wtorek, 28 czerwca 2016

Marek Rybarczyk „Tajemnice Windsorów”

    


Idealna książka na lato, na upał, czyta się lekko.  Tematyka pozornie jest błaha, wyglądać to może początkowo na ploteczki z życia rodziny królewskiej. Ale to bardzo mylne wrażenie, pod pozorem lekkiej opowieści, nawet plotkarskiej, autor niekiedy niezauważalnie dla czytelnika podejmuje poważniejsze watki, np. sens istnienia monarchii . Marek Rybarczyk zna się na rzeczy, jest dziennikarzem, wieloletnim  korespondentem piszącym właśnie z Wielkiej Brytanii. Całość podzielona jest na rozdziały, ułożone nie do końca chronologicznie, sporo jest o okresie jeszcze sprzed II wojny , najwięcej jednak o czasach współczesnych, począwszy od panującej królowej Elżbiety, a skończywszy na Wiliamie i Kate.   Generalnie autor stawia tezę, że rodzina królewska jest szalenie obłudna w tym sensie , że udają świętoszków, niezłomnych, kryształowo uczciwych itp., a w rzeczywistości są jeszcze gorsi od zwykłych obywateli, w zmanierowaniu nikt im nie dorówna. Poza całą masą skandali, która już wyszła na jaw, jest jeszcze szalenie dużo takich, które udało się zatuszować, a które na szerszym tle on przedstawia.   

       Odnosząc się do przykładów, aby zobrazować podejście do tematu. Za życia księżnej Diany jeden z radioamatorów przypadkowo wykrył w eterze rozmowę pomiędzy Karolem a jego kochanką Kamillą Parker – Bowles. Rozmowa ta była kompromitująca dla księcia, mocno erotyczna. Wydaje się, że to zwykła ciekawostka, rodem ze współczesnego pudelka. Ale autor odkrywa drugie i trzecie dno tego wydarzenia. Rozmowa odbyła się rok przed jej „odkryciem”. Jak to jest możliwe, aby ktoś ją „odnalazł” w eterze post factum i to po takim czasie? Rybarczyk stawia hipotezę, że służby brytyjskie nagrywały  wszystkie rozmowy różnych członków rodziny królewskiej, a potem działając na czyjeś polecenie, puściły to w wybranym momencie w eter w taki sposób, aby ktoś to „przypadkowo odkrył”. Czyje to mogło być polecenie? Rozważa nawet królową, bo wiadomym jest, że uważa ona, iż Karol  nie nadaje się na króla. A im bardziej będzie on skomplikowany , tym większa szansa, że może po niej ster władzy przejmie ulubiony wnuk Wiliam. Ale gdyby nawet pominąć kwestię, dlaczego ktoś tą rozmowę umieścił w eterze, pozostaje pytanie, czy Karol, opowiadając takie kompromitujące bzdury przez telefon, jest odpowiedzialny i nadaje się na króla?
  
  Omówiona jest też afera z Edwardem VIII i Wallis Simpson, kiedy to  „z miłości do tej kobiety” Edward zrzekł się tronu. Jest to bzdura. Edward VIII był wyjątkowo mało inteligentny, sympatyzował z faszyzmem, krążyły nawet teorie, że był niemieckim szpiegiem . Z pewnością mógł być manipulowany przez  Niemców. Premier już od dawna miał problem z Edwardem, a najsensowniejszym wyjściem było , aby zgodził się na abdykację.  Jak to zrobiono, że wyraził na to zgodę, można poczytać.

      Książkę czyta się lekko głównie z powodu stylu, w jakim została napisana, sporo jest też zdjęć, szczególnie z czasów Karola i Diany, Kate i Wiliama. O dzieciach tej ostatniej pary właściwie nic nie ma, w trakcie pisania książki Kate dopiero spodziewała się dziecka.  Dobrym pomysłem były drzewa genealogiczne na tylnych stronach okładek. Jedno dotyczy czasów wcześniejszych,  zaczyna się od królowej Wiktorii, a na samej górze jest m. in. Elisabeth Bowes-Lyon, czyli matka obecnej królowej. Drugie drzewo od tej ostatniej się zaczyna . Sporo tematów jest znanych chociażby z mediów czy z filmów, np.  „Królowa” o Elżbiecie II, „Jak zostać królem” o dziadkach Elżbiety , szczególnie o jąkającym się Jerzym VI, „Diana”, „Jej wysokość Pani Brown” o królowej Wiktorii. Rybarczyk o tych filmach nie wspomina, ale trudno w trakcie czytania o nich sobie nie przypomnieć.  Każda historia w książce jest jednak potraktowana głębiej. W filmach nie ma za bardzo takich możliwości.
  
Autor nie ukrywa swoich sympatii, moim zdaniem raczej zgadza się co do oceny osób z królową, budzi to emocje, bo czytelnik swoje sympatie może lokować inaczej. Moje wątpliwości wzbudziła bardzo negatywna ocena właśnie Karola, bynajmniej nie z tego powodu , że zdradzał Dianę.   Autor jego tez uważa za niezrównoważonego, śmieszne i dziwaczne wydaje mu się np. to, że interesuje się on alternatywnymi metodami leczenia nawet przy bardzo ciężkich chorobach. Ja z kolei takie zainteresowania oceniałabym na plus. Ale dzięki tym emocjom lektura nie jest nudna.

4/6

poniedziałek, 20 czerwca 2016

Jakub Szamałek „Czytanie z kości”

  Okładka książki Czytanie z kości           


Sięgnęłam po „Czytanie z kości” z powodu nagrody, jaką ta powieść dostała.  W tym miesiącu Jakub Szamałek za „Czytanie z kości” otrzymał Nagrodę Wielkiego Kalibru, czyli najważniejszą i najbardziej prestiżową zarazem nagrodę dla najlepszej polskiej powieści kryminalnej roku . Do nagród podchodzę z dystansem, ale w przypadku Wielkiego Kalibru rzeczywiście nagradzane są pozycje wartościowe, mój ulubiony Marcin Wroński też ja otrzymał i to trzykrotnie , tzn. w jednym przypadku była to nagroda od jury, a w dwóch od czytelników.  Jeżeli ktoś w dalszym ciągu uważa, że kryminały to powieści klasy B czy C, powinien w końcu przeczytać coś nagrodzonego Wielkim Kalibrem, a prawdopodobnie potem zmieni zdanie.

               Książka napisana jest sprawnie, nudzić się w trakcie czytania nie można, można za to oderwać się od rzeczywistości. Wydarzenia toczą się w dwóch płaszczyznach czasowych, w starożytności i współcześnie.  Część starożytna rozgrywa się nieopodal Rzymu, w krainie Etrusków, zaś współczesna wśród archeologów. Czytając można sporo dowiedzieć się o starożytności i o archeologii.  Autor jest z wykształcenia właśnie archeologiem, ukończył Uniwersytet w Oxfordzie, doktoryzował się w Cambridge. Poza historią i archeologią jest jeszcze troszkę dających do myślenia spostrzeżeń psychologicznych. Nie jest możliwe, aby podczas czytania, czy już po przeczytaniu, nie pomyśleć chociaż chwilę o mechanizmach, rządzących dziejami, o tym, czy istnieje coś takiego, jak przeznaczenie. I można się troszkę nawet i pośmiać, humoru nie brakuje.      

      Wątek starożytny rozgrywa się w 421 r. p. n. e., kiedy to  Leochares otrzymał zlecenie ustalenia i odnalezienia zabójcy króla Etrusków. W chwili gdy zlecenie dostawał w jego życiu działo się bardzo źle. Z żoną nie rozmawiał normalnie od paru lat, stracił warsztat złotniczy i nie miał z czego żyć. Zlecenie dał mu osobiście syn zamordowanego króla. Leochares wyruszył z nim w podróż do miejsca zbrodni, gdzie zaczął węszyć i szukać.  Król dwa dni przed zabójstwem odbył tajemniczą podróż, a oficjalnie udawał, że był na polowaniu. Tropów było sporo.

     Część współczesna z kolei  rozgrywa się w Wielkiej Brytanii, gdzie kilku archeologów bada zagadkę tajemniczego szkieletu. Szkielet, a także sposób pochówku są nietypowe. Człowiek po którym został ten szkielet, musiał wieść ciekawe życie , imał się wielu zajęć, nie ulega wątpliwości, że został zabity. Archeolodzy , a szczególnie Inga Szczęsny, usiłują ustalić wszystko, co tylko jest możliwe.  Ustalili, czym ten mężczyzna się zajmował, ile lat miał w chwili śmierci, jak zginął, na co chorował itd. Mimo takich możliwości pewne rzeczy są nie do ustalenia, snują wiec domysły co tych kwestii, których zbadać nie można.

       „Czytanie z kości” to gigantyczna dawka wiedzy o starożytnych Etruskach. Osobiście nie za wiele o nich wiedziałam, najpierw kojarzyłam jedynie, że  Klaudiusz z „Ja Klaudiusz” R. Graves`a pisał ich historię. Frances Mayes autorka „Pod słońcem Toskanii” gdy tylko zamieszkała we Włoszech,w Cortonie,  odnajdowała ślady po Etruskach , co m. in. opisała w swojej książce. Szamałek powiedział o nich znacznie więcej, najbardziej zadziwiający był ich fatalizm i wiara w rozmaite znaki, ubierali się kolorowo, z naszego punktu widzenia byli takimi trochę dziwakami. O Etruskach nie sposób mówić bez odwołania się do starożytnego Rzymu. Etruskowie przegapili moment, kiedy to , jak mówili wioska położona na 7 wzgórzach rozrosła się i zaczęła stanowić dla nich śmiertelne niebezpieczeństwo. Ciekawie prowadzony jest wątek , nazwijmy to mechanizmu, jakim rządzi się historia. Etruskowie gdy już zdali sobie sprawę z powagi sytuacji, tzn. że Rzym ich pokona i wchłonie, rozważali różne warianty   zachowania: dogadanie się z wrogiem i próbę wynegocjowania najlepszych warunków pokojowych lub straceńczą walkę.  Nawet w tamtych czasach wiadomo było, że wygrać nie mogą, wobec potęgi Rzymu byli niczym. To świetny, historyczny przykład upadku państwa, któremu w pewnym momencie nie można było już zapobiec. Chociaż państwo to chyba niezbyt adekwatne określenie. Mówi się często w kontekście takich upadków o imperium Majów czy Azteków, o Etruskach się nie wspomina. A dylematy, czy lepsze jest w sytuacji beznadziejnej podjęcie próby dogadania się, czy  pozbawiona sensu walka , są aktualne i w czasach współczesnych, właściwie zawsze w pewnych momentach problem ten powraca.

    Książka nie jest absolutnie powieścią psychologiczną, ale są tam warte uwagi spostrzeżenia. Leochares chociażby w pewnym momencie mógł już zakończyć misję i wrócić do domu. Nie za bardzo miał na to ochotę. Wolał dalej szukać zabójcy, mimo, że dostał sowitą zapłatę i że groziła mu śmierć. Sam nie do końca uświadamiał sobie, dlaczego tak się dzieje. Co nie do końca był jasne dla niego, widoczne było jak na dłoni dla jego towarzysza, syna zabitego. Leochares u siebie w tym momencie życia wegetował jako biedak, z którym nikt się nie liczył. U Etrusków był kimś, robił coś pożytecznego, mimo niebezpieczeństw czuł, że żyje. Wolał życie z sensem i z dreszczem emocji, ryzykiem,  a także z perspektywą bliskiej śmierci , niż jałową wegetację przy boku żony, z którą, poza synem, nic właściwie go nie łączyło. 

          Nie czytałam kryminałów, jakie rozgrywałyby się w starożytności, pomysł Szamałka na umieszczenie akcji w tamtym czasie jest więc przysłowiowym strzałem w dziesiątkę.  Narracja w starożytności i współcześnie też jest ciekawym pomysłem. Mimo wszystkich zalet książki jakoś nie mogłam do tych Etrusków zapałać sympatią. Autor wspomniał, że uchodzili oni za bardzo okrutną nację. Przykłady tych okrucieństw są również i w powieści. Wiem, że tak było i że bez niektórych scen opis życia w tamtych czasach byłby niepełny, ale parę opisów, pełnych przemocy i okrucieństwa  było naprawdę strasznych.   Osobiście starożytność nigdy mnie nie pociągała, wolałam historie bliższe nam czasem, nawet i średniowieczne. Mimo wszystkich zalet, prawdopodobnie z powodu braku zamiłowania do epoki, w której toczą się wydarzenia, nie zapałałam chęcią czytania innych pozycji Szamałka. Jedna wystarczy, aby poznać coś nowego i przekonać się, że wolę kryminały retro w innej scenerii, np.  jak u Wrońskiego czy Akunina i to tamte czytam z większym przekonaniem. Ale to naprawdę kwestia wyjątkowo indywidualna.

4/6

sobota, 18 czerwca 2016

Tadeusz Dołęga – Mostowicz „Znachor” – audiobook, czyta Jan Nowicki


                                   Jan Nowicki czyta Znachora - Tadeusz Dołęga-Mostowicz            

                    
Tadeusz Dołęga – Mostowicz był fenomenem pod względem liczby czytelników. Pisząc , zarabiał olbrzymie pieniądze. Zaintrygowało mnie, na czym polega ten fenomen. Czy te książki są rzeczywiście ponadczasowe?  „Kariera Nikodema Dyzmy” rzeczywiście jest rewelacyjna. Spodobał mi się też życiorys pisarza. Nie szedł z prądem i wbrew powszechnym zachwytom nad Piłsudskim, był w totalnej opozycji wobec piłsudczyków . Miał z tego powodu spore problemy.

      Mimo najszczerszych chęci do „Znachora” nie mogę podejść na poważnie. Dla mnie jest to  coś w rodzaju prototypu harlequina, ale absolutnie nie żałuje, że poznałam tą książkę. Na samym początku profesor Wilczur, znany i ceniony chirurg dowiedział się, że opuściła go żona. Załamany w knajpie zaczął pić i szybko stał się ofiara napadu . Uderzono go w głowę , obrabowano, ocknął się z głęboką amnezją, bez dokumentów i bez pieniędzy. Teoretycznie taki bieg wydarzeń jest możliwy  , sam pisarz doświadczył czegoś takiego, tyle że obeszło się bez amnezji. Wilczur zaczął błąkać się po całym kraju, najmował się głównie na wsiach jako parobek, co trwało lat 20. Nie do końca jest wyjaśnione, dlaczego nikt go nie szukał . Żona zamieszkała w głuszy leśnej z leśniczym, o niczym nie wiedziała, ale  miał przecież znajomych, były przecież wtedy media: gazety, radio, można było umieszczać ogłoszenia. Ale początek jest bardzo ckliwy. Wilczur zatrzymał się u pewnego młynarza, początkowo jako parobek, szybko jednak uzmysłowił sobie, że potrafi leczyć. Nie wiedział,  skąd ta umiejętność. Wyleczył syna gospodarza, który nie chodził wskutek źle nastawionych kości nóg po złamaniu . Wilczur wykonał operację i stał się znanym i cenionym  w okolicy znachorem. W tym czasie poznał sprzedawczynię z pobliskiego miasteczka, którą bardzo polubił, a nawet pokochał ojcowska miłością. Nie wiedział, ze w istocie była to jego córka, która po śmierci matki tak zarabiała na życie.

     Ten moment był już wyjątkowo niedorzeczny. Niedorzeczne jest też i to, że przez 20 lat Wilczur nie zapomniał swojego kunsztu lekarskiego.  Ale o dziwo, powieść jest napisana w taki sposób, że ją się wręcz chłonie mimo różnych niedorzeczności. To naprawdę wielki talent literacki, potrafić tak pisać. Nie wiem, jak to się stało, ale chłonęłam właśnie opisy różnych zabiegów lekarskich, jakich dokonywał Wilczur, mimo, iż wiedziałam, że jest to niemożliwe, nie miał on żadnych sensownych narzędzi chirurgicznych, w izbie, gdzie leczył, panował bród. Nikt się niczym nigdy jednak nie zaraził i nasz znachor każdemu potrafił pomóc.   

       Dołęga – Mostowicz umiejętnie zadbał, aby odbiorcami tej powieści mogli być przedstawiciele wszystkich warstw społecznych. Na początku czytelnik poznaje Wilczura jako przedstawiciela zamożnej inteligencji, potem jest chłopstwo, jak młynarz i pacjenci znachora.  Córka Wilczura, Marysia to jakby zubożałe mieszczaństwo. Jest wszystko, ale akcja się komplikuje. Marysia zakochała się w młodym Czeńskim, synu lokalnego ziemianina, właściciela majątku w Ludwikowie. Ona była bez majątku, uczciwa, szczera, on zaś nie wiadomo było do końca, czy na pewno ja kochał. Młodzi w tajemnicy przed wszystkimi się zaręczyli.  Wątek romansowy jest pełen napięcia. Matka chłopaka w ogóle nie chciała słyszeć o czymś takim, jak małżeństwo z dziewczyną  bez majątku i bez rodziny. Aby nie było nudno, narzeczeni mieli poważny wypadek, gdy jechali motocyklem.  Trafili do naszego znachora. Marysia była bliska śmierci , lokalny lekarz uznał, że nic już jej nie pomoże.  Ale znachor podjął się trepanacji czaszki.

       Gdy to opisuję i gdy tego słuchałam, miałam świadomość, że jest to absurdalne. Ale nadal słuchałam. Niektóre sceny były przesłodzone, jak lukier, inne z kolei łzawo kiczowate. Dotarłam do końca. Nie wiem, czy bardziej dzięki tekstowi, czy lektorowi. Nowicki czyta fenomenalnie. Potęguje napięcie. Ale nie zmienia to faktu, że książka jest idiotyczna. Wydaje mi się, że może to być jedyna książka tego tupu w dorobku pisarza. Gdy poczytałam o jego twórczości, odniosłam wrażenie, że pozostałe pozycje są zdecydowanie poważniejsze i wartościowe, a autor krytycznie opisuje rzeczywistość wokół siebie.  Ale gdy ktoś chciałby się oderwać się od rzeczywistości, ten audiobook , czy książka będą idealnym rozwiązaniem.

3/6
                                         

poniedziałek, 13 czerwca 2016

Agatha Christie „Nemezis”

Okładka książki Nemezis           


         „Nemezis” jest tak bardzo oryginalną powieścią Christie, że nie sposób jest pomylić ją z innymi powieściami tej autorki. Panna Marple dostała tym razem zlecenie rozwiązania zagadki od … nieżyjącego już znajomego, niejakiego pana Rafiela. Licząc się z tym, że może szybko umrzeć za pośrednictwem prawników zaproponował pannie Marple wycieczkę po brytyjskich ogrodach i posiadłościach, w a trakcie tej wycieczki miała ona się zorientować, co się stało, komu itd. Detektyw – amatorka szybko  zorientowała się, że zagadka dotyczy Michaela Rafiela, syna zmarłego bogacza. Został on 10 lat wcześniej skazany za zabójstwo narzeczonej. Panna Marple szybko zorientowała się, że zabójcą był ktoś inny. Najpierw podejrzenia  padły na uczestników wycieczki, ale ich było kilkunastu i ustalenie czegokolwiek w tak licznej grupie byłoby bardzo trudne. W trakcie wycieczki na jednym z postojów panna Marple została zaproszona na nocleg do pobliskiego domostwa, gdzie zamieszkiwały 3 starsze siostry. Jak się okazało, zamordowana przed laty dziewczyna mieszkała właśnie u nich. Bardzo realne stało się, że z zabójstwem nie miał nic wspólnego ani młody Rafiel, ani nikt z uczestników wycieczki, ale któraś z sióstr, może dwie, a może trzy, może ktoś związany z ich rodziną. Jeżeli któraś z sióstr to która?  Zrównoważona Clotilde, znerwicowana Anthea czy mało charakterystyczna Lavinia? Zrównoważenie może być pozorne, według panny Marple gdy ktoś nie ujawnia emocji nie oznacza to, że nic nie czuje, może być tak, że w związku z wcześniejszymi trudnymi przeżyciami, ten ktoś nauczył się już nie okazywać emocji. Anthea z kolei wydała się podejrzana z powodu dziwacznego roztrzepania,  na które była za stara.

               Wielokrotnie już pisałam, że Christie była mistrzem psychologii, a swoje obserwacje w tym zakresie przekazywała jako narratorka książek. Uosobieniem wnikliwości i zmysłu obserwacyjnego Christie uczyniła pannę Marple. Tym razem skupiłam się na tym, jak panna Marple ( vel Agatha Christie)  postrzega rzeczywistość.  W trakcie rozmowy  jej uwagę przykuwa, gdy ktoś nagle zmienia temat rozmowy. Zastanawia się więc , dlaczego ten ktoś zrobił to w tym, a nie innym momencie, zapamiętuje, o czym była wówczas mowa. Potem zastanawia się, czy był to przypadek, czy też z nieznanych powodów określony temat jest komuś „nie na rękę”. Można później „przypadkiem” znów ten temat podjąć i sprawdzić, czy znowu dojdzie do zmiany tematu. Gdy ktoś o czymś zbyt często mówi, też zastanawia się, dlaczego , co się za tym kryje. Szybko orientuje się, kto z kilku osób jest dominujący. Jedna z osób gdy wypowiada jakaś tezę, to zerka na tego dominującego osobnika , szukając aprobaty, lub sygnału, że za dużo zostało powiedziane itp. Nie umyka jej uwagi, gdy ktoś zrobił coś bardzo charakterystycznego dawno temu, nawet w dzieciństwie, ma świadomość, że to już był wyraz charakteru, a ludzie generalnie nie za bardzo się zmieniają. Wierzy przeczuciom, zwraca uwagę na to, co np. czuła  pierwszy raz wchodząc do określonego domu lub widząc daną osobę. To tylko oczywiście przykłady, nie sposób wymienić wszystkiego , musiałabym streszczać całą książkę.

        W każdej książce Królowej Kryminału jest pewna myśl przewodnia. W tej na pierwszy plan wysuwa się życie przeszłością, permanentne jej rozpamiętywanie i brak możliwości pójścia naprzód. W ”Nemezis” rozpamiętywaniu przeszłości towarzyszy smutek, a nawet i rozpacz. Atmosfera jest duszna. Wyjście wydawałoby się proste, sprzedać dom, z którym kojarzą się różne straszne rzeczy i wyjechać, okazuje się to jednak za trudne. Jest to też niemożliwe, jak się później okazuje, chociaż nie dla wszystkich. To taka dziwna niemożność podjęcia walki o to, aby być szczęśliwym i poddanie się, wybranie apatii. To jest też świetny obraz tego, jak destrukcyjne mogą więzy rodzinne, gdy ludzie nawzajem unieszczęśliwiają się, a ci, którzy mogliby uciec,  czują  się zobowiązani aby zostać z resztą rodziny, chociaż wcale nie ma takiej potrzeby . Wszyscy stają się więc jakby cierpiętnikami.  Jedyną osobą, która zechce iść do przodu będzie młody Rafiel, który przesiedział niewinnie 10 lat w więzieniu. On mówi, że wszystko, co teraz zrobi, musi być nowe, że musi iść przed siebie. A panna Marple komentuje to w ten sposób, że najważniejsze, że nie stał się zgorzkniały. 

       Mottem książki mogłyby być słowa jednej z uczestniczek wycieczki: ”Miłość to przerażające słowo”. Właśnie w „Nemezis” pokazane jest drugie, mroczne dno relacji rodzinnych.  Temat różnych anomalii w rodzinach jest często podejmowany także i we współczesnych powieściach kryminalnych. W tych współczesnych często jednak jest to traktowane schematyczne, np. eksploatowany do granic możliwości jest temat przemocy w rodzinie, ewentualnie pedofilia, często zaś dewiacjom tym towarzyszy alkoholizm. Skupienie się na tych zagadnieniach i czynienie z nich tematu niejako modnego powoduje, że wszystkie inne anormalne zachowania pozostają niezauważalne.  U Christie w „Nemezis” nie ma tego schematyzmu,  zbrodniarzami są ludzie wykształceni, obyci, majętni, bez nałogów, nie stosują przemocy, nie są pedofilami ani alkoholikami . Na czym konkretnie polegała przyczyna zbrodni w tej konkretnej powieści, napisać oczywiście nie mogę.  

5/6

sobota, 11 czerwca 2016

Paullina Simons „Jeździec miedziany” - audiobook, czyta Dominika Ostałowska

Jeździec miedziany - Simons Paullina


„Jeździec miedziany” to jeden z najbardziej poczytnych romansów ostatnich czasów. Od niejednej osoby słyszałam, że nie sposób jest się od niego oderwać.  I coś w tych stwierdzeniach niewątpliwie jest. Też miałam problem z oderwaniem się od słuchania. To coś w rodzaju „Przeminęło z wiatrem”, a zamiast wojny secesyjnej obserwujemy II wojnę światową w Leningradzie. Wątek romansowy był dla mnie mniej ciekawy, a za to najciekawsze, właściwie arcyciekawe  było tło  historyczne. Autorka urodziła się w ZSRR i wyemigrowała do USA , pisze więc o tym, co się wówczas działo z perspektywy osoby, która zna tą historię  z opowieści członków rodziny i jako była obywatelka ZSRR, ale zarazem jako emigrantka, czyli jako ktoś, kto ma szerokie spojrzenie i rosyjska propaganda go nie mąci. We wstępie autorka wspomina swoich dziadków, pierwowzorów Tani i Aleksandra.

    Powieść zaczyna się 22 czerwca 1941r., czyli w dniu ataku Niemiec na ZSRR  . Tego właśnie dnia w ówczesnym Leningradzie Tania poznała  młodego oficera Armii Czerwonej, Aleksandra . Nie wiedziała, że Aleksander romansował już z jej siostrą Daszą . On zaś zachowywał się tak, jakby nie mógł się zdecydować, którą siostrę woli.   Obie zakochane były po uszy. Nie będzie to spojler, książka przecież to pierwsza część trylogii , napiszę więc , że ostatecznie Aleksander związał się z Tanią. Wojnę oglądamy z perspektywy Leningradu i jego blokady. Autorka wyjątkowo sukcesywnie opisała  porażający głód, wymieranie miasta, a także jedyną możliwość ratunku, czyli dostanie się na tzw. drogę życia -  zamarznięte jezioro Ładoga.  Nie są to nowości, wiadomo już , jak było. Ale Simmons opisuje rzeczy, o których długo nie wolno było mówić. Oryginalny jest sposób narracji. Tania początkowo przedstawiana jest jako naiwne dziewczątko, które wierzy Stalinowi i wszystkiemu, o czym mowa jest w radiu czy gazecie. Aleksander to jej przeciwieństwo. Miał świadomość fałszu i zakłamania władz, propagandy i to on uświadamiał Tanię o tym, jak naprawdę wyglądała sytuacja.

    W powieści sporo jest mowy o bezwzględności władz, o tym, jak lekką ręką posyłano na śmierć ludzi w boje, które nie miały żadnej  szansy , aby pozytywnie się zakończyć. Simons pisze też o NKWD i o roli, jaką ta służba odgrywała w czasie wojny, o terrorze, „znikaniu” ludzi, donosicielstwie. Rosjanie w czasie wojny  nie mieli tylko jednego wroga – Niemców, ale dwóch : Niemców i radzieckie władze wraz z NKWD. Nie wiem sama, co było gorsze i bardziej niebezpieczne . w każdej niemal wiosce była placówka NKWD, nigdzie nie można było uciec. Nie słyszałam dotychczas nic o tym, jak w ZSRR traktowano w czasie wojny żony dezerterów. Gdy tylko do NKWD docierała wiadomość o dezercji, natychmiast ktoś jechał po żonę dezertera , którą rozstrzeliwano. Wystarczyło najbardziej głupie pomówienie, zwykły donos, że np. ktoś jest szpiegiem i było praktycznie już po tej osobie, w czasie wojny jakiekolwiek śledztwo nie było potrzebne. W tej książce o tego typu kwestiach pisze Rosjanka na emigracji. Aleksander jako żołnierz  w każdej chwili mógł zginąć zabity przez Niemców lub rozstrzelany przez NKWD.  W tych koszmarnych warunkach w wielu wypadkach w ludziach niestety odzywały się najgorsze instynkty. Ojciec Tatiany zaczął coraz bardziej pić, o wszystko miał pretensje i zaczął nawet stosować rękoczyny wobec domowników. Matka  z kolei po kryjomu wyjadała jedzenie, którego były już marne resztki.

      Nie wszystko jest na szczęście takie straszne.  Byli ludzie, którzy sobie pomagali. Poza tymi koszmarami w książce stale przewija się motyw siły zwykłych, prostych ludzi. Byli oni w stanie przetrwać najgorszy koszmar. Słuchając o tym, co oni przeżyli, można sobie uzmysłowić, w jak wspaniałych warunkach żyjemy. Kiedyś czytałam wywiad ze staruszką, która przeżyła blokadę Leningradu, właściwie Petersburga. Mówiła, że potem nie miała już żadnych problemów, tzn.  w porównaniu do tego, co wówczas się działo, nic już nie było dla niej straszne. Część wydarzeń rozgrywa się w latem, w małej wiosce , daleko od frontu, gdzie nie ma głodu, strzelanin i wybuchów. Można wówczas odpocząć od scenerii głodującego miasta. Uczucie między ludźmi niekiedy bywało silniejsze od wszystkiego, co działo się naokoło. Simons nie jest Tołstojem, a „Jeździec miedziany” nie jest „Anną Kareniną”, ale spokojnie można zabrać się za czytanie.  

         Jako audiobook całość wypada całkiem dobrze.  Ostałowska czyta tak, że słucha się bez zgrzytów. No i mimo, że nie przepadam za  romansami , przymierzam się do kupna drugiej części , pierwsza nie ma zakończenia, urywa się nagle i czytelnik pozostaje skonsternowany, jak to możliwe, że to już jest koniec. Podczas jazdy samochodem „Jeździec” jest wręcz idealny. Nie ma tam fragmentów, wymagających wzmożonej uwagi, jak przy nieco trudniejszych tekstach, nie trzeba niczego cofać. Słucha się bez jakiegokolwiek wysiłku, ciężko tylko jest potem wyjść z samochodu.  

4/6

wtorek, 7 czerwca 2016

Jane Austin "Opactwo Northanger"




Jane Austen

Ciekawie jest czytać Remarque`a i Al. Domańską. Historie o ludziach , żyjących w  makabrycznych czasach i zmuszonych do dokonywania ekstremalnych wyborów, są pasjonujące.  Ale takich historii nie jestem w stanie czytać zbyt wiele i zbyt długo.  Jane  Austin opowiada o zwyczajnych ludziach, z angielskiej klasy średniej, żyjących w spokojnych czasach, których głównymi problemami są  nieszczęśliwe zakochanie się,  szczęśliwe zakochanie się i temu podobne historie. Są to, wbrew wszelkim mylnym opiniom, powieści naprawdę wysokich lotów.  Tak się już  jakoś złożyło, że  sięgam po Jane Austin na początku lata, gdy jest jasno, słonecznie i pogodnie i gdy mam czas i nie muszę ciągle odrywać się od książki. Z reguły właśnie sięgam po nią w długi weekend czerwcowy, który paradoksalnie w tym roku wypadł w maju. 

      Pisałam o Jane Austin już kilkakrotnie przy okazji „Dumy i uprzedzenia” i „Perswazji”. Pisałam o tym, że rewelacyjnie, z humorem, dystansem i sarkazmem opisuje ona rzeczywistość. Pisałam, jak z humorem kpi z ludzkich przywar, jak wychwytuje ludzkie wady, fałsz, kłamstwa, prostactwo itp. Tym razem zwróciłam uwagę na jeszcze inną kwestię. Bohaterki u Austin są osobami szalenie uczciwymi, prawymi, bez śladu dwulicowości. Często są mądre, w przypadku „Opactwa” jest inaczej, Katarzyna  intelektem nie grzeszy. Ale też jest dobra i uczciwa. W czasach współczesnych trudno znaleźć ludzi tak prawych i pozbawionych obłudy. Być może Jane Austin trochę przesadzała z tą dobrocią tych kobiet, ale może niekoniecznie. Sama była osobą szalenie uczciwą, nie tylko wobec innych w sensie braku oszukiwania ich, ale uczciwą wobec samej siebie, nie wyszła za mąż bez wzajemnego uczucia, wolała zostać sama. Porównania współczesnych ludzi, zarabiających na własne utrzymanie, mających często kredyty i bojących się utraty pracy, do głównych bohaterek Austin, zawsze wypadają na niekorzyść współczesnych. Kojarzę współczesnych sprawujących różne funkcje, często nie ma takiego upokorzenia, na które by się nie zgodzili, aby tylko tych funkcji nie stracić. Książki Austin , a właściwie wizerunki głównych bohaterek są odskocznią od tego rodzaju zachowań. Pokazują, że można i żyć i myśleć inaczej.

        W tym przypadku Katarzyna była wyjątkowo młodziutka, z początku nie miała w sobie dość siły, aby zachowywać się tak, jak by chciała. Miała problem, aby sprzeciwić się adorującemu ją prostackiemu gburowi.  Aby tak się zachowywać , nie trzeba być takim młodym. Słaby charakter mają niekoniecznie ludzie młodzi. Katarzyna w tej właśnie powieści wyjechała na kilka tygodni wraz sąsiadami i jednocześnie bliskimi znajomymi rodziców do uzdrowiskowej miejscowości Bath, gdzie szybko poznała dwóch młodzieńców. Jeden był aroganckim megalomanem,  a drugi poczciwym duchownym. Jak się można domyślić, Katarzyna zakochała się w tym drugim. W tej książce jest cała masa nieporozumień między przyszłą młodą parą. Jest świetny portret obłudnej pseudo przyjaciółki. No i pokazane jest, jak w tamtych czasach panie próbowały łowić mężczyzn. 
       Pisarka rozprawiła się też z uleganiem różnym modnym trendom. W tamtych czasach na topie były powieści grozy, czytywali je też bohaterowie książki. Katarzyna tak bardzo się w nie wczuwała, że zaczęła mylić fikcją i rzeczywistość, a będąc gościem w Opactwie Northanger wpadła na pomysł , że pan domu uwięził tam swoją żonę. Kilka innych, równie niedorzecznych jej pomysłów , także jest opisanych.  Uleganie idiotycznym trendom to chyba rys charakterystyczny dla wszystkich czasów. Zmieniają się tylko trendy. Ale Austin patrzy na to z przymrużeniem oka. Mnie osobiście najbardziej zabawny wydał się wątek ojca, który „polował” na bogatą synową. Sam był dość zamożny, ale wiadomo, co sąsiedzi na to powiedzą, głupio, aby syn ożenił się z biedaczką. Na pozór wzór wszelkich cnót, a w rzeczywistości był to żałosny pozorant.  

     Szkoda, że pisarka tak krótko żyła i zostawiła po sobie zaledwie 6 książek. Moją ulubioną jest „Emma”, ale to z powodu charakteru głównej bohaterki, która jest dojrzalsza od Katarzyny i wie, czego chce. Ale i „Opactwo” i pozostałe pozycje też warte są uwagi.

4/6