niedziela, 29 czerwca 2014

Maria Kuncewiczowa „Cudzoziemka” – audiobook, czyta Zofia Kucówna

 Okładka produktu



      Podobno jest to głęboko psychologiczna książka o nieszczęśliwej  kobiecie, uduchowionej, która nie może odnaleźć się w świecie  i której nikt nie rozumie.  Powszechnie uważa się tą pozycję za wyjątkowe dzieło.  Nie podzielam tych zachwytów.

      Dla mnie jest to książka o autorytarnej , egocentrycznej histeryczce , która systematycznie przez kilkadziesiąt lat zatruwa życie całemu otoczeniu, poczynając od męża, dzieci, służących , a skończywszy na przypadkowo spotkanych osobach.  Idealnym określeniem byłoby stwierdzenie, że jest to osoba wysoce toksyczna. Bynajmniej nie jest to kobieta, którą los dotknąłby w jakiś szczególny sposób. Zresztą tak to zazwyczaj bywa, że najbardziej pokrzywdzeni przez wszystko i wszystkich czują się ci, którym wszystko układa się całkiem dobrze.  Ci z kolei , którzy przeżyli np. wojnę i związane z nią koszmary, są szczęśliwi, że w ogóle żyją.  To poczucie pokrzywdzenia przez los towarzyszy Róży już od wczesnej młodości i nie ma znaczenia, że potem ma kochającego męża, udane dzieci i sytuację materialną, umożliwiającą spełnianie większości zachcianek.   Przyczyna tego poczucia krzywdy  nie jest bynajmniej zbytnio wyszukana, zakochała się jako młoda dziewczyna , a obiekt jej uczuć – Michaś – zapomniał o niej w błyskawicznym tempie. Od tego właśnie momentu Róża obraziła się na cały świat i zaczęła się na wszystkich wyżywać.  Każdy kontakt z nią był koszmarem, bo każdemu musiała powiedzieć czy zrobić coś niemiłego.  Gdy tylko mogła, robiła nawet rzeczy znacznie gorsze. To życie niespełnioną miłością przypominało mi trochę Barbarę z „Nocy i dni” i jej zafascynowanie Józefem Tolibowskim.  Barbara miała jednak mnóstwo pracy i ta mania powracania do wspomnień i pławienie się w poczuciu nieszczęścia nie mogła przybrać aż takich rozmiarów, jak u Róży.  Barbara w przeciwieństwie do Róży była dobrym człowiekiem , ludzkim i dla dzieci i dla innych, może niekiedy za wyjątkiem Bogumiła. Różę spotkało właściwie tylko jedno nieszczęście , zmarł we wczesnym dzieciństwie jej syn, ale nawet po tym wydarzeniu nie mogła być już dla świata bardziej koszmarna, niż była wcześniej .

    Cała książka jest opisem  życia Róży i strasznego wpływu, jaki wywierała na innych. Kucówna czyta powieść tak, jakby była Różą, bez jakiegokolwiek dystansu, apodyktycznym tonem , a na dodatek z bardzo wyraźnym rosyjskim akcentem. Ten akcent teoretycznie byłby zrozumiały z racji tego, że Róża spędziła na Wschodzie trochę czasu, ale podczas słuchania było to dla mnie potwornie drażniące. Kucówna nie podobała mi się bardzo już jako czytająca „Dziewczęta z Nowolipek” , teraz było podobnie.  Ten ton przypominał mi najbardziej nielubiane nauczycieli w szkole , te, które wszystko  wiedzą najlepiej , a wszyscy wokół są idiotami. Tak, Róża też była taką właśnie osobą, ale zadaniem lektora powinno być to, aby zaciekawił swoją opowieścią, a nie żeby zniechęcał. A audiobooka słuchałam  z niechęcią i z rozdrażnieniem.  Kucówna nie spowodowała, abym poczuła dla Róży chociaż cień współczucia.

    Ta koszmarna interpretacja wykluczała właściwie jakakolwiek refleksję  nad współczesnymi Różami, takie osoby były przecież i będą zawsze .  Głos Kucównej , rosyjski sposób wymowy i akcent powodował, że miałam przekonanie, że cała ta sytuacja była dawno temu i nie może się już wydarzyć, bo czasy są inne. Może gdyby ktoś czytał to inaczej, można byłoby dojść jednak do wniosku, że w obecnych czasach mąż najprawdopodobniej porzuciłby Różę, dzieci zrobiłyby to samo , tak szybko jak tylko byłoby to możliwe. Zatruwałaby jednak życie innym   w pracy, a gdyby zajmowała stanowisko kierownicze, powinno się powiedzieć, że stosowałaby mobing.  

     Generalnie, jak dla mnie są ciekawsze tematy i osoby, którymi można byłoby się fascynować .

3/6

sobota, 28 czerwca 2014

Michael Crummey „Pobojowisko”


 

 
Wiatr od Morza  2014

 
    „Czy można wywieść związek między złą myślą a wybuchem bomby atomowej w Nagasaki?” Zdaniem wydawcy (Wiatr od Morza)  m. in. na takie pytania próbuje odpowiedzieć książka.  I chyba dzięki takiemu  opisowi i dzięki renomie wydawnictwa ją kupiłam . Jest to historia całego życia Wisha i Mercedes i ich uczucia. Poznali się przed wybuchem wojny, on potem  poszedł walczyć na Dalekim Wschodzie,  bardzo szybko trafił do obozu jenieckiego. Ona z kolei opuściła dom rodzinny, w którym nie zaakceptowano Wisha  i zamieszkała w obcym mieście. Wojna rozdzieliła parę na długi czas.

    „Pobojowisko” nie jest książką ani lekką, ani łatwą, ani przyjemną. Jest przygnębiające, ale niestety prawdziwe. Na początku czyta się je ciężko, potem gdy akcja jest już zawiązana, jest coraz lepiej. I Wish i Mercedes mają cały czas , jak to się mówi, pod górkę. Trudno sobie wyobrazić gorszy horror, niż bycie uwiezionym w obozie jenieckim u Japończyków pod Nagasaki. Potem u Wisha pojawił się  alkoholizm.  Zarówno Wish, jak i Mercedes w młodości żyją w środowisku fanatyków religijnych i skrajnej nietolerancji, w biedzie, na Nowej Funlandii, gdzie większość rodzin żyje z połowów ryb i gdzie często rybacy toną .

    Książka jest trudna, dla mnie najbardziej fascynujące było to, że nie mogłam o niej zapomnieć i że wywołała całą masę pytań. Od pewnego momentu każdy chyba czytelnik zastanawia się, dlaczego Wish, mimo, że przeżył, zwleka z nawiązaniem kontaktu z Mercedes. Wie przecież, że ona czeka na niego. Irytacja czytelnika narasta. Początkowo w ogóle nie wiadomo, dlaczego tak się dzieje, jest to irracjonalne.  I już na tym etapie zaczęłam się zastanawiać, że może  stało się wcześniej coś, na co nie zwróciłam uwagi, że może ktoś coś zrobił lub powiedział. Musiałoby to być coś naprawdę ważnego, skoro Wish mimo tego, że kochał Mercedes, nie pojawia się na Nowej Funlandii i nie daje znaku życia.  Nasuwa się od razu spostrzeżenie, jak poważne   mogą być skutki ludzkich działań, zwykłych niedbale wypowiedzianych zdań, czy zachowań. Zagadka zachowania Wisha – najbardziej frapująca z całej książki -  według mnie w 100% nie wyjaśnia się , pozostaje pewna doza niewiadomej. Okazuje się, że rzeczywiście zostało wypowiedziane pewne zdanie, które moim zdaniem nie powinno dla nikogo mieć  jakiegokolwiek znaczenia, tyle tylko że Wishowi  ciągle dźwięczy ono w uszach. Nie może on też zapomnieć o pewnym zakładzie, który moim zdaniem był idiotyczny i również nie powinien mieć znaczenia. Są jeszcze inne czynniki, typu depresja czy alkoholizm.  No i przede wszystkim jest poczucie winy , dla mnie niepojęte i irracjonale.  Może gdyby wydarzenia toczyły się w czasach obecnych, w dobie telefonów komórkowych, wiele rzeczy można byłoby sobie wyjaśnić. Mogłoby być prościej. A czy to, co myślał lub robił Wish, mogło mieć wpływ na zrzucenie bomby atomowej na Nagasaki? Chyba każdy czytelnik będzie musiał sam odpowiedzieć na to pytanie. Jednoznacznej odpowiedzi  nie ma. Tak samo, jak nie dowiemy się nigdy , jakie skutki u innych spowodowały nasze zwykłe , codzienne działania i przypadkowo wypowiadane zdania.

5/6

niedziela, 22 czerwca 2014

Piotr Zychowicz „Obłęd 44. Czyli jak Polacy zrobili prezent Stalinowi, wywołując powstanie warszawskie”




 
           Bez cienia wątpliwości jest zdecydowanie najlepsza książka historyczna, jaką kiedykolwiek przeczytałam.  Mam wykształcenie humanistyczne  i interesuję nieco się historią. Ale po przeczytaniu tej książki mój historyczny światopogląd  uległ olbrzymiej  zmianie. Książka nie jest bynajmniej tylko o powstaniu warszawskim, autor opisuje zdecydowanie szersze tło, a powstanie pojawia się dopiero po raz pierwszy chyba około 200 strony . Autor opisuje cała masę wydarzeń, przekopując się wcześniej przez stos dokumentów, w duże mierze są to wydarzenia albo mało znane, albo znane tylko wybiórczo. Łączy je wspólny mianownik, z reguły są bulwersujące. Do tego zadaje niewygodne pytania, a przebieg wydarzeń w jego zestawieniu  i w aspekcie pytań powoduje , że zaczynamy widzieć wszystko w innym świetle.  Zychowicz zmusza do bezustannego myślenia. Swoją opowieść zaczyna właściwie z chwilą wybuchu II wojny światowej, a może nawet i wcześniej.  Rozprawia się z zakorzenioną w naszej świadomości „koniecznością” bezsensownego przelewania krwi, szczególnie w sytuacji, gdy nie ma to jakichkolwiek szans powodzenia.  Stawia niewygodne pytania o to, dlaczego tak wielu naszych przywódców było tak nieudolnych i niekompetentnych, w kilku przypadkach rozważa też możliwość , że konkretne osoby mogły współpracować z sowieckim wywiadem.

      „Obłęd 44” napisany jest szalenie interesująco, bardziej niż niektóre powieści. Po ukazaniu się tek pozycji na Zychowicza posypały się na niego gromy i z prawa i z lewa.

     Nie chcę streszczać tej książki.  Znaczna jej część była dla mnie szokująca, nawet gdy dotyczyła wydarzeń pozornie znanych.

6/6

sobota, 21 czerwca 2014

Ian McEwan - „Pokuta” – audiobook, czyta Zbigniew Zapasiewicz i Olga Sawicka


Pokuta


Temat oryginalny, ale Mc Ewan moim zdaniem szczególnego talentu do pisania  nie ma. Wiem, że jest laureatem wielu nagród, że „Pokuta” uchodzi za dzieło wybitne, ale ja odbieram go inaczej . Temat książki znany jest głównie z filmu J. Wright`a.  Początek powieści  rozgrywa się letniego dnia w 1935r.  posiadłości bogatej brytyjskiej rodziny Tallisów. Najstarsza córka Tallisa,  Cecilia,  tego właśnie dnia czuje, że zakochała się w znanym od dzieciństwa Robbiem, synu sprzątaczki, pracującej w ich domu. Uczucie to jest odwzajemnione. Młodzi kochają się w bibliotece . Świadkiem tej sytuacji jest młodsza siostra Cecylii – Briony, 13 – letnia dziewczynka , aspirująca do bycia  dramatopisarką, mająca bardzo bujną wyobraźnię.  Wyobraża ona sobie, że Robbie  robił jej siostrze krzywdę i że to ona swym nagłym wejściem Cecilię uratowała. Tego samego dnia kuzynka sióstr  zostaje zgwałcona, nie mówi jednak , kto jest sprawcą.  Briony opowiada policji, że jest pewna, iż sprawcą był Robbie, bo widziała, jak odchodził z miejsca zdarzenia. Policja i sąd dają wiarę zeznaniom dziewczynki, niewinny chłopak zostaje skazany i osadzony w więzieniu. „Szansa” na wcześniejsze wyjście pojawia się dopiero z chwilą wybuchu wojny, kiedy to więźniowie dostają propozycje zaciągnięcia się do wojska. Briony stosunkowo szybko uzmysławia sobie, że chyba jednak nie jest taka pewna, czy widziała Robbiego. Z biegiem lat zyskuje natomiast pewność , że nie mogła widzieć Robbiego i że w dużej mierze cała historię o tym, że to on jest sprawcą gwałtu,  świadomie zmyśliła.  Żyje z poczuciem winy, z którym nie jest w stanie się uporać.  Nie potrafi już stwierdzić, jak wszystko wyglądało naprawdę. Jako pewne   zadośćuczynienie za to, co zrobiła , postanowiła w czasie wojny zatrudnić się w szpitalu jako pielęgniarka.


    Sam temat – poczucie winy - niewątpliwie jest ciekawy, w tym przypadku McEwan mnie jednak  nie przekonuje. 

     Briony chciała zabłysnąć ,  być w centrum uwagi i opowiedziała historyjkę o Robbiem jako dziecko. Ciężar odpowiedzialności za wszystko,  co się stało, spadać powinien na rodziców, którzy wiedzieli o jej wybujałej fantazji i na cały aparat sprawiedliwości : policję , prokuraturę i sąd. Wyrzuty sumienia w tej sytuacji są przesadzone i wydają mi się mało realne.

    Mało realna wydaje mi się też  sytuacja, by można było kogoś skazać za gwałt tylko i wyłącznie na podstawie jednego dowodu, jakim były zeznania dziecka, rzekomo przypadkowego świadka .

    Nie odpowiada mi kompletnie sposób narracji autora. Pisze on strasznie ciężko. Olbrzymią część książki stanowią opisy pracy pielęgniarki w szpitalu w czasie wojny, trwało to chyba 2 godziny. Kolejne 2 godziny trwała opowieść o tym, co działo się wśród żołnierzy w okolicach Dunkierki , jakie mieli nastroje, czym się zajmowali itp. Sporo miejsca poświęca też on  łopatologicznym charakterystykom postaci, głównie na początku, są to jednak od początku do końca charakterystyki powierzchowne, nigdy nie zagląda on do samego wnętrza. Nie znosiłam też wręcz behawiorystycznych opisów, np. Robbie  zdjął buty i zobaczył, że ma dziurawe skarpetki. No i następuje opis, jak wyglądała stopa w dziurawej skarpetce. Było to i nudne ,  do niczego niepotrzebne i nie miało jakiegokolwiek znaczenia dla przebiegu wydarzeń. Takich idiotycznych opisów jest cała masa.   Nie podoba mi się język autora, gdy słuchałam Pilcha, była zachwycona  sposobem budowania zdań, pewnym rytmem opowieści, tutaj tego nie ma.

 
   W powieści jest cała masa wątków : miłość Cecilii  i Robbiego, poczucie winy Briony, wątek kuzynki, potem praca w szpitalu, wojna i Dunkierka , relacje pomiędzy siostrami po tym, co się stało  . Objętość książki wielka nie jest. Tematy są zaczęte, liźnięte, ale nie są wyczerpane. Pamiętam za to, jak bardzo podobał mi się film , tam wątki zostały okrojone , doszło do pewnych zmian i miałam poczucie, że film jest  doskonały.    

      Myślę, że byłam w stanie wysłuchać całości tylko dzięki Zapasiewiczowi, który „ratował” książkę.  Czytał nie narzucając się, tak jakby go nie było. Sawicka czyta tylko jeden, ostatni rozdział.

3/6

sobota, 14 czerwca 2014

Carroll Lewis "Alicja w krainie czarów" - audiobook, czyta Edyta Olszówka



        Czy podróże w czasie rzeczywiście są niemożliwe?  Wracając czasami do  książek dzieciństwa  czuję się właśnie jak podróżnik w czasie . Czas o dziwo, się cofa, a ja znowu staję  się małą lub większą dziewczynką, która chodzi do szkoły i z wypiekami na twarzy czyta ulubiona książkę. Gdy „Gazeta Wyborcza” zaczęła wydawać kolekcję audiobooków – trzecią serię – w której jest sporo książek dla dzieci czy młodzieży,  wpadłam w zachwyt.  Poczułam emocje, których się nie spodziewałam, znowu wrócę do „Ani z Zielonego Wzgórza” i innych książek  ! To jest czytanie , a właściwie słuchanie,  dla absolutnej, czystej przyjemności.   To powrót do czasu marzeń, gdy tak wiele rzeczy zachwycało,  wszystko wydawało się jeszcze możliwe, a  najpoważniejszym problemem była gorsza ocena w szkole. Przy okazji niektórych książek, jako dorośli, możemy  jeszcze doszukać się ukrytego drugiego czy trzeciego dna.

     Pamiętam, jak dawno temu czytałam „Alicję” i pamiętam doskonale, że absolutnie, ale to absolutnie nie podobała mi się, nudziła mnie i nie mogłam załapać, o co w ogóle w niej chodzi, a akcja wydawała mi się niedorzeczna.  Potem gdy biegiem lat powstawało coraz więcej filmów z Alicją i królikiem , gdy  weszli oni na stale do kultury,  zaczęłam nabierać przekonania, że może przeczytałam „Alicję”  za wcześnie, że musi mieć przecież jakieś nieodkryte przeze mnie walory i że warto byłoby może kiedyś sięgną do niej ponownie.  Ta wymuszona chęć sięgania po „Alicję” nie była zbyt wielka i gdyby nie „Wyborcza” prawdopodobnie skończyłoby się na dobrych chęciach.  Całe to przedsięwzięcie skończyło się jednak  tak, jak kończą się rzeczy , robione na siłę, czyli mówiąc wprost, skończyło się jednym wielkim fiaskiem.

    Czas o dziwo – cofnął się kolejny raz , ale zamiast oczekiwanej szczypty magii,  znowu odczułam tą samą nudę , co wieki temu , i  znowu za nic nic nie mogłam skupić się na  „Alicji”.  I znowu odnosiłam wrażenie, że akcja jest niedorzeczna. No  i  dalej nie wiem, czym tak ludzie się zachwycają.  Wygląda to tak, jakbym od czasów dzieciństwa się nie zmieniła . Czy my tak bardzo od czasów dzieciństwa się zmieniamy? Ja cały czas lubię te same potrawy , cały czas lubię czytać i sporo moich upodobań to są te, które już dawno  zaczynały mnie fascynować. Czasem wydaje mi się, że to trochę niesprawiedliwe, że w tak młodym wieku musimy podejmować decyzje, kluczowe dla całego życia, jesteśmy przecież niedojrzali . Ale może niekoniecznie tak jest, może to właśnie wtedy , a nie kiedy indziej wiemy, czego chcemy.

     „Alicja” była dla mnie męcząca podwójnie, bo nie dość, że musiałam słuchać niedorzeczności o gadającym króliku, to jeszcze musiałam wysłuchiwać wrzasków królowej w wykonaniu  Edyty Olszówki.  A Olszówka zrobiła coś, czego nienawidzę, bo wychodząc z założenia, że dzieci są infantylne i tylko one będą słuchać „Alicji”, czytała  momentami tak, jak czyta się komuś, kto ma inteligencję na poziomie szympansa.

1/6

niedziela, 1 czerwca 2014

Javier Marias „Twoja twarz jutro. Trucizna , cień i pożegnanie”


Wydawnictwo Sonia Draga  2013
Zachwyciłam się tą książką absolutnie. Podobnie było z poprzednimi tomami trylogii. Raz na jakiś czas, z biegiem lat niestety coraz rzadziej, zdarza mi się, że coś zachwyci mnie w sposób absolutny. Wiem, że jest to coś nadzwyczajnego, czuję to całą sobą i nie mam żadnych wątpliwości , że jest to arcydzieło, napisane jakby specjalnie dla mnie. Tego typu zauroczeń wiele nie było. Ale przypominają mi one jakby dotknięcie czegoś nieznanego,  innego wymiaru, gdzie wszystko jest doskonałe.  Ostatnie takie totalne zafascynowanie przeżyłam chyba 10 lat temu, gdy po raz pierwszy zetknęłam się z „Władcą pierścieni”. Przeczytałam go późno, późno do tego stopnia, że  niemal wszyscy czytający poznali go podczas studiów lub w liceum, a ja byłam  kimś w rodzaju neofity, który nawrócił się na hobbitów jako dorosła osoba.  Potem długo, długo nie było nic. Myślałam nawet, że może czas zafascynowań już się zakończył i że zawsze będzie już tylko mdło, coś może mi się spodobać, czasem nawet może spodobać się bardzo, zawsze jednak będzie jakieś „ale” i zawsze będę mogła się do czegoś przyczepić. Starałam się pogodzić z ta myślą, ale było to jakby podejmowanie prób położenia się w grobie już za życia , no bo jak można przyzwyczaić się do myśli, że żadna książka już nigdy nie wyda mi się , jakby była napisania w innym wymiarze istnienia. Zastanawiałam się , czy może czytam za mało , lub czy czytam nie to,  co potrzeba. Ale zawsze czytywałam po prostu to, na co miałam ochotę i nie zamierzam tego zmienić. I w końcu, będąc już niemal blisko rezygnacji i pogodzenia się z myślą, ze nie mam co już liczyć na coś porywającego i olśniewającego, 4 lata temu natrafiłam na Javiera Mariasa. „Twoja twarz jutro” jest  fascynująca , a do tego każdy kolejny tom trylogii wydawał mi się jeszcze lepszy od poprzedniego.   Chociaż podczas czytania tomów wcześniejszych, odnosiłam wrażenie, że nic lepszego napisać  już  nie można.
         Marias pisze w pierwszej osobie . Jego bohater,  nazwiskiem Deza , Hiszpan , po rozstaniu z żoną, dzięki swoim zdolnościom lingiwstycznym i nie tylko takim, oraz dzięki znajomości z nobliwym nauczycielem akademickim sir Peterem Wheelerem,  trafił do  bliżej nieokreślonej komórki służb specjalnych. Była to komórka zajmująca się badaniem osobowości ludzi, a głównie przewidywaniem, jak konkretna osoba zachowywać się będzie w przyszłości, kim się stanie, jaka będzie itp. ,czyli inaczej mówiąc,  Deza starał się przewidzieć, jak będzie wyglądać „twoja twarz jutro”. Dzieło Mariasa można  nazwać powieścią, ale akcji nie ma tam wiele, wydarzenia toczą się nieśpiesznie, powoli, powoli, a cała uwaga czytelnika skupia się na tym, co bohaterowie  tych wydarzeń myślą, co czują, co ukrywają, kogo udają i to niekiedy nawet przed sobą samym, kim chcą się wydawać wobec innych. Raz na jakiś czas następują nawiązania do drugiej wojny lub do wojny domowej w Hiszpanii, w czasach ekstremalnych można przecież wyjątkowo wiele zaobserwować. Deza pracuje wśród kilku podobnych sobie osób, wszyscy oni mają dar niesamowitej przenikliwości. Nie skupiając się na sobie, tak jak robi to większość ludzi, tylko na innych, mając wyjątkowe zdolności w tym kierunku, mając dar obserwacji i znajomość psychologii,  potrafią więcej powiedzieć o człowieku, niż on sam o sobie wie.  Są w stanie przewidzieć o badanej osobie to, czego ten obserwowany sam się po sobie nie spodziewa. Co ciekawe, te charakterystyki Deza i reszta współpracowników formułują w większości wypadków , tylko po obejrzeniu np. różnych nagrań, bez nawet rozmowy z tą osobą.  W czasie, kiedy czytałam „Twoją twarz jutro” częściej niż kiedy indziej, obserwowałam ludzi. Marias snuje masę refleksji nie tylko natury psychologicznej, ale i historycznej, socjologicznej, filozoficznej.  Trudno jest mówić , jak już napisałam o akcji,  w kontekście tej książki. Na akcję składa się kilka sytuacji i cała masa retrospekcji, rozważań i rozmyślań na wszelkie możliwe tematy.  Co do zasady, to do czasu Mariasa nie przepadałam za tego rodzaju lekturami, kojarzyły mi się z jakimś takim dziwnym tworem, ni to powieścią , ni esejem, ni pracą naukową. W tym jednak przypadku sytuacja wygląda zupełnie inaczej, książka jest szalenie ciekawa i bez wątpienia jest powieścią.  Jest kilku głównych bohaterów, których losy i charaktery poznajemy we wszystkich trzech tomach. Stosunkowo najwięcej rozważań dotyczy kwestii psychologicznych i historycznych, z reguły zaś te dwa aspekty są ze sobą powiązane.
    Czytając „twoją twarz jutro” pochłania się gigantyczną dawkę wiedzy psychologicznej. Mówimy o wiedzy praktycznej, a nie teoretycznej, oczywiście. Jak najlepiej można poznać inna osobę? Trzeba jej pozwolić mówić . Niech mówi, może nawet sama wybrać temat, trzeba tylko bardzo uważnie słuchać i wyciągać wnioski.  Trzeba słuchać, o czym ta osoba mówi, na co zwraca uwagę itp. I gdy już się nam wydaje, że to co moglibyśmy o tej osobie powiedzieć, już powiedzieliśmy, trzeba próbować dalej wyciągać wnioski. Podobnie i przy każdym innym temacie, gdy wydaje się nam , ze już go wyczerpaliśmy, trzeba zastanowić się, a może jednak temat wyczerpany nie jest. Może jednak da się powiedzieć coś więcej.  Może można być jeszcze bardziej dociekliwym ? I podobno właśnie w tych „dogrywkach” przypominają się lub wydobywane są nawet gdzieś z zakamarków mózgu najciekawsze spostrzeżenia .  
    „Twoja twarz jutro” jest lekturą trudną, wymagająca sporo uwagi. Z pewnością gdy chce się sięgnąć, po coś lekkiego i przyjemnego, to nie jest to dobry czas na Mariasa. Jest to jednak coś, co daje gigantyczną satysfakcję, tak jak np. chodzenie po górach, jest ciężko, ale ten wysiłek rekompensują wspaniałe widoki, a potem satysfakcja, że zdobyło się szczyt.  Marias ma oryginalny styl pisania, buduje bardzo długie zdania , niekiedy nawet i na pół strony.  W jednej z audycji radiowych , tj. w „Poczytalnych” w TOK FM  usłyszałam, że dla niektórych   czytelników jest on zupełnie „niestrawny”, inni zaś nie mogą się oderwać od jego książek.  Tych pierwszych zupełnie nie rozumiem.    Wydawało mi się, że po tego rodzaju książce, będę miała ochotę na coś lekkiego, okazało się jednak, że stało się zupełnie odwrotnie. Może dzieje się tak, że po lekturze czegoś naprawdę dobrego apetyt rośnie i chce się czytać rzeczy równie ambitne? Z pewnością szybko wrócę do książek luźniejszych, ale jeszcze nie tara, teraz czytam coś również rewelacyjnego.  
6/6