Książka
Ostachowicza zapowiadała się świetnie. Gdy o niej usłyszałam, wiedziałam, że sięgnąć
po nią muszę. Tomasz Sobczak też bardzo tekstowi pomaga. Ale rozczarowanie było
spore.
Sam pomysł opierał się na tym, że we
współczesnej Warszawie pojawili się Żydzi, konkretnie rzecz biorąc były to
trupy Żydów, które żyły. A ludzie ci zmarli bądź zginęli w czasie II wojny.
Pojawili się najpierw w piwnicy domu głównego bohatera, potem u niego w
mieszkaniu, a jeszcze później to chodzili po całej Warszawie, a szczególnie upodobali
sobie galerię handlową Arkadię. Przez długi czas nie wiadomo, co spowodowało, że
Żydzi ożyli, nie wiadomo, czego chcą, jak długo zamierzają przebywać wśród żywych.
Opisanie tego wyszło autorowi znacznie gorzej, niż sam pomysł.