Świetna lektura. Każdy chyba ma świadomość
konieczności życia ekologicznego, w tym też
ograniczania ilości śmieci. Z praktyką jest nieco gorzej. Autorka
wypowiada się na temat zero waste w każdym obszarze życia, podczas zakupów, w
domu, w restauracji itp. Ta książka jest też apelem, popartym rzeczową argumentacją,
o odchodzenie od konsumpcjonizmu, od kupowania i wyrzucania, o rozwagę przy
zakupach. Każdy na ten temat coś wie, ale warto sobie przypomnieć, utrwalić i
uzupełnić tą wiedzę. Wiedza, jaką dysponuje autorka jest naprawdę imponująca i można
dowiedzieć się wielu nowych rzeczy. Po lekturze stałam się zdecydowanie
bardziej wyczulona na ta problematykę i wiele wskazówek wprowadziłam w życie.
W książce jest masa pomysłów, którymi można się
zainspirować. Przykładowo autorka postuluje, aby kupując produkt, zwracać uwagę
na opakowanie i aby starać się kupować produkty bez opakowania. I nie dotyczy
to tylko odstępowania od sławetnych reklamówek. Przykładowo jakiś czas temu
zobaczyłam koło siebie w warzywniaku bakłażany sprzedawane tak, że każdy
bakłażan był opakowany w pojedynczą przezroczystą folię. Kilka sklepów dalej bakłażany
sprzedawane były już normalnie. Wspomniana folia musi być wliczona do ceny, a
służy tylko do tego, aby ją wyrzucić zaraz po zakupie. Inny przykład. Kupno produktów typu płyn do prania lub podobne w
większych opakowaniach też jest godne naśladowania, ze względów nie tylko
ekologicznych, ale i finansowych. Albo kupowanie kosmetyków w szklanych, a nie
plastikowych opakowaniach. No i generalnie idea, aby kupować tyle różnych
rzeczy, ile się zużywa, a nie tyle, że zużywa się część, a część wyrzuca,
szczególnie dotyczy to żywności, która permanentnie ląduje na śmietnikach. Znaczna
część ubrań jest produkowana w
najbiedniejszych krajach świata, jak np. Bangladesz, przy produkcji zatrudniane
są dzieci, pracownicy otrzymują symboliczną zapłatę, panuje totalny wyzysk.
Można nie tylko kupować mniej, ale też można, a właściwie powinno się zwracać
uwagę na kraj produkcji i odstąpić od kupowania ubrań, wytworzonych właśnie w
takich krajach. Kupując je, bierzemy udział w wyzysku pracowników.
Dostosowanie
się wszystkich porad wydaje mi się mało realne, nawet nie zamierzam próbować.
Wyrabianie własnych kosmetyków i środków czystości, mimo podanych receptur, z
pewnością jest bardzo czasochłonne, mam też wątpliwości co do ich jakości. Nie biorę też pod uwagę chodzenia na zakupy z
własnymi szklanymi pojemnikami i proszenia sprzedawcy, żeby odważył do tego pojemnika
np. ser żółty. Ale jeśli ktoś ma więcej wolnego czasu, to nie ma przeszkód, aby
próbował.
4/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz