
Nie znałam wcześniej „Kubusia Fatalisty”,
słyszałam tylko sporo o tym dziele. Okazało się, niestety, mało strawną, nudną
opowieścią o podróży Kubusia i jego pana w nie do końca określonym celu. W
czasie tej podróży narrator opisywał bieżące przygody swoich bohaterów, Kubuś
zaś z kolei opowiadał panu, któremu służył, swoje wcześniejsze przygody. Pojęcie „przygoda” traktować należy dość
względnie, bardziej adekwatne byłoby chyba wyrażenie – wydarzenia, w jakich
biorą udział. Nic nadzwyczajnego się nie dzieje. Opowieść Kubusia
skoncentrowana jest głównie na jego podbojach miłosnych. Bieżąco zaś to np.
szukanie noclegu z opieką, gdyż jeden z bohaterów doznał urazu kolana,
posądzenie Kubusia o kradzież, opisy ludzkiego skąpstwa, obłudy czy chciwości i
masa innych. Dygresje dotyczą całego wachlarza problemów, zarówno poważnych,
jak i zabawnych, np. spełnianie wszystkich zachcianek dzieci i co potem z tego może wyniknąć, czy
warto płacić z góry za usługi itp. Najwięcej miejsca zajmują kwestie erotyczne
i mocno antyklerykalne.
Całości słucha się bardzo źle. Nie porwały
mnie ani opisy bieżące, ani wspomnienia Kubusia. Co gorsze, to często niechcący
wyłączałam się podczas słuchania, a zorientowanie się w tym, co wówczas się
działo, czy wydarzenia sprzed lat opowiada Kubuś, czy jest to już opis bieżącej
wędrówki, było bardzo trudne. Robiło to bełkotliwe wrażenie. Cezary Pazura
starał się, aby brzmiało to interesująco, ale obawiam się, że z takim tekstem
trudno było cokolwiek zrobić. Diderot nie był w stanie zainteresować mnie swoją
opowieścią. Rzadko kiedy aż tak źle słuchało mi się audiobooka, z reguły nawet
gdy tekst za bardzo mi nie leżał, słucha się jakby samo. Dojazd do pracy jest
wówczas ciekawszy. Tym razem było
inaczej. Można to porównać jedynie do jazdy z kimś, kto cały czas mówi o czymś,
czego nie da się słuchać.