niedziela, 27 kwietnia 2014

Abp Józef Życiński „Okruchy wartości”

Okruchy wartości - Życiński Józef 


     „Okruchy wartości” to zbiór kilkudziesięciu bardzo głębokich refleksji na temat różnych fragmentów Pisma Świętego . Są to refleksje do tego stopnia wyjątkowe, że mało kto w taki sposób czyta Pismo Święte. Zawsze dochodzi w nich do nawiązania od słów Nowego Testamentu do czasów nam współczesnych i do sytuacji, w jakiej każdy człowiek może się znaleźć lub już się znajduje. Są to próby zmierzenia się z pewnymi sytuacjami przy skorzystaniu z podpowiedzi Pisma Świętego. Podejście abp J. Życińskiego jest na tyle ciekawe, że dotyka on takich  tematów  , które są niewygodne i których się zazwyczaj unika.  Swoje rozważania autor publikował regularnie na łamach „Tygodnika Powszechnego” i wydanie ich w 2010r. w formie książkowej umożliwia zapoznanie się z nimi jeszcze szerszemu gronu odbiorców. Nazwanie tego zbioru książką jest może przesadą, chyba odpowiedniejsze byłoby określenie – książeczka . Jej przeczytanie zajęło mi chyba ze 3 godziny, ale wiele myśli z rozważań wymaga większego zastanowienia  i z pewnością będę do nich wracać.  Nie ulega wątpliwości, że abp. J. Życiński był człowiekiem niezwykłego formatu intelektualnego . Ażeby było to bardziej zrozumiałe, streszczę może w skrócie kilka refleksji, tak, aby widać było, na czym polega ich niezwykłość.   

 

    Rozważania o Piłacie , który mógłby być „patronem” konformistów

Wszyscy potępiają Piłata . Paradoksalnie  jednak – zdecydowana większość ludzi postępuje dokładnie tak jak on. Kiedy dochodzi sytuacji trudnych i  istnieje wybór :  zachowanie się zgodnie z sumieniem i narażenie się jednoczesne na  ryzyko np. podpadnięcia komuś czy utraty pracy lub zaangażowanie się w coś trudnego lub nie robienie niczego wybiera się to drugie. I nikomu nie przychodzi do głowy, że czasem jednak powinno się podjąć ryzyko i nie być konformistą.  

 

   Rozważania o podejściu do ludzi

W ostatnich dniach życia Chrystusa apostołowie ( większość z nich ) , z naszego ludzkiego punktu widzenia się nie sprawdzili.  W Ogrodzie Oliwnym zamiast z Chrystusem się modlić , zasnęli. Piotr wyparł się go. Reszta się przestraszyła . Pod Krzyżem był tylko Jan. A po Zmartwychwstaniu Chrystus nie dokonywał żadnych rozliczeń. Nikogo nie wypytywał, dlaczego ten ktoś postąpił w taki sposób. Nikogo nie wykluczył z grona apostołów. Nikt się nie musiał tłumaczyć ze swoich słabości. Liczyło się tylko to, że oni  nadal go kochali i chcieli z nim być. A nam jak trudno jest niekiedy wybaczyć i nie być małostkowym…

 
   Nie będę streszczać wszystkich refleksji, bo nie na tym ma polegać prowadzenie tych zapisków. Wychwalać dalej , jak bardzo te refleksje podobały mi się, też nie będę, bo wpadłabym w pustosłowie.

6/6   

sobota, 26 kwietnia 2014

Jerzy Pilch „Pod Mocnym Aniołem” – audiobook, czyta Andrzej Grabowski


Pod Mocnym Aniołem - Jerzy Pilch | okładka  


     Pilch ma niesamowite pióro.  Uwielbiam jego niepowtarzalny język. Pod tym względem jest prawdziwym Mistrzem. Przez kilka lat czytałam  regularnie jego felietony w Polityce. Potrafił pisać tak, że nawet gdy podejmował nieciekawy dla mnie temat, nie mogłam się oderwać od czytania. Nie interesuje mnie np. piłka nożna, ale gdy Pilch – zagorzały kibic – o niej pisał, przychodziło mi do głowy, że może jednak jestem w błędzie i że ta piłka może być interesująca. Gdyby pisał felietony w Polityce dłużej, może zmanipulowałby mnie i też stałabym się kibicem.

     Nie wiem sama dlaczego, ale mimo uwielbienia dla jego pióra i języka, nie czytałam jego książek, poza Dziennikiem, tomem I, ale to też jest przecież forma zbliżona do felietonów. Ale w końcu nadszedł ten czas.  Rozpoczęcie od audiobooka wydało mi się łatwiejsze.  Wybór tej konkretnej pozycji wynikał w dużej mierze z przypadku, audiobook właśnie się ukazał.  Temat trochę mnie odstraszał, no bo cóż ciekawego można napisać o alkoholikach i o alkoholizmie?  No ale Pilch to jest Pilch i zabrałam płytę  do samochodu. Filmu nie widziałam do tej pory. 

     Początkowo słuchało mi się trudno.  Książka nie jest typową powieścią z bohaterami i akcją. To są jakby wspomnienia i to wybiórcze niektórych wydarzeń . Narrator mówi cały czas w pierwszej osobie,  ale też nie  miałam pewności, czy są to to wspomnienia i przemyślenia samego autora, czy może niekoniecznie. Nie ma też pewności, czy aby na pewno są to wspomnienia, czy aby nie czytamy strzępów wspomnień, pomieszanych z wizjami z transów alkoholowych. Nie wiadomo, co zdarzyło się naprawdę, co autorowi się tylko wydawało, a co zostało wytworzone na trzeźwo w głowie autora. O tym, że Pilch jest niepijącym obecnie alkoholikiem,  wiem już od jakiegoś czasu. Wszystkie więc wymienione przeze mnie warianty są możliwe. Może wszystko to są alkoholowe wizje, ale bardziej prawdopodobnie jest to , że książka to mieszanka realnych wspomnień i pijackich wytworów umysłu.  Początkowo miałam problemy ze skupieniem się, ale powoli zaczynałam przywykać do tego specyficznego sposobu narracji.

     Pilch opisuje pobyty na oddziałach odwykowych, ale są to raczej opisy reportażowe, czyli uchwycenie tego, co działo się w konkretnym momencie, a nie wspomnienia typu – na oddział pierwszy raz przyszedłem w dniu itp. Opisuje leczonych alkoholików. Co dziwne, sporo z nich to są ludzie wykształceni i z wysoką pozycją zawodową,  poznajemy np. profesorów wyższych uczelni z dorobkiem naukowym.  Są też i duchowni, z których jeden zmarł z przepicia. Nie wiem, te oddziały były oddziałami VIP, czy może tak dużo ludzi wykształconych jest w szponach nałogu. Zdecydowanie bardziej niż z profesorami, alkoholizm kojarzy mi się z niewykształconymi bezdomnymi, widocznymi na ulicach, nocującymi na dworcach itp.  Ale może myślę naiwnie i stereotypami. Pilch opisuje też kobietę - miłość swojego życia, dzięki której  życie nabrało sensu i której jego pijaństwo nie odstraszyło i która mimo wszystko dała mu szansę.  To prawdopodobnie dzięki niej walka  z nałogiem była możliwa. Snuje wspomnienia z dzieciństwa i wspomina dziadka, również alkoholika, podobnie jak i wszyscy członkowie jego rodziny.  Wszystko to jest ze sobą poplątane, jeden rozdział np. to wspomnienia dziadka, a drugi przypuszczenia, jak mogła wyglądać śmierć jednego z jego znajomych. Dotyczy to znajomego, który zapił się na śmierć, a w jego pokoju ku ogólnemu zaskoczeniu znaleziono całą masę butów. Pilch od razu wyobraził sobie, jakiego rodzaju wizje mógł mieć jego znajomy , według niego, musiał on widzieć w drzwiach nadchodzącą śmierć i chcąc ją spłoszyć, rzucał w nią właśnie butami.

    W jednym z wywiadów Pilch powiedział, że alkoholizm spowodował m. in. to , że nabrał on nowych doświadczeń, stał się mądrzejszy, więcej rzeczy rozumie i że mimo wszystko nie żałuje tego, co się stało. Wszystkie wydarzenia z jego życia były po coś, alkoholizm też.  Był to szalenie ciekawy, szczery  wywiad , udzielił go Tygodnikowi Powszechnemu do numeru Bożonarodzeniowego w ubiegłym roku . Oczywiście cytatów nie jestem w stanie przytoczyć dokładnie, ale sens owszem, kojarzę. I to pamięć o tym wywiadzie spowodowała, ze w ogóle zdecydowałam się na wysłuchanie  audiobooka.

   „Pod Mocnym Aniołem” jest  taką furtką, przez którą można zajrzeć do  świata alkoholików i spróbować co nieco z tego zrozumieć. Pilch pisze jak zwykle lekko, nawet z poczuciem humoru, z dystansem do wszystkiego.  Nie wstydzi się picia ,  nie próbuje się tłumaczyć, nie wymyśla że miał trudne dzieciństwo, lub że winny jest ten a ten.  Nie stosuje też martyrologii i nie domaga się dla siebie jakichkolwiek szczególnych względów . Częściej używa chyba słowa pijak , niż alkoholik, co jest może nie do końca poprawne politycznie, ale za to jest naturalne.  W książce jest też idealna diagnoza, dlaczego ludzie stają się alkoholikami.  Nie mam przed sobą tekstu, a w tym przypadku warto byłoby go przytoczyć dosłownie. Ludzie piją wiec dlatego, bo pili ich ojcowie i dziadkowie i w ogóle większość rodziny. Piją też dlatego, bo nikt w ich rodzinie nie pił. Piją , bo mają w życiu ciężko, ale piją  dlatego , że  mają w życiu łatwo. Ktoś pije, bo rzuciła go kobieta, inny -  bo nie ma kobiety, a inny jeszcze dlatego, że ją ma.  Ktoś pija, bo nie ma pieniędzy, inny pije, bo je ma. Takich przykładów  wyliczanych w ten sposób było sporo.

    Jak się przekonałam, połowa sukcesu audobooka to osoba czytającego. W tym przypadku Andrzej Grabowski się sprawdził i to całkiem  dobrze. Czytał spokojnie rzeczowo, jego intonacja nie drażniła . Nie psuł przyjemności ze słuchania  książki, tak jak to miało miejsce chociażby w przypadku „Już nic nie muszę” S. Grodzieńskiej w wykonaniu  Blanki Kutyłowskiej. Do samochodu zdecydowanie najlepiej pasują mi jednak powieści, one wciągają, jazda mija szybko i przyjemnie. Jakiś czas temu zaraziłam takim rozwiązaniem kolegę, z którym jechaliśmy dłuższą trasą i który w samochodzie nigdy nie słuchał audiobooków. Bardzo mu się to spodobało.

            Postanowiłam,  że powrócę teraz do oceny książek , najbardziej adekwatna wydaje mi się skala sześciostopniowa   , od jeden do sześć. Co oznacza która liczba , jest oczywiste. W przypadku audiobooków ocenie podlegać będzie zarazem i książka i wykonanie.

      Z pewnością po wysłuchaniu „Pod Mocnym Aniołem” stałam się mądrzejsza, więcej pojęłam z tego pijackiego świata.  Ale temat picia nie był mi nigdy bliski . I wolę jednak inne formy literackie, takie które są zdecydowanie określone, np. powieść to powieść, wspomnienia to wspomnienia, reportaż to reportaż itp. To pomieszanie nie do końca do mnie przemawiało. Nie wydaje mi się, abym chciała wracać do tej lektury.  Ale za to chętnie obejrzałabym film, tyle tylko , że w kinach już go nie ma . Grabowski jest ok, jak już napisałam, a poza tym on,  z racji niektórych swoich ról filmowych kojarzy mi się też trochę z pijakiem . Podczas czytania był więc wiarygodny. Myślę, że w filmie też mógł dobrze grać. W tym przypadku będzie to ostatecznie

4/6.

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

„Kret w Watykanie” A. Kublik, W. Czuchnowski




      Książka to wywiad – rzeka z Tomaszem Turowskim,  byłym pracownikiem wywiadu, działającym  jako tzw. „nielegał” w zakonie Jezuitów . Konkretnie  w 1975r. został klerykiem jezuickim i przez wiele lat – do 1986r. funkcjonował w tym zakonie, nie przyjął jednak święceń kapłańskich. W mediach po  upublicznieniu tych spraw  podawano, że miał za  zadanie szpiegowanie struktur Watykanu, w tym głównie Ojca Świętego. Zdaniem Turowskiego z kolei jego zadaniem było przeniknięcie struktur zakonu po to, aby  docelowo dotrzeć do  oficerów NATO i właśnie w strukturze NATO prowadzić działalność wywiadowczą. Jezuici –  wg Turowskiego - są kapelanami włoskim służb specjalnych , a ponieważ we Włoszech stacjonowały w tamtym czasie m.  in. wojska amerykańskie ,  sporo było m. in. z tego powodu w Watykanie i służb specjalnych i Jezuitów.  Władze zakonne w 1983r. przeniosły Turowskiego do siedziby zakonu  pod Paryżem.   Kolejnym etapem misji szpiegowskiej T. Turowskiego po powrocie do kraju była już działalność w dyplomacji, a z kolei po skończeniu 60 lat funkcjonowanie jako współpracownik wywiadu. Ostatecznie IPN zakwestionował  jego oświadczenie lustracyjne, sprawa trafiła do mediów, finalnie po przeprowadzeniu procesu lustracyjnego Sąd orzekł, że Turowski nie jest kłamcą lustracyjnym.        

     Książka jest ciekawa, w rozmowie sporo jest o Watykanie i o Jezuitach w ogóle, o polityce , no i o działalności szpiegowskiej .  Słyszałam już sporo o Jezuitach , w tym głównie o tym, że są doskonale wykształceni i że to zakon, który olbrzymią wagę przykłada do kwestii intelektu. Turowski potwierdza te informacje. Największą wadą książki jest oczywiście to, że możliwości zweryfikowania tego, co Turowski mówi, są znikome.  Na okładce widnieje więc jakby podtytuł   - „Prawda Turowskiego” . Ale myślę, że mimo tego, warto było zająć się tym tematem.  

        Dla mnie najbardziej zadziwiające było to, że plon pracy T. Turowskiego był szalenie nikły, w początkowym okresie czasu zajmował się on głównie wtapianiem się  w środowisko i dbaniem o to, aby nie zostać zdekonspirowanym. Potem jego kontakty z krajem z tego samego powodu były również bardzo oszczędne i ograniczały się do bardzo znikomych ilościowo raportów.      Przynajmniej tak to wygląda zdaniem Turowskiego. Dla mnie ciekawą zabawą były próby odpowiedzi na pytanie, kiedy jest on szczery, a kiedy niekoniecznie. Najciekawsze byłyby chyba te tematy, które są tylko zasygnalizowane. Przykładowo, Jan Paweł II najprawdopodobniej uzyskał informacje o tym, kim tak naprawdę był Turowski, przeprowadził z nim nawet na ten temat rozmowę.  Ciekawy byłby też wątek przemiany osobistej Turowskiego, który nie zdecydował się na przyjęcie święceń kapłańskich  - o ile w ogóle taka przemiana miała miejsce i nie zdecydowały o tym fakcie inne czynniki.   

piątek, 11 kwietnia 2014

James Ellroy „ Tajemnice Los Angeles”




    Na “Tajemnicach L.A.” zakończyłam   ciąg czytania kryminałów i tzw. lekkich książek . Teraz ewidentnie mam ochotę na coś zupełnie lekkiego. Ale w tych ciężkich chwilach, przy nawale pracy i marzeniach o odpoczynku  lżejsza lektura niesamowicie pomaga.  Jest to taki jakby reset dla mózgu. Dziwi mnie zawsze, gdy niektórzy odżegnują się od lekkiej lektury , czytają tylko rzeczy określane jako  poważne, nie może to być w żadnym bądź razie beletrystyka. Dla mnie tego rodzaju forma relaksu jest absolutnie niezbędna.

    W tym czasie gdy słuchałam „Królową Margot” przeczytałam „Tajemnice L.A.”, które znam jako film.  Nie znałam dotąd  żadnych książek Ellroya  , oglądałam jeszcze tylko adaptację  jego „Czarnej Dalii”.  I w tym przypadku kolejny już raz okazało się, że  jeżeli mam ulubiony film i przeczytam potem książkę, książka  w moim odczuciu filmowi nie  dorówna.  Wiem, że Ellroy uchodzi za klasyka kryminału i jest na tyle oryginalny, że jego powieści nie da się pomylić z innymi.  Ale i tak Curtis Hanson nakręcił na podstawie bardzo dobrej książki absolutnie rewelacyjny film, który widziało zdecydowanie więcej osób, niż było czytelników powieści. Tym samym przypomniał o Ellroyu  i chwała mu za to.

   Ad rem – bohaterami powieści są policjanci z Wydziału Zabójstw policji z Los Angeles w latach 50-tych . W jednym z barów doszło do brutalnego zabójstwa kilku osób  i jest to początek wielu zagadkowych wydarzeń. Wszyscy praktycznie policjanci nie są aniołami , każdy z nich ukrywa sporo różnych przewinień, wcale nie banalnych, ukrywają przykładowo dokonane przez siebie zabójstwa, narkomanię, pobicia i nie tylko. Mają różne układy w światku przestępczym , niekiedy poza miejsce pracy, od przestępców za bardzo się nie różnią. Śledztwo prowadzi do ujęcia „sprawców”, ale dość szybko okazuje się, że to były tylko kozły ofiarne, a prawdziwi zabójcy chodzą po wolności.  Książka jest szalenie brutalna , nie ma tam śladu naiwności  , wszyscy kłamią , oszukują , kradną itp. Korupcja to chleb codzienny. Akcja w książce rozciągnięta jest przez  kilka lat , choć wiadomo, kto ostatecznie stał za masakrą, happy endu nie ma , no może w jednym małym aspekcie.  Akcja jest szalenie zagmatwana i w niektórych momentach musiałam  cofać się o kilkanaście  czy kilkadziesiąt kartek, aby skojarzyć, kto jest kim i co wcześniej zrobił. To zagmatwanie to chyba znak charakterystyczny Ellroya, „Czarna Dalia” też ma skomplikowaną fabułę. Czytanie wymaga koncentracji i myślenia.   Styl pisania jest bardzo specyficzny, ale można się przyzwyczaić.

      Nie kojarzę chyba żadnej książki, gdzie policja pokazana byłaby aż w tak negatywnym świetle, jak właśnie u Ellroya.  Nie wszyscy policjanci  są oczywiście tyko źli, mają i zdecydowanie szlachetne odruchy . Obserwowanie charakterów tych postaci było dla mnie jednym z większych atutów książki. Skrajnym przypadkiem totalnego karierowicza jest Ed Exley i właśnie jego sylwetka w książce jest jeszcze czarniejsza, niż w filmie. Karierę zaczął jeszcze  podczas wojny, walczył na Pacyfiku. Udało mu się wymigać od udziału w walkach dopiero wtedy, gdy niemal po dezercji umiejętnie sfingował,  że zabił kilkunastu Japończyków. Polegało to na tym, że znalazł ich trupy z rozpłatanymi brzuchami, ewidentnie po samobójstwach . Podpalił ich więc, aby nic nie zostało i oddał do nich serię z karabinu. Po tym wyczynie został uznany za bohatera i w glorii chwały wrócił do Stanów. Tam dość szybko doniósł na kolegów, którzy w Noc Bożego Narodzenia pobili zatrzymanych na komisariacie Meksykanów. Powiedział kto, kogo bił i wkradł się w łaski prokuratora, który dzięki  temu uzyskał skazanie w sądzie. Ed był doskonałym negocjatorem, zanim zaczął sypać ustalił wprost, co dzięki temu dostanie, mówię o awansie oczywiście. Ed mimo odrazy, jaką budził, był szalenie inteligentny. I mimo wszystko koniecznie chciał złapać sprawców masakry w barze. Do tego wszystkiego umiejętnie wykorzystywał wpływy tatusia, byłego policjanta, później szalenie bogatego i wpływowego przedsiębiorcy. Z powodu korzystania z protekcji nie miał żadnych skrupułów, był wręcz zadowolony , że ma  takie możliwości. Paradoksalnie jednak,  cały czas miał ambicję, aby ścigać przestępców, w tym też i policjantów,  i nie wycofał się z tego pomysłu nawet wtedy, gdy zorientował się jak bardzo wysoko sięga w policji korupcja.

   Jest też ciekawie i bardzo nietypowo zarysowany wątek miłosny.  Nie ma żadnych szaleńczych zakochań się. Nie ma pięknych , dobrych kobiet. Jest luksusowa prostytutka Lynn, będąca w doskonałej komitywie z wysoko postawionym , bajecznie bogatym przestępcą, robiącym interesy w narkotykach, prostytucji, dystrybucji pism porno. Jest córeczka bogatego tatusia, która nie wie, co robić z pieniędzmi.

   Hansom w filmie dokonał rewelacyjnych skrótów, akcję zagęścił na przestrzeni krótkiego odcinka czasu. Odciął zbyt rozbudowane wątki.  Do tego obsadził w głównych rolach rewelacyjnych aktorów: gra Kevin Spacey, Russel Crowe,    Kim Basinger, Danny de Vito, James Cromwell, Guy Pearce. No i muzyka tez jest wspaniała – Jerryego Goldsmitha. Wspaniałe jest odtworzenie realiów lat 50-tych. Zakończenie jest częściowo zmienione , bardziej hollywoodzkie. Pewnie to dziecinne, ale od zawsze lubiłam happy endy, jeżeli już nie całkowite, to przynajmniej w pewnym stopniu.  W tym przypadku, jak już pisałam, nawet w filmie całkowitego happy endu nie ma,  jest za to trochę optymizmu, chociaż w dalszym ciągu nie ma żadnej  naiwności.  Zakończenie w filmie jest jednym z ciekawszych zakończeń, jakie w ogóle kiedykolwiek widziałam, totalnie niespodziewane i to niespodziewane co każdego bez wyjątku wątku . I jest równie realne, co w książce.  

wtorek, 8 kwietnia 2014

Królowa Margot - Aleksander Dumas, audioook , czyta Joanna Lissner


Obraz znaleziony dla: Królowa Margot Książka Dumas







    Czy z pewnego typu literatury można wyrosnąć ? Wydawało mi się, że nie.  Więc śmieszy mnie „Różowa pantera” i różne jej wersje, oglądałam ostatniego Bonda i Indianę Jones. Ale „Królowa” męczyła mnie, była trochę zbyt dziecinna. Może to wina kolejnej głupkowatej interpretacji, tym razem Joanny Lissner ? A może wynika to z tego, że jestem fanką filmu „Królowa Margot” w reżyserii  Patrice’a Chereau . Film z pewnością nie był dziecinny i pierwszy raz obejrzałam go już chyba z 10  lat temu. Film był wybitny, znacznie lepszy od książki i może przez to książka, przeczytana później,  nie mogła mi się spodobać ?  

    Książka jest pozycją z gatunku „płaszcza i szpady” , nazwisko Dumas też jest wizytówką, zaczytywałam się w nim namiętnie , gdy chodziłam do podstawówki i chyba jeszcze w liceum. Wydarzenia rozpoczynają się w 1572r. w Paryżu w przeddzień nocy św. Bartłomieja, czyli rzezi hugenotów. Margot czyli  Małgorzata de Valois wychodzi wówczas za maż za Henryka z Nwarry. Ona jest katoliczką, a on protestantem i ślub został    zaaranżowany po to, aby zebrać innowierców i ich pozabijać . Aczkolwiek zdaniem niektórych historyków, wydarzenia wymknęły się spod kontroli. Głównym motywem książki jest miłość Margot i szlachcica de la Mole`a , walki religijne i szeroko pojęte intrygi i gry o władzę.  Historia tych wydarzeń jest szalenie ciekawa, Margot uchodziła za jedną większych europejskich piękności tamtego okresu, a do tego jeszcze była szalenie inteligenta i wykształcona. W „Mistrzu i Małgorzacie” jest szereg odniesień do Margot, jako kochanki samego szatana, a Małgorzata z „Mistrza” okazuje się być daleką potomkinią tamtej Margot. Zaskakujące było dla mnie, gdy przeczytałam w internecie, że  Margot, jedna z najlepszych partii w ówczesnej Europie, tak marnie skończyła. Jej małżonek Henryk Burbon po kilku latach trwania w skrajnie nieudanym małżeństwie więził ją 18 lat w jednym zamków. Warto dodać, że uchodziła za wyjątkowo niemoralną kobietę , mającą wielu kochanków .
  A oto i ona Margot.JPG


Zastanawiające jest dla mnie, ale z reguły gdy najpierw oglądam film, a potem czytam książkę, na podstawie której film nakręcono, bardziej podoba mi się film.  Nie potrafiłam sobie wyobrazić sobie Margot inaczej, jak tylko w osobie Isabelle Adjani, de la Mole to dla mnie Vincet Perez. I podczas słuchania audiobooka ,  słyszałam niemal muzykę Gorana Bregovica z filmu.
 Królowa Margot
 
  No i na sam koniec dodam, że Joanna Lissner czyta żałośnie, sztucznie i dziecinnie.