Słomczyński opisuje wspaniałą, arystokratyczną, angielską rezydencję, należącą do emerytowanego generała, któremu ktoś grozi zabójstwem. Konwencja powieści nawiązuje do Agaty Christie, gdy dochodzi do zabójstwa, liczba podejrzanych jest ograniczona, nie ma przemocy.
Jak na kryminał brakuje tu trochę dynamiki, powieści Christie były nieco krótsze, tutaj są pewne sceny są nieco zbyt długie i nużące, takie kontemplacyjne. Kwestia kto zabił, nie jest jakoś szczególnie frapująca. Rekompensatą są nawiązania do sztuki, w tym Dalekiego Wschodu. Ponadto jeden z bohaterów pracował nad pomnikiem lotników, poległych w czasie wojny. Są rozmowy na temat tego, co mogli myśleć lotnicy, którzy wiedzieli, że ich samolot jest już zestrzelony, czy się załamywali, czy walczyli do końca, nie poddawali się, licząc na to, że może jednak uda im się przeżyć. Bez względu na to, czy ktoś jest lotnikiem, czy nie, jedni ludzie zawsze walczą, inni się załamują pod wpływem byle czego, o tym też jest mowa. No i brana jest pod uwagę kwestia wartości, którym lotnicy byli wierni, narażając życie. Pozostaje pytanie, nad którym opisywane postacie się zastanawiają, jak to jest z tymi wartościami w ich gronie.
Pod względem psychologicznym bohaterowie są dosyć ciekawi, warta obserwacji jest dziwna para: ojciec z dorosłą córką, traktowaną jak dziecko, wymagające stałej opieki i rozkazywania. Autor rozważa też w kontekście przyczyn zabójstwa, co takiego dla kogoś może być ważniejsze, niż ludzkie życie. W tym przypadku nie wszystkie standardowe i częste przyczyny zabójstwa, wchodzą w rachubę. Z racji wieku ofiary zawiedziona miłość odpada.
Czytelnicy którzy nie potrzebują wyjątkowo wartkiej akcji, powinni być zadowoleni. Mnie Joe Alex się podoba.
7/10