„Spotkanie
w Bagdadzie” to jedna z najsłabszych
książek Christie, jakie czytałam. Książki Christie z wątkami tajnych służb do
zbyt udanych nie należą. W „Spotkaniu” są i szpiedzy i spisek na skalę światową
bliżej nieokreślonych sił, niezwiązanych z konkretnym państwem. Pociągający za
sznurki w tym spisku dążą do przejęcia władzy nad światem. Opis tej sytuacji
jest tak absurdalny, że aż żałosny. Tajne służby Jej Królewskiej Mości usiłują
stanąć na wysokości zadania i nie dopuścić do zmiany. Wynik jest oczywiście z
góry do przewidzenia.
To opowieść o Victorii,
młodej dziewczynie, która już na samym
początku powieści po wyrzuceniu jej z pracy zakochała się w przypadkowo
poznanym mężczyźnie, Edwardzie i pojechała za nim do Bagdadu. Dziewczyna była
bardzo bystra, operatywna, dość szybko poradziła sobie z odszukaniem ukochanego.
Prowadzony jest też drugi wątek, związany już ze szpiegami. Victoria niechcący znalazła
się w samym centrum afery szpiegowskiej. W nocy do jej pokoju hotelowego wpadł
nieznany jej mężczyzna, powiedział kilka wyrazów i zmarł. Jak się okazało, był
już ranny.
O ile absurd intrygi stoi zdecydowanie po stronie minusów, plusem są bardzo nikłe w
porównaniu do innych książek tej autorki, ale jednak, pewne spostrzeżenia,
dotyczące psychologii. Najciekawszy wydał mi się fragment o przeczuciach, które
każdy odbiera przecież jako coś irracjonalnego. Zdaniem autorki to nie jest tak.
Otóż zawsze jest jakaś racjonalna i możliwa do zidentyfikowania
przyczyna takiego odczucia. Gdy odtworzy się dokładnie tą sytuację, w czasie
której jakieś dziwne odczucie czy przeczucie się pojawiło, można będzie
określić, dlaczego coś czy ktoś budzi naszą nieufność czy podejrzenia. Nie
dotyczy to oczywiście wszystkich przeczuć.
Przyjemnie
czyta się fragmenty z Victorią, jej energia, zaradność i inteligencja budzą
bardzo pozytywne odczucia w czytelniku. Gdy poznała Edwarda w sensie dosłownym
postanowiła go zdobyć i to bez względu na przeciwności. Jest dość intrygująco
oddany klimat Bliskiego Wschodu, nawet proste portrety mieszkańców. Na uwagę zasługuje opis właściciela hotelu, sprawiającego
przez znaczną część książki wrażenie głuptaka. Jak się okazało, takie wrażenie chciał
robić, szczególnie na obcokrajowcach, a w rzeczywistości był bardzo zborny, przedsiębiorczy, potrafiący zachować zimną
krew i rozumny. Wisienką na torcie są nawiązania do jednej z moich ulubionych
książek, czyli do „Opowieści o dwóch miastach” Dickensa.
4/6