niedziela, 31 sierpnia 2014

Bartek Dobroch i Przemysław Wilczyński „Broad Peak . Niebo i Piekło”



Wydawnictwo Poznańskie 2014

 
    Jest to absolutnie niezwykła książka, bardzo rzadko można trafić na coś tak ekscytującego. Czytelnik nie musi się być ani himalaistą,  ani alpinistą,  ani  nawet taternikiem,  nie musi nawet chodzić po górach, aby się nią zauroczyć. Zdobywanie Broad Peaku to tylko jeden z aspektów tej książki, a większość rozdziałów dotyczy kwestii psychologicznych . „Broad Peak. Niebo i Piekło”  czytałam niemal jednym tchem, nawet nie przypuszczałam, że tak może być, nie jest to przecież beletrystyka, a poza tym wiadomo,  jak skończyło się całe przedsięwzięcie.  Przed przeczytaniem książki moja wiedza ograniczała się do tego, że zimą ubiegłego roku pod Broad Peak wyruszyła wyprawa złożona z 4 osób, z czego jednym był Maciej Berbeka, zasłużony himalaista, przewodnik i ratownik górski.  Towarzyszyło mu 3 innych, młodych i nieznanych wspinaczy . Wyprawa zakończyła zdobyciem szczytu, ale  dwie osoby zginęły, w tym właśnie Berbeka. Po powrocie do kraju sytuacja wywołała olbrzymie kontrowersje,  powstał  raport , w którym winą za śmierć dwóch osób obarczono tych, co przeżyli. Raport wywołał oczywiście olbrzymie kontrowersje. Wydawało mi się więc, że wiem bardzo dużo, niemal wszystko. Ale mimo tego czytałam  z olbrzymim zaciekawieniem i dowiedziałam się całej masy nowych rzeczy.  To co wiedziałam wcześniej, było tylko lekkim zerknięciem na samą tylko powierzchnię wydarzeń, bez sięgnięcia do głębi. Określenie jednoznaczne tej książki byłoby trudne, dla mnie jest to głównie rzecz o postawach ludzi w sytuacjach ekstremalnych i o zachowaniu ludzi, którzy przyglądają się wyprawie i  również wydobywa to z nich przeróżne cechy, bo jedni próbują zrozumieć, inni tłumaczą, jeszcze inni chcą zabłysnąć i pokazać, jak to wspaniale zachowaliby się oni, gdyby to oni byli na górze, inni jeszcze namawiają niemal do linczu osób, które uznali za winnych. Autorzy na szczęście wstrzymują się od komentarza, podają fakty, rozmawiają z wieloma osobami, dodają cytaty z wypowiedzi różnych sław z gazet.

    Książkę czyta się wyjątkowo lekko  , autorzy ciekawie rozwiązali kwestię kompozycji, całość nie jest pisana chronologicznie, jak to ma miejsce z reguły w takich wypadkach, tylko rozdziały mają charakter tematyczny, np. są rozdziały o uczestnikach wyprawy,  każdy ma swój obszerny(poza Arturem Małkiem), o historii polskiego alpinizmu, o wprawie z 2013r.  i o krytycznym dniu i nocy, o raporcie Polskiego Związku Alpinizmu. Jest też trochę zdjęć,  szkoda tylko, że nie kolorowych, domyślić się można , że chodziło finanse.  Gigantyczny plus dałabym za wnikliwość w podejściu do tematu, nie wiem, jak  sobie z tym poradził Jacek Hugo – Bader, bo jego książki nie czytałam. Całość podana jest w tak interesujący sposób, że wczułam się w spory na temat tego, co się stało do tego stopnia, że czułam się, jakbym kibicowała jakieś drużynie sportowej, lub gdyby to chodziło mnie lub kogoś bliskiego.

   Każdy czytelnik zawsze zwraca uwagę na co innego. Ja napiszę o tym, co mnie w tej książce zafascynowało najbardziej. Szalenie ciekawe były portrety psychologiczne osób.  Do tej pory wydawało mi się, że ciekawe mogą być portrety zakopiańczyków, związanych z Tatrami,  ze swojego okresu fascynacji Tatrami został mi dla nich podziw. Tym razem zaintrygowały mnie osoby tej młodszej części ekipy. Nazwisko Adama Bieleckiego nie mówiło mi nic. To on przeżył i to on został przez niektóre osoby obarczony odpowiedzialnością za to, co się stało. Wydaje się człowiekiem szalenie ciekawym, gdy był młody to przez 3 lata niemal nie wychodził z domu i czytał w tym czasie książki. Jest to niesamowity indywidualista z niespotykanym instynktem, jak zachowywać się w górach, zachowuje się tak, jakby miał szósty zmysł i wyczuwał wszelkie niebezpieczeństwa instynktownie. 

   Szalenie ciekawe i rzucające nowe, inne spojrzenie na  środowisko naszych wspinaczy daje opowieść o  ataku na Broad Peak z 1988r. W wyprawie tej brał udział  m. in. Maciej Berbeka, zakończyła się ona obwieszczeniem sukcesu, z którego wynikało, że  Berbeka zdobył szczyt. W istocie zaś Berbeka w stanie skrajnego wyczerpania był mylnie przekonany, że szczyt zdobył, a w rzeczywitości zdobył jedynie przedwierzchołek tzw. Rocky Summit . Po opisie podanym przez Berbekę, L. Cichy i K. Wielicki zorientowali się bez wątpliwości, że opis „szczytu”, na którym miały być kamienie, podany przez Berbekę,  jest właśnie opisem przedwierzchołka .  Świadomość tego faktu ma również kierownik wyprawy – Zawada. Ale doszli oni do wniosku  , że skoro Berbeka ledwo żyje, nie ma sensu mu tego mówić, że zrobi się to później. Ale „sukces” Berbeki został już odtrąbiony , podany do publicznej wiadomości, odnotowany w mediach. Ostatecznie więc nasza wyprawa niczego nie zdementowała.  Czy zaś Berbeka rzeczywiście w późniejszym czasie nie zorientował się, że szczytu nie zdobył? Czy nie czytał o jego topografii? Oficjalnie nie. Cała sprawa wyszła na jaw dopiero gdy ujawnił ją znacznie później inny uczestnik wyprawy, Aleksander Lwow w książce „Zwyciężyć znaczy przeżyć”.  Nie chcę deprecjonować wspinaczy, ale ta historia doskonale opisuje środowisko, które przez dziesięciolecia uchodziło za wzór wszelkich cnót i nie mające żadnych wad. Podobnie zresztą jest   z każdym takim środowiskiem czy grupą „bez wad”, z wierzchu idealnie , a od środka aż kipi od zwykłych ludzkich emocji i przywar, które ma każdy .

    Inny przykład, który utkwił mi w pamięci na długo. Po powrocie do kraju  A. Bieleckiego i A. Małka, już  po tragedii na Broad Peaku z 2013r., niektórzy wspinacze zaczęli w nich „rzucać kamieniami” i obwiniać o to, co się stało. Argumenty, że ktoś też był wycieńczony i nie byłby w stanie wracać w kierunku szczytu i udzielać pomocy , nie wydawały się dla części tych, których tam nie było, przekonywujące. Twierdzili, że takie przypadki nie miały dotąd miejsca.   Gdy tymczasem sięgnie się do historii szeregu wypraw, okazuje się , że historie takie, jak w 2013r., zdarzały się wielokrotnie. Okazało się także, że komisja Polskiego Związku Alpinizmu w raporcie z 2013r. przeanalizowała jedynie zachowanie tych członków wyprawy, którzy przeżyli. Uznała, że o błędach pozostałych, pisać nie można.

    Szalenie ciekawe są np. próby udzielenia odpowiedzi na pytanie, czy są granice narażania się przy  udzielaniu pomocy. W książce sporo jest argumentów za i przeciw, formułowanych przez różne osoby.  Każdy musi udzielić sobie sam odpowiedzi na tego rodzaju pytania, jak dla mnie takie granice powinny być , a mnożenie ofiar nie jest normalne.

    Nie do uwierzenia wydawały mi się informacje o  doborze uczestników  wyprawy i o znikomym doświadczeniu części z nich. Wiem oczywiście już, ze tak właśnie było, ale informacje te były szokujące.    

   Na szczególną uwagę zasługuje zamieszczony przedruk wywiadu z „Tygodnika Powszechnego”, jaki przeprowadził jeden z autorów książki , Przemysław Wilczyński ze swoim ojcem, byłym  alpinistą, Ludwikiem Wilczyńskim.  W tym wywiadzie jest chyba kwintesencja pytań, jakie nurtują ludzi  w kwestiach wspinaczki. Odpowiedzi są arcyciekawe i wyjątkowo mądre. Na pytanie o rodzinę alpinisty i o to, czy jak funkcjonuje taka rodzina z ojcem, którego nigdy nie ma , pada odpowiedź , gdzie alpinista jest porównywany z muzykiem rockowym, którego tez nie ma często w domu, ale który postanawia skończyć z nieobecnością i z koncertami. „Wraca do domu, tylko że jest już zredukowany, wykastrowany”. A alpinista daje rodzinie siebie szczęśliwego.

   Książka jest absolutnie wyjątkowa, jedna z lepszych, jakie czytałam w tym roku.  

6/6 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz