Szósty
tom mojej ulubionej serii o Qwillu i jego kotach autorstwa Lilian Jackson
Braun opowiada już o czasie, gdy to Qwill podjął decyzję co do spadku po swojej
przyszywanej ciotce. Zdecydował się na to, że spełni warunek z testamentu
ciotki i zamieszka przez okres 5 lat w małej
miejscowości, w której zamieszkiwała wcześniej ciotka i tym samym odziedziczy gigantyczny spadek. Woda
sodowa nie uderzyła mu na szczęście do głowy , zadecydował, że powoła do życia
fundację, która z pieniędzy ze spadku będzie
wspomagać różne ciekawe i pożyteczne lokalne inicjatywy. On sam z natury bardzo
oszczędny, a nawet skąpy, żyć będzie tylko
z części procentów jako rentier . Ale jak się okaże w następnych tomach, Qwill nie
będzie tylko rentierem, znajdzie sobie zajęcie. Nastąpi to dopiero w kolejnym
tomie, w tym będzie to niemożliwe, bo Qwill uległ wypadkowi.
Wypadek nastąpił zaraz na początku książki,
otóż Qwill jechał rowerem i ktoś chciał go rozjechać. Nie był to przypadek. Nasz
bohater po wyjściu ze szpitala zajmie wiec poszukiwaniem sprawcy, a także ustalaniem,
co stało się z zaginioną pokojówką, która wcześniej pracowała dla jego ciotki.
Zaginięcie pokojówki jest właśnie zagadką kryminalną, która będzie w tym tomie
rozwiązywana.
Tradycyjnie pojawi się bohater, w tym
przypadku bohaterka, która zasługiwać będzie na szczególną uwagę. To znak
firmowy tej serii. Teraz będzie to Amanda Goodwinter, projektantka i radna .
Amanda nie zniknie i będzie przewijać się w całym cyklu. Jest w średnim wieku i
tym różni się od innych, że mówi , co myśli , nie jest miła, wręcz odwrotnie,
zwykle bywa naburmuszona, według
niektórych jest „kąśliwa jak osa” , a do tego jej inteligencja z pewnością
znacznie przewyższa przeciętną. Ubiera
się też ekscentrycznie, ale nie tak, jak można byłoby się spodziewać po
projektantce, chodzi w wymiętych, workowatych ubraniach. Wszystkie sceny z
Amandą aż iskrzą od humoru. Gdy pierwszy raz przyszła do Qwilla , zatrudnił ją
właśnie jako projektantkę, krzywiąc się niemiłosiernie zakomunikowała mu, że
drzwi do jego domu to schrzaniona robota. On chcąc zagaić rozmowę , spróbował się
przedstawić, na co mu odparła – przecież wiem, kim pan jest. Mówić to, co się myśli, to teoretycznie nie
jest wielki wyczyn, ale w praktyce rzadko spotyka się ludzi, którzy tak robią.
Tym więc przyjemniej czyta się fragmenty z Amandą.