piątek, 14 marca 2025

Zadie Smith „Białe zęby”

 

        Czytanie „Białych zębów” to była trochę droga przez mękę, czytało się to fatalnie i kilka razy byłam bliska tego, aby porzucić tą pozycję. Przyjemność z lektury była prawie żadna. Treść warta jest jednak poznania, aczkolwiek też nie co do całości, życiorysy przodków głównych bohaterów można byłoby skrócić i z pewnością wystarczyłoby to.

Zadi Smith pokazuje zamkniętą i niedostępną dla obcych społeczność żyjących pod koniec XX wieku w Londynie emigrantów z różnych bardzo dalekich państw, a jednym z głównych tematów jest przyjaźń, trwająca kilkadziesiąt lat. Matka pisarki pochodzi z Jamajki, temat emigrantów jest jej bardzo więc bliski. Mimo tej zniechęcającej formy powieść uczy empatii.

        Zadie Smith nie oszczędza opisywanych osób, pisze o wielu negatywnych rzeczach, jakie oni robili. Nie są oni sympatyczni i nie polubiłam żadnego z nich. Pokazała jednak też, jak strasznie jest im trudno. Są wykorzenieni ze swojej kultury, tracą powoli kontakt ze swoją religią i bez względu na to, czy im się podoba życie w innym państwie, powoli w małym zakresie ale jednak się asymilują. W pewnym momencie nie wiadomo już kim są, sami tego nie wiedzą. Im dzieciom też jest ciężko, szanse na wykształcenie mają znikome. Zawsze znajdują się też miejscowi, którzy nie chcą obcych przybyszów, a z pewnością nie kolorowych i dochodzi do pobić, często ciężkich. Różne docinki są na porządku dziennym. Niektórym oparcie dają radykalni islamiści. Większość tych ludzi jest totalnie zakompleksiona, okazuje się, że kolorowe kobiety wydają kilka razy więcej, niż białe na różne zabiegi upiększające, mające upodobnić je właśnie do białych kobiet. A w Bangladeszu w różnych katastrofach naturalnych ginie więcej ludzi niż na wielu wojnach, tylko tym się nie mówi.

        Jednym z pozytywnych elementów jest właśnie przyjaźń, która w tym przypadku jest silniejsza nawet od więzów rodzinnych. Dwóm główny bohaterom nie zawsze układały się relacje z żonami, z dziećmi było jeszcze gorzej, ze sobą też często się nie zgadzali, ale nie byli w stanie bez siebie funkcjonować. Widywali się w domach, często z rodzinami, ale też wiele lat chodzili sami do tej samej knajpy, gdzie większość czasu się kłócili.

Tych knajpianych spotkań nie da się zapomnieć i chociażby dlatego warto jednak „Białe zęby” przeczytać. Można obserwować, jak to się stało, że mimo iż niemal na wszystkich polach byli oni przegrywami, a jednak ta przyjaźń im wyszła.

7/10



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz