Ostatnio
w związku z różnymi wydarzeniami, w tym również urlopowymi wyjazdem, nie
pisałam dużo. Nie oznacza to, że nie czytałam w tym czasie. Czytałam i
słuchałam audiobooków, nie mogło być inaczej. Nie miałam tylko kiedy o tym
pisać. Teraz więc przystępuję do nadrabiania zaległości .
Seria Rankina z inspektorem Rebusem zasługuje
zdaniem wielu czytelników na uwagę. Trudny charakter Rebusa, a właściwie
nieprzeciętna osobowość, a do tego mało popularny na tle zalewu kryminałów
skandynawskich Edynburg jako kolejny quasi bohater książek, powinny czynić cykl
frapującym.
Zachwytów aż tak bardzo nie podzielam, a
już z pewnością nie przy tej właśnie książce.
Ale spotkałam się z tezą , że pisarz powoli się rozkręcał i dopiero po
napisaniu kilku książek z tej serii zaczął osiągać prawdziwe mistrzostwo. Biorąc
pod uwagę , że cykl z Rebusem zaczął pisać
w 1987r. , pisze do dziś, czyli już 30 lat, to „Miecz i tarcza” z 1994r.
niewątpliwie pochodzą z początków twórczości. Może więc warto dać mu jeszcze
jedną szansę. Czytałam już jego znacznie późniejszą książkę „Świeci Biblii
Cienia”, o której pisałam tutaj, a która podobała mi się zdecydowanie bardziej.
Rebus jest w „Mieczu i tarczy” w dojrzałym wieku, fascynuje się muzyką,
zdecydowanie ponadprzeciętny intelekt też
już jest opisany. Tym razem żyje w związku, ale widać, że nie jest to dla niego
łatwe, jakoś nie lubi iść na kompromisy. Jak zwykle zraża do siebie ludzi
mówieniem prosto z mostu i tym, że nie jest miły. Potrafi łamać różnego rodzaju normy, które
obowiązują w policji, permanentnie naraża się niesubordynacją przełożonym. Nie
jest konformistą. Patrząc z kolei z punktu widzenia innych bohaterów książki,
to kontakty z Rebusem dla nikogo nie były łatwe. Portret psychologiczny Rebusa
jest i intrygujący i zachęcający do lektury. W tej właśnie powieści Rebus jest
najmocniejszym atutem i to nie ulega najmniejszej wątpliwości.
Naszła mnie refleksja, że w gronie
książkowych detektywów czy policjantów w
moim prywatnym rankingu Rebus ma już swoje miejsce. Jedno z czołowych miejsc ma
w nim oczywiście Zyga M. Wrońskiego i gdybym mogła spotkać któregokolwiek z
tych bohaterów w rzeczywistości, to chyba postawiłabym na Zygę. Zaintrygował mnie też Van Veetern z powieści
Nakana Nessera, wyjątkowo doświadczony życiowo i jednocześnie bibliofil, o którym
pisałam przy okazji znakomitych powieści „Jaskółka, kot, róża, śmierć”, o której pisałam tutaj i „Karambolu”, o którym pisałam tutaj. No i nie ulega najmniejszych wątpliwości, że
chciałabym spotkać pannę Marple czy Herkulesa Poirot, no i Sherlocka Holmesa
oczywiście.
Widziałam ostatnio w księgarni
kolejny tom z cyklu z Rebusem z informacją, że może to być już zarazem tom
ostatni. Jest to na szczęście tylko
chwyt wydawniczy, czytałam w ubiegłym miesiącu wywiad z Rankinem, który
powiedział wprost, że wcale nie zamierza z tego cyklu rezygnować, że lubi pisać
i o Rebusie i o innych policjantach i o Edynburgu. Z racji tego, że zgodnie z
angielskim prawem w policji można pracować tylko do 60-tego roku życia, gdy książkowy Rebus osiągnął ten wiek, pisarz
zrobił z niego emeryta po to, aby wszystko było zgodne z realiami. Ale aby nasz
bohater mógł nadal pracować, wymyślił dla niego
nieco inną rolę, niż czynnego zawodowo policjanta.