wtorek, 27 grudnia 2016

Lilian Jackson Braun „Kot, który bawił się w listonosza”


  
    Kot, który bawił się w listonosza. - okładka książki
Szósty tom  mojej ulubionej serii  o Qwillu i jego kotach autorstwa Lilian Jackson Braun opowiada już o czasie, gdy to Qwill podjął decyzję co do spadku po swojej przyszywanej ciotce. Zdecydował się na to, że spełni warunek z testamentu ciotki i   zamieszka przez okres 5 lat w małej miejscowości, w której zamieszkiwała wcześniej ciotka  i tym samym odziedziczy gigantyczny spadek. Woda sodowa nie uderzyła mu na szczęście do głowy , zadecydował, że powoła do życia fundację, która z pieniędzy ze spadku  będzie wspomagać różne ciekawe i pożyteczne lokalne inicjatywy. On sam z natury bardzo oszczędny, a nawet skąpy, żyć będzie  tylko z części procentów jako rentier . Ale jak się okaże w następnych tomach, Qwill nie będzie tylko rentierem, znajdzie sobie zajęcie. Nastąpi to dopiero w kolejnym tomie, w tym będzie to niemożliwe, bo Qwill uległ wypadkowi.
     Wypadek nastąpił zaraz na początku książki, otóż Qwill jechał rowerem i ktoś chciał go rozjechać. Nie był to przypadek. Nasz bohater po wyjściu ze szpitala zajmie wiec poszukiwaniem sprawcy, a także ustalaniem, co stało się z zaginioną pokojówką, która wcześniej pracowała dla jego ciotki. Zaginięcie pokojówki jest właśnie zagadką kryminalną, która będzie w tym tomie rozwiązywana.
    Tradycyjnie pojawi się bohater, w tym przypadku bohaterka, która zasługiwać będzie na szczególną uwagę. To znak firmowy tej serii. Teraz będzie to Amanda Goodwinter, projektantka i radna . Amanda nie zniknie i będzie przewijać się w całym cyklu. Jest w średnim wieku i tym różni się od innych, że mówi , co myśli , nie jest miła, wręcz odwrotnie, zwykle bywa naburmuszona,  według niektórych jest „kąśliwa jak osa” , a do tego jej inteligencja z pewnością znacznie przewyższa  przeciętną. Ubiera się też ekscentrycznie, ale nie tak, jak można byłoby się spodziewać po projektantce, chodzi w wymiętych, workowatych ubraniach. Wszystkie sceny z Amandą aż iskrzą od humoru. Gdy pierwszy raz przyszła do Qwilla , zatrudnił ją właśnie jako projektantkę, krzywiąc się niemiłosiernie zakomunikowała mu, że drzwi do jego domu to schrzaniona robota. On chcąc zagaić rozmowę , spróbował się przedstawić, na co mu odparła – przecież wiem, kim pan jest.  Mówić to, co się myśli, to teoretycznie nie jest wielki wyczyn, ale w praktyce rzadko spotyka się ludzi, którzy tak robią. Tym więc przyjemniej czyta się fragmenty z Amandą.