sobota, 19 sierpnia 2017

Igor Newerly „Zostało z uczty bogów” – audiobook, czyta Jan Peszek

Zostało z uczty bogów - Igor Newerly
  • Zostało z uczty bogów
  •    
 „Zostało z uczty bogów” Newerlego w wykonaniu J. Peszka to jeden z gorszych audiobooków, jakich kiedykolwiek słuchałam i to bynajmniej nie powodu Newerlego. Do wysłuchania skłoniła mnie informacja, przeczytana chyba z rok temu, a może i nawet więcej o tym, że tą książką interesował się Jan Paweł II i że ją czytał. Uznałam, że widocznie coś może w niej być ciekawego. A miała to być opowieść autobiograficzna, rozgrywająca się na początku naszego stulecia w Polsce, Rosji i ZSRR, napisana przez człowieka , który dał się zafascynować komunizmem. Spodziewałam się wiec  refleksji nad źródłami tej fascynacji, nad przyczynami odejścia od niej itp. Nie znam twórczości Newerlego i brałam również pod uwagę to, że być może tak w gruncie rzeczy w głębi ducha cały czas był on komunistą , książka teoretycznie mogłaby więc być wówczas opowieścią człowieka, który jest przykładem udanego prania mózgu. Ale z lektury niczego się nie dowiedziałam.

     Audiobook okazał się nadzwyczaj krótki, trwał zaledwie około trzech godzin. Żadnych refleksji w nim nie było, był jedynie suchy opis bieżących wydarzeń, dzieciństwo, wyjazd do Rosji, wybuch rewolucji i działalność w komsomole, a potem aresztowanie, zwolnienie, zesłanie do Odessy, próba zesłania nad Morze Białe i ucieczka do Polski. Problem polegał  na tym, że tak w 100% nie było wiadome, ani dlaczego te aresztowania następowały , ani pod jakim konkretnie pretekstem. Właściwie więcej pojawiało się u mnie pytań, niż było odpowiedzi. Autor jawił się jako osoba całkowicie bezrefleksyjna. A potem książka się nieoczekiwanie skończyła.  

     Zaczęłam  wertować internet i ku swojemu wielkiemu zaskoczeniu natrafiłam na drugi audiobook „Zostało z uczty bogów” Newerlego w wykonaniu Krzysztofa Jasieńskiego, trwający 17 godzin i 25 minut.  Czyli w wydaniu wysłuchanym przeze mnie wycięto niemal 5/6 pierwotnego tekstu. Mam zwyczaj słuchania i czytania książek w wersji pełnej. Na opakowaniu nie ma żadnych informacji, że audiobook jest wersją skróconą. Jest to po prostu oszustwo. Z tak poszatkowanej książki nic zupełnie nie wynika, czytelnik nie jest w stanie niczego się dowiedzieć. Jeśli książka jest refleksyjną autobiografią, a te refleksje się usuwa, to jest to jakiś absurd.

    Wykonanie Peszka też budzi mój wielki sprzeciw. Czyta tak, jakby mowa była o obozach harcerskich czy wyjazdach wakacyjnych. Nie czuje się grozy tego, co się dzieje. Wręcz przeciwnie, wydarzenia są bagatelizowane. To kolejny absurd. Pamiętam audiobooka „1984” G. Orwella, czytanego przez Jerzego Radziwiłłowicza, tam tekst idealnie współgrał z wykonaniem, dosłownie wiało tą grozą, wiadomo było, że mowa jest o czymś przerażającym.   W wykonaniu Peszka aresztowanie czy wizja zsyłki na Sybir nie wydają się wielkim problemem.

       Sam tekst, a właściwie odsłuchane fragmenty też budzą moje wątpliwości co do przebiegu zdarzeń i rzetelności opisów. Aresztowanie autora przez Czeka i wypuszczenie po zapewnieniu przez niego , że  jest niewinny, wydają się mało prawdopodobne. W latach 20-tych mogło to być jeszcze możliwe, ale naprawdę mało realne. Podobnie wezwanie autora przez GPU i zakomunikowanie mu, że za tydzień zostanie zesłany na Sybir i aby się przygotował.  O czymś takim nie słyszałam. Ale wypadki mało prawdopodobne też się zdarzają, a biorąc pod uwagę, że wysłuchałam jedynie fragmentów, naprawdę trudno mieć na ten temat jakiekolwiek stanowisko.

    Słuchanie tego audiobooka jest naprawdę pozbawione jakiegokolwiek sensu.

1/6


 

3 komentarze:

  1. nie czytałem, nie słuchałem, ale czerpiąc z doświadczenia ( np. "Idiota" Dostojewskiego wydany w wersji audio przez "Wyborczą"), powiem Pani : - pełna zgoda! Przyznaję rację, także w kwestii pana-aktora interpretatora... Wyobraźmy sobie np. Stuhra interpretującego powyżej wzmiankowanego Orwella: farsa, komediodramat? No nie, po prostu: DRAMAT. Cenzurowanie, okrajanie i głupia interpretacja utworów będzie zawsze rodzajem manipulacji,bo bywa, że nawet ziewanie z nudów w czasie czytania (słuchania), ma lub może mieć sens. Jeżeli przekroczy to jakąś naszą granicę, odkładajmy książkę może na później, może na zawsze, ale nie poprawiajmy wyrywając nudne -naszym zdaniem- strony! No i to by było na tyle - wnuk Prousta i Manna, i np. Joyce'a.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mimo iż również zostałem niemile zaskoczony, że nie jest to wersja pełna to jednak w Pani ocenie nie mówi Pani prawdy. "Na opakowaniu nie ma żadnych informacji, że audiobook jest wersją skróconą. Jest to po prostu oszustwo." - otóż zarówno na okładce zaznaczono, że jest to nagranie według adaptacji Polskiego Radia, a na ostatniej stronie książeczki, tuż przed płytą wyraźnie to powtórzono i zaznaczono, że jest to nagranie Polskiego Radia z 1988 roku.
    Bellona, wydając CD z nagraniami Polskiego Radia w Bibliotece "Wyborczej" mogła zaznaczyć to o wiele wyraźniej, ale nie można powiedzieć, że w ogóle tego nie zrobiła.

    OdpowiedzUsuń
  3. Określenie "adaptacja" moim zdaniem nie jest jednoznaczne z wersją skróconą. Adaptacją może być przecież sposób czytania przez lektora, dodanie muzyki czy efektów specjalnych, albo czytanie przez zespół lektorów. Informacja, że nagranie pochodzi z 1988r. rzeczywiście powinno już zaniepokoić, czy aby cenzura nie wycięła fragmentów tekstu. Ale wymagałoby to zaangażowania, sprawdzania itp. Poczułam się oszukana i tak napisałam. Pana spostrzeżenia rzeczywiście nieco łagodzą tą ocenę. Zgadzamy się co do tego, że informacja, iż jest to wersja skrócona powinna być wyraźna.

    OdpowiedzUsuń