poniedziałek, 4 września 2017

Ian Rankin „Miecz i tarcza”

Okładka książki Miecz i tarcza         

  



Ostatnio w związku z różnymi wydarzeniami, w tym również urlopowymi wyjazdem, nie pisałam dużo. Nie oznacza to, że nie czytałam w tym czasie. Czytałam i słuchałam audiobooków, nie mogło być inaczej. Nie miałam tylko kiedy o tym pisać. Teraz więc przystępuję do nadrabiania zaległości .
     Seria Rankina z inspektorem Rebusem zasługuje zdaniem wielu czytelników na uwagę. Trudny charakter Rebusa, a właściwie nieprzeciętna osobowość, a do tego mało popularny na tle zalewu kryminałów skandynawskich Edynburg jako kolejny quasi bohater książek, powinny czynić cykl frapującym.
      Zachwytów aż tak bardzo nie podzielam, a już z pewnością nie przy tej właśnie książce.  Ale spotkałam się z tezą , że pisarz powoli się rozkręcał i dopiero po napisaniu kilku książek z tej serii zaczął osiągać prawdziwe mistrzostwo. Biorąc pod uwagę , że cykl z Rebusem zaczął  pisać w 1987r. , pisze do dziś, czyli już 30 lat, to „Miecz i tarcza” z 1994r. niewątpliwie pochodzą z początków twórczości. Może więc warto dać mu jeszcze jedną szansę. Czytałam już jego znacznie późniejszą książkę „Świeci Biblii Cienia”, o której pisałam tutaj, a która podobała mi się zdecydowanie bardziej. Rebus jest w „Mieczu i tarczy” w dojrzałym wieku, fascynuje się muzyką, zdecydowanie ponadprzeciętny  intelekt też już jest opisany. Tym razem żyje w związku, ale widać, że nie jest to dla niego łatwe, jakoś nie lubi iść na kompromisy. Jak zwykle zraża do siebie ludzi mówieniem prosto z mostu i tym, że nie jest miły.  Potrafi łamać różnego rodzaju normy, które obowiązują w policji, permanentnie naraża się niesubordynacją przełożonym. Nie jest konformistą. Patrząc z kolei z punktu widzenia innych bohaterów książki, to kontakty z Rebusem dla nikogo nie były łatwe. Portret psychologiczny Rebusa jest i intrygujący i zachęcający do lektury. W tej właśnie powieści Rebus jest najmocniejszym atutem i to nie ulega najmniejszej wątpliwości.
    Naszła mnie refleksja, że w gronie książkowych  detektywów czy policjantów w moim prywatnym rankingu Rebus ma już swoje miejsce. Jedno z czołowych miejsc ma w nim oczywiście Zyga M. Wrońskiego i gdybym mogła spotkać któregokolwiek z tych bohaterów w rzeczywistości, to chyba postawiłabym na Zygę.  Zaintrygował mnie też Van Veetern z powieści Nakana Nessera, wyjątkowo doświadczony życiowo i jednocześnie bibliofil, o którym pisałam przy okazji znakomitych powieści „Jaskółka, kot, róża, śmierć”, o której pisałam tutaj  i „Karambolu”, o którym pisałam tutaj.  No i nie ulega najmniejszych wątpliwości, że chciałabym spotkać pannę Marple czy Herkulesa Poirot, no i Sherlocka Holmesa oczywiście.
              Widziałam ostatnio w księgarni kolejny tom z cyklu z Rebusem z informacją, że może to być już zarazem tom ostatni. Jest to na szczęście  tylko chwyt wydawniczy, czytałam w ubiegłym miesiącu wywiad z Rankinem, który powiedział wprost, że wcale nie zamierza z tego cyklu rezygnować, że lubi pisać i o Rebusie i o innych policjantach i o Edynburgu. Z racji tego, że zgodnie z angielskim prawem w policji można pracować tylko do 60-tego roku życia, gdy  książkowy Rebus osiągnął ten wiek, pisarz zrobił z niego emeryta po to, aby wszystko było zgodne z realiami. Ale aby nasz bohater mógł nadal pracować, wymyślił dla niego  nieco inną rolę, niż czynnego zawodowo policjanta.