niedziela, 24 lutego 2019

Magda Szabo "Tajemnica Abigel"

     "Tajemnica Abigel" to wspaniała, wartościowa powieść i dla młodzieży i dla dorosłych. Podczas czytania naprawdę trudno jest się od niej oderwać, chciałam, żeby się nie kończyła i z przerażeniem patrzyłam, jak zostaje mi do przeczytania coraz mniej kartek. Węgierska pisarka opisuje historię Giny, 14- latki, która w czasie II wojny została przez ojca - generała przewieziona na drugi koniec kraju do szalenie surowej, protestanckiej pensji. Ojciec początkowo zataił przed nią fakt, iż włączył się do ruchu oporu i izoluje córkę od siebie dla jej i swojego dobra. W czasie jednych z odwiedzin musiał jej to wyznać. Sytuacja węgierskiego ruchu oporu z racji tego, że Węgry były sojusznikiem Hitlera, była szalenie trudna i niejednoznaczna. Władze węgierskie członków ruchu oporu traktowały jako zdrajców. Powieść w przeważającej części skupiona jest na tym, co dzieje się w murach szkoły, jedynie raz na jakiś czas opisywane są sytuacje, które powodowały, że wojenna rzeczywistość dawała o sobie znać. Aż do samego końca tajemnicą pozostaje, kto tak naprawdę kryje się pod i imieniem Abigel. Faktycznie był to kamienny posąg ogrodowy z dzbanem w ręce. Pensjonarki jednak od wielu lat gdy były w kłopotach pisały listy do Abigel i wkładały je do dzbana, który posąg miał w ręce. O dziwo, pojawiały się odpowiedzi i tajemniczy ktoś podejmował również rożnego rodzaju działania dla dobra dziewcząt.
 
    O książce ciężko jest zapomnieć. Opisy rygoru, jaki panował na pensji przypominają więzienia lub obozy, ale naszły mnie też i inne refleksje. Pracowitość i sumienność wpajane wychowankom przez kilka lat na każdym kroku, stawały się już potem drugą naturą. Jestem przekonana, że wychowanki w życiu zawodowym czy osobistym nie miały potem żadnych problemów z tym, że czegoś im się nie chciało robić. Z pewnością były zorganizowane i zaradne. A każdy przecież chciałby taki być, tylko nie każdemu to wychodzi. Pensja była szkołą charakterów. W trudnych warunkach każda  uczennica musiała sobie radzić, na załamywanie się i rozpaczanie nie było czasu. Spotkałam się wiele razy z informacjami, że w religiach protestanckich lenistwo uchodzi na jeden z najcięższych grzechów i że pożądane i pochwalane są postawy pracowitości i zaradności, a dorobienie się majątku uchodzi za coś godnego pochwały. U nas postrzegane jest to nieco inaczej.
 
     Szabo poprzez działania Abigel pokazuje zwykłe, ludzkie akty dobroci, które ratowały dziewczęta z opresji. Niekiedy były to nawet i akty heroizmu, jak przy dostarczeniu fałszywych dokumentów urodzenia dla Żydówek. Co bardziej rozgarnięte dziewczęta mogły z kolei podziwiać odwagę członków ruchu oporu. 
     
    Gdyby ktoś chciał przeczytać książkę, nie musi obawiać się dziecinnego sposobu pisania. Nic z tych rzeczy u Szabo nie ma. Gina ma co prawda zaledwie 14 lat, ale z racji wojennych wydarzeń, mentalnie jest znacznie starsza. W kilku momentach są też nawiązania do dalekiej przyszłości Giny i do tego, jak postrzegała pewne wydarzenie w przyszłości. Autorka miała więc na względzie również i dorosłych czytelników.
 
6/6

 




                         

piątek, 22 lutego 2019

Jakub Szamałek „Cokolwiek wybierzesz”





    Czytając „Cokolwiek wybierzesz” mamy wciągający kryminał, a także sporą dawkę wiedzy o sposobach działania hakerów komputerowych i sposobach bronienia się przed nimi. Główna bohaterka, Julita,  jest dziennikarką plotkarskiego portalu internetowego, można się więc również sporo dowiedzieć  o tego rodzaju mediach. Całość jest napisana w sposób mocno wciągający czytelnika. Zakończenie jest zaskakujące, choć osobiście wolę zakończenia bardziej realne i prostsze. Książka niewątpliwie godna jest polecenia. Kojarzę Jakuba Szamałka jako laureata Nagrody Wielkiego Kalibru i jego kryminał retro „Czytanie z kości”. Biorąc pod uwagę to, że jest on z wykształcenia archeologiem, spodziewałam się kolejnego kryminału retro, a tymczasem  zaskoczył powieścią współczesną. Autor równie świetne, jak na archeologii, zna się na cybernetyce.

      Całość zaczyna się od dziennikarskiego śledztwa, dotyczącego wypadku samochodowego jednego z celebrytów. Mężczyzna prowadził samochód i bez żadnej dostrzegalnej przyczyny stracił kontrolę nad pojazdem. Julitę ten przypadek zaintrygował i zaczęła go drążyć. Dość szybko okazało się, że naraziła się komuś, kto fenomenalnie zna się na komputerach i kto może jej mocno zaszkodzić. Intryga kryminalna jest bez wątpienia godna uwagi, ale w powieści jest sporo innych jeszcze ciekawszych elementów. Każdy chyba obawia  się hakerów i mało kto wie, jak się chronić. Szamałek w sposób przystępny, umiejętnie wtrąca w intrygę  szereg informacji na ten temat. To aż dziwne, że dotychczas tego rodzaju wiedza przekazywana była chyba tylko w książkach, typu podręcznik. Myślę, że prześlizgnięcie się podczas czytania nad tego typu wiadomościami i skupianie się tylko na akcji jest błędem, skoro już się coś czyta, to warto z lektury wynieść najwięcej, jak się da.

    Jednym z większych plusów powieści jest portret pokolenia 30 latków. Julita chciałaby pracować gdzieś, gdzie mogłaby pisać wartościowe teksty i ma ku temu potencjał intelektualny. Dotyczy to oczywiście również wielu jej znajomych. Ale obsada w ważniejszych  mediach jest pełna, a jeżeli jakiekolwiek miejsce się zwalnia, co następuje rzadko, to zaraz trafia tam ktoś po znajomości.  Podjęła więc pracę w internetowym brukowcu, gdzie musi być na bieżąco z wszelkimi plotkami na temat celebrytów. Miarą jakości jej pracy jest to, ile dany tekst ma kliknięć.  Pisze więc koszmarne, prostacze teksty. Opisy redakcji, w której pracuje za marne grosze,  i zwyczajów, tam panujących, są dość przerażające. Szanse na zmianę tej sytuacji są znikome.  Śledztwo w sprawie wypadku samochodowego  prowadzi w czasie wolnym od pracy, niejako na własną rękę.  O ile w latach 90-tych przed młodymi ludźmi wszystkie drzwi się otwierały, teraz jest dużo, dużo ciężej. I to jest znajomicie ukazane.   

     Brakowało mi z kolei pogłębionych portretów psychologicznych. Julita, aczkolwiek ciekawa jako postać, nie jest osobą szczególnie skomplikowaną. W porównaniu chociażby do Zygi z powieści M. Wrońskiego,  Erlendura z islandzkiego  cyklu A. Indridasona, czy Harrego Hole`a  z cyklu Jo Nesbo, wydaje się tak prosta pod względem psychologicznym, jak z książki dla dzieci. Spostrzeżenia na temat rzeczywistości  też do szczególnie głębokich nie należą, opierają się bardziej na prostej obserwacji tego, co najbardziej widoczne. Bez względu jednak na to,  inne walory są na tyle przyciągające, że czekam już na drugą część cyklu.      

5/6






środa, 20 lutego 2019

Noel Coward "Medium" ("Blithe Spirit") - spektakl teatralny


Znalezione obrazy dla zapytania blithe spirit


   
Noel Coward, obecnie mało znany, zasłynął jako twórca wyśmienitych komedii. Tworzył głównie w I połowie ubiegłego wieku. A "Blithe Spirit" grany jest z powodzeniem na całym świecie od czasu premiery w 1941r., w tym od paru lat w warszawskim Kwadracie jako "Medium."

    Komedia opowiada o małżeństwie, które utrzymuje się z pisania kryminałów pan domu. Chcąc  opisać seans spirytystyczny, zaprosił do domu medium. Był 100%  sceptykiem, w żadne duchy nie wierzył. Seans się udał i to nadzywczajnie. W domu pojawił się duch pierwszej żony Witolda, zmarłej przed kilku laty w bardzo młodym wieku. 

     Coward komediowo, ale z wnikliwością wytrawnego psychologa opisuje, jak bardzo powierzchowne bywają więzi miedzyludzkie. Witold szaleńczo zakochany w pierwszej żonie, parę lat po jej śmierci ożenił sie powtórnie. Żył w udanym drugim małżeństwie, robił wrażenie zadowolonego, ale przybycie ducha pierwszej żony wyraźnie go ucieszyło. Żyjąc z drugą żoną wyraźnie widział jej wady, a zmarłą zdążył już wyidealizować. Druga żona zeszła więc na drugi plan, a on zajął się dyskusjami z duchem. Bardzo szybko okazało się, że duch ma te same przywary, jakie miał za życia. Pierwsza żona zaczęła go więc męczyć i przerażać i gotowy był zrobić wszystko, aby powróciła tam, skąd przyszła. Mimo wielkich wysiłków medium, okazało się to nadzwyczaj trudne. 

   Temat, podjęty przez Cowarda, jest poważny, ale forma wyjątkowo lekka. Sztuka jest szalenie zabawna, śwetnie zagrana, a dodatkowym smaczkiem są efekty pirotechniczne. 

5/6

sobota, 16 lutego 2019

Rhys Bowen "Milczysz, moja śliczna" - tom VII z Molly Murphy

   
     Siódmy tom z Molly Murphy jest równie ciekawy i optymistyczny, jak i poprzednie. Czyta się wyśmienicie. Jest to świetna lektura na jeden wieczór, idealna na oderwanie się od rzeczywistości. Tym razem młoda detektyw rozwiązuje dwie zagadki. Jedna to tajemnicza historia młodej dziewczyny, znalezionej w zaspie śnieżnej. A druga to dziwne wydarzenia w teatrze, powszechnie określane jako duch, którego bardzo boi się główna aktorka. Znowu można znaleźć się w Nowym Jorku sprzed ponad 100 lat, na początku XX wieku. W tym tomie Molly poznaje jedną z pierwszych w historii dziennikarkę śledczą. Kobieta ta,  aby napisać reportaż o szpitalach psychiatrycznych i o tym, jak traktuje się chorych psychicznie, dała się zamknąć w takim przybytku. Molly z racji prowadzonej sprawy, też będzie musiała poznać takie miejsce. O ile współczesny teatr i panujące w nim zwyczaje aż tak bardzo nie różnią się od współczesnego, to kwestia chorych psychicznie wygląda obecnie diametralnie inaczej. 100 lat temu szpitale psychiatryczne przypominały bardziej więzienia, w których nie przestrzega  się żadnych praw, niż miejsca, gdzie się kogoś leczy. 

    Czytając cały cykl z Molly, można wyzbyć się wszelkich sentymentów do tzw. dawnych czasów, o ile ktoś takie sentymenty w ogóle odczuwał. Dobrze żyło się jedynie osobom majętnym, a 99% społeczeństwa klepało biedę. Sytuacja kobiet była koszmarna, w przeważającej większości były uzależnione pod każdym względem od rodziców, a potem od męża. Najwybitniejsi pisarze amerykańscy ówczesnych czasów, jak Henry James, czy Edith Wharton nie opisywali nizin społecznych. Jack London w tym samym czasie bardziej koncentrował się na losach mężczyzn. Rhys Bowen nie tworzy literatury na takim, ani nawet zbliżonym poziomie, jak oni. Tak się jednak składa, że to właśnie z jej kryminałów retro, poza rezolutną Molly, zapamiętać można prawdziwe realia życia w tamtych czasach w wymarzonej przez wielu Ameryce.  

    Fani serii mogą śledzić, jak układa się dziwny związek Molly z Danielem, jak rozwijają się jej przyjaźnie. 

5/6

   

poniedziałek, 4 lutego 2019

Ken Follet "Filary Ziemii" cz. I - audiobook, czyta zespół aktorów

Okładka książki Filary Ziemi              
            Tym razem jest gigantyczna rozbieżność pomiędzy moją oceną książki, a oceną innych czytelników. Dla mnie jest to zwykła wydmuszka. Wykonanie jest rewelacyjne, czyta zespół aktorów z Krzysztofem Gosztyłą jako narratorem na czele. Skomponowana została do tego muzyka i specjalne efekty dźwiękowe. Podczas scen na zamku możemy słuchać w tle muzyki dworskiej, podczas scen w klasztorze - chórów gregoriańskich.
 
   Ale poza tym to nuda, dłużyzny, czarno - biali bohaterowie, mnogość psychopatycznych scen. O średniowieczu też wiele dowiedzieć się nie można , informacje wynikające z powieści są skrajnie powierzchowne. Absolutnie wyjątkową serią z akcją, rozgrywającą się w średniowieczu, są "Królowie przeklęci" Maurice`a Druona`a. Porównanie tych pozycji wydaje się być obrazoburcze. W "Królach" bohaterowie myślą, snują refleksje na różnorakie tematy, trudno ich jednoznacznie zaszufladkować. Z racji wielu scen, rozgrywających się w klasztorze, nasuwa się też porównanie do "Imienia Róży" U. Eco. Ale "Imię Róży" napisał znawca tamtej epoki, erudyta, a od powieści ciężko było się oderwać.
 
     To co można było usłyszeć w audiobooku, pod względem akcji jest do streszczenia w kilku zdaniach. A z chwilą pojawienia się bohaterów bez żadnych wątpliwości można było przewidzieć, że muszą się spotkać i to w ściśle określonym miejscu.
2/6