wtorek, 29 czerwca 2021

Szczepan Twardoch "Pokora" - audiobook, czyta Michał Żurawski

 

Audiobook Pokora  - autor Szczepan Twardoch   - czyta Michał Żurawski

    „Pokora” jest nieco inną książką, niż te autorstwa Twardocha które przeczytałam dotychczas. To powieść o pełnym sprzeczności bohaterze, mieszkającym w miejscu, w którym mówi się i po polsku i po niemiecku i jeszcze gwarą,  które w dziejach wchodziło w skład różnych państw, żyjącym w czasach, kiedy świat zmieniał się porażającym tempie. W Twardochu fascynujące jest m. in. to, że opisuje on ludzi, którzy nie są sformatowani i nie mieszczą się w kategoriach statystycznego Polaka, czy statystycznego obywatela czy kogokolwiek zgodnego z jakąkolwiek średnią. Jego bohaterowie są inni niż ogół i to pod wieloma względami, często ta inność wynika z urodzenia się w określonej rodzinie, zaś wybory życiowe jeszcze tą inność pogłębiają, przypomina to rozdwojenie.

    Tytułowy Alojzy Pokora urodził się w biednej, górniczej rodzinie na Śląsku, miejscowy ksiądz widząc, że chłopak jest wyjątkowo zdolny, pomógł mu i opłacił naukę w gimnazjum, co było niebywałym awansem społecznym. Chłopak z górnikami przestał więc mieć cokolwiek wspólnego, poza pochodzeniem. Ale z dziećmi ze szkoły też nie mógł się identyfikować, bo był tym biedakiem i oni nim gardzili.  On w domu mówił gwarą śląską, czasem po polsku, niemieckiego musiał się uczyć. A koledzy ze szkoły niemieckim władali biegle. Jako Ślązak nie czuł się do końca ani Polakiem, ani Niemcem. Z jednej strony aspirował do klasy wyższej niż wiejska, górnicza biedota, z drugiej gdy w Berlinie wybuchła komunistyczna rewolucja w listopadzie 1918r. zaczął utożsamiać się z rewolucją i z komunistami. Orientacja seksualna Alojza też była niejednoznaczna. Tej inności jest naprawdę bardzo dużo. U Twardocha bohaterowie typowi, standardowi, występują jedyne na dalszym planie. Powieść ma szansę spodobania się właśnie tym, którzy też różnią się w jakimkolwiek  aspekcie od statystycznego obywatela.

    Twardoch opisuje też świat niejednoznaczny, wybrał taki okres w historii jako tło wydarzeń, kiedy świat zmieniał się z miesiąca na miesiąc. Powieść zaczyna się w trakcie I wojny, potem w Berlinie jest  właśnie rewolucja, która kończy się po kilku miesiącach. Przynależność państwowa Śląska nie jest jednak rozstrzygnięta, w tle trwają powstania śląskie. Czytając zdobywa się kawał wiedzy o Śląsku. A wszystko opisane jest z ciekawej perspektywy osoby, która tam mieszka, ale z żadnym ruchem tak naprawdę się  nie utożsamia. Dla mnie szokiem było np. to, że Wojciech Korfanty, o którym uczyłam się w szkole jako o wielkim bohaterze, przez część Polaków był znienawidzony, a zwolenników pozostania Śląska przy Polsce nazywano wśród miejscowej ludności nie Polakami, tylko „korfonciarzami”. Szokiem dla mnie było też to, że ludność bardziej zamożna i wykształcona opowiadała się za niemieckością Śląska.  Po przeczytaniu tej książki można zrozumieć złożoność sytuacji i to, dlaczego właśnie tam miejscowa, rdzenna  ludność domaga się obecnie uznania narodowości śląskiej, a nawet odrębnego państwa i nie uważa się ani za Polaków ani za Niemców.

    Ale kwestie historyczne nie są najważniejsze. Dla mnie najciekawsze były kwestie psychologiczne. Na przykładzie Alojza Pokory można obserwować człowieka idącego z prądem wydarzeń, dostosowującego się do nich idealnie, a zarazem wypierającego niektóre etapy życiowe. Alojz zgłosił się jako ochotnik na wojnę, składał przysięgę wierności cesarzowi, podczas rewolucji ochoczo wstąpił w szeregi walczących przeciwko cesarzowi, potem z kolei udawał przed wieloma osobami, że taki epizod nie miał nigdy miejsca. Te dziwne i sprzeczne wybory niekoniecznie były koniunkturalne, on nie tyle je podejmował, co po prostu „tak mu wychodziło”. Dla zdrowia psychicznego ponoć najlepiej jest żyć tak, żeby jak najmniej ukrywać. Wiele  gejów czy lesbijek robi comming outy i twierdzi, że nie wyobrażają sobie, aby wrócić do tego wcześniejszego życia w ukryciu. Alojz ukrywa wiele rzeczy, nie tylko epizod komunistyczny, ale i chociażby biedę z dzieciństwa, czy toksyczną miłość do Agnes i wiele innych rzeczy. Alojz co innego myśli, a co innego robi i mówi, żyje w totalnym zakłamaniu na wszystkich niemal polach. A jak się to skończy, można przeczytać.

    W książce brakowało mi natomiast tego, co było w „Królu” czy „Królestwie”, a także i w „Morfinie”, szczypty irracjonalności. Brakowało mi bohatera z polotem, z fantazją, z ponadprzeciętną inteligencją. Michał Żurawski czyta książkę poprawnie, nie słychać emocji, nie wypada to najgorzej, aczkolwiek zdecydowanie bardziej wolę emocjonalny styl Macieja Stuhra, który czytał „Króla”, „Królestwo” i „Morfinę”.

5/6

         


niedziela, 27 czerwca 2021

P. K. Adams „Ciche wody”

 

Obraz znaleziony dla: Wawel Katedra. Rozmiar: 153 x 160. Źródło: en.wikipedia.org

    Pozycję tą kupiłam bez zastanowienia, tylko po przeczytaniu, że jest to kryminał i że wydarzenia rozgrywają się na dworze królewskim na Wawelu w XVI wieku.   Jedyne co w tej książce jest dobrego, to pomysł na kryminał z epoki jagiellońskiej. Całość jest nudna, napisana bardzo prostym językiem, niemal jakby pisało to dziecko,  i niczego nowego ani o historii ani o niczym innym z lektury nie można dowiedzieć. Psychologii nie ma żadnej, postacie są nieskomplikowane, płaskie, sztampowe. Rozwiązanie zagadki  kryminalnej przewidywalne. Trudno też mówić o oryginalności, gdy jedno z opisywanych wydarzeń z udziałem dwórki królewskiej, rozgrywające się w Noc Świętojańską, zostało w bardzo zbliżony sposób pokazane już parę lat temu w serialu „Korona królów”. Postacie historyczne ukazane są bardzo powierzchownie i stereotypowo. Przykładowo Stańczyk ledwo co usłyszał o zabójstwie, już momentalnie wpadł na trop.  

      Wydarzenia opowiadane są z punktu widzenia przełożonej królewskich dwórek, 25 letniej wdowy, Włoszki Kateriny, która przybyła na dwór wraz późniejszą królową Boną. To ona „prowadzi śledztwo”, nieformalne oczywiście i relacjonuje jego wyniki królowej Bonie. Bona z kolei z powodu swojej pozycji  i wobec nakazu króla, aby się nie mieszała do tej sprawy, „śledztwa” osobiście prowadzić nie może. 

   Nie wiem, czy wydawnictwo zdecyduje się na wydanie dalszych tomów, ale z pewnością nie będę ich czytelniczką, co nie zmienia postaci rzeczy, że gdyby ukazał się inny kryminał z akcja osadzoną w tej epoce, chętnie bym go przeczytała. Napisanie czegoś takiego, naprawdę dobrego,  byłoby bardzo trudne. Jedyny kryminał, a właściwie quasi kryminał z nieco wcześniejszego okresu, jaki znam,  to „Imię Róży”, które Eco napisał w 1980r. Z uwagi na charakter epoki nie tylko odrodzenia, ale i średniowiecza, właściwie wszystkie powieści historyczne, umiejscowione w tamtych czasach, przypominają kryminały. Zdecydowanie więc lepiej zamiast czekać na coś, co najprawdopodobniej nigdy nie nastąpi, czyli na dobry kryminał umiejscowiony w wiekach średnich, sięgnąć po „Królów przeklętych” Druona, trylogię Hillary Mantell z czasów Henryka VIII – „W komnatach Wolf Hall”, „Na szafocie”, „Lustro i światło”, na „Krzyżowców” Zofii Kossak – Szczuckiej, czy też po Cherezińską, np. „Koronę śniegu i krwi”. 

2/6

wtorek, 22 czerwca 2021

Jessica Bruder „Nomadland” – audiobook, czyta Aneta Todorczuk

 

Audiobook Nomadland  - autor Jessica Bruder   - czyta Aneta Todorczuk

     „Nomadland” to reportaż doskonały. Przed lekturą nie miałam bladego pojęcia o problemie bezdomnych seniorów amerykańskich i o innych opisywanych zjawiskach socjologicznych, od strony psychologii też jest arcyciekawy. Napisany jest tak, że ciężko jest się oderwać od słuchania, czytania z pewnością też. Aneta  Todorczuk pasuje do roli odczytującej idealnie, autorka jest pewnie w podobnym wieku, czyta też całkiem dobrze.

     U nas czegoś takiego nie ma, ale w Stanach od około 2008r., tj. od kryzysu gospodarczego wraz z upadkiem szeregu firm, upadły też niektóre fundusze emerytalne. Ponieważ nie ma tam ZUS-u lub innego podobnego podmiotu, część  amerykańskich seniorów znalazła się albo w ogóle bez środków do życia, albo ze środkami tak małymi, że nie pozwalają na marną nawet egzystencję. Aby uzyskać jakikolwiek dochód podejmują się więc dorywczo koszmarnych prac fizycznych w różnych miejscach, często w Amazonie, a w związku z utratą mieszkania zamieszkują w samochodach, przyczepach, a nawet i namiotach. Ludzie którzy znaleźli się w takiej sytuacji to nie margines, mają róże wykształcenie, niejednokrotnie i wyższe, wielu z nich zajmowało też stanowiska kierownicze. Tych ludzi z roku na rok jest coraz więcej, jest to potężny problem.   

   Opisane zjawisko jest przerażające. Szalenie ciekawe jest obserwowanie  charakterów tych ludzi. U nas jest masa emerytów całkowicie bezradnych, powoli chyba to się zmienia, ale zdecydowana większość z nich nadal żyje życiem dzieci i wnuków, chodzą o lekarza do lekarza i opowiadają wszystkim o swoich chorobach, narzekając przy tym na brak pieniędzy i niską emeryturę. Niewielu z nich dorabia. Opisywani Amerykanie też nie są zdrowymi bykami, ale jednak zamiast egzystować i liczyć grosz do grosza, podejmują się wyzwań i tej wyniszczającej pracy. Chociaż nie jest lekko, nie skupiają się tylko na narzekaniu. Tworzą strony internetowe takich koczowników, udzielają sobie porad, nawiązują nowe kontakty towarzyskie.

     Część z amerykańskich seniorów ma rodziny, ale mało kto wpada na pomysł, aby wspólnie mieszkać, tym bardziej że często ich dzieci również mają problemy finansowe. Czytanie o amerykańskiej mentalności było dla mnie fascynujące. Wątpię czy podjęłabym się tak ciężkiej pracy na stare lata, jak oni, ale podziwiam tych ludzi. Pomiędzy nimi tworzy się bliska więź, nawet gdy przebywają w swoim  towarzystwie tylko kilka miesięcy w roku, potem jadą każdy w inną stronę, aż znowu spotykają się gdzieś indziej, albo i znowu w tym samym miejscu. Sami mówią, że są rodziną. W razie problemu mogą liczyć na siebie, a nie na rodziny biologiczne, będące gdzieś kilkaset czy kilka tysięcy kilometrów dalej. Tworzenie się pomiędzy niespokrewnionymi osobami, przyjaciółmi,  więzów niejednokrotnie bliższych i głębszych niż z osobami spokrewnionymi, narasta już w chyba wszędzie. W tym reportażu jest opisane szczególnie ciekawie.

   Autorka pisała książkę kilka lat, sama stała się przez ten czas taką tymczasową bezdomną, jeżdżącą kamperem i śpiącą w nim. Spędziła w towarzystwie swoich bohaterów sporo czasu. Część jej przyjaciół opisała jej swoje przemyślenia  życiowe. Przykładowo jedna z kobiet pracowała kilka miesięcy w roku w magazynie Amazona. Dla niej porażający był konsumpcjonizm Amerykanów, kupowanie przez nich jak największej masy rzeczy, często mało potrzebnych i przy tym całkowity brak troski o środowisko. Mówiła, że rzeczy sprzedawane w Amazonie są tak tandetne i do niczego niepotrzebne, że sądzi, iż około miesiąca po zakupie, wylądują one na śmietniku. Prawie wszystkie towary są tandetnych materiałów, w tym z plastiku, będą się więc rozkładać setki lat i niszczyć przyrodę. Amerykanka zaś żyjąc w kamperze wie, że tak naprawdę do szczęścia nie jest potrzebne posiadanie masy przedmiotów.

    Ciekawe są też obserwacje reakcji innych ludzi na tych bezdomnych. Jedni utrudniają im życie, jak mogą, donosząc np. że rozłożyli się w miejscu do tego nieprzeznaczonymi, inni są obojętni, jeszcze inni wykazują życzliwość.

   Po lekturze każdy już trochę inaczej będzie patrzył na otaczający świat.  

6/6


sobota, 19 czerwca 2021

Vincent Severski „Nabór” – audiobook, czyta Krzysztof Gosztyła

 

Audiobook Nabór  - autor Vincent V. Severski   - czyta Krzysztof Gosztyła

     Książka napisana jest niezwykle sprawnie i trzyma w napięciu niemal od pierwszej minuty aż do końca. Ale plusów niestety jest niewiele więcej. 

     Tym razem nacisk jest  położony na politykę i to polską, w tym na odejście czy wyrzucenie ze służby przez obecną ekipę rządzącą - zdaniem Severskiego – najlepszych z najlepszych, znanych już z poprzednich tomów oficerów polskiego wywiadu. Temat ten przewija się niemal we wszystkich książkach V. Severskiego. James Bond to przy tych oficerach naprawdę nikt. Opisy porażającego geniuszu tych osób są niekiedy już wręcz groteskowe i zajmują naprawdę sporo miejsca. W tym tomie dowiadują się oni o tym, że w jednym z domów na warszawskiej Pradze tymczasowo znajduje się grupa islamskich terrorystów, którzy szykują w Warszawie samobójczy zamach bombowy na ogromną skalę. Nasi bohaterowie nie przekazują tej informacji żadnej służbie tylko na własną rękę decydują się na rozprawienie się z zamachowcami, rozbrojenie przygotowanych materiałów wybuchowych i wzięcie jednego z zamachowców jako zakładnika. Nie mogą przekazać informacji o planowanych zamachach żadnej służbie, bo nawet wszystkie razem wzięte polskie służby nie byłyby w stanie ich zdaniem dokonać tego, co oni, czyli te kilka osób, dysponujących bodajże jednym egzemplarzem broni.  Ich przeciwnicy polityczni, czyli osoby przez które musieli odejść na emeryturę, tym razem są nie tylko groteskowi, ale naprawdę groźni. Jeden z nich, minister, współpracuje z rosyjskim wywiadem i ma tak mocną pozycję, że gdy chce kogoś z przeciwników politycznych wyeliminować, to kontaktuje się z Rosjanami, a oni tą osobę likwidują w sensie dosłownym.    

     Kuchni szpiegowskiej, czyli tego, co zawsze było pociągające w książkach Severskiego, jest w „Naborze” niewiele i się mocno powtarza. Osoby, które nie znają wcześniejszych tomów, prawdopodobnie będą bardziej zadowolone. Jest co nieco o irańskim wywiadzie i bardzo ciekawie o Kozakach. Wyeksponowane są wątki związków damsko – męskich, przypominają z kolei mocno tanie romansidła. Opisy niemal nadnaturalnych mocy polskich byłych oficerów wywiadu zajmują najwięcej miejsca, a absurd tych opisów psuje mocno przyjemność słuchania o innych kwestiach i poddaje w wątpliwość  rzetelność wszystkich innych opisów. 

      Autor bardzo przychylnym okiem patrzy z kolei na Rosjan, którzy w całym cyklu, a w tym tomie szczególnie pokazani są jako wielcy przyjaciele Polski, którzy co prawda mieszają się w nasze sprawy, nie ma z nimi lekko, ale generalnie są ok. Takie kuriozalne podejście również było już przedstawiane w poprzednich tomach. 
 
    Gosztyła jak zwykle czyta świetnie, bez niego naprawdę ciężko byłoby słuchać. Jeżeli ktoś chce się oderwać od rzeczywistości i mieć rozrywkę, ale tylko z niewielką domieszką czegoś wartościowszego, to może po tą pozycję sięgnąć. 
3/6

środa, 16 czerwca 2021

Jane Austen "Mansfield Park"

 Mansfield Park - Jane Austen

"Człowiek rodzi się po to, by walczyć i trwać" - J. Austen, "Mansfield Park"

    Powieści Jane Austen to ponadczasowe arcydzieła. Zmysł obserwacji ludzkich charakterów pisarka miała ponadczasowy. Widziała wszystko, nawet najbardziej zakamuflowane uczucia, z których obserwowana przez nią osoba jeszcze nie zdawała sobie sprawy. Stawiam ją obok największych, najwnikliwszych znawców ludzkiego charakteru, obok Agaty Christie, Johna le Carre`a i Javiera Mariasa. Czytając uważnie można się dowiedzieć, na co zwracać uwagę, aby odszyfrować czyjś charakter, czy odgadnąć prawdziwe intencje. Słuchając kogoś uważnie, patrząc na niego i obserwując, można nawet przewidzieć, jak ten ktoś zachowa się w przyszłości, czy rzeczywiście kogoś kocha, czy małżeństwo z nim ma szanse być udane itp.  

   Austen pisała o uczuciach ludzkich, nie tylko o miłości, w jej książkach jedni kochają, inni nienawidzą, niektórzy zazdroszczą, jeszcze inni się mszczą itp. Często wszystkie te uczucia skupiają się w jednej osobie. Ale nie ulega wątpliwości, że Austen zasłynęła z pisania o miłości. Każda opisywana przez nią miłość jest inna. W filmie "Rozważni i romantyczni. Klub miłośników Jane Austen" współcześni bohaterowie spotykają się co miesiąc i dyskutują o jednej książce Austen, odnajdują przy tym bez trudu analogie pomiędzy sytuacjami, opisywanymi przez pisarkę, a tymi które sami przeżywają.  Jedni bohaterowie im się podobają, utożsamiają się z nimi, inni wręcz przeciwnie. Gdyby popatrzeć w ten sposób na "Mansfield Park" to zobaczymy, że to opowieść o miłości, która rodzi się z przyjaźni, z bliskości, z sytuacji, gdzie nikt początkowo nie podejrzewałby, że wielka sympatia, szczerość czy wzajemna troska, mogą przekształcić się właśnie w miłość. Ale przez zdecydowaną większość książki, niemal całą, to jednocześnie opowieść o miłości bez wzajemności. Kocha tylko Fanny, Edmundowi nie przychodzi to do głowy, zwierza się nawet Fanny z uczuć do innej kobiety. Fanny nie potrafi kokietować i walczyć o mężczyznę. Uważa, że co ma być, to będzie, w żaden sposób nie pomaga losowi. Taki ma charakter, po części wynika to też z jej usytuowania w rodzinie Edmunda, tzn. ubogiej krewnej wziętej z łaski na utrzymanie. Nie zmienia tej postawy nawet wtedy, gdy Edmund ewidentnie ma poważne zamiary wobec panny Crawford i mimo tego, że tylko ona ma świadomość, że Mary Crawford jest wredotą, mówiąc współczesnym językiem. Przypadków gdy miłość rodzi się bez fajerwerków w sytuacji, gdy ktoś absolutnie się tego nie spodziewa, gdy dwie osoby się już długo znają i nic do siebie nie czuły, jest w tej powieści więcej. Nie ma tu tylko stagnacji, pojawia się też, co rzadkie u Austen, zdrada.  

     W "Mansfield Park", podobnie jak i we wszystkich książkach Austen nie ma epatowania złem, owszem są postacie mniej lub bardziej złe. Pisarka jednak nie skupia się na nich, skupia się na swoich głównych bohaterkach, które raczej nie są ideałami, ale są jednak zdecydowanie bardziej dobre, niż złe. Nie ma więc przekłamań psychologicznych, ale jednocześnie w zalewie różnych złych wiadomości z mediów, te książki dają wytchnienie. Fanny szczególnie myśli o tym, co jest dobre, co właściwe, stara się być dobrym człowiekiem. Czytelnik nie może pozostawać wobec takiej postawy obojętny, po lekturze coś więc zostaje z tych mini rozmyślań. No i pełne uroku są baśniowe happy endy, to jedyny wyjątek w olbrzymim realizmie powieści. I nic złego tym powieściom z tego powodu się nie dzieje. To po prostu taka nieco baśniowa konwencja, która ma mało wspólnego z rzeczywistością. Ale czytelnik o tym wie. I między innymi dzięki temu te książki tak dobrze się czyta. 

    Poza tym wszystkim powieści Austen to kopalnia wiedzy o epoce. Przeczytanie jednej takiej książki daje więcej niż studiowanie podręcznika, tutaj wiedzę się chłonie bezwiednie. Opisywany świat może naprawdę się spodobać. Gdy tak się stanie, to warto obejrzeć inny film "W świecie Jane Austen", w którym jego bohaterka za odpowiednią opłatą udaje się do posiadłości Jane Austen, gdzie można przebywać w strojach z epoki, jeść potrawy z epoki, podróżować bryczką itp. W filmie widać chociażby, że jest też warstwa niższa, służba, która haruje, w powieści zupełnie niewidoczna. Ale styl życia ziemiaństwa, bogatszego i biedniejszego, z książek można doskonale poznać.

    Co do realizmu psychologicznego, to mocno zainteresowała mnie postać, o której autorka napisała, że "takie są jego obyczaje, nie potrafi zrobić nic, w czym nie byłoby domieszki zła". Znam taką postać w rzeczywistości, nie potrafiłam tylko ująć sedna. Ciekawy był też konkurent do ręki jednej z bohaterek, twierdzący, że kocha ją całym sobą. Fanny zauważyła, że wcześniej flirtował z wieloma innymi kobietami, nie liczył się w ogóle z cudzymi uczuciami, o poważnych związkach wypowiadał się lekceważąco i bezdusznie, nie miał nikogo, kto tak naprawdę byłby mu potrzebny. Doszła do wniosku, że trwały związek byłby sprzeczny z jego naturą. Różnego rodzaju obserwacji jest tu cała masa.  A skąd się wzięły się takie umiejętności psychologiczne u Fanny, czy po prostu u Austen? Nie miała przecież formalnego wykształcenia. Lubiła obserwować ludzi i potem siedzieć i rozmyślać o tym, co widziała, wyciągać wnioski. "To wielkie szczęście mieć na kominku ogień, przy którym można siedzieć i rozmyślać".   

6/6



wtorek, 8 czerwca 2021

Lytton Strachey "Elżbieta i Essex. Historia tragiczna"

Elżbieta i Essex. Historia tragiczna - Ebook (Książka EPUB) do pobrania w formacie EPUB

 

"Elżbieta i Essex" to dla mnie głównie książka psychologiczna, a potem dopiero częściowo biograficzna i historyczna. Lytton Strachey opisał dzieje relacji pomiędzy królową a hrabią Essexem przez pryzmat ich charakterów. Starał się wydobyć jak najwięcej ze źródeł z epoki, np. z zapisów Franciszka Bacona, ale głównie sam wyciągał wnioski. Wydarzenia historyczne opisywał w tle. Pozycji tej nie czyta się łatwo, nie jest to beletrystyka. To opowieść z wieloma cytatami z dzieł z czasów Elżbiety I, bez dialogów, napisana w 1928r., ale warto poświecić czas. 

   Autor nie wyszperał gdzieś w źródłach nowych faktów historycznych, ale na te znane popatrzył jeszcze w inny sposób. Wbrew powszechnie panującej opinii, że charaktery ludzkie są ponadczasowe, uważał on, że  jest inaczej, że epoka w jakiej ktoś żyje, odciska na każdym swój ślad. "Przede wszystkim nie możemy objąć wyobraźnią ani pojąć rozumem sprzeczności tej epoki". "Jak można związać w spoistą całość przebiegłość tych ludzi, ich delikatność i brutalność, ich pobożność i rozpustę." Pisze dalej, że wszystkie niemal wybitne umysły renesansu miały w sobie coś z artysty. 

    Podobnie jak i biografia Lyttona Stracheya, tak i opisana przez niego historia jest wbrew wszelkim pozorom na wskroś oryginalna. Wspomniał przykładowo, że ambasadorzy hiszpańscy pisali, że główną cechą Elżbiety było tchórzostwo. Zdaniem Lytton Stracheya mylili się, jednakże królowa wg niego osiągnęła powodzenie dzięki takim cechom jak obłuda, giętkość, niezdecydowanie, wieczne zwlekanie i skąpstwo, ale też niezależność umysłu i pociąg do gry politycznej, czyli cechom które nie mają w sobie nic z bohaterstwa.  To pozorne niezdecydowanie mogło zwieść wiele osób z najbliższego otoczenia, nawet i Essexa. 

   Czytając obserwować można też i inne postacie historyczne, np. sekretarza królowej Cecila, człowieka o wyjątkowo głębokim umyśle, czy Franciszka Bacona, również o wyjątkowej mądrości i przewrotności, którego porównywał do węża. Bacon pisał, że "umysł nasz jest zamknięty w pieczarach naszych własnych skłonności i obyczajów, które pchają nas do nieobliczalnych błędów i płaskich poglądów". Tym tropem idzie autor "Elżbiety i Essexa" 

    Lytton Strachey wyszczególnia, kiedy i jak pewne cechy charakteru   prowadziły jego bohaterów na szczyt, a kiedy te same cechy im zagrażały, albo nawet i gubiły ich. Przykładowo Essex miał sentyment do sztuki wojennej, lubił walczyć, aczkolwiek nie osiągnął w tej dziedzinie, podobnie jak i w żadnej innej nic z wielkości. Ambicję miał porażającą, mniemanie o sobie równie wielkie i tkwił w przekonaniu, że zawsze będzie faworytem królowej. Parł ku wszelkim możliwym stanowiskom i zaszczytom bez żadnych zahamowań. Zdecydował się w końcu na objęcie przywództwa nad oddziałami, rzuconymi przez Elżbietę do walki z "katolickimi rebeliantami" w Irlandii, rebeliantami doskonale dowodzonymi mającymi głębokie społeczne poparcie i będącymi oczywiście u siebie. Franciszek Bacon napisał "widziałem jego klęskę, związaną przeznaczeniem z tą podróżą zupełnie jasno. O ile można oprzeć swe przekonanie na wypadkach, które dopiero nastąpią". Lektura momentami potrafi być naprawdę fascynująca.  

    Albo przykładowo współcześni Elżbiety rozwodzili się nad jej niezdecydowaniem czy tchórzostwem. Mało kto brał pod uwagę to, czyją była córką. Jej ojciec wydał wyrok śmierci na dwie swoje żony, w tym na matkę Elżbiety i masę innych osób.  Essex we wszelkich możliwych aspektach nadużywał cierpliwości królowej, aż w końcu wystąpił przeciwko niej i nawoływał do buntu, zdradził ją we wszelkich możliwych aspektach. Essex uznał, że córka takich rodziców będzie tolerować jego występki. Ponoć do końca liczył na ułaskawienie. Strachey wyobraził sobie, że Elżbieta, gdy nadszedł czas na ostateczną decyzję, co zrobić z Essexem "czuła, że ożywia ją duch ojca i osobliwe uczucie poruszyło tajemne głębie jej duszy". Essexowi zaś dopiero w dniu egzekucji "bielmo spadło z oczu" i dopiero wtedy zrozumiał, że "nigdy nie było najmniejszej możliwości wywierania wpływu na Elżbietę", "w rzeczywistości bowiem za tą niewiarygodnie wypracowaną  fasadą kryło się wnętrze z żelaza". 

5/6

sobota, 5 czerwca 2021

Candace Bushnell "Sex w wielkim mieście... i co dalej?"

 Seks w wielkim mieście... i co - okładka książki

 Książka ta to teoretycznie kontynuacja powieści "Sex w wielkim mieście", na podstawie której nakręcono słynny serial, jeden z moich ulubionych. Teoretycznie to dalsze losy bohaterek, tylko oczywiście później. Teoretycznie, bo nie widzę żadnego związku pomiędzy kobietami z serialu i z tymi z tej książki. 

    Bohaterki książki to inne kobiety niż te z serialu, jest ich więcej niż 4, mają grubo ponad 50 lat, bliżej im do 60, niektóre mają nawet więcej. Zachowują się tak, jakby miały lat kilkanaście i do tego jeszcze były wyjątkowo głupie. Główne ich zainteresowanie to oczywiście faceci, ich brak lub problemy z nimi. To około 90% zainteresowań, reszta to własny wygląd i strach przed upływającym czasem. Są puste, próżne, egocentryczne, żadna nie robi niczego pożytecznego. Są skrajnie niedojrzałe emocjonalnie. Żadna postać czytelnika do niczego, ale to absolutnie do niczego nie inspiruje. 

    Temat samotnych kobiet w tym wieku z pewnością ma w sobie bardzo duży potencjał. Pomysł rozdziałów o związkach z młodszymi partnerami, starszymi ( w tym przypadku w wieku 80 lat) czy partnerami z dziećmi sam w sobie jest dobry, ale rozwinięcie koszmarne. Całość jest nudna, czyta się źle. Totalne rozczarowanie.  

2/6

czwartek, 3 czerwca 2021

Lucy Maud Montgomery "Błękitny Zamek" - audiobook, czyta Irena Lipczyńska

 

Audiobook Błękitny Zamek  - autor Lucy Maud Montgomery   - czyta Irena Lipczyńska

    "Błękitny Zamek" to jedna  z moich ulubionych książek z czasów gdy byłam jeszcze nastolatką, a do której raz na jakiś czas wracam. Pisałam o niej tutaj. Nie słuchałam jeszcze "Błękitnego Zamku" jako audiobooka, po wysłuchaniu skupię się więc na tym, jak poradziła sobie z odczytaniem i interpretacją Irena Lipczyńska. 

    Otóż poradziła sobie fatalnie. Gdy nie zna się książki i słucha się audiobooka, skupia się na treści, wykonanie schodzi na drugi plan, chyba że wykonanie jest albo wyśmienite, albo fatalne, wtedy nie można tego nie zauważyć. Ta interpretacja jest na tyle zła, że ktoś kto nawet nie znałby tekstu, chyba zauważyłby to. 

    Najlepsze wykonanie audiobooka jest wtedy, gdy jest to maksymalnie naturalne, gdy nie wyczuwa się sztuczności. Gdy ma się wrażenie, jakby słuchało się czyjejś opowieści, jakby trwało spotkanie z narratorem, albo z kimś znajomym. A przy dialogach jakby się kogoś przypadkowo słyszało, np. za ścianą w mieszkaniu. Wyśmienicie czyta Krzysztof Gosztyła, ale on wcześniej kilka razy czyta tekst, raz aby wiedzieć, o co chodzi, podczas drugiego już czytania zaznacza w tekście, jak czytać, gdzie głośno, gdzie ciszej, jak modulować głos, itp. Za trzecim razem to jeszcze szlifuje i dopiero za czwartym razem  czyta w studiu, gdzie jest to nagrywane. Tak mówił w jednym z wywiadów. Rewelacyjnie czyta też Maciej Stuhr, chyba nawet wolę go czytającego książki, niż grającego w filmach. Niektórzy zaś po prostu nie przygotowują się do czytania i nie mają żadnego talentu. Wychodzi wtedy beznadzieja. 

    Irena Lipczyńska czyta bardzo wolno i jeszcze z dziwną manierą, permanentnie robi pauzy, jakby np. postać się zastanawiała, coś sobie przypominała, potem po pauzie czyta wolniej, potem znów normalnie i od nowa, pauza, jakby ktoś się zastanawiał, potem jeszcze wolniej i tak cały czas. Kompletnie nie pasuje to do tekstu. Brzmi to też tak, jakby robiąc pauzę, czytała w myślach tekst i zastanawiała się wówczas, jak to odczytać. W taki sposób czytane są też sceny bardzo dynamiczne, np. gwałtowna kłótnia. Audiobook trwa 8 godzin i 28 minut. 

     Jest też u nas wydany drugi audiobook z "Błękitnym Zamkiem", który trwa z kolei 7 godzin i 18 minut, czyta wówczas Magdalena Kocur. Oba audiobooki są wersją pełną książki. Te 50 minut różnicy to są po prostu pauzy w wykonaniu Ireny Lipczyńskiej i potwornie wolne tempo czytania, zupełnie nieadekwatne do tekstu.  
 
   Całość ratuje oczywiście tekst Lucy Maud Montgomery. 
3/6