niedziela, 27 marca 2022

Lee Child "Czasami warto umrzeć" - audiobook, czyta Jan Peszek

 

Czasami warto umrzeć - Lee Child

    Jack Reacher tym razem podczas podróży autostopem zatrzymał się w małym miasteczku, gdzie zauważył, że jeden z mieszkańców regularnie stosuje przemoc wobec żony. Okazało się, że jest to tylko wierzchołek góry lodowej, rodzina tego mężczyzny utrzymywała się nie do końca wiadomo było z czego, a dochody miała gigantyczne. Reacher zaczął zgłębiać temat, jak zawsze nie pozostał obojętny. 

   Tom ten wpisuje się idealnie w cały cykl o Reacherze, nie ma tu niczego nietypowego, jak wyjazd zagraniczny, zakochanie się Reachera,  powrót do służby wojskowej, czy coś podobnego. To naprawdę klasyczny Reacher. Działa sam, jak zawsze jest błyskotliwy, odważny, dociekliwy. Jak zawsze wpada w tarapaty i jak zawsze nie traci zimnej krwi. Pisząc wielokrotnie o Reacherze nie wspomniałam chyba jeszcze o poczuciu humoru  autora. Lee Child opisuje wydarzenia z dystansem i właśnie wplata sporo elementów humorystycznych. Jan Peszek odczytuje to idealnie, nie tak jak komik, czekając na salwy śmiechu, tylko tak, jakby była to zupełnie naturalna narracja. A to jeszcze bardziej pogłębia humor. Jest humor, jest inteligencja, jest sprawiedliwość. Jak zawsze można oderwać się od rzeczywistości. 
4/6

niedziela, 20 marca 2022

Sergiusz Piasecki "Dla honoru organizacji"

   Książka to opowieść ze sporymi wątkami autobiograficznymi o współpracy S. Piaseckiego z AK w Wilnie w czasie II wojny, a współpraca ta dotyczyła w dużej mierze likwidacji osób, wobec których podziemne sądy wydały wyroki śmierci. Po raz pierwszy została wydana w 1964r.w Londynie, kolejne wydania to był tzw. drugi obieg, z uwagi na cenzurę u nas długo nie było możliwości normalnego jej wydania, autor nienawidził komunizmu. A powieść paradoksalnie pokazuje m. in. mroczną twarz polskiego podziemia, taką której nie chciałoby się oglądać i którą nie za bardzo można się chwalić. Ale przybliża też sylwetki osób, które mało kto pamięta, jak Sergiusz Kościałowski ps. Fakir, no i tematyka jest unikalna. Książkę świetnie się czyta i warto po nią sięgnąć, chociażby po to żeby spojrzeć na działalność naszego podziemia z innego punktu widzenia, żeby zobaczyć to, o czym się mało mówi i ujrzeć tych, którzy są zapominaną legendą. 

    Józef, alter ego pisarza, otrzymał zadanie ustalenia, dlaczego Egzekutywa AK w Wilnie nie jest w stanie wykonać wyroków śmierci. Przyczyny były prozaiczne, jak Józef ustalił, jej członkowie byli nieudolni, niektórzy tchórzliwi, niezaradni, leniwi, nie potrafili dotrzymać tajemnicy. W ekipie tej był jeden naprawdę zaangażowany człowiek, właśnie Fakir, w książce występujący jako Mag, a Józef dokooptował jeszcze parę innych osób. Dzięki Józefowi i postawieniu przez niego na właściwe osoby, przeprowadzono skuteczne zamachy. Ale towarzystwo z Egzekutywy nie było zadowolone, bo nie chciało, aby splendor spadł na Józefa, zaczęło więc przeciwko niemu spiskować i go oczerniać. Są też inne nieciekawe sylwetki, np. cwaniaka, handlarza, który zdecydował o wstąpieniu do AK dlatego tylko, że mogło mu się to w przyszłości przydać. Gdy doszło do zamachu chociaż w AK nic nie robił, opowiadał, "załatwiliśmy go". Przykładów różnych obrzydliwych zachowań jest więcej. Ale są też inne zachowania. 

    Jednym z większych atutów powieści jest wydobycie z mroków zapomnienia postaci Fakira. O ile bohaterowie z Warszawy są niemal czczeni, o tyle ci z Wileńszczyzny zdecydowanie mniej, no może poza Łupaszką. Fakir po wojnie był żołnierzem wyklętym, zginął w wieku 29 lat. IPN wydał książkę autorstwa Tomasza Balbusa pt. "Fakir. Sergiusz Kościałowski." Ale w Wikipedii Fakira nie ma. 

   W powieści ukazana jest m. in. historia jednego z najsłynniejszych wyroków śmierci, wydanych przez podziemny sąd, wobec Józefa Mackiewicza, łącznie z wszystkimi okolicznościami, dla których S. Piasecki zdecydował, że wyroku nie można wykonać. J. Mackiewicz jemu zawdzięcza życie, o czym też doskonale wiedział. Wątpliwości S. Piaseckiego wzięły się od momentu, gdy zapoznał się z listem Mackiewicza, adresowanym właśnie do wileńskich władz podziemnych i który jakimś cudem pocztą pantoflową trafił we właściwe ręce. Mackiewicz dowiedział się o tym wyroku, Egzekutywa AK nie była dyskretna. Mackiewicz napisał list, w którym wyjaśnił sprawę ze swojego punktu widzenia. Wydawałoby się że jest to całkowicie bez sensu, jakaś desperacka akcja, prawie nikt zresztą tym listem się nie zainteresował. Ale wystarczyło, że zainteresował się nim Piasecki i to zmieniło bieg historii. To też świetny przykład na to, że rzeczywiście należy walczyć do końca, nawet gdy wydaje się to pozbawione sensu. Gdyby Mackiewicz załamał ręce, uciekałby i ukrywałby się, lub gdyby nic nie robił, najprawdopodobniej zostałby zabity i przeszedłby do historii nie jako człowiek prawy, wyśmienity pisarz, tylko jako zdrajca. I jest to też doskonały przykład na to, jak wiele może jeden człowiek. Gdyby Piasecki uznał, że już nic nie da się zrobić, Mackiewicz również ostałby zabity. Ostatecznie wyrok anulowano. 

 6/6  

    

   

      


piątek, 18 marca 2022

Bożena Fabiani „W kręgu Wazów. Ludzie i obyczaje” – audiobook, czyta Bożena Fabiani

 Kolumna Zygmunta III Wazy

       Książka jest fascynująca, po raz pierwszy w tym roku mogę dać ocenę 6. Zgodne z tytułem skoncentrowana jest na przedstawieniu królów z dynastii Wazów, ich żon, dzieci i innych członków rodzin, dam dworu i wszystkich chyba osób, zatrudnionych na dworze.  Szczególną uwagę autorka poświęciła kobietom, o których albo słyszałam bardzo mało, albo nic, a postacie te są naprawdę godne uwagi i podziwu. Dzięki temu spojrzeniu zupełnie inaczej patrzy się na całą epokę. Opisana jest też sztuka i architektura tamtych czasów, łącznie z informacjami, gdzie co można obecnie obejrzeć. Mowa jest dosłownie o wszystkim, o modzie, literaturze, muzyce, chorobach, zabawach, wychowaniu dzieci, zakonach i in. Sporo jest też o Warszawie, dla osoby mieszkającej w tym mieście lub lubiących je, będzie to dodatkowym plusem. O Wazach nie ma zbyt wiele filmów czy książek beletrystycznych, kojarzę „Potop”, gdzie pojawia się incydentalnie Jan Kazimierz, ale z pewnością nie jest postacią pierwszego planu.  Wydarzenia historyczne, typu wojny, traktaty, są zasygnalizowane jedynie w tych przypadkach, kiedy było to absolutnie niezbędne, np. potop szwedzki  został zasygnalizowany, bo Wazowie musieli uciekać z Warszawy , no i dlatego też że rabunek i dewastacja wszystkiego co możliwe, w tym właśnie dzieł sztuki i architektury, może być porównywalny jedynie do zniszczeń z okresu II wojny światowej.

     Spośród postaci, godnych uwagi, m. in.  możemy przyjrzeć się mało znanej Ludwice Marii Gonzadze – żonie Władysława IV, a potem Jan Kazimierza, o której pisał Sławomir Leśniewski w swojej książce „Potop. Czas hańby i sławy. 1655-1670”, a której pisałam tutaj. Ludwika mocno wpływała na politykę, gdy była żoną Jana Kazimierza, im trudniejsze były warunki, tym większą energię w niej wyzwalały. Nic nie było w stanie jej załamać, a sytuacje wyglądające na beznadziejne, np. opanowanie przez Szwedów prawie całego kraju, powodowały, że ona stawała się jeszcze mocniejsza i jeszcze intensywniej działała. Jan Kazimierz był totalnym jej przeciwieństwem, właściwie ona sprawowała rządy za niego.  W dość oryginalny sposób stała się żoną Władysława IV. On szukając małżonki brał pod uwagę 3 kandydatki, Francuzki, w tym właśnie Ludwikę Marię i wysłał do Francji swojego człowieka na przeszpiegi. Gdy ona się o tym dowiedziała, udała się do tego człowieka, aby osobiście się zaprezentować i go zmanipulować, co absolutnie nie było praktykowane. Wysłała też swojego wysłannika na dwór  Władysława, co również było ewenementem. Ta niebywała aktywność okazała się skuteczna.

       Zupełnie nieznana jest postać siostry Zygmunta III Wazy, Anny, zwanej Anusią, kobiety bardzo światłej, która z bratem przyjechała do Polski. Była protestantką, a nasz kraj stawał się coraz bardziej fanatyczny. Usiłowała funkcjonować w duchu tolerancji i ekumenizmu. Mimo że była wyśmienita partią, nigdy nie zdecydowała się na zamążpójście.

       Również nieznana jest ciotka Zygmunta III Wazy, Zofia, siostra Zygmunta Augusta. Była jedną z mądrzejszych kobiet tamtej epoki, jej mąż, książę Henryk II Brunszwicki narzekał, że jest za mądra. Wywołała gigantyczny skandal, gdy w wieku 48 lat przeszła na luteranizm. Była bezdzietna, wiele czasu spędzała na kształceniu się i czytaniu.

         Ciekawe bardzo są opisy charakterów wielu osób. Słabo w tej pozycji wypadają mężczyźni. Zygmunt III Waza wychowywał się w protestanckiej Szwecji, sam był zagorzałym katolikiem, wydawałoby się, że mógłby być prawdziwie tolerancyjnym religijnie władcą, w jego rodzinie byli i protestanci, jak ojciec i katolicy, jak matka. Ale był słaby, ulegał wpływom, szczególnie wpływom drugiej żony, Konstancji Habsburżanki, stał się fanatykiem religijnym. I pogrążał w tym fanatyzmie państwo.

     Dwórki królewskie z reguły w książkach czy filmach są tylko ozdobą, tutaj te które przyjechały z Francji z Ludwiką Marią, zostały szczegółowo przedstawione, przykładowo jedna z nich to późniejsza Marysieńka Sobieska. Wszystkie one wywarły wpływ na kulturę i obyczajowość, większość wyszła za maż za majętnych i mających wysoką pozycję w państwie mężczyzn. One podążały za modą, były naśladowane przez inne kobiety, manipulowały mężami, to za ich sprawą pojawiły się nastroje pro francuskie.    

    Panowanie Wazów to czas sarmacji, co też jest opisane,  autorka nawet i w tym znalazła szereg plusów. Na dworze królewskim przykładowo nie było rygoryzmu  w zakresie etykiety, jak u Habsburgów, mężczyźni byli szarmanccy wobec kobiet.  

        Fascynujące było też słuchanie o kulturze i architekturze, autorka opisała budowę zamku królewskiego Warszawie, a właściwie jego przebudowę i przeprowadzkę dworu królewskiego z Krakowa do Warszawy. Na tle epoki rzeczywiście zamek był wyjątkowo nowoczesny, a w porównaniu do niego Wawel był już przeżytkiem.  

          Minusów tej pozycji jest naprawdę bardzo mało. Brakowało mi informacji o tym, jak wyglądała ówczesna polityka, co działo się w tamtym czasie w Polsce i na świecie. Pewne rzeczy się pamięta, inne nie. Autorka na wstępie zasygnalizowała, że o tym właśnie pisać nie będzie, bo książek o historii z tamtego okresu jest bardzo dużo. Rozumiem, że jako historyk sztuki nie chciała wchodzić w nie swoja materię, ale krótkie informacje tego typu naprawdę przydałyby się.

6/6


poniedziałek, 14 marca 2022

Elena Ferrante „Historia nowego nazwiska” – audiobook, czyta Laura Breszka

 

Historia nowego nazwiska - Elena Ferrante

    Wychwalałam nie tak dawno „Genialną przyjaciółkę”, tom drugi jest równie dobry jak i pierwszy. To nadal w dużej mierze książka o przyjaźni, są też oczywiście i inne motywy, jak małżeństwo Lili i sporo jest o Elenie, jej edukacji, jej chłopakach, rodzicach i rodzeństwu, pogrążonym w biedzie.

    Relacja Eleny i Lili nie tylko nie jest  idealna, ale niekiedy bywa też toksyczna i z pewnością wiele osób, będąc na ich miejscu zastanowiłoby się poważnie nad zakończeniem tej znajomości. Ale właśnie wielką zaletą tej powieści jest pokazanie relacji trudnej. Gdy Lila i Elena były małymi dziewczynkami, wszystko było bardzo proste. Obie pochodziły z neapolitańskiej biedoty, mieszkały blisko siebie, chodziły do tej samej klasy. Dysproporcje jednak zaczęły się pojawiać i powiększać w miarę, jak dziewczyny dorastały.  W tym tomie Lila jest mężatką, wyszła za mąż za mężczyznę stosunkowo majętnego, a w tamtych czasach i tamtym środowisku wczesne zamążpójście za kogoś bogatszego było nobilitacją. Lila zamieszkała w pięknym mieszkaniu, udostępniała w nim dla Eleny pokój, gdzie tamta mogła się uczuć, i łazienkę z wanną, co dla Eleny było czymś zupełnie nowym. Elena w pewnym sensie czuła się więc gorsza, skrępowana swoją biedą i brakiem samodzielności, pozostawaniem na utrzymaniu rodziców, ale ona z kolei w przeciwieństwie do wyjątkowo zdolnej i błyskotliwej Lili kontynuowała naukę w gimnazjum. W domu Lili panowała przemoc, mąż ją bił, ujawnienie tego przed Eleną było dla niej trudne. W miarę upływu czasu, liczba sekretów i różnic wzrastała, a niegdysiejsza bliskość zanikała. Jedna dziewczyna przed drugą czegoś się wstydziła, a jednoczenie chciały też sobie imponować. Paradoksalnie czas, który spędziły razem w dzieciństwie spowodował, że wytworzyła się więź, którą trudno było zniszczyć, rozumiały się jak mało kto. 

   To książka jest o tym, jakie są granice przyjaźni i czy w ogóle takie są. O tym, czy wszystko w przyjaźni można przebaczyć. O tym, czy w ogóle możliwa jest przyjaźń przy dużych i stale narastających dysproporcjach dotyczących wykształcenia, zamożności, kręgu znajomych, w których ktoś się obraca, stanu cywilnego i masy innych rzeczy. O tym, czy może istnieć przyjaźń pomiędzy osoba spełnioną, której z biegiem lat coraz lepiej się wiedzie i to pod każdym względem, a kimś, kto jest przegrany na niemal wszystkich polach i nie za wiele można z tym już zrobić.  

       Laura Breszka, podobnie jak i tom I czyta świetnie, powierzenie jej przeczytania tej powieści było wyśmienitym pomysłem.

5/6


środa, 9 marca 2022

Robin Cook "Epidemia"

 

Epidemia - Robin Cook

   Robin Cook należy do tych twórców, którzy potrafią pisać szalenie wciągająco,  przy tym jeszcze niegłupio, a thriller medyczny nie jest jeszcze wyeksploatowanym gatunkiem. Co więcej, niektóre przerażające wizje Cooka się sprawdziły, jak chociażby wybuch epidemii. Cook studiował medycynę, zna się na rzeczy. Teraz, gdy trwa wojna na Ukrainie potrzebne jest coś, dzięki czemu chociaż na chwilę można się oderwać od tego koszmaru. Zastanowiłam się nad twórcami, którzy piszą czy napisali powieści na tyle wciągające, że potrafią one oderwać czytelnika od rzeczywistości, wymieniłabym z pewnością właśnie Robina Cooka, Lee Childa, Severskiego, Chmielarza, Daphne du Maurier, Agatę Christie, Rhys Bowen z serią o Molly Murphy, Mari Jungstedt. Poza Daphne du Maurier i Agatą Christie twórcy ci nie napisali rzeczy wybitnych, ale ich książki mają inne walory, m. in. są idealne na zmęczenie.

        Otóż w „Epidemii” na terenie USA doszło w dość krótkim czasie do wybuchu w kilku miejscach epidemii eboli. Pojawiły się znaki zapytania, czy aby na pewno te ogniska pojawiły się naturalnie, czy może ktoś specjalnie doprowadził do takiego stanu rzeczy, czy może po prostu podczas pracy w którymś laboratorium sprawy wymknęły się spod kontroli i wirus niechcący się wymknął.

   Mimo tego, że „Epidemia” potrafi oderwać czytelnika od rzeczywistości, jest niestety idealnym przykładem powieści, która mocno się zestarzała i „trąci myszką”. Opisy środków ostrożności w postępowaniu z zakażonymi osobami w żaden sposób nie mogą już ciekawić w czasie, gdy w rzeczywistości trwa epidemia covida. Nie zaciekawią i chyba bardziej już zirytują opisy izolacji i kwarantanny. W tym przypadku rzeczywistość przewyższyła wyobraźnię. Co więcej, nowoczesna technologia jest już zdecydowanie lepsza, niż to , co zdaniem Cooka mogło być wykorzystywane w walce z epidemią w 1987r., kiedy to książka została napisana.

    Dawno nie czytałam Cooka, widać teraz jest wyraźnie, że sporo jest też w tekście elementów wręcz naiwnych. Główna bohaterka mimo, że ścigają ja spece od mokre roboty i mimo, że nie zna żadnych sztuk walk ani chociażby elementów samoobrony, doskonale sobie radzi. Może sięgnięcie po najnowsze książki Cooka byłoby lepszym pomysłem.

3/6


niedziela, 6 marca 2022

Lilian Jasckson Braun "Kot, który przedrzeźniał ptaki"

 

Okładka książki „Kot, który przedrzeźniał ptaki”
    Seria o kotach i Qwillu zawsze będzie dla mnie serią o pochwale zwyczajnego życia. Qwill i kilkoro jego przyjaciół są po prostu szczęśliwi, ciesząc się dniem codziennym, nazywanym przez wiele osób nieznośną szarą codziennością. Każda z opisywanych postaci jest szczęśliwa na swój indywidualny sposób, nie ma jednolitej recepty na szczęście.   

    W tym tomie opisana jest sytuacja z wdową, Celią, siedemdziesięciolatką, właśnie znajomą Qwilla. Kobieta przeniosła się do Moose County z Illinois i zaczęła nowe zycie, zawarła bliższe przyjaźnie, podjęła pracę w wolontariacie, śpiewała w chórze kościelnym, otworzyła mini biznes i przyjmowała małe zlecenia gastronomiczne. I po paru latach takiego życia poznała mężczyznę, który się jej oświadczył. I w tym momencie zadzwonił do niej jej dorosły syn, mieszkający cały czas w Illinois i zakomunikował jej, że porzuciła go żona i że on oczekuje, że ona przeniesie się do niego i będzie mu "pomagać". Celia się załamała tym żądaniem, a czytelnik może się przekonać, jaką podjęła decyzję.  

   W tym tomie jest kilka wątków o malarstwie. Autorka kochała sztukę i to widać po całym cyklu. Tutaj Qwill poznał lokalnego artystę i jego obrazy, akwarele, na których uwieczniony był miejscowy krajobraz. Qwill z miejsca zorientował się, że malarz "dostrzegał w rzeczach to, czego inni nie widzą" i że jego obrazy wymagały włączenia wyobraźni. Każdy widząc coś, zwraca uwagę na co innego, jeden na jakiś element krajobrazu, drugi na kolor, trzeciemu udziela się nastrój itp. Artysta również ma swój punkt widzenia na rzeczywistość, ale to jego spojrzenie zostaje uwiecznione i każdy oglądając obraz, może już patrzeć na coś z perspektywy innej osoby, właśnie artysty.  

   Qwill jak zwykle dużo czyta, te opisy jego lektur to przysłowiowa wisienka na torcie, czyta też sporo jego partnerka, Polly. Tym razem lekturą jest m. in. "Hamlet", czytany jest Mark Twain, również bardzo zabawny a wyjątkowo mało znany "Dzień szarańczy" Nathanaela Westa a ponadto "Czarownice z Salem" Artura Millera. Szczególnie ciekawe są wypowiedzi Qwilla czy Polly o klasyce, jej łączenie z ich teraźniejszością, wyszukiwanie różnych typów charakterologicznych np. melancholia duńskiego księcia, namiętność Gertrudy, pompatyczność Poloniusza itp.

   No i oczywiście hitem są koty, które co wie każdy kociarz, "potrafią widzieć i słyszeć rzeczy niedostępne ludzkim zmysłom". Tutaj również są aktywne, a Koko jak zwykle pomaga w rozwiązaniu kryminalnej zagadki. 
5/6