niedziela, 28 lutego 2021

Agata Christie "Zbrodnia na festynie"

 

środa, 24 lutego 2021

Olga Tokarczuk "Anna Inn w grobowcach świata"

 

Anna In w grobowcach świata

       Ta mini książka kompletnie do mnie nie przemówiła. Męczyłam się dość mocno podczas czytania i zastanawiałam się nawet, czy nie zakończyć lektury w środku, czy nawet i na początku. O ile po przeczytaniu eseju O. Tokarczuk o "Lalce" Prusa pt. "Lalka i perła" byłam zachwycona, pisałam o nim tutaj, o tyle w przypadku "Anny Inn" jest dokładnie odwrotnie. 

     Opowieść o Annie odebrałam jako nawiązanie do różnych mitów, a nawet i religii w kontekście pojmowania śmierci i prób przezwyciężenia jej. Występują tu zarówno postacie zwykłych ludzi, jak przyjaciółka Anny, ale i osoby przypominające częściowo bogów i boginie z mitologii, częściowo są to jakby quasi bogowie z mitologii uwspółcześnieni. Część wydarzeń rozgrywa się w obrzydliwym podziemiu, krainie śmierci, a część w świecie przypominającym pogranicze rzeczywistości i obrazu science fiction, z mnóstwem wieżowców i wind. 

   Z racji nawiązania do mitów całość jest przewidywalna. Czytanie jest męczące. Niczego nadzwyczajnego tutaj nie zauważyłam.  
2/6 

sobota, 20 lutego 2021

Alice Lungen "Tragedia na Przełęczy Diatłowa" - audiobook, czyta Marcin Popczyński

 


    Aby wyjaśnić, co wydarzyło się w 1959r. na Przełęczy Diatłowa, konieczne byłoby uzyskanie informacji o tajemnicach wojskowych, o tym czy wówczas gdy wydarzyła się tragedia, w bezpośrednim sąsiedztwie przełęczy jednostki wojskowe prowadziły jakiekolwiek eksperymenty z bronią, szczególnie z rakietami. Świadkowie widzieli dziwne błyski, które mogą wskazywać na testowanie rakiet, albo na bliżej nieokreśloną ich awarię. Konieczne byłoby też ustalenie, ilu  uczestników wyjazdu miało związki z rosyjskimi służbami specjalnymi, w tym czy mieli może zlecone jakieś zadania szczególne do wypełnienia podczas tego wyjazdu. Na taką hipotezę wskazuje to, że studenci studiowali na newralgicznych dla radzieckiego państwa socjalistycznego kierunkach, część z nich nawet pracowała już w zakładach również kluczowych dla radzieckiej obronności, np. zajmujących się produkcją broni. A był rok 1959.  Szczególnie podejrzany w tym zakresie był najstarszy uczestnik wyprawy, którego nikt wcześniej nie znał i nie do końca wiadome jest, skąd się tam wziął. Uzyskanie takich danych z rosyjskiego wojska czy z rosyjskich służb nawet ponad 60 lat po tragedii nie jest możliwe. I pewnie nigdy możliwe nie będzie. To, co zaszło na przełęczy najprawdopodobniej nigdy nie zostanie całkowicie wyjaśnione i to bez względu na to, ilu dziennikarzy będzie zajmować się tym tematem i niezależnie od tego, jak starannie będą traktować swoją pracę.   

    Książka nie zrobiła na mnie szczególnego wrażenia. Może i autorka spędziła 7 lat na badaniu kulisów dramatu, ale widać, że jej wiedza o tamtej epoce nie jest zbyt wielka. I jest to spory mankament. W 1959r. trwała zimna wojna, szalało KGB. Akta sprawy z nieznanych powodów przez 50 lat były utajnione. Gdy je odtajniono, okazało się, że liczą zaledwie 2 tomy i że nic specjalnego tam nie ma. Alice Lungen tłumaczy rzeczy oczywiste, np. że wszystko trzeba było uzgadniać z partią, a pewnych nie rozumie. Przykładowo opisując tego najstarszego uczestnika wyprawy, Zołotariowa, rozważa, czy aby nie omamił Diatłowa, skoro uzyskał jego zgodę na udział w ekspedycji. W tamtych czasach żadna wyprawa, a już szczególnie składająca się z takich uczestników, nie mogłaby obejść się bez kogoś w rodzaju szpiega. I to jest wariant, który każdemu przychodzi do głowy. Zołotariowowi poświęcony jest jeden rozdział, ale to stanowczo za mało. Nie ma głębszego rozwinięcia wątku, czy Zołotariow mógł mieć związek z dramatem, a  jeżeli tak, to jaki. 

    Po wysłuchaniu audiobooka czułam spory niedosyt. O dramacie na przełęczy powstało kilka książek, w tym napisanych przez Rosjan, a jedna z nich zgłębia właśnie te wątki najbardziej prawdopodobne, związane z wojskiem i służbami. Nie są niestety przetłumaczone na j. polski. 
4/6

niedziela, 14 lutego 2021

Jakub Szamałek "Gdziekolwiek spojrzysz"

 

Jakub Szamałek - Gdziekolwiek spojrzysz

   Mam nadzieję, że ten ostatni tom trylogii nie będzie tomem ostatnim i że trylogia stanie się większym cyklem. Autor ma wyjątkową zdolność do przekazania w lekkiej i przystępnej formie kryminału sporej dawki wiedzy o tym, jak bronić się przed hakerami, jak chronić swoje dane, jak może być wykorzystany internet do znajdowania informacji o innych osobach itp. itd.  Zawsze to, o czym pisze J. Szamałek wydaje mi się przerażające i fascynujące zarazem. Tak samo było i ze sztuczną inteligencją, opisaną w tym tomie. Zawsze wyobrażałam sobie, że sztuczna inteligencja to komputer, który zaczyna żyć jakby własnym życiem, niezależnym od zaprogramowania, zaczyna samodzielnie myśleć, wymyka się kontroli człowieka, który go stworzył, może nawet stanowić dla niego zagrożenie. Na szczęście czegoś takiego jeszcze  nie ma. Ale to co jest i tak przeraża. 

    Intryga kryminalna nie jest tutaj tak dynamiczna, jak w pierwszym czy drugim tomie. Jest spokojniej. Drugiego czy trzeciego dna, albo szczególnej głębi nie zauważyłam, ale ta książka na szczęście nie udaje powieści filozoficznej czy psychologicznej. Dla mnie jest świetną rozrywką i cyberkryminałem i w tej dziedzinie nie ma konkurencji. 
5/6

środa, 10 lutego 2021

Wojciech Młynarski "Od oddechu do oddechu"

 




   Książka to zbiór wierszy Wojciecha Młynarskiego, pisanych przez całe życie, znanych głównie jako słowa piosenek. Jestem zauroczona tym zbiorem, a zanim do mnie trafił, moja wiedza o Młynarskim i o jego twórczości była wyjątkowo nikła. Część tych tekstów zna każdy, nie każdy tylko ma świadomość, kto jest autorem. Są tu teksty i poważne i humorystyczne, i lekkie, i nostalgiczne, po prostu na każdą okazję i do każdego nastroju. Mówienie, że "Każdy znajdzie tu coś dla siebie" to frazes, ale w tym przypadku to jednocześnie prawda. W wielu przypadkach miałam wrażenie, jakby autor napisał coś idealnie dla mnie. Każdy z pewnością będzie czuł to samo, czy radość, czy zadumę, czy nostalgię, tylko każdemu co innego będzie się przypominać, za czym innym każdy będzie tęsknić. 

    U  mnie wyglądało to tak. 
    Mam wieczny problem z hałaśliwymi sąsiadami, a przez ściany w moim bloku słychać wszystko. I natrafiłam na "Ściany między ludźmi"

"Ściany między ludźmi
ściany coraz cieńsze, 
słychać przez nie kłótnie,
słychać przez nie wiersze". 

  W dalszej części wiersza autor podchodzi już do problemu symbolicznie i głębiej. 
    Pisałam na tym blogu wielokrotnie o jednym z moich ulubionych pisarzy  E. M. Remarque`u. No i co się okazuje? W zbiorze jest wiersz "Bohaterowie Remarque`a.

"Kiedy kłopotów, zmartwień, trosk
zwykła przebierze się miarka,
przychodzą dzielić ze mną swój los
bohaterowie Remarque`a.
Szlifuję z nimi paryski bruk
w jakiś poranek ponury,
na triumfalny, świetlisty łuk
zamieniam Pałac Kultury".

    Na głębszego doła czy nawet na lekko obniżony nastrój idealne jest "W zielone gramy"

"Przez kolejne grudnie, maje,
człowiek goni jak szalony,
a za nami pozostaje
sto okazji przegapionych,
ktoś wytyka nam co chwilę, 
w mróz czy w upał, w zimie, w lecie
szans niedostrzeżonych tyle -
i ktoś rację ma, lecz przecież ... 
Jeszcze w zielone gramy, jeszcze nie umieramy, 
jeszcze któregoś rana odbijemy się od ściany".

  Gdy ma się dosyć wszechobecnego cwaniactwa, można poczytać "Błędnego rycerza", bo

"Nieprawda, że 
Ostatni błędny rycerz zasnął
Że jego duch 
U Elizejskich stoi bram. 
On żyje wciąż 
Za zbroję ma uczciwość własną"
... i
"Obcy mu spokój święty
I snu cieplutki koc
Drogę mu ognik błędny 
Wskazuje w noc" 

    I gdy czasem można zwątpić w to, co się robi, w to, czy ma to sens, gdy właśnie nie wiadomo, co dalej, warto sięgnąć po "Róbmy swoje." 

"Róbmy swoje,
pewne jest to jedno, że 
róbmy swoje,
póki jeszcze ciut się chce".

  Na nastrój nostalgiczny, gdy pomyśli się o dzieciństwie, idealne będzie "Miasteczko pana Andersena." 

"Na kartkę blask od świecy padł -
o zmroku przypływała wena - -
i oto stał się cały świat
miasteczkiem pana Andersena.
I będą grali tam i tu
I losu dociekali swego
Mężczyźni w zimnym, białym dniu
porwani przez Królową Śniegu". 

    Można sobie przypomnieć innych znanych poetów i pieśniarzy, np. Okudżawę w "Majstrze Bułacie", który wg W. Młynarskiego

"słowem - nutą sięgał duszy dna"

Młynarski jego śmierć opisał tak: 

 " zgasł ten uśmiech, co rozumiał wszystko, 
zgasło serce, co kochało nas". 

   Zawsze w poezji W. Młynarskiego jest miejsce na nadzieję, szczególnie np. w "Kocham jutro".

"Kocham jutro, 
Z jego każdą obietnicą, 
Z jego wielką tajemnicą. 
Kocham jutro"
   6/6
     

niedziela, 7 lutego 2021

Roman Konik "W obronie Świętej Inkwizycji" - audiobook, czyta Mateusz Grydlik


    Inkwizycja budzi jednoznaczne skojarzenia. Utożsamiana jest z samym złem, głównie z fanatycznymi, sadystycznymi inkwizytorami, z walką z samodzielnym myśleniem i ze skazywaniem na śmierć i paleniem na stosie ludzi, którzy głosili poglądy niezgodne z nauczaniem kościelnym. Roman Konik, doktor habilitowany,  filozof, podjął próbę odmitologizowania Inkwizycji. Książka jest szalenie ciekawa, w pewnym stopniu nawet i przekonująca, aczkolwiek daleko jej jednak do obiektywizmu. 

  W bardzo dużym skrócie odnosząc się do najbardziej rozpowszechnionych stereotypów można stwierdzić, że stosy palone były nie tylko przez Inkwizycję, w bardzo dużej mierze robiła to również władza świecka. Ta ostatnia zdecydowanie częściej niż kościelna. Autor zwraca uwagę na fakt, że często porównujemy Inkwizycję do obecnej sytuacji na świecie, do zakazu tortur, do konieczności respektowania praw człowieka, do wolności sumienia i wyznania. To czy te wartości obecnie rzeczywiście są respektowane, to zupełnie inna historia. Wszystko jednak co odbiega od wspomnianych  standardów, kojarzone jest źle. Konieczne jest jednak, aby tą Inkwizycję postrzegać w realiach epoki. Tortury stosowane były w średniowieczu powszechnie i nie tylko przez Inkwizycję, ale i przez sądy świeckie. Nie było czegoś takiego, jak prawa człowieka, nie było żadnej wolności sumienia i wyznania. Każda cywilizacja była ściśle związana ze swoją religią, a jakiekolwiek ataki na Kościół, czy nawet krytyka tej instytucji była równoznaczna z atakiem również i na państwo. Innowiercy utożsamiani byli ze stwarzającymi poważne zagrożenie wrogami, z Turkami, Tatarami itp., stąd też obawiano się ludzi, którzy kwestionowali istniejący porządek rzeczy wewnątrz państw.  Wyroki śmierci wcale nie były wydawane przez Inkwizycję często, orzekane były również i inne kary, w tym kanoniczne, np. odmówienie psalmów pokutnych. Inkwizytorami zostawali najbardziej światli ludzie Kościoła, Dominikanie i Franciszkanie, którzy musieli podejmować dialog z tzw. heretykami. Oczywiście działanie Inkwizycji wyglądało nieco różnie w zależności od miejsca i czasu, proces inkwizycyjny zmieniał się. Jest omówienie słynnych procesów inkwizycyjnych np. p-ko Galileuszowi, Giordano Bruno, są sylwetki słynnych inkwizytorów np. znanego z "Imienia Róży" Bernardo Gui.  Książka jest wyjątkowo ciekawa i każdy znajdzie tu wiele przykładów, które utkwią mu w pamięci. 

     Roman Konik nie kryje, że jest stronniczy. Inkwizycja  w jego opisach jawi się jako instytucja godna podziwu. Spędziłam trochę czasu na szukaniu w internecie informacji o Inkwizycji. Wygląda na to, że to co pisze autor, jest prawdą, ale niecałą. Inkwizycja zajmowała się też kwestiami, o których w książce nie ma mowy, np. konfiskatą majątku heretyków. Brakowało mi usystematyzowania zagadnień, np. reguły procesu inkwizycyjnego powinny być w jednym rozdziale, powinno być czytelne porównanie do procesu świeckiego, tymczasem jest to trochę rozrzucone po całości. Wielką jednak zasługą autora jest to, że pokazuje Inkwizycję od innej zupełnie strony, na co mało kto jest w stanie się odważyć. 

   Brak jest chyba dzieła, które obiektywnie opowiedziałoby o Inkwizycji. Zobaczyłam, że o Inkwizycji pisał bp Grzegorz Ryś. Jego książka, wznawiana obecnie  jest dość krótka, ma zaledwie 184 strony, autor nie jest ani prawnikiem, ani historykiem, książki pisze z częstotliwością zbliżającą się do Remigiusza Mroza i wątpię, aby mógł potraktować ten temat kompleksowo. 

    Na uwagę zasługuje też obszerny cytat z ojca Bocheńskiego, umieszczony na końcu książki, jest to fragment wywiadu, w którym zakonnik ten, niekwestionowany autorytet wypowiada się o Inkwizycji w bardzo zrównoważony sposób, starając się zburzyć nieprawdziwe mity. 
    Mateusz Grydlik jako czytający prezentuje się nie za szczególnie. Wczuwa się bardzo w obronę Inkwizycji, czyta emocjonalnie. W kilku miejscach sądząc po intonacji głosu miałam wrażenie, że powie ostatecznie, że dobrze, że kogoś spalono na stosie.
5/6