Sherlock
Holmes to taki kolejny powrót do klimatu retro i czasów chodzenia do szkoły.
Powrót zainspirowany współczesnym serialem „Sherlock”, z uwspółcześnionym
Sherlockiem Holmesem , w którego wcieli się Benedict Cumberbatch. Czy ten powrót ma sens ? Sherlocka przecież się zna, z
opowiadań , z różnych adaptacji filmowych. Dla mnie była to świetna powtórka z
rozrywki. Co dziwne, przy niektórych opowiadaniach zaczynałam się denerwować,
chociaż dobrze wiedziałam, że wszystko skończy się dobrze. O nudzie nie było mowy. W zbiorze „Przygody
Sherlocka Holmesa” jest kilkanaście
opowiadań, cześć znanych bardziej, część mniej.
Lubię
bardzo kryminały , a opowiadania o Holmesie nadal , mimo upływu czasu, są
jednymi z najbardziej oryginalnych. Najważniejsze jest tam myślenie, sztuka
przez wiele osób niemal zapomniana. Holmes rozwiązywał zagadki , w dużej mierze
siedząc w fotelu i paląc fajkę. Traktuję to jako symbol, gloryfikację myślenia,
wiadomo, że ruszenie się poza własny pokój bywa niezbędne. Detektyw cały czas się dokształcał, nie w
sensie formalnym, ale stale czytał, pogłębiał wiedzę. Nie mógł mieć setek
przyjaciół na facebooku i gdyby żył we współczesnych czasach z pewnością by ich
nie miał . Wystarczał mu jeden realny przyjaciel, doktor Watson, na którego
mógł liczyć w każdej sytuacji. Fascynujące opowieści prowadzone są bez opisów
przemocy i bez często spotykanych w innych książkach naturalistycznych opisów
różnych ohydztw, np. wymiocin itp. Co
rzadko spotykane, to Holmes był nie tylko mądry, ale i wysportowany, a ponadto
muzykalny. Taki mężczyzna nie istnieje, to pewne... Ale aby ta postać nie była
taka nierealna, autor przedstawia go też jako trudnego we współżyciu, złośliwego, z ciętymi
ripostami w dialogach. Detektyw nie był nudziarzem.
Całość ma
niesamowitą atmosferę Londynu sprzed
stulecia, z jego mgłą i dorożkami. Nie brakuje komizmu, Conan Doyle chyba lekko
kpił z ówczesnej obyczajowości . Wszyscy niemal mężczyźni w trakcie rozmów Holmesa
z klientami określani są dżentelmenami, a kobiety damami. Przykładowo klient
Holmesa opowiada mu, że nieznani mu dżentelmeni chcieli go zabić. W innym
opowiadaniu pewien dżentelmen udawał lekarza i wraz z innym dżentelmenem ,
udającym chorego, złożyli wytwórnię fałszywych monet. Conan Doyle przemyca też
lekki dydaktyzm, w jednym z przypadków, gdy detektyw ustalił i znalazł sprawcę,
odpuścił mu i nie zgłosił sprawy na policję. Uznał, że sprawca był skruszony i
żałował tego co zrobił, a wsadzanie go do więzienia mogłoby go jedynie
zdeprawować. Miło się tego słucha. Byłam pod wrażeniem opisu kobiet, które będąc prawnie uzależnione
od ojca czy męża, wykazywały się sporą zaradnością.
Zadura
czyta rewelacyjnie. Dzięki niemu audiobooka słucha się z przyjemnością, nic nie
przeszkadza, aktor nie krzyczy tam, gdzie nie powinien, nie zawodzi, nie można
odczytać tekstu lepiej. Wycisnął z tekstu wszystko, co się dało.
„Przygody Sherlocka Holmesa” można czytać
po prostu dla przyjemności, tak jak dla przyjemności można iść na spacer czy do
kina .
5/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz