piątek, 30 lipca 2021

Haig Matt „Biblioteka o północy”

 

   

Dorośli wbrew wszelki pozorom, podobnie jak i dzieci, lubią bajki. „Biblioteka” jest dla mnie właśnie taką bajką dla dorosłych, ale w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Ta książka to lekarstwo na lepszy humor, wyśmienita gdy ktoś jest zmęczony, czy ma doła, a gdy czytelnik zaczynając lekturę jest w dobrym nastroju, to w trakcie czytania będzie jeszcze w lepszym. Czyta się wyśmienicie, lekko i bez obawy, że stanie się coś strasznego, że komuś z bohaterów stanie się krzywda. Czytelnik nie denerwuje się, czyta spokojnie i na luzie, akcja wciąga. W tej konwencji lekko fantasy kryje się jednak ciekawe, pozytywne i pocieszające przesłanie.

    Każdemu chyba przyszło co najmniej raz do głowy myśli, a prawdopodobnie przychodzi częściej, co by było gdyby kiedyś podjęło się inne decyzje życiowe. Gdyby np. wybrało się inny kierunek studiów, gdyby związało się lub nie związało z określoną osobą, gdyby podjęło się inną pracę itp. itd. Właśnie w „Bibliotece” główna bohaterka uzyskuje możliwość dokonania takich korekt i podjęcia dalszego życia właśnie już po innej decyzji kiedyś w przeszłości. Zaczyna się od tego, że uznaje, iż lepiej dla niej byłoby, gdyby wyszła za mąż za chłopaka, z którym mieli już ustalony termin ślubu i ona z niego zrezygnowała. Błyskawicznie okazuje się, że to alternatywne życie nie jest idealne, ale można zdecydować się na jeszcze inne alternatywne życia, takie w których realizuje swoje inne niespełnione marzenia.

   Książka w pewnym sensie jest przewidywalna, ale jest też mocno przewrotna, a po lekturze ma się sporo do przemyślenia. Można się zastanowić, czy aby na pewno bylibyśmy szczęśliwsi, podejmując kiedyś inne wybory, w końcu jakieś przyczyny zadecydowały, że podjęliśmy właśnie takie, a nie inne decyzje. Zawsze jest coś za coś, decydując się na inną pracę czy inne studia nie spotkalibyśmy tych osób, które stały się naszymi przyjaciółmi. Nie zdobylibyśmy tych doświadczeń, które nas ukształtowały. Być może, np. z braku czasu, w tym alternatywnym życiu nie przeczytalibyśmy nawet tych książek, bez których nie wyobrażamy sobie funkcjonowania.  

   „Bibliotekę o północy” naprawdę warto przeczytać, jest tam jeszcze sporo innych wątków do przemyślenia, szczególnie ten z ostatnich kart.

5/6

    

poniedziałek, 26 lipca 2021

Hanka Grupińska "Najtrudniej jest spotkać Lilit" - audiobook, czyta autorka

 

Audiobook Najtrudniej jest spotkać Lilit  - autor Hanka Grupińska   - czyta Hanka Grupińska

    Spośród wszystkich książek, jakie kiedykolwiek czytałam o chasydach, ta traktuje ten problem najgłębiej. Poza samym początkiem, gdzie autorka opisuje różne odłamy chasydyzmu, reszta napisana jest szalenie wciągająco. Książka nie została napisana ze z góry założoną tezą, że ruch ten jest taki, czy inny, H. Grupińska po prostu rozmawia i być może sama, tak jak i czytelnik może być zaskoczona odpowiedziami rozmówców. Dla mnie opisy tego, jak żyją chasydzi, były przerażające, odbierałam to jako coś wręcz koszmarnego. Ale okazuje się, że liczebność chasydów wcale nie maleje, wręcz przeciwnie. A rozmówczynie autorki wskazują na takie pozytywne aspekty takiego życia, które rzeczywiście ciężko zakwestionować. Przedstawiony obraz świata nie jest więc czarno - biały, a czytając, czy słuchając, nie tylko uzyskuje się masę wiadomości o tamtym świecie, ale też konfrontacja naszej wizji tamtego życia z tym, jak to wygląda naprawdę, może być ciekawa. To nie jest tak, że przed lekturą już coś się wie, a po przeczytaniu czytelnik tylko jest utwierdzony w swojej wizji. Jest odwrotnie, bo po przeczytaniu ma się świadomość, przynajmniej ja taką zyskałam, że głębsze zrozumienie życia chasydów wcale nie jest takie proste i że nic nie jest tutaj jednoznaczne. 

   Chyba nie różnię się zbytnio od innych we wskazaniu tego, co dla osoby z zewnątrz jawi się jako koszmar. Przykładowo każda kobieta, chasydka, jest mężatką, jej główne a często jedyne zadanie to zajmowanie się domem i dziećmi. Nie powinna się kształcić, a nauka dziewczynek w szkołach chasydzkich sprowadza się do kwestii tego, jak prowadzić kuchnię z rozróżnieniem na potrawy koszerne i niekoszerne i do podstawowych kwestii religijnych. I ta nauka kończy się maksymalnie na szczeblu średnim. Są pojedyncze kobiety, które kształcą się dalej, ale należą do wyjątków i jest to źle widziane. Gdy są problemy finansowe, to wtedy kobieta musi zacząć pracę. Chasydzi nie czytają książek innych, niż religijne, nie oglądają filmów, seriali, nie chodzą na koncerty czy wystawy. W domach nie mają radia, telewizora czy internetu. Nie wyjeżdżają na wypoczynek po to, aby coś zwiedzić. Kobiety w przeważającej większości nie mają ani koleżanek, ani przyjaciółek, a jedyne ich kontakty towarzyskie, to kontakty z rodziną. W zależności od odłamu chasydyzmu, w książce nazywanego sektą, rygory mogą być jeszcze ostrzejsze, albo odwrotnie. Z jednej strony wśród części wyznawców pojawia się tendencja, aby te rygory jeszcze zaostrzać, z drugiej zaś są też i odwrotne trendy. Chasydyzm rośnie w siłę i politycy poważnie muszą się liczyć wyborcami z tego kręgu. 

     To niewątpliwe przerażenie tymi opisami dość mocno kontrastuje z tym,  że znaczna część kobiet, z którymi autorka rozmawiała, jest zadowolona z tego, jak żyją. Mają poczucie wspólnoty, oparcia w licznej rodzinie, wiedzą, że w razie jakichkolwiek problemów nie będą same. Mają też poczucie głębokiego sensu tego, co robią, nie zajmują się przecież  byle czym, tylko wychowywaniem dzieci i troską o dom. Starsi ludzie zawsze są z rodziną, w książce nie było mowy o żadnych domach opieki. Kobieta jest z reguły tak zarobiona, że nie ma czasu zastanawiać się nad zadowoleniem z życia, ale zapytane o to, tylko nieliczne miały wątpliwości. Rozmówczynie Hanki Grupińskiej wypełniając te same rytuały, które odprawiały ich pra pra prababki i w ogóle Żydówki dawno temu, nawet kilka tysięcy lat temu, czują też łączność właśnie z tymi przeszłymi i przyszłymi pokoleniami. Przypadków odejść z takich rodzin i w ogóle z takiego życia jest bardzo mało, tytuł książki "Najtrudniej jest spotkać Lilit" nawiązuje właśnie do takiej sytuacji. 

      Widać, że autorka wykonała mrówczą pracę, aby tą książkę napisać. Obecne wydanie jest już bodajże czwartym z kolei. Szkoda jedynie, że zdecydowała się się na to, aby samej odczytać tekst i aby to autorskie odczytanie stało się audiobookiem. Chyba już od 10 lat słucham audiobooków i nie mam żadnych wątpliwości co do tego, że książkę powinien odczytywać aktor, który jest kształcony właśnie m. in. w tym kierunku. Prawdziwy profesjonalista umie czytać tekst tak, aby brzmiało to interesująco. Pisarz czy dziennikarz tych umiejętności z reguły nie posiada. Szczególnie początkowo odczytywanie tekstu przez Hankę Grupińską razi, jest monotonne i trzeba pamiętać o skupieniu, aby się nie wyłączyć. Potem można się już przyzwyczaić. 

5/6

niedziela, 18 lipca 2021

Wacław Oszajca, Damian Jankowski "Innego cudu nie będzie. Rozmowy o wierze i niewierze"

 

Innego cudu nie będzie - Jankowski Damian, Wacław Oszajca

Wacław Oszajca jest jezuitą, czyli zakonnikiem tego zakonu, który wyjątkowo ceni intelekt. Studiowałam na uczelni świeckiej z kolegą, który był zdeterminowany, aby zostać jezuitą. Zgłosił się tam zaraz po maturze, mówił, że nie został przyjęty, bo powiedziano mu, aby najpierw skończył studia. Dopiero po skończeniu studiów i przyjęciu go do zakonu miał rozpocząć edukację teologiczną i kolejne studia. Jezuici mają w swoich szeregach sporo naprawdę światłych ludzi, a ta książka jest tego idealnym przykładem. Jeżeli ktoś chciałby zobaczyć inne oblicze Kościoła niż to, które prezentują osoby w stylu Rydzyka czy Jędraszewskiego lub im podobnych, powinien po tą książkę sięgnąć. 

   Z W. Oszajcą rozmawia świecki dziennikarz, w trakcie rozmowy zostało podjęte naprawdę szerokie spektrum tematów. Mowa jest zarówno o kwestiach, dotyczących Kościoła, np. odchodzenie wiernych, o papieżu Franciszku, o jego nauczaniu, sporo jest też o indywidualnej relacji człowieka z Bogiem, są nawiązania do literatury, muzyki, sztuki, do filmu. Ojciec Oszajca z jednej strony identyfikuje się z Kościołem, z drugiej zaś pozostaje wobec niego bardzo krytyczny. Tak jak np. człowiek, który kocha swoją rodzinę, ale potrafi ją ocenić realnie i nie wymyśla sobie, że ma np. nadzwyczaj zdolne dzieci. Nikogo nie obraża, nie jest zacietrzewiony, jest otwarty na zmiany w Kościele.  

    Przykładowo rozważana jest kwestia piekła i tego, czy ono naprawdę istnieje. Przytoczone są przykłady kilku myślicieli, intelektualistów, co zaskakujące, osób mocno związanych z Kościołem, które kwestionują wieczne potępienie jako niezgodne z ideą miłosierdzia Bożego i z duchem Ewangelii. No i twierdzą, że nie ma żadnego piekła. Jest mowa o osobach, żyjących w związkach niesakramentalnych, też bez zacietrzewienia i z zastanowieniem, o ludziach niewierzących, o radości i nawet o śmierci i wielu innych zagadnieniach. Właściwie to w przypadku każdego podejmowanego tematu, różne uwagi ojca Oszajcy są zupełnie niestandardowe, nie jest to powtarzanie różnych frazesów, tylko widać, że określony problem widzi on głębiej. Świetnym pomysłem było cytowanie myśli papieża Franciszka na temat, o którym mówią właśnie rozmówcy. Podnosi to jeszcze bardziej i tak szalenie wysoki poziom rozmowy.  

     Najciekawszy dla osoby wierzącej będzie chyba rozdział o indywidualnej relacji człowieka z Bogiem, o modlitwie. Nie dotyczy to modlitwy, polegającej na tępym, bez zastanowienia, powtarzaniu formułek. Zakonnik opowiada, jak według niego można zrozumieć, co Bóg mówi do człowieka. "Dla mnie modlitwa to w pierwszej kolejności pewnego rodzaju wrażliwość, umiejętność patrzenia na to, co się wydarza." "Przede wszystkim warto być uważnym. Bóg mówi do nas przez wydarzenia i ludzi". "W procesie rozeznawania potrzebna medytacja, czyli analizowanie, przyglądanie się rzeczywistości i rozważanie, co w niej jest od Boga, a co nie".  Pada zachęta, gdy np. ogląda się wiadomości i słyszy się o różnych dramatach, pomyśleć, w związku z pokazaną sytuacją, np. pożar, powódź, wojna, "Co ja mogę zrobić w tym momencie?". Można pomyśleć, "Czy przypadkiem ten dziennik telewizyjny nie jest dla mnie słowem Bożym". 

   Tematów do zastanowienia po lekturze jest naprawdę mnóstwo.  

6/6

piątek, 16 lipca 2021

Lee Child „Nieprzyjaciel” – audiobook, czyta Andrzej Hausner

 

      Wielokrotnie pisałam o cyklu z Jackiem Reacherem, ten tom należy do tych bardziej udanych. Jeśli tylko komuś odpowiada taka konwencja, ma zagwarantowane oderwanie się od rzeczywistości i wciągnięcie się w inny świat, pełen inteligencji, energii, odwagi, ryzyka, humoru i temu podobnych rzeczy.  Początek nie jest może zbyt zachęcający, bo Reacher jest jeszcze żandarmem, prowadzi śledztwo w sprawie zabójstwa amerykańskiego generała. Niedługo potem znaleziony zostaje martwy żołnierz z jednostki specjalnej, jest zmasakrowany. Przez jakieś dwie, trzy godziny mamy obraz nieszczególnie fascynujących, rutynowych poczynań Reachera w tym zakresie, ale akcja rozkręca się. Co jest tutaj najciekawszego? Kilka rzeczy.

     Tytułowych nieprzyjaciół jest kilku, w moim odczucie jednak największym nieprzyjacielem jest szef Reachera. Człowiek kanalia, który błyskawicznie podjął decyzję, iż morderstwo żołnierza trzeba zatuszować, bo źle mogłoby to wpłynąć na wizerunek wojska. W stosunku do Reachera zachowanie jego szefa również jest skandaliczne. Każdy kto pracuje, czy pracował, chyba co najmniej raz lub więcej  razy zetknął się z sytuacją, gdy ma się szefa, z którym ciężko jest wytrzymać. Można więc kibicować Reacherowi w jego rozgrywce z tym człowiekiem, a z samej konwencji cyklu wiadomo, kto wyjdzie z tej potyczki zwycięsko. Kapitalne są sceny, gdy Reacher mówi mu, co o nim tak naprawdę myśli, lub co się z nim stanie w późniejszym czasie. Jak zwykle Reacher nie biadoli, nie załamuje się, tylko działa.

    Najciekawsze jednak jest co innego, co jest tylko retrospekcją. W tym tomie Reacher  jedzie do Paryża odwiedzić matkę i poznaje tam autora książki o wydarzeniach z czasów wojny, tzw. pociągach życia.  Polegały one na tym, że gdy doszło do wypadku czy zestrzelenia samolotu alianckiego nad Francją, trzeba było temu lotnikowi pomóc wydostać się z Francji, głównie do Hiszpanii. Pomoc obejmowała wszystko, począwszy od prozaicznych rzeczy, jak cywilne ubranie, jedzenie, załatwienie fałszywych dokumentów. Taki np. Anglik nie znając języka, a udając Francuza, nie mógł się sam poruszać, ktoś narażając się, musiał mu towarzyszyć. Najtrudniej było to robić w Paryżu, tam było najwięcej żołnierzy niemieckich. Reacher poznał człowieka, który był zaangażowany w ten ruch, uratował kilkadziesiąt osób, a mając 13 lat zabił denuncjatora. Można co nieco dowidzieć się, jak ten ktoś żył potem w warunkach pokoju. Te fragmenty opowiedziane są naprawdę fascynująco.    

   Wydarzenia rozgrywają się w czasie, gdy  kończyła się zimna wojna, wiadomo było, że w armii amerykańskiej będą olbrzymie zmiany, najprawdopodobniej redukcje. Żołnierze  stanęli w obliczu bliskiej utraty pracy, a dowódcy dodatkowo utraty władzy i związanych z nią apanaży.  na wyższych szczeblach wojska zaczęła się więc bezwzględna rywalizacja. 

5/6

 

wtorek, 13 lipca 2021

Joanna Łenyk – Barszcz, Przemysław Barszcz – „Wielkie sekrety arcydzieł sztuki”

 

Obraz znaleziony dla: Van Gogh Gwiazdzista noc. Rozmiar: 215 x 160. Źródło: www.digi-art.pl

    Książka niewątpliwie warta jest przeczytania i obejrzenia, dla mnie była jedynie nieco nierówna. Niektóre rozdziały są naprawdę fascynujące i rzeczywiście opisują coś, co jest tajemnicą, nie wszystkie jednak. Pozycja jest wyjątkowo rzetelna. Nie ma tu tajemnic wymyślonych na siłę, czy doszukiwania się czegoś, czego nie ma, autorzy nie snują domysłów i nie interesują ich na szczęście teorie spiskowe. Nie ma tu niczego w stylu Dana Browna i jego „Kodu Leonarda da Vinci”. Nie ma pogoni za sensacją.

     Sekrety, o jakich piszą, są różnorakie. Przykładowo na kilku obrazach van Gogha są dziwne gwiazdy, przypominające jakby wiry, albo są to gwiazdy otoczone dziwnymi wirami. Gdy widziałam te obrazy zawsze mnie to zastanawiało i wydawało się fascynujące, a nawet i tajemnicze. Ale byłam przekonana, że to jest po prostu wizja artysty. Okazało się jednak, że jest to nieco bardziej skomplikowane. Otóż gdy popatrzy się na niebo przez teleskop Hubble`a, to gwiazdy wyglądają dokładne tak, jak na obrazach van Gogha. Teleskopu o takiej mocy w czasach malarza nie było. Jak wiec van Gogh mógł widzieć coś, co jest niewidoczne dla oczu zwykłego śmiertelnika? Tego pewnie nigdy się nie dowiemy, a autorzy nie zajmują się takimi dywagacjami, sam czytelnik może się zastanowić. Nie jest to jedyny tego typu sekret, o jakim w książce jest mowa.

     też i innego rodzaju sekrety. Autorzy jeden z rozdziałów poświęcili „Wieży Babel” Pietera Bruegela. Dotychczas wieża ta kojarzyła mi się z Biblią. Jak się okazuje, Bruegel nie odmalował jedynie historii biblijnej. Na motywach tej biblijnej opowieści namalował zupełnie inną historię, a pełne zrozumienie jej bez żadnych podpowiedzi, na własną rękę, jest bardzo trudne. By zrozumieć, co tak naprawdę przedstawia obraz, trzeba wiedzieć, jaka była historia Niderlandów, co dokładnie działo się w czasie, kiedy obraz był malowany, potrzebna jest wiedza o uwarunkowaniach religijnych i politycznych itp. Autorzy to wszystko wyjaśniają i skupiają się na najważniejszych detalach, a na obrazie szczegółów jest mnóstwo. Po przeczytaniu rozdziału  widzi się już zupełnie inny obraz.     

     Najciekawsza i zarazem najbardziej intrygująca historia dotyczy chińskiego znaleziska w postaci Armii Terakotowej. Nie miałam pojęcia, że oprócz postaci żołnierzy znalezisko obejmuje jeszcze inne osoby, zwierzęta i przedmioty i że to wojsko miało pilnować pobliskiego kurhanu. Każdego zaciekawi chyba, co właściwie jest w środku tego kurhanu. Otóż od czasów starożytnych, od powstania tej dziwnej armii, do kurhanu nikt nie zaglądał, nie przeprowadzono tam żadnych prac archeologicznych. Autorzy przedstawiają najbardziej sensowne hipotezy na ten temat.

    Z pewnością dla walorów estetycznych książki lepiej byłoby, gdyby została wydana w formie albumu, zapewne z powodów finansowych tak się nie stało.

5/6


poniedziałek, 12 lipca 2021

Kurt Vonnegut „Rzeźnia numer 5” – audiobook, czyta Jacek Dragun

 


Audiobook Rzeźnia numer pięć  - autor Kurt Vonnegut   - czyta Jacek Dragun

   Chociaż klasyk, książka ta była kompletnie mi nieznana i okazało się, że jest zupełnie nie w moim guście. Słuchało się jej ciężko i nie za wiele się z niej można dowiedzieć. Teoretycznie powieść jest m.in. o dywanowych nalotach na Drezno i o zniszczeniu miasta, ale na ten temat jest naprawdę bardzo niewiele. Wydarzenia nie toczą się chronologicznie, tylko jest sporo retrospekcji i wybiegania w przyszłość. Billy Pilgrim, główny bohater, uważa, że potrafi podróżować w czasie i być najpierw w jednym miejscu, a potem uczestniczyć ponownie w wydarzeniu ze swojego życia sprzed wielu lat, a następnie może przenosić się w przyszłość. Billy jako jeniec amerykański przeżył bombardowanie Drezna i to plus inne okropności wojny doprowadziły do tego, że popadł w obłęd. Fakty historyczne przemieszane są tu z science fiction, część wydarzeń  rozgrywa się planecie Tralfamadoria. Z uwagi na te skoki w czasie w odniesieniu do tej powieści i pisania o niej trudno mówić o spojlerze, od samego początku niemal wszystko jest już wiadome.  

   Zamierzenia Vonneguta są bardzo wyraźne, z punktu widzenia obcej cywilizacji i w ogóle z obiektywnego punktu widzenia ludzkość dąży do samozniszczenia, ludzie mordują się, najpierw jedne pokolenia coś przez wiele lat tworzą, potem inne w chwilę te dokonania rujnują i to bez żadnego ku temu powodu. Billy jako przedstawiciel ludzkości zasługuje na to, aby jako okaz zostać umieszczony przez Tralfamadorczyków w ich ZOO, co też zostaje zrealizowane. Nieco później zostaje do ZOO dostarczona porwana z Ziemi kobieta, Montana, wcześniej grająca w filmach porno.  Billy zauważa, że porażające wizje fantastów piszących książki science fiction, zaczęły okazywać się prawdziwe, np. używanie wobec Wietnamczyków w czasie wojny wietnamskiej napalmu i palenie ich. Innym przejawem aberracji luszkości jest powtarzające się w paru miejscach powieści zdjęcie konia kopulującego z kobietą.  

    Kompletnie ta książka do mnie nie przemówiła. Nieco ciekawsze były jedynie fragmenty o życiu jeńców amerykańskich i angielskich na terenie Niemiec pod koniec wojny. Wbrew wszelkim pozorom wcale nie było wśród nich jedności i braterstwa, robili sobie nawzajem różne świństwa. O nalotach na Drezno i inne niemieckie miasta więcej można dowiedzieć się chociażby z „Aliantów” Zychowicza.

   Gdy przeczytam jakąś książkę, pisząc o niej staram się wspomnieć o tym, co najbardziej utkwiło mi po lekturze w pamięci i co jest ponadczasowe, np. prawdy o ludzkich charakterach, ludzkich postawach, czy np. o zjawiskach historycznych itp.  Nawet jeżeli książka ma charakter totalnie rozrywkowy, to można coś w niej znaleźć.  W tym przypadku nie mogę zanegować, że książka jest pacyfistyczna, że jest wartościowa, ale zupełnie do mnie nie przemówiła.

4/6


czwartek, 1 lipca 2021

Agata Christie „Rosemary znaczy pamięć”

 Rosemary znaczy pamięć

        Rosemary zmarła nagle podczas spotkania towarzyskiego w restauracji na skutek otrucia, zaś jej mąż, George, mimo upływu kilku miesięcy od tego wydarzenia, nie pogodził się z tym faktem i nie uwierzył, że było to samobójstwo. Był przekonany, że jego żonę ktoś po prostu otruł. Na kanwie tego wydarzenia Królowa Kryminału opisała ludzkie charaktery, a czytelnik może się zastanawiać, która z opisywanych osób jest mordercą i czy rzeczywiście śmierć Rosemary była wynikiem zabójstwa.  W powieści tej nie ma ani panny Marple, ani Herkulesa Poirota, ale mimo to zaliczyłabym ją do lepszych dzieł Agaty Christie. Wydarzenia wciągają, z reguły podczas czytania Christie koncentruję się właśnie na ludzkich postawach i charakterach, tutaj zaś  myśl kto zabił i czy w ogóle zabił, towarzyszyła mi cały czas.

     Mamy Stephena Farradaya, parlamentarzystę, dla którego najważniejszą rzeczą na świecie jest kariera. Ale są też poszlaki, że mógł być kochankiem tytułowej Rosemary. Co do uczuć do żony, to jest to mocno skomplikowane.

     Jest jego żona Alexandra, pochodząca z bardzo bogatej, wpływowej rodziny, która jest zakochana po uszy w swoim mężu, ale pozornie wygląda na wyjątkowo zimną. Dla męża robiłaby wszystko, ale w przypadku gdyby okazało się, że ją zdradzał, to już nie wiadomo, na co byłoby ją stać. Epizodycznie pojawiają się też jej rodzice, pozornie bardzo porządni i uczciwi ludzie, którzy jednak realnie biorą pod uwagę możliwość, że zabójcą może być jest ich zięć, Stephen Farraday lub ich córka. Gdyby się to potwierdziło wymyślili plan, jak chronić córkę, który z uczciwością nie miał już nic wspólnego.

    Sekretarka Georga, Ruth, jest z kolei kompetentną perfekcjonistką, ale wytrawny obserwator zauważy, że podkochuje się w swoim pracodawcy i że nie znosiła Rosemary. Jest tak skryta, że do pewnego momentu nie miała świadomości swoich uczuć. George nie był w stanie się bez niej obejść.

    Siostra Rosemary, Iris, robi wrażenie jeszcze dziecka, ale to ona odziedziczyła po siostrze olbrzymi majątek.

    Jest też znajomy rodziny Anthony Browne, o którym tak naprawdę nikt niczego pewnego nikt nie wie, poza tym ze potrafi być szarmancki, jest inteligentny, a nawet i błyskotliwy. I że zabiega o względy Iris. I nie można oczywiście wykluczyć, że to on miał romans z Rosemary.

    W tle pojawia się też niejaki Victor, hulaka, uwodziciel, kłamca, który zajmuje się wszystkim, tylko nie uczciwą pracą.

    Jest też jego mamuśka Victora, Lucilla, totalnie zaślepiona na punkcie syna, nie przyjmująca do wiadomości żadnej negatywnej rzeczy na jego temat. Wymyśliła sobie kiedyś, a może raczej syn jej to zasugerował, że on może się zastrzelić, jest więc w stanie zrobić dla niego wszystko.

    Oczywiście sylwetki te są znacznie bardziej skomplikowane, ale różne cechy charakteru wychodzą na jaw w związku z dalszymi wydarzeniami.  Generalnie bohaterowie są uwikłani w różne rodzinne sytuacje, zaślepieni wobec niektórych innych osób i „dla dobra” ukochanej osoby zdolni do wszystkiego. Część z nich „zawsze ma dobry i szlachetny powód, aby przykryć własne podłe czyny”. „Są takimi hipokrytami wobec samych siebie, że idą przez życie do końca przekonani, że każdy podły i brutalny czyn popełnili zupełnie bezinteresownie”.  Inspektor Scotland Yardu rozważając różne za i przeciw w tej sprawie, zwrócił uwagę na predyspozycje rodzinne jednego z domniemanych sprawców. Scharakteryzował tą rodzinę słowami: „rodzinna historia słabości, podłości i niezrównoważenia”. Odnosząc się do jeszcze innej osoby zwrócił uwagę na to, że „te ciche, posłuszne prawu dziewczęta często zakochują się w najgorszych typach”.

      W tej książce szczególnie widoczne są właśnie uwarunkowania rodzinne. Nie ma tu ukazanej patologii w postaci np. alkoholizmu czy używania przemocy fizycznej wobec żony czy dzieci. Ale jest inna patologia, niekarana w świetle prawa i niezmiernie częsta, a wiec zdrada, nieuczciwość i przede wszystkim dwulicowość, a właściwie fałsz na każdym polu, kim innym dana osoba jest na zewnątrz, kim innym w domu, kim innym wobec rodziców, innym wobec małżonka itp. itd. Inne standardy ktoś stawia sobie, inne innym osobom.

5/6