niedziela, 27 sierpnia 2023

Ander Izagirre "Potosi, góra, która zjada ludzi" - audiobook, czyta Grzegorz Kwiecień

 


    Ander Izagirre odważył się podjąć temat trudny i niewdzięczny, pokazał go z każdej strony. Zrobił to tak, że zapewne mało kto z opisywanych osób jest zadowolony z książki. Wyzysk boliwijskich górników, nędza, w jakiej żyją, brak perspektyw, totalne zatrucie środowiska to bowiem tylko jeden z aspektów rzeczywistości. Innym jest alkoholizm wśród tych samych górników, narkomania, przemoc fizyczna i seksualna, wykorzystywanie do pracy własnych dzieci. Górnicy nie zdobyli mojej sympatii po lekturze. Izagirre mógł opisać ich tylko jako ofiary, z pewnością bardzo by się to im spodobało i nie byłoby kontrowersji. Chwała więc, że podszedł do tematu wszechstronnie, a mało kogo na to stać. Skojarzyło mi się to chociażby z książką Cezarego Łazarewicza "Na Szewskiej. Sprawa Grzegorza Pyjasa". Wynika z niej, że Pyjas niekoniecznie musiał zostać zamordowany. Z pewnością napisanie takiej książki wymagało również gigantycznej odwagi, Łazarewicz pisał przecież o ikonie z czasów opozycji z PRL. 

     Izagirre ukazał problem górników z każdej strony, rozmawiał z nimi, ich rodzinami, z ludźmi, którzy wzbogacili się na ich pracy, z duchowieństwem. Jest tu bogaty rys historyczny i nakreślenie sytuacji międzynarodowej. Opisany jest mechanizm, jak Boliwię wyzyskuje USA. Inny aspekt "Potosi" to ukazanie kręgu przemocy. Górnicy pracują w nieludzkich warunkach, ich perspektywy na polepszenie życia są żadne. Ich życie to piekło. I co robią? Wpadają we wszelkie możliwe nałogi, znęcają się nad żoną, nad dziećmi, niekiedy jeszcze gwałcą czy kradną. Jest to zaklęty krąg przemocy. Jest tu opisany mechanizm, jak to w skrajnych warunkach z ludzi wychodzą najgorsze instynkty. Tak jak np. było to w gettach żydowskich ze Służbą Porządkową w czasie wojny. Normalni, uczciwi ludzie zaczęli się przeobrażać w ekstremalnych warunkach w potwory. 

    Jak zapewne wielu czytelnikom nasunęło mi się pytanie, czy coś można w tej sprawie zrobić, może wpłacić jakieś pieniadze. W książce nie ma mowy o pomocy humanitarnej, chyba organizacje tego typu tam nie docierają, ostatecznie nie ma tam przecież wojny. Są miejsca, gdzie obiektywnie pomoc jest potrzebniejsza. Uczestniczący w ewentualnych zbiórkach mieliby świadomość, że znaczna część pieniędzy zostanie przepita czy przećpana, albo przeznaczona na inne wątpliwe rozrywki. Raczej więc zbiórki nie będą organizowane. Może warto więc prowadzić mniej konsumpcyjny tryb życia. Gdyby ludzie kupowali mniej, nie byłoby takiego popytu na produkty, zawierające w składnikach minerały, wydobywane w Potosi. 

8/10


piątek, 18 sierpnia 2023

John le Carre „Silverview”


      Ostatnia książka le Carre, wydana pośmiertnie, jest wyśmienita. Syn pisarza w posłowiu stwierdził, że dokonał korekty materiałów po ojcu jedynie pod względem technicznym. Niektórzy sądzą, że może w jakiejś części to syn, napisał książkę. Według mnie musiałby być i genialnym pisarzem i genialnym psychologiem, aby napisać ją w całości. Wątpię więc w głębszą ingerencję. 

      Jak zwykle u le Carre główne atuty powieści to wciągająca coraz bardziej w miarę czytania akcja, no i psychologia. Wydarzenia tutaj ułożone są chronologicznie, ale z bieżącego życia niewiele wynika i konieczne okazało się cofanie się wstecz. Czytelnicy wraz z narratorem są więc niejako detektywami, próbującymi rozgryźć jednego z bohaterów. 

    Edward to szpieg na emeryturze, żyjący pozornie beztrosko w małym, nadmorskim miasteczku. Zaszło coś, co spowodowało, że służby musiały mu się przyjrzeć. W trakcie tego przyglądania się dokonano retrospekcji całego jego życia. Zajmujący się tymi działaniami agent Proctor rozmyślał : „Kim jesteś, Edwardzie ty, który byłeś tyloma ludźmi naraz i udawałeś jeszcze innych ludzi? Kogo znajdziemy pod tymi warstwami różnych przebrań? A może ty jesteś właśnie tym, na kogo składają się te wszystkie przebrania?” Proctor wiedział, że te pytania mógł zadać każdy nowicjusz, ale uzmysłowił sobie jeszcze, że „zadając je, mógł niechcący bardziej się sam przed nim odsłonić, niżby chciał – choćby przez to, jak bardzo ciekawiły go odpowiedzi.” „Najbardziej niezrozumiała była dla niego myśl o takiej wszechogarniającej pasji, dla której ktoś mógł poświęcić całe życie pozwolić jej tym życiem kierować”. Przez dłuższy czas czytelnik nie wie, co to za pasja.

     Co Proctor brał pod uwagę przy analizie życiorysu Edwarda? Ustalał, co Edward robił w trakcie poszczególnych misji, zastanawiał się, dlaczego w określonych okolicznościach zachowywał się tak, a nie inaczej, co nim kierowało. Myślał także, co Edward mógł zrobić bez wiedzy służb i dlaczego. Jako szalenie ważną rzecz, niezbędną dla powiedzenia czegoś o człowieku, uważał czynniki, które kogoś ukształtowały. Często nie są to fakty, które są powszechnie znane. Poznając je można już domyślać się motywów ludzkiego postępowania, a nawet częściowo przewidzieć działania przyszłe. Tutaj wszystko co dotyczy Edwarda, jest oczywiście mocno skomplikowane, a jego siłą napędową był coś, co dotyczyło jego rodziny, o czym prawie nikt nie wiedział.    

      Trzeba mieć jeszcze na względzie, że człowiek może znaleźć się w takich okolicznościach, kiedy wszystko, cały system wartości, może się zmienić w bardzo krótkim czasie. Edward był w Bośni w trakcie wojny na Bałkanach, a tam, jak stwierdził le Carre, w jednej chwili działo się coś, co mogło przewartościować całe życie. Bez informacji o tych faktach wiedza o danej osobie nie będzie pełna, może nawet być fałszywa.

   Są jeszcze ciekawe spostrzeżenia, ironiczne, humorystyczne, ale podszyte nutą żalu o wpływie czasu na człowieka. Proctor spotkał się z małżeństwem szpiegów na emeryturze. Zauważył i piętno przebytych chorób, ale i zwykłe, ludzkie zaniedbanie, efekt był koszmarny. Zadbana kiedyś, elegancka koleżanka, będąca super mózgiem, przeistoczyła się kobietę ubraną w spodnie na gumce. Dla wyższych sfer angielskich jest to chyba symbol upadku. Ten motyw, jak destrukcyjny bywa czas dla ludzi, przewija się w wielu książkach, filmach i serialach, można też obserwować go w rzeczywistości. Na pewne rzeczy nie mamy wpływu, ale na wiele tak, to zaniedbanie wielu starszych ludzi jest charakterystyczne. W przypadku małżeństwa angielskich szpiegów powodem z pewnością nie były względy materialne. 

   Jak dla mnie to jedna z lepszych książek le Carre. Czyta się bardzo dobrze. Są jeszcze wątki poboczne.  

9/10   


czwartek, 10 sierpnia 2023

Carlos Luis Safon „Cień wiatru” – audiobook, czyta Wojciech Żołądkowicz




       Ponoć miłość jest ślepa. A ja zakochałam się w tej książce mimo pełnej świadomości jej wad. Teraz Barcelona zawsze będzie już mi się kojarzyć z Cmentarzem Zapomnianych Książek. Najwspanialsze jest właśnie to, że powieść jest w bardzo dużej mierze o książkach. Sporo wydarzeń rozgrywa się w miejscach, związanych z książkami, jak księgarnia, wydawnictwa, nawet redakcje gazet. Motyw książki jest tam niemal wszędzie. O problemie zapomnianych i zapominanych książkach wspomniał, ale tylko w kontekście bardzo realistycznym, Mariusz Szczygieł w „Nie ma”. Wielu czytelników ma wśród swoich ulubionych  książek pozycje bardzo małe znane, albo nawet i niecieszące się powszechnym uznaniem. Dla mnie czymś takim jest cykl Lilian Jackson Braun o Qwillu i jego kotach. Dla Daniela z „Cienia wiatru” książka pod tym samym tytułem autorstwa nieznanego Juliana Caraxa stała się czymś, co zmieniło całe jego życie. 
       

             Świetnie jest pokazana przyjaźń. Daniel ma tylko ojca, inny bohater Fermin, nikogo, nie ma tam ukazanej żadnej normalnej rodziny. A ludzi tworzą bardzo bliskie więzy, które nie są więzami krwi i są w stanie zrobić dla siebie wszystko, nawet zaryzykować życie.   

     Kolejnym bohaterem jest Barcelona, miasto o którym jeden z bohaterów powiedział, że wdziera się człowiekowi pod skórę i kradnie serce. Daniel i jego przyjaciele nie zwiedzają muzeów, ale czytelnik poznaje masę zakamarków miasta i jego mroczny klimat głównie w latach pięćdziesiątych. To Barcelona z czasów generała Franco, państwo policyjne. Rzeczywiście policja ma władzę niemal nieograniczoną i jest bezkarna. Zabójstwa dokonywane przez policjantów nie są czymś wyjątkowym. Wspaniała jest retrospekcja z Ferminem, który uchodził za wroga ustroju i który przeżył koszmar, łącznie z torturami. Mimo tego że przeżył piekło, był w stanie potem rozpocząć normalne życie. Tak jak u nas był w czasie wojny Pawiak, po wojnie np. w Lublinie katownią był zamek, przejęty przez ubeków, tak Barcelona ma też ma swój zamek Catell de Montjuic, w którym w czasach Franco zabijano i torturowano ludzi. Daniel jako dziecko pamiętał, że mówiono, iż nie każdy, kto wchodzi do zamku, z niego wychodzi. 

    Warte wielkiej uwagi są fragmenty, kiedy to można się zastanawiać nad rolą przypadku, czy może raczej przeznaczenia w życiu człowieka. Przykładowo Daniel przeżył kiedy koszmarną noc, wydawałby się, że jedną z najgorszych w życiu, został m. in. pobity, spotkały go też w ciągu kilku godzin inne wielkie przykrości. Ale to wszystko było po coś. Tej samej nocy wyszedł pochodzić i się uspokoić. I poznał tak swojego późniejszego największego przyjaciela, Fermina.  

   „Cieć wiatru” ma swoje wady. Tragiczne miłości i przeżywanie ich całymi latami, przypominają romantyzm. Wzdychanie i rozpaczanie trwa u niektórych bohaterów całe życie. Jak dla mnie brzmą już trochę niedorzecznie i anachronicznie, ale są osoby które tak właśnie żyją. Tutaj jest ich spore nagromadzenia. Do tego dochodzą hasła typu – „prawdziwie kocha się tylko raz” itp. „Cień wiatru” momentami bywa bardzo bliski kiczu, szczególnie przy patetycznych opisach, jak to ktoś kolejny rok jest nieszczęśliwie zakochany w kimś nieosiągalnym. Ale pozostałe zalety rekompensują to w dwójnasób. Świetny jest też czytający Wojciech Żoładkowicz. Z pewnością przed nagraniem znał doskonale tekst, nie popsuł ani jednego fragmentu, wręcz przeciwnie, tam gdzie trzeba wzmagał grozę czy napięcie.  

9/10


niedziela, 6 sierpnia 2023

Lilian Jackson Braun "Kot, który się publiczności nie kłaniał"


 Nie mogę oderwać się od tej wielkiej pochwały codzienności w całej serii, przy boku kotów, oczywiście   W tym tomie autorka postawiła mocno na ekscentryczność bohaterów. Do miasteczka, zamieszkiwanego przez Qwilla powróciła po kilkudziesięciu latach dawna mieszkanka, bardzo majętna Thelma, mająca 82 lata. Nie była zniedołężniała, wręcz przeciwnie, cieszyła się życiem. Miała zamiłowanie do kapeluszy i to nie byle jakich, bo jej kapelusze były dziełami sztuki. Dawały radość jej i innym, bo patrzenie na nie też było przyjemnością. Zaakcentowany jest też wątek seniorów, bo Qwill uczestniczył w 99 – tych urodzinach historyka Homera Tibbita, urodziny te w dużej mierze urządziła jego żona 88 – latka. Para poznała się w wieku emerytalnym, a Homer nadal prowadził swoje historyczne badania. Autorka jak zwykle uwielbia oryginałów, ludzi z pasją. Takimi kimś stale jest Qwill, ów wielki filantrop w tym tomie powiedział: „Mam nadzieję, że nikt mnie nie nazwie uroczym, przemiłym człowiekiem.” Qwill zaś w jednym z fragmentów wspomniał swój znajomą, którą lubił za jej ostrość.     

     W miasteczku odbyła się uroczystość dobroczynna na rzecz bezdomnych kotów, połączona z akcją, zachęcającą do adopcji. Przy okazji można poznać imiona kotów, których opiekunowie zamieszkują miasteczko. Te imiona to wyraz pasji tych ludzi: Sokrates, Winston, Churchil, Brutus, Touluse (ten ostatni od wielkiego malarza Toulusa Latreca). 

    Wisienką na torcie są książki, czytane przez Qwilla. Tym razem czyta m. in. Wiersze o kotach T.S. Eliota. Teksty tych wierszy zostały wykorzystane w musicalu „Koty”. Można sobie porównać, do którego z opisywanych przez Eliota kotów, nasze koty są podobne. Koko najbardziej podobny był do Kota Naprzekóra, „Nic nie wskórasz u kocura Naprzekura, taka bowiem tego gbura jest natura”.  

9/10