czwartek, 29 lutego 2024

Lothar Gunther Buchheim „Okręt” - audiobook, czyta Leszek Wojtaszak

 


Audiobook był dla mnie po części fascynującym opisem tego, co działo się z na niemieckim okręcie podwodnym podczas wojny, a z drugiej opowieścią o odporności psychicznej lub jej braku w ekstremalnych warunkach. Autor poza tym że był żołnierzem, był też korespondentem wojennym, ale opisany rejs był jego pierwszym na U-Boocie. Nie miał więc rutyny i zwracał uwagę na to, na co wiele osób też by zwróciło. 

     Opis przeżyć z U-Boota to chyba już totalna ekstrema, każde przeżycia frontowe są koszmarem, ale w tej formacji przeżywalność była jedną z najniższych. Śmierć natomiast była koszmarna. Autor opisuje, jak U-Boot atakował i zatapiał inne okręty i jak sam był atakowany, jak godzinami zrzucane były na niego bomby głębinowe, albo jak trafiony przez samolot, znalazł się uszkodzony na dnie morza, a szanse na przeżycie były znikome. 

    Najbardziej frapującym elementem były dla mnie opisy zachowania dowódcy. Nie był człowiekiem szczególnie miłym czy uprzejmym, ale w warunkach bojowych i jako dowódca sprawdzał się fenomenalnie. Potrafił ryzykować. Nie tracił nigdy zimnej krwi, nie panikował, spojrzeniem czy kilkom krótkimi zdaniami potrafił zapobiec fatalizmowi i katastrofizmowi wśród załogi. W trakcie bombardowania, gdy jego okręt był namierzany, wydawał rozkazy, wskazujące, jak i gdzie się poruszać, czy w dół, czy w bok, jak szybko itp., starał się przewidzieć ruchy nieprzyjaciela. Nawet gdy koło Gibraltaru okręt został trafiony i uszkodzony i szedł na dno, nadal starał się nim sterować tak, aby trochę skręcił, aby osiadł w tym miejscu, gdzie morze jest nieco płytsze. Gdyby poszedł na głębię, ciśnienie oceanu zmiażdżyłoby go. Nawet w tak beznadziejnej sytuacji, gdy szanse na ocalenie były minimalne, nie poddawał się i uznawał, że nawet gdy jest tylko cień szansy, albo raczej cień cienia szansy, trzeba próbować. 

           Gdy raz na jakiś czas czytam książki o okrętach podwodnych, zastanawiam się właśnie nad tą niebywała odpornością psychiczną. Jednym z podstawowych czynników było tutaj chyba doświadczenie. Każdy z załogi w tych koszmarnych sytuacjach był przerażony. Każdy jednak musiał wykonywać obowiązki. To skupienie na tych obowiązkach, wykonywanie rozkazów, zmęczenie, ratowało przed permanentnym rozmyślaniem nad sytuacją i chociaż częściowo ustrzegało przed zwariowaniem. Gdy ktoś już był weteranem, zaliczył wcześniej rejsy U-Bootem, wiedział, że dał radę, było mu trochę łatwiej. W przypadku dowódcy było najtrudniej, pewnie dochodziło tu dodatkowo poczucie odpowiedzialności, świetne wyszkolenie, determinacja.

      Właściwie „Okręt” jest książką idealną. Przeszkadzała mi jedynie jedna rzecz, a mianowicie to, że opowiada ona o Niemcach, którzy cieszą się, gdy mogą zniszczyć okręt aliancki i gdy tylko mogą to zrobić, to robią. Nie ma tu żadnej refleksji nad sensem wojny i nad walką po stronie agresora. Ale książkę odbieram jako prawdziwą. Chyba tak po prostu było. Podczas opisów ataków na konwój jest to ciężkie w odbiorze właśnie z tych względów, ale to właśni dzięki literaturze może przekraczać bariery. Autor opisując wojnę z punktu widzenia zwyczajnych, niemieckich żołnierzy, złamał utarte stereotypy. Opisywani przez niego ludzie nie byli przecież zbrodniarzami, to nie byli gestapowcy, walczyli takimi metodami, jak i ich przeciwnicy. Niemiecka marynarka wojenna była z pewnością tą formacją zbrojną, która ma na koncie najmniej zbrodni wojennych.

10/10



środa, 21 lutego 2024

Margit Kossobudzka, Katarzyna Staszak „Broń się. Jak dbać o swoją odporność”

 


          Książka jest o wszystkim i o niczym. Autorki wepchnęły tu chyba wszystkie kwestie, mające związek ze zdrowiem, jak: geny, wyżywienie, ruch, sen, stres, szczepienia, smog, relacje międzyludzkie itp. itd. 

        Każde zagadnienie poprzedzone jest wywiadem ze specjalistą, tymi specjalistami są głównie lekarze z tytułami naukowymi. Wygląda to mniej więcej tak, że lekarz z tytułem np. dr hab. czy profesora udziela wywiadu na temat np. smogu, dowiadujemy się z niego, że smog szkodzi zdrowiu i warto pojechać na urlop tam, gdzie nie ma smogu, czyli nad morze. Inny lekarz opowiada o ruchu fizycznym i dowiadujemy się, że ruch jest dobry dla zdrowia, nie należy jednak przesadzać, bo ekstremalny ruch już dobry nie jest. Gdy w jednej książce mowa jest o tak wielu zagadnieniach, każde z nich potraktowane jest niezwykle powierzchownie. Do tego aby powiedzieć, iż smog szkodzi zdrowiu, a ruch pomaga, nie jest potrzebny żaden profesor, to są fakty, które każdy zna. Ten smog i ruch to tylko oczywiście przykłady, całość książki wygląda w taki właśnie sposób. Angażowanie ludzi z tak wysokimi tytułami naukowymi do mini wywiadów, dotyczących podstawowych zdrowotnych kwestii, uniemożliwia wykorzystanie ich potencjału intelektualnego. To tak jakby ktoś ze zwykłym przeziębieniem szedł do lekarza profesora. 

       Można jeszcze zapoznać się z listą 10 najzdrowszych produktów. Takich list widziałam już sporo, w ogóle się nie pokrywają i według mnie potrzebny jest spory dystans do tego typu informacji. Tutaj na liście są np. pomarańcze, gdzie indziej z kolei specjaliści od żywienia apelują, aby bazować na produktach lokalnych, gdy te sprowadzane z innych krajów są tak spryskane chemią, że  ich wartość odżywcza jest wątpliwa.   

3/10


piątek, 16 lutego 2024

Joseph Roth „Białe miasta”

 

Białe miasta - Joseph Roth

        Pisałam już kilkakrotnie przy okazji wcześniej czytanych książek Josepha Rotha, że jest on dla mnie niemal geniuszem literackim i mistrzem empatii. „Białe miasta” to zbiór refleksji, jakie autor snuł 100 lat temu jako korespondent jednej z gazet podczas indywidualnych wycieczek po francuskich miastach. Oglądanie tych miast i miasteczek stanowiło dla niego bodziec do rozważań. Joseph Roth nie  wyznaczał sobie celów turystycznych do zaliczenia, oglądał to, co uznawał  za godne obejrzenia. Książeczka jest bardzo skromna objętościowo, ale w tych króciutkich formach jest dużo więcej godnej uwagi treści, niż w  wielu olbrzymich dziełach. 

       W mijanych osobach doszukiwał się podobieństwa do osób znanych, pochodzących czy z Południa Europy, czy z tych miejscowości, albo z nimi związanych. „I tylko tu i ówdzie błyśnie kobieca uroda Hiszpanki Raquel Miller, temperament Mistinguett, wielka złośliwość wielkiego karła Little Tich”. Nie kojarzę ani jednej ze wskazanych postaci, w przypisach jest to wyjaśnione, ale to ma znaczenie drugorzędne. Tu bardziej chodzi o mechanizm, zwiedzając myślał o ludziach z minionych epok i współczesnych.  

         W jeden z miejscowości zastanowił go pomnik fundatora szkoły, zupełnie nieznanego, najprawdopodobniej mało kogo taki pomnik zainteresowałby. Pisarz przyglądał mu się i usiłował dowidzieć się z niego czegoś o człowieku. Patrzył na twarz: „Co za mądra powściągliwość, jakże godna jezuickiej tradycji”. „Kim jesteś? Człowiekiem wierzącym, sceptykiem, znawcą ludzi, wzgardliwcem? Myślę, że postanowiłeś wydawać się wszystkim, a być tylko tym, czego nie wolno wiedzieć.? Nie byłeś uczonym, bo zrobiłeś karierę. Nie miałeś ideałów, bo miałeś ambicję”. Jak zwykle spojrzenie pisarza jest odmienne od ogółu. Sporo osób, patrząc na tych ludzi, którzy zrobili karierę, postrzega ich jako zwycięzców, a tych, którzy nie mają takiego osiągnięcia, jako przegranych. Joseph Roth w tym króciutkim zdaniu wskazuje inny punkt widzenia. Gdy się ma ideały, raczej nie da się zrobić kariery, robiąc bowiem karierę trzeba iść na kompromisy, te ideały zdradzać. Przykładowo ktoś zajmujący się pracą naukową i nie zabiegający o niczyje względy, nie dbający o swoja pozycję, również kariery nie zrobi. Jest to oczywiście pewne uproszczenie, ale jest w tym olbrzymia doza racji. 

        Wśród rozważań jest też mowa o wpływie klimatu na ludzkie zachowania.   „Ach, już rozumiem, dlaczego tu rosną racjonaliści, a gdzie indziej kwitną mistycy. Wiatr. Tu nie ma lasów”. Autochtonów pisarz postrzegał jako zadowolonych, a nawet szczęśliwych nawet w starszym wieku.  „Radość życia gwarantuje zachowanie werwy do późna”. Gdy oglądał podupadłe miasto, niegdyś wielkie, zauważył że „Dziś jest ponure, zgorzkniałe, skwaszone, wypełnia je małoduszna nieufność do obcych, często spotykana w podupadłych sklepikach”. 

          Najbardziej przejmujący był opis corridy, którą pisarz postrzegał jako coś odrażającego, pomimo że w jego czasach nie było mowy o prawach zwierząt i ich dobrostanie. Tak opisał ludzi zaangażowanych w to widowisko. „Pomocnik golarza, krawiec, wachmistrz  staje się na widok zwierzęcia herosem. W cywilu to mieszczuch.  Dziś niewykluczone, że kolorowa chusta, która drażni byka, wypełnia skąpego wieśniaka, który boi się żony, autentyczną odwagą”. „Wokół, za osłoną otoczenia, stoją faceci w niedzielnych ubraniach, faceci z brzuchami, mięczaki ze stroskanymi twarzami, znamionującymi jedynie szarą powszedniość i odrobinę ambicji. I ci ludzie ciskają bykowi pod nogi czapki i złorzeczenia, drażnią go, a gdy rusza w stronę barierki, szybko znikają.  Udają, że gotowi są chwycić byka z rogi . I widzę ich smętne życie codzienne, kwaśne jak ich twarze, ich uległość wobec wszystkiego, co zakrawa na „bogactwo” i „zwierzchność”. Ich arogancję wobec bezbronnych i  ich pokorę w obliczu siły”. „Żaden z poetów tej krainy nie miał nic do zarzucenia walkom byków”. Pisarz doszedł też do wniosku, że tacy sami ludzie fascynowali się w starożytności walkami gladiatorów. 

         Gdy oglądał zamek, który go zafascynował, miał z kolei takie skojarzenia. „To dziedziniec dla starców, którzy nie boją się śmierci i tęsknią do nieba: w tych pasażach odnajdują już przedsmak cienistych, zielonych, a przecież przesyconych światłem pasaży niebiańskich”

        No i na koniec wisienka na torcie. W jednym z miasteczek „w każdym domu koty. Miękkie, puszyste zwierzęta o wielkich, mądrych, zapatrzonych w wieczność oczach.” 
10/10

środa, 14 lutego 2024

Maryla Szymiczkowa „Śmierć na Wenecji”

 

      Kolejny tom cyklu o amatorce detektywce – profesorowej Szczupaczyńskiej jest wyjątkowo oryginalny, temat wielkiej powodzi w Krakowie sprzed 100 lat nie był chyba jeszcze opisywany w literaturze popularnej. Podejście do tematu też jest nietypowe, bo uwaga czytelnika zwrócona jest nie tylko na dwa podejrzane zgony, ale na zachowania ludzie w trakcie ekstremalnej sytuacji. Można porównać do tego, jak to wygląda teraz, gdy zachodzi potrzeba, aby komuś pomóc, jedni się angażują maksymalnie, inni wcale, jeszcze inni robią na nieszczęściu interesy. Jak już pisałam przy okazji wcześniejszego tomu, przypuszczam, że unikalne spojrzenie na świat wynika z tego, że autorzy, kryjący się pod pseudonimem Szymiczkowa, są parą gejów. 

      Opisywane wydarzenia rozgrywają się w ciągu kilku dni, ale nie jest to z pewnością powieść akcji, momentami czytanie wciąga, częściej jednak można bez pośpiechu kontemplować widoki Krakowa sprzed 100 lat. W porównaniu do obecnych czasów, odnosi się wrażenie, jakby wszystko wówczas toczyło się wolniej. Zagadka, kto zabił, ciekawi umiarkowanie, ale pod koniec jest spora niespodzianka, zakończenie jest mocno zaskakujące.   

    Nie jest to powieść psychologiczna, ale są frapujące pod tym względem fragmenty. Przykładowo Szczupaczyńska czuje dyskomfort, gdy przypomina sobie, że jej ukochany mąż nic nie wie na temat jej największej pasji i nie przychodzi mu nawet na myśl, że ona zajmuje się jakimiś śledztwami i tropi morderców.  Nie ulega wątpliwości, że małżeństwo jest udane i to nawet bardzo. Szczupaczyńscy nie mają dzieci, ale w swoim towarzystwie bardzo lubią przebywać. Otóż ona z jednej strony nie chce oszukiwać męża, ale z drugiej chce mieć kawałek życia tylko dla siebie, taki prywatny, dostępny tylko dla niej. Wie, że mąż gdyby się dowiedział, czułby do niej wielki żal, że go oszukiwała, ale szkoda jej rezygnować z tego jedynego fragmentu życia, dostępnego tylko dla niej. 

7/10


wtorek, 6 lutego 2024

Agata Christie „Entliczek pentliczek”

 

     „Entliczek pentliczek” to pozycja trochę nietypowa jak na Agatę Christie. Wydarzenia w dużej mierze rozgrywają się akademiku, jest dużo więcej bohaterów niż zazwyczaj. Z elementów typowych jest oczywiście Herkules Poirot, który jak zawsze daje popis logicznego myślenia, obserwuje ludzi i bezbłędnie potrafi odkryć ich tajemnice i motywy działania. Na terenie akademika najpierw pojawiła się seria dziwacznych zdarzeń, np. komuś zniszczono plecak, komuś ukradziono jeden but, a potem jest już seria morderstw.  

  Pozycja jest lekko napisana, ze sporym poczuciem humoru. Przykładowo Christie zauważa, że w medycynie istnieje moda na leczenie określonymi lekami, przez jakiś czas lekarze przepisują modny lek, potem zaś idzie on w odstawkę, przepisują inny itp. Autorka pracowała w aptece, tak więc wie, co mówi, tak zresztą jest i obecnie. Możemy te przeczytać opis jednych z najbardziej oryginalnych oświadczyn, oświadcza się kobieta, u Christie z reguły jedną z bohaterek jest mądra, energiczna kobieta z inicjatywą i to inicjatywą na wielu polach. W obecności jej ukochanego, który nie był nawet narzeczonym, tylko zaledwie znajomym, spytała innego kolegę, obcokrajowca, czy chciałby być świadkiem na ślubie, objaśniła mu, na czym to polega. Znajomy zaskoczony, zapytał, czy to oznacza, że ona wychodzi za mąż za – tu wymienił imię, stojącego przy nich chłopaka, powiedzmy Albert. Ona odparła, że o ile „Albert” nie ma nic przeciwko temu, to jak najbardziej. 

   Z racji tego, że bohaterów jest sporo, nie ma dłuższych opisów poszczególnych osób, o każdym są jedynie najważniejsze kwestie. Są też oczywiście ponadczasowe myśli Herkulesa. Przykładowo gdy zastanawiał się, kto mógłby być zabójcą, u wielu z analizowanych osób wskazywał cechę, która mogła spowodować, że ten ktoś mógł stał się zbrodniarzem. Gdy wziął pod uwagę młodą dziewczynę, doszedł do konkluzji, że jak najbardziej mogłaby być zabójcą, bo to „typ macierzyński”, a takie zawsze są bezlitosne. 

8/10