piątek, 14 lipca 2017

Artur Domosławski „Wykluczeni”



Raz na jakiś czas, rzadziej niż częściej,  trafia się taka książka, która ma moc zmienienia czytelnika. Taka, po przeczytaniu której człowiek w pewnym , nawet choćby i najmniejszym stopniu, jest już kimś innym. Jest to książka, której się nie zapomni. „Wykluczeni” w moim przypadku są taką książką. Nie czyta się jej łatwo i ma pewne wady, ale nie zmienia to tego, że ma tą właśnie moc. Gdy przeczytałam o niej książce jako o nowości, nie wzbudziła mojego zainteresowania. Pomyślałam sobie, że cóż to może mnie obchodzić, ja nikogo z niczego nie wykluczam, a to że w różnych miejscach na świecie są różni biedacy, to przecież wiadomo. Nie jestem w stanie pomóc wszystkim biedakom. Po cóż więc jeszcze czytać o czymś, co jest jasne?  Prawdopodobnie  w ogóle nie sięgnęłabym po nią, gdyby nie tegoroczne Targi Książki. Skoro leżała na wyciągnięcie ręki, to jednak zajrzałam i nawet krótki wgląd w treść uzmysłowił mi dobitnie, że moja wiedza na ten temat jest nikła i że jednak mimo wszystko problem być może  dotyczy i mnie, w tym sensie, że również mogę należeć do niechlubnego grona wykluczających,   nawet nie do końca świadomie.