i niemal czułam zapach bazylii czy
innych potraw, używanych przez Paolę. W
każdej książce z Brunettim historia kryminalna jest tłem do odzwierciedlenia prawdziwych
wydarzeń i zjawisk, z jakimi zmagają się Włosi , a głównie Wenecjanie, np.
handel kobietami z Europy Środkowej i Wschodniej, pedofilia.
Czytywałam więc
Donnę Leon dano temu, a po przeczytaniu dostępnych w bibliotece książek, po
pewnym czasie o niej zapomniałam. Nie
wiem, jak mogło się to stać, ale stało
się. I - jak już napisałam - zobaczyłam w internecie „Ukryte piękno” i
kupiłam audiobooka. I nie rozczarowałam się.
Z Brunettim kontaktuje
się inny policjant lub może raczej żandarm, carabinieri. Carabinieri to
instytucja typowa włoska, coś pomiędzy policją a żandarmerią wojskową. I ten
carabinieri chce od Brunettiego pomocy w sprawie, która dotyczy m. in. handlu śmieciami. Śmieci są we współczesnym
świecie coraz większym problemem, bynajmniej nie chodzi tu o śmieci z kuchni czy przeciętnego mieszkania,
ale o śmieci przemysłowe, toksyczne,
szkodliwe dla życia i zdrowia ludzi, dla środowiska a także
o śmieci radioaktywne. Okazuje się, że na handlu takimi śmieciami można
wspaniale zarobić, kupuje się je od właściciela, który żałuje pieniędzy na
utylizację lub wręcz ukrywa, że te śmieci ma i próbuje się je wcisnąć krajom
trzeciego świata za marne grosze, ale przedstawicieli tych krajów i tak jest to
dużo, a na masową skalę bardzo dużo. Problemu
w takich krajach z pozbyciem się tego „towaru”, nie ma.
Pośrednikami w handlu są często Włosi, a
konkretnie włoska mafia. Cześć śmieci trafia w trakcie obrotu do Włoch, co
wynika częściowo z racji położenia, ale
nie tylko . Po krótkim czasie wspomniany
carabinieri zostaje zabity strzałem w
głowę i Brunetti zaczyna śledztwo w tej sprawie. Brunetti, co mu się zdarza
pierwszy raz, zaczyna też być zauroczony inną kobietą, niż żona, tą fascynującą
damą , jest piękność, szalenie oczytana i błyskotliwa, elegancka , ale ze
zeszpeconą w nieznanych okolicznościach twarzą. Na oczach Brunettiego ona
strzela do człowieka. I pada kolejny trup. Jak się można domyślić, wszystkie wątki
w pewnym momencie zaczynają się łączyć.
Intryga
kryminalna nie jest najmocniejszą stroną tej książki. Mało mnie zainteresował
problem, kto zabił carabinieri, za to niezaprzeczalnie zaciekawił mnie mało
elegancki problem śmieci i historia kobiety z dziwną twarzą – signory Marinelli
- która lubi prowadzić rozmowy o książkach , zawsze przy sobie książkę ma i czytuje ją w wolnej chwili . Najsłabszym
punktem „Ukrytego piękna” jest początek, kiedy to przez kilka rozdziałów Brunetti prowadzi
rozmowę z carabinieri, jest to ewidentnie nudne, ale gdy już odsłuchałam tą
cześć, to było tylko lepiej. Niektóre inne fragmenty były wyjątkowo wciągające.
Jeden gdy Brunetti z dwoma innymi policjantami dotarli do fragmentu jakby
wysypiska takich toksycznych śmieci , weszli do czegoś w rodzaju wielkiej kadzi , o wysokości
ok. 10 metrów, w środku panowała ciemność a na dnie znajdowała się dziwna ciecz.
Jak się okazało była to ciecz toksyczna, jeden z policjantów niechcący zanurzył w niej rękę, cudem niemal
uniknął amputacji. Z zapartym tchem słuchałam tych rozdziałów, w których
Brunetti rozmawiał z kobietą z oszpeconą twarzą o tym, dlaczego zabiła swojego
towarzysza, a także gdy rozmawiał o tej kobiecie z teściową. Miewałam też wrażenie,
że ten kryminał to opowieść o życiu weneckiej arystokracji, jej zwyczajach i o prawdziwym jej obliczu .
Nie wiem, dlaczego
tak mało o tej książce się mówi, mnie cykl z Brunettim urzekł. Nie utożsamiam
się z komisarzem, ale w książkach D. Leon jest to „coś”, co powoduje, że będę
do nich wracać i odpoczywać raz na jakiś czas od skandynawskiej mroczności.