piątek, 23 czerwca 2023

Marek Krajewski „Błaganie o śmierć”

 


Początek książki czyta się tak, jakby napisał go psychopata. Mamy opis oszukańczej walki bokserskiej, podczas której jeden z zawodników miał ręce obłożone szatami z gipsem, włożone oczywiście do rękawic, gdy zadawał cios, siła  tego ciosu rozsadzała kości przeciwnika. Opisane jest to ze szczegółami, a opis jest koszmarny. Równolegle prowadzony jest wątek młodej dziewczyny, prostytutki, porwanej wraz z dzieckiem przez jakiegoś szaleńca, nad którą ten się znęcał. Ból fizyczny był dla niej niemal niczym w porównaniu do przerażenia i troski o los dziecka. Opis jest równie koszmarny, jak i opis wspomnianej walki bokserskiej. Czytelnik nie może mieć chwili spokoju, bo również równolegle młody Mock przypomina sobie, jak jego ojciec znęcał się nad nim w dzieciństwie, jak go bił, poniżał itp. Przebrnięcie przez te opisy wymaga olbrzymiego samozaparcia, osobiście nie przepadam za czymś takim. 

     Nie można jednocześnie powiedzieć, że te opisy nie mają znaczenia. Mock mimo bardzo młodego wieku jest alkoholikiem, ma problem z nawiązywaniem wszelkich głębszych relacji, w tym nawet przyjacielskich. Ma też za sobą doświadczenia wojenne. Trauma z dzieciństwa z pewnością odegrała swoją rolę w tym, kim się stał.  
     
     Mniej więcej po około 100 stronach zaczyna się normalna akcja. Pokazana jest ówczesna policja – dwudziestolecie międzywojenne we Wrocławiu, układy i układziki, przepychanki. Bardzo wysoko postawiona osoba naciskała, aby priorytetowo poprowadzić sprawę walki bokserskiej, a życzenie to zostało spełnione. Porwanie dziecka i prostytutki nie miało dla szefów policji jakiegokolwiek znaczenia, traktowane było jako strata czasu. 

  Książka broni się zaś opisami Wrocławia i jest to bardzo poważny atut. Miasta tego nie znam, byłam tam parę dni bardzo dawno temu podczas wycieczki szkolnej. Ale Wrocław fascynuje, wydaje się i swojski i obcy zarazem. W trakcie opisywanych wydarzeń był oczywiście niemiecki. Nie tak dawno gdy słuchałam audiobooków Cherezińskiej o Piastach, Wrocław również się tam pojawiał. Był miastem bogatym z kwitnącym handlem, no i przy okazji łakomym kąskiem dla bliskich państw, nie tylko dla nas, ale i dla Czech, silne były też dążenia do autonomii, tak jak w innych księstwach śląskich. Czytelnik nabiera ochoty na odwiedzenie tego miasta, a przynajmniej tak stało się w moim przypadku. Patrząc na znajomych odnoszę wrażenie, że ludzie dorośli niezmiernie rzadko zwiedzają nieznane im duże polskie miasta. Jeżeli już to zwiedzają ewentualnie przy okazji urlopów wakacyjnych pobliskie miasteczka. I to wszystko. Jak ktoś nie był np. we Wrocławiu do skończenia studiów i nie zwiedził wówczas tego miasta, to prawdopodobieństwo, że zrobi to później, jest bardzo małe. Jednocześnie wiele osób zwiedza różne miasta za granicą. Dzięki książkom Krajewskiego czy Ćwirleja, można nabrać ochoty na to, aby zwiedzić Wrocław czy Poznań. Dotyczy to również oczywiście i autorów i innych miast.      
7/10
    


środa, 21 czerwca 2023

Wirginia Woolf – „ Do latarni morskiej” – audiobook, czyta Irena Lipczyńska

 


Klasyki literatury nie da się całej przeczytać, no chyba że ktoś zajmuje się tym zawodowo. A w klasyce jest faktycznie wiele arcydzieł, które są w stanie zauroczyć czytelnika po latach. Raz na jakiś czas sięgam więc do tej klasyki w nadziei, że odkryję dla siebie coś nieznanego. Sięgając po klasykę ma się szansę, że natrafi się na dzieło, o którym pisała Olga Tokarczuk, dzieło które ociera się o Wielką Tajemnicę, które przedstawia świat w taki sposób, w jaki jeszcze na niego nie patrzyliśmy. To jednocześnie powinno być dzieło, po przeczytaniu którego jesteśmy już innymi ludźmi, a w trakcie czytania byliśmy w czymś w rodzaju transu, zafascynowani i porażeni, niczym w jakimś innym wymiarze. 

       „Do latarni morskiej” z pewnością nie jest czymś takim. Nie zauważyłam tu głębi psychologicznej czy jakiejkolwiek innej. Niestety tekst nieco nudzi, a przy audiobooku bardzo łatwo jest oderwać od niego uwagę. Czytająca Irena Lipczyńska z pewnością tu nie pomaga, wręcz usypia i potęguje nudę. Znaczna część książki to opis jednego popołudnia w nadmorskiej angielskiej miejscowości, odbywa się wówczas spotkanie towarzyskie u rodziny Ramseyów. Nie dzieje się nic spektakularnego, zaś powieść od innych odróżnia to, że opisywane są myśli uczestników spotkania. Przykładowo jeden z gości psychicznie czuje się fatalnie, drażnią go pozostali ludzie, postrzega ich jako prostaków i marzy o tym, aby być już u siebie w domu. W oczach gospodyni z kolei to on budzi politowanie, bo mieszka sam i jej się wydaje, że zrobiła mu wielkie dobrodziejstwo, zapraszając go na przyjęcie. Dalsza część książki rozgrywa się po latach od opisanego przyjęcia. 

      Ale nie ma tu niczego odkrywczego, przy odrobinie zastanowienia i empatii w takich sytuacjach w dużej mierze można się domyślić, jak poszczególni ludzie się czują. Z pewnością można sięgnąć głębiej, tak jak potrafił to robić w swoich genialnych psychologicznych powieściach Javier Marias. Wirginia Woolf nie była w stanie sięgnąć głęboko. 

6/10




sobota, 10 czerwca 2023

Olga Tokarczuk "Dom dzienny dom nocny"

 

     Miałam niestety spory problem, aby przebrnąć przez tą książkę. Tak jak napisałam przy okazji zbioru krótkich tekstów O. Tokarczuk "Czuły narrator", jej krótkie teksty są świetne, z powieściami jest gorzej.  Fenomenalny jest esej Tokarczuk "Lalka i perła", o któym pisałam tutaj - o "Lalce" Prusa. "Dom dzienny dom nocny" mnie nie wciągnął,  a niektóre jego fragmenty wydawały mi się wręcz absurdalne i niedorzeczne. Po prostu coś zupełnie nie dla mnie. Literatura kojarzy mi się oczywiście m. in.  z różnymi ulubionymi zajęciami i rzeczami, np. jeden lubi góry, drugi morze, jeden takie potrawy, drugi inne. Nie każda książka jest dla każdego.  Nie jestem do końca pewna, z czego to wynika, to temat do głębszego namysłu. Może z braku jakiegokolwiek podobieństwa do któregokolwiek z bohaterów? Z innego sposobu patrzenia na świat? 

    Generalnie jest to opowieść narratorki o zamieszkiwaniu w Kotlinie Kłodzkiej, na ziemiach poniemieckich, część jest o niej, część o jej sąsiadce Marcie, jest to opowieść jedynie częściowo realistyczna. Sporo jest też o innych osobach i nie tylko w czasie współczesnym. Przewija się też motyw różnych snów. Poszczególne wątki bezpośrednio się ze sobą nie łączą, łączą jedynie abstrakcyjnie, podobieństwem ludzkich losów bez względu na czas opowieści np. marzeniami czy ostatecznym niespełnieniem. Niestety przeważająca większość tych wątków nie trafiła mi do przekonania. Przykładowo młodej kobiecie przyśnił się głos, który mówił, że ją kocha i że jest Amosem. Ona uznała, że to głos prawdziwego mężczyzny i zdecydowała, że musi go zidentyfikować i znaleźć. Przy pomocy książki telefonicznej znalazła kogoś, kto jej zdaniem był tym głosem ze snu, pojechała do niego. Niestety część opisywanych postaci była totalnie pusta, bezrefleksyjna, niepotrafiąca odnaleźć sensu w życiu, np. bezdzietne małżeństwo, gdzie dla każdego z małżonków ulgą w egzystencjalnej pustce był przygodny seks z dziwną postacią, nie wiadomo czy w ogólne realną.  

    Nieco ciekawsze są wątki ludności niemieckiej w czasie, gdy ludność ta po wojnie był wysiedlana do Niemiec. Wątek mnicha, piszącego historię mniszki, znanej z legendy sprzed wieków, Kummernis, kobiety z brodą i twarzą Chrystusa, był dla mnie najcięższy do przebrnięcia. 

4/10


czwartek, 8 czerwca 2023

Elżbieta Cherezińska „Odrodzone królestwo” – audiobook, czyta Filip Kosior

 

„Odrodzonym królestwem” cykl o ostatnich Piastach, głównie o Łokietku, został zamknięty, czego bardzo żałuję. Liczyłam na to, że autorka napisze kolejny tom, chociażby o początkach panowania Kazimierza Wielkiego. Ale jej zamysł jest mocno czytelny, chciała opisać szalenie trudne i niebezpieczne momenty w naszej średniowiecznej historii za panowania Piastów, kiedy to byt naszego niepodległego państwa zawisł na przysłowiowym włosku. Groził nam rozbiór, Krzyżacy zjednoczyli się z Janem Luksemburskim, zawarli pakt, jak podzielą nasze ziemie i uderzyli z dwóch stron. Cykl Cherezińska zakończyła śmiercią Łokietka, kiedy to niebezpieczeństwo w dużej mierze było już zażegnane. Autorka opisuje nie tylko te chwile, z których możemy być dumni, o ile można być dumnym z czegoś na co nie miało się jakiegokolwiek wpływu.  Pisze też o kartach haniebnych, jak królobójstwo Przemysła II, fakt mało znany, a u Cherezińskiej wraca we wszystkich tomach jak echo.  Cykl jest wspaniały i bez cienia wątpliwości kiedyś do niego wrócę.  

    Wspominałam już przy okazji wcześniejszych tomów, że postać Łokietka jest wyjątkowo godna uwagi, zarówno ze względów historycznych, jak i psychologicznych. Gdy podejmował pierwsze próby zjednoczenia naszych ziem, byliśmy nie tylko w rozsypce po rozbiciu dzielnicowym, kandydatów do tronu, nie było mało, a nie każdy chcąc ten tron zdobyć, myślał o interesie państwa czy poddanych. Byliśmy otoczeni praktycznie samymi wrogami z każdej strony. Łokietek przy pomocy światłych ludzi opanował tą sytuację tak, że Kazimierz mógł je umacniać, najgorsze było już za nami. Łokietek to przykład postaci, która całe życie napotyka na porażające trudności, ma jak to w jego rodowym zawołaniu  - Pod wiatr. I walczy z tym, raz zwycięża, raz przegrywa, ale nigdy się nie poddaje i ostatecznie odnosi zwycięstwo. Kazimierz Wielki niewątpliwie ma olbrzymie zasługi dla państwa, ale gdyby nie jego poprzednik na tronie i jego polityka, Kazimierz nie miałby tak łatwo.

    Wspaniałe jest też to, że Cherezińska wydobyła z mroków zapomnienia nie tylko Łokietka, ale właśnie te wspomniane chwile dziejowe. Przed przeczytaniem cyklu nie miałam pojęcia, że nasza sytuacja w tamtym czasie była tak ekstremalnie trudna. Do zbiorowej już świadomości przeszło, że jedne z najtrudniejszych chwil opisał Sienkiewicz w Trylogii „Ku pokrzepieniu serc”.  Okres panowania Łokietka z reguły zapamiętany jest jako zjednoczenie ziem. A przecież pod koniec jego panowania doszło do jednych z najważniejszych bitew naszego oręża, pod Płowcami w 1331 roku. O wysiłkach dyplomatycznych pisałam już wielokrotnie. W tym tomie pokazana jest też mało spotykana umiejętność Łokietka, która przydałaby się każdemu w każdych czasach, a mianowicie sztuka kompromisu. Osłabił on Krzyżaków bardzo mocno, ale ich ostatecznie nie pokonał w takim stopniu, aby przestali stanowić zagrożenie. Krzyżacy chcieli pokoju, ale nie mogli zgodzić się na to, aby z wojny z Polską wyjść tylko jako przegrani bez żadnej zdobyczy terytorialnej. Byliby wówczas skompromitowani na arenie międzynarodowej, a wewnętrzna frakcja krzyżackich radykałów nigdy nie zaakceptowałaby takiego rozwiązania.  Pokój czy rozejm w takich warunkach byłby tylko chwilowy. Łokietek stanął przed dylematem, czy zgodzić się utratę części terytorium i nie mieć wojny, mógłby wówczas zacząć umacniać państwo zniszczone po wojnach, czy też zastosować taktykę, że nie oddamy ani piędzi ziemi. Zdecydował się na kompromis i dzięki temu na 80 lat zapanował pokój. 

    Każdy znajdzie tu postać lub postacie, które staną się jego ulubionymi bohaterami i każdemu czytelnikowi będzie ciężko rozstać się z nimi.   

10/10