Mój kolega, od bardzo wielu już lat
dorosły facet, opowiadał mi, że od kilku
już lat przed Świętami Bożego Narodzenia wraca do „Dzieci z Bullerbyn”, nie
zawsze czyta je w całości, ale fragmenty o Bożym Narodzeniu jak najbardziej. Ta
książeczka rzeczywiście ma coś w sobie. Każdy chyba jako dziecko ją czytał i
chyba każdemu się podobała. Nawet gdy nie pamięta się treści, to pamięta się
klimat i poczucie, że to było fajne. A to, że Astrid Lindgren opowiada o życiu
kilkorga kilkuletnich dzieci, które świetnie się bawią i są szczęśliwe, pamięta
też chyba każdy. Nie mam nic przeciwko odnawianiu sobie znajomości książek z
dzieciństwa, tak więc i po nią sięgnęłam.