niedziela, 28 czerwca 2015

Paul Werner „Polański. Biografia”


Obraz znaleziony dla: Polanski Biografia Paul Werner
    








 
       Bardzo długo nie przepadałam za Polańskim. Zniechęcał mnie też do niego słynny incydent z gwałtem na nieletniej. Ale z biegiem czasu coraz częściej  kolejne filmy zaczęły mnie coraz bardziej poruszać, w niektórych przypadkach wręcz olśniewać, np. „Autor widmo” czy „Gorzkie gody”.  Gdy patrząc w ekran zapomina się o całym świecie , a potem nie można o tym filmie zapomnieć, uprzedzenia zanikają.

    Życiorys Polańskiego w pewnym, ogólnym zarysie znany jest niemal powszechnie. Każdy prawie wie o jego koszmarnym dzieciństwie w getcie,  a potem o ukrywaniu się, o zamordowaniu jego drugiej żony Sharon Tate i w końcu o słynnych poszukiwaniach reżysera za gwałt na nieletniej sprzed kilkudziesięciu lat.   Książka oczywiście uszczegóławia te fakty, a ponadto wskazuje też nowe. Przytoczę tu kilka przykładów, takich które  z jednej strony wydały mi się bardzo charakterystyczne dla reżysera, a z drugiej budzące sporo refleksji. Nie zamierzam streszczać życiorysu.

           Najprawdopodobniej kluczem do twórczości jest w tym przypadku wyjątkowo koszmarne dzieciństwo. Jego rodzie byli Żydami ( matka była pół Żydówką, ale w tamtych czasach ten niuans nie miał jakiegokolwiek znaczenia), a wojna zastała ich w Krakowie. W chwili wybuchu wojny Roman miał 6 lat.  Wszyscy znaleźli się w getcie, ale ojciec Romana zapłacił wszystkimi niemal posiadanymi pieniędzmi za przekazanie syn na poza getto, gdzie ukrywał się u polskiej rodziny. Rodziny te potem zmieniały się , a z całej rodziny wojnę przeżył tylko ojciec, z którym potem kontakty były bardzo trudne.  Był to totalny koszmar. Roman stał się nagle dorosły, mimo iż faktycznie był dzieckiem. Myślę, że to,  co przeżył  doprowadziło do rozwoju i inteligencji i mądrości. Będąc dzieckiem był nieporównanie mądrzejszy, niż cała masa dzieci wychowywanych w cieplarnianych warunkach.  Gdy patrzę np. na obecną sytuację na rynku pracy i nie tylko, wydaje mi się , że jeżeli ktoś od dziecka ma wyjątkowo łatwo, nie musiał pracować na studiach, rodzice wszystko co było możliwe mu „załatwiali” to będzie miał olbrzymi problem w znalezieniu pracy, utrzymaniu jej i nie tylko, będzie miał masę innych problemów. Ci z kolei  co mieli trudno i zdani byli na własne siły, są tak zahartowani i tak pełni samozaparcia, że prędzej , czy  później osiągną swe cele.

        Ta siła Polańskiego i jego samozaparcie są porażające. Do tej pory nie miałam świadomości, że miał bardzo długi, bo 20 – letni okres bardzo złej passy w pracy reżysera. W 1979 r. nakręcił „Tess”, która była sukcesem, ale jednocześnie był to początek wyjątkowo mrocznego okresu w  jego życiu.  W tym samym czasie zaczęła się sprawa gwałtu na nieletniej i poszukiwań Polańskiego listem gończym, co trwa do dziś. Absolutnie nie usprawiedliwiam go, ale faktem jest, że sama ofiara wielokrotnie publicznie mówiła, że nie może normalnie żyć , że zawsze jest traktowana jak właśnie ofiara gwałtu. Być może dostała za to pieniądze, może nie dostała. Ale sprawa ta spowodowała, że Polański nie mógł już kręcić filmów w USA , a odium niesławy sprawiło z kolei, że nie każdy chciał z nim współpracować. A bez chętnej wytwórni filmowej,  nie były w stanie stworzyć żadnego filmu. Co gorsze, gdy już doszło do realizacji filmu, to żaden aż do roku 1999, nie spełnił pokładanych w nim nadziei, albo okazywał się klapą , jak np. ”Piraci”, albo koszty się nie zwracały. Dotyczyło to poza „Piratami” - „Frantica”, „Gorzkich godów”, „Śmierci i dziewczyny” i „Dziewiątych wrót”. Tak było aż do 2012r. tj. do wyreżyserowania „Pianisty”, który wszystko zmienił. Polański urodzony w 1933r. miał w czasie tej złej passy od 46 do 69 lat. Nie znam chyba nikogo, kto nie załamałby się w takiej sytuacji. Można przeżyć jedną klęskę, dwie, ale 20 lat i w tym czasie same niemal niepowodzenia? Fakt, że jakiś film podobał się w jednym np. kraju, a finalnie odniósł klapę, traktowany był jako klapa całkowita, coraz trudniej było o znalezienie chętnego do sfinansowania i o dobry zespół aktorów.  Nie znam nikogo, kto przez 20 lat odnosiłby klęski  i jednocześnie nie poddawałby się. Znam zaledwie kilka osób, którym wieku  60-ciu lat i więcej w ogóle coś się chce robić, poza gapieniem się w telewizor i bawieniem wnuków. 

    Zastanawiające było także to, aż do 60-ciu kilku lat Polański w ogóle nie chciał wracać pamięcią do czasów dzieciństwa i traumatycznych przeżyć z tamtego czasu. Nie wracał do tego ani prywatnie, ani w filmach. Odblokował się bardzo późno, a „Pianista” stał się filmem jego życia i to za niego dostał Oscara za reżyserię. Zawsze z lekkim przymrużeniem oka patrzyłam na psychoterapie i psychoanalizy, na hasła wiecznego powracania do dzieciństwa i analizowania różnorakich niemiłych przeżyć. Ale w tym przypadku teorie te chyba były trafne. Od czasu „Pianisty” kolejne filmy Polańskiego świecą triumfy.  

     Charakterystyczne dla Polańskiego są też, prawdopodobnie datujące się właśnie z czasów dzieciństwa, umiejętności przystosowywania się i przetrwania. W tych miesiącach czy latach  gdy z braku środków finansowych lub z innych względów nie mógł kręcić , nie siedział bezczynnie i nie użalał się nad sobą, ale zajmował się np. reżyserią w teatrze.

        Zaletą książki  dla mnie z pewnością było to, że obejmuje ona całokształt twórczości i jednocześnie, tzn. w tych samych rozdziałach opisywane są  zarówno wydarzenia i prywatne i związane z pracą z określonego okresu życia . Kiedyś w jednej z książek spotkałam się z tym, że praca omawiana była oddzielnie i życie prywatne oddzielnie. Tu pomysł był lepszy. Dobrym pomysłem było też omawianie filmów i przedstawianie refleksji na ich temat.  Oczywiste jest to, że  każdy odbiera czy książkę czy film indywidualnie przez pryzmat własnych doświadczeń. Ale nigdy nie zaszkodzi posłuchać, jak to samo dzieło odbierają inni. W tym przypadku niektóre przemyślenia Paula Wernera  lub osób, które on cytował, były mocno inspirujące, o czym już wspomniałam wcześniej.

     Wspomniany już przeze  mnie „Pianista” nie za bardzo podobał mi się i uważałam, że jest więcej historii godnych uwiecznienia niż historia ukrywającego się, stroniącego od walki człowieka. Okazuje się, że można na ta sprawę popatrzeć jeszcze z innego punktu widzenia. Można popatrzeć właśnie jako na historię kogoś, kto nie chce  walczyć i chce tylko przetrwać. I niekoniecznie musi to  być przykład do naśladowania, ale prawda jest taka, że przeważająca większość ludzi  w czasach wojny nie chce żadnego angażowania się, chce tylko i aż przetrwać. I o tym m. in., o doznaniach tych ludzi i ich perspektywie jest ten film.

   Biografia ta nie jest ideałem. Za mało jest według mnie wnikania w psychikę Polańskiego i motywów,  jakimi się kierował w różnych sytuacjach.  Za mało jest też rozważań, jaki wpływ pewne wydarzenia na niego wywarły. Refleksje na temat niektórych filmów wydały mi się zbyt powierzchowne.  Za mało było też wypowiedzi różnych osób o Polańskim, mam na myśli jego znajomych czy przyjaciół.  Robi ona wrażenie zbyt powierzchownej.

    Przypomina mi się przeczytana kiedyś przeze mnie biografia idealna. Idealna nie w sensie, że ktoś żył idealnie, tylko, że ktoś inny opisał to ciekawe życie szalenie interesująco i rzetelnie. Mam na myśli biografię Steva Jobsa , autorstwa Waltera Issacsona .  Tam była cała masa wypowiedzi różnych osób o Jobsie. Były rozważania, dlaczego np. z określoną osobą utrzymywał kontakty towarzyskie, a z inną zerwał. Było o pracy, o tym, dlaczego jedna kobieta mu się podobała, inna nie, nawet o tym, co jadał. Najwięcej było oczywiście o wizjonerstwie Jobsa. Tutaj tego brakowało. Są pewne próby dostrzeżenia wspólnych cech filmów, np. człowiek w trudnej lub nawet ekstremalnej sytuacji, działanie pod presją czasu,  poczucie zamknięcia czy zagrożenia, ale jest tego za mało, za mało jest wnikania w głąb.  

       Dla osób lubiących literaturę, biografia autorstwa Wernera ma dodatkową zaletę. Część scenariuszy do filmów Polańskiego powstała w oparciu o książki beletrystyczne lub o sztuki teatralne. I jest też co nieco o tych książkach czy sztukach. Polański utrzymuje zażyłe bardzo kontakty z Robertem Harrisem , autorem m. in. „Autora widmo” .    To właśnie on z uwagi na zainteresowanie Polańskiego napisał „Oficera i szpiega” o tej aferze.  Paul Werner pisze też kontaktach reżysera z Jasminą Rezą, autorką sztuki „Bóg mordu”, którą Polański sfilmował jako „Rzeź”. Sporo jest o tej sztuce , o wizji autorki, jak powinna być ona reżyserowana i o tym, jak powstawał scenariusz do filmu i jak zrealizował to Polański. Jest też i o „Klubie Dumas” Pereza Revereta , o „Wenus w futrze” Leopolda Sachera – Masocha.

   Mimo wspomnianych wad, książkę warto mimo wszystko przeczytać.  Większość biografii Polańskiego jest w j. angielskim.  
4/6

środa, 24 czerwca 2015

Robert Galbraith ( J. K. Rowling) „Jedwabnik” - audiobook, czyta Maciej Stuhr

Jedwabnik audiobook


       Jak na mój gust jest to książka celebrytki o celebrytach, pozbawiona jakiejkolwiek głębi , nudna i nie dająca niczego do myślenia. Zaczyna się od tego, że do prywatnego detektywa Cormorana Strike`a zgłosiła się żona średnio znanego pisarza  - Owena Quina i poinformowała , że jej maż zaginął. Strike zaangażował się w tą sprawę, szybko znalazł zwłoki. A przy okazji swego prywatnego śledztwa poznał środowisko literackiego Londynu, tj. wydawców, pisarzy czy agentów literackich.  Jego praca polegała głównie na prowadzeniu rozmów, a wydatnie pomagała mu w tym jego sekretarka – Robin .  Środowisko literatów okazało się bardzo jednolite, nie zauważyłam tam jakichkolwiek indywidualności , wszyscy dbali o sławę, pieniądze , seks, różnego rodzaju używki i niemal wszyscy spali ze wszystkimi . Była to grupa wyjątkowo aroganckich , głupkowatych snobów.  Najgorsze było to, że mimo postępów akcji, wydarzenia nie potrafiły mnie wciągnąć. Nikogo nie typowałam na sprawcę i prawdę mówiąc, w ogóle nie interesowało mnie, kto zabił.   Wszyscy potencjalni zabójcy byli tak bardzo do siebie podobni, że nie robiło mi różnicy, kto okaże się  zabójcą.  Gdy audiobook się kończył, zorientowałam się, że najprawdopodobniej nazwisko zabójcy nie pozwoli mi na zindywidualizowanie, kto to nazwisko nosi. Po dłuższym namyśle jednak tą osobę zidentyfikowałam, ale nie wywołało te we mnie żadnych emocji. Wszystko było nudne i nijakie. Pisarka nie potrafiła wykorzystać nawet tego, że akcja toczy się w Londynie, gdyby wydarzenia rozgrywały się w jakimkolwiek innym mieście, nie byłoby potrzeby, aby poza nazwą miejscowości cokolwiek zmieniać w tekście. 

      Totalnym rozczarowaniem był dla mnie główny bohater. Cormoran Strike jest postacią nijaką. Wyróżnia go chyba tylko to, że  gdy w przeszłości był żołnierzem,  stracił nogę.  A poza tym to jego ojcem jest słynny muzyk rockowy, który kiedyś przypadkowo przespał się z jego matką . Ale ani jeden ani drugi fakt sam w sobie  nie uczyni jeszcze nikogo ciekawym, przynajmniej dla mnie, bo w Londynie znany ojciec i rozwiązanie wcześniejszej zagadki kryminalnej, uczyniły i z Cormorana celebrytę.  Nie zauważyłam, aby Cormoran czymś się interesował lub czymś innym wyróżniał. Rozpaczał za to sporo czasu z powodu rozpadu związku z piękną celebrytką.  Jak zauważył kiedyś w trakcie rozmyślań nad tą kwestią, jej jedynym atutem była tylko niezwykła uroda. Rozpacz nad utratą celebrytki i praca były jedynymi rzeczami, które go zajmowały .

        J. Rowling opisała środowisko, w którym się obraca. Ale mam wątpliwości, czy jest to obiektywny opis. Literatura angielska stoi na bardzo wysokim poziomie. Nie byłoby to możliwe, gdyby tworzyła ją   banda  takich debili , jakich sportretowała  pisarka . Rowling moim zdaniem nie jest dobrą obserwatorką, nie potrafiła w ogóle wgłębić się w psychikę bohaterów, ograniczyła się do kwestii nałogów i tego, kto z kim uprawia seks . W porównaniu do ostatnio czytanych przez mnie „Perswazji” Jane Austin ,  „Jedwabnik” jest pustą wydmuszką. Nie czytałam „Wołania kukułki”, czyli pierwszej części przygód Cormorana Strike`a, wiem tylko tyle, że zajmuje się wówczas  zabójstwem supermodelki , której ciało znaleziono pod jej rezydencją.  Wygląda na to, że i pierwsza i druga część cyklu rozgrywa się w środowisku  celebrytów.  A żadne inne środowisko nie wydaje mi się tak żałosne , jak „znani z tego, że są znani” . I moim zdaniem szkoda tracić czas na takie opowieści. Tym bardziej, że ta właśnie jest taka nudna.

    Po wysłuchaniu nic we mnie nie zostało. Nie zapamiętałam żadnego problemu psychologicznego czy socjologicznego.  Nie było takiego zachowania jakiegokolwiek bohatera, które dałoby cos do myślenia. Słuchanie nie było nawet rozrywką.

   Audiobooka ratuje Maciej Stuhr. Gdyby nie on,  nie dałoby się tego słuchać. Dzięki pewnym modulacjom głosu udało mu się spowodować , że momentami , krótkimi  niestety , mogłam zainteresować się urywkami tekstu.

2/6

czwartek, 18 czerwca 2015

Jane Austen „Perswazje”



            Coraz bardziej przekonuję się do Jane Austen. Jeszcze parę lat temu byłam mylnie sądziłam , że jest to autorka powieści, które można określić jako nadzwyczaj prostacze romanse. Po dwóch książkach i dwóch audiobookach w moim prywatnym rankingu Austin pomknęła ostro w górę.  Pięła się w górę właściwie po  każdej kolejnej książce, którą poznałam. Paradoksalnie, jest to pisarka jak najbardziej współczesna , a jej książek nie powinno się kojarzyć tylko z wątkami romansowymi .

               W „Perswazjach” Austen opowiedziała historię Anny Elliot i kapitana Fryderyka Wentwortha . Jest to historia stara jak  świat, która powtarzać się będzie i w przyszłości setki razy. Para poznała się, pokochała, a potem wkroczyła rodzina Anny – ojciec sir Walter Elliot i przyjaciółka -  lady Russel, którzy zaczęli zniechęcać ją do tego związku. Argumenty oponentów nie były byle jakie. Istniało gigantyczne prawdopodobieństwo, że  młoda para musiałaby żyć w biedzie .  Kapitan  biorąc pod uwagę całokształt jego  sytuacji osobistej i sytuacji politycznej kraju, miał minimalne szanse na to, aby jego rodzina mogła żyć na przyzwoitym poziomie materialnym. Co gorsze, w hierarchii pozycji towarzyskiej, wynikającej z urodzenia, on stał niżej, zamążpójście byłoby więc swoistego rodzaju mezaliansem. Współcześnie też często tak bywa, a porady, dotyczące zerwania i nadzieje rodziny , że „trafi się lepsza szansa” maja swoje uzasadnienie.   Anna uległa perswazjom i zerwała zaręczyny. Wydaje się to głupie, ale czy istnieje ktoś, kto byłby w 100% asertywny i głuchy na głosy bliskich , bez względu na to, jakiej sprawy te głosy dotyczyłyby ? On poczuł się urażony i mimo nadal istniejącego uczucia, zaczął żywić wobec Anny niechęć. Czy zerwanie zaręczyn można wybaczyć ? Czy można nie czuć po czymś takim urazy? Czy w ogóle tak wielka krzywdę można wybaczyć ?  Między innymi o tych komplikacjach w relacjach międzyludzkich opowiada pisarka.

         Tytuł książki dotyczy właśnie perswazji, dotyczących zerwania związku. Ale pisarka przewrotnie pokazuje i drugą stronę medalu. Czy właściwym  jest, gdy  ktoś nikogo nie słucha i nie liczy się z niczyimi poradami ? Kapitan 8 lat później poznał  kobietę, która okazała się głucha na cudze sugestie i wpadła na pomysł, aby przy bardzo wietrznej pogodzie skakać po molo. Próby wyperswadowania tego pomysłu nie dały żadnego efektu. Dziewczyna w czasie skoków upadła, straciła przytomność i nie wiadomo  było, czy w ogóle wyjdzie żywa z tego wypadku.

            Ciąg dalszy w kontaktach kapitana Wentwortha i Anny nastąpił po 8 latach, kiedy los sprawił, że znowu się na siebie natknęli i zaczęli przebywać w tym samym środowisku ,  wśród tych samych osób. Kochali się w dalszym ciągu.  Co ważne jednak ,  żadne nie wiedziało nic o uczuciach drugiego. Zaczęły się podchody, próby wybadania, czy on mnie jeszcze kocha, czy ona mnie jeszcze kocha, co zrobić, aby się dowiedzieć? I czy w ogóle można zrobić coś, aby w tej drugiej stronie to odczucie odżyło? Jak to zrobić, aby się nie ujawnić ? Sytuacja jest całkowicie ponadczasowa. Dwieście lat temu sytuację kobiecie utrudniało tylko to, że wypadało, aby była bierna, a może raczej,  wypadało, aby wszystko wskazywało na to, że jest bierna.  Jej możliwości wykazania inicjatywy były pozornie ograniczone.  Nie mogła przecież wysłać do faceta maila czy sms-a, nie mogła zadzwonić. Ale lektura książki wyraźnie wskazuje na to, że były w zamian inne możliwości. Przykładowo na ojca Anny miała chrapkę bliska koleżanka jej starszej siostry - Elżbiety, młoda wdowa, pani Clay. Ta rozwiązała swój problem , poszła na całość i na okres kilku miesięcy przybyła w odwiedziny „do Elżbiety”. Sytuacja ta była całkowicie akceptowalna społecznie . Inicjatywa w tych sprawach zależy zdecydowanie bardziej od charakteru osoby, niż od uwarunkowań społecznych.

    Poza wątkiem Anny i jej ukochanego można śledzić również zmagania i problemy innych osób , a nie każdy żył tylko romansami. Dość zabawny był dla mnie watek wspomnianej już pani Clay. Jej faktyczne zamierzenia dość szybko odkryła  sama Anna, ale nie miało to znaczenia. Pani Clay nie była ani bogata, ani urodziwa, a obiekt jej marzeń , ojciec Anny i Elżbiety,  miał tytuł baroneta, co czyniło go wielce atrakcyjną partią.  Co gorsze, baronetowi pani Clay się nie podobała. Uważał, że ma ona piegi i wystający ząb. Ale pani Clay była uparta , w rzeczywistości wyrachowana i cwana,  udawała miłą i naiwną, we wszystkim baronetowi przytakiwała  i od rana do wieczora prawiła mu komplementy. Musiała też stale zabiegać o utrzymanie doskonałych kontaktów z Elżbietą, kłótnia z nią mogła doprowadzić do katastrofy całego planu. Cóż, nawet w tamtych czasach tego rodzaju osobom nie było lekko. Sama Austin oceniając szanse pani Clay na powodzenie, uważała, że nie ma takich wad urody, które nie mogłyby być zrekompensowane uśmiechem i innymi przymiotami charakteru, nawet gdy w przypadku pani Clay były tylko przymiotami udawanymi . Efekty taktyki, zastosowanej przez panią Clay, każdy czytelnik może  obserwować. Anna,  mimo iż widziała , co się dzieje i na co się zanosi, była  zaskoczona, gdy pewnego dnia ojciec jej zakomunikował, że pani Clay używa wyjątkowego specyfiku na piegi,  który spowodował zanik tych piegów. Było to totalną bzdurą, bo w rzeczywistości mimo stosowania specyfiku, piegi były nadal, tyle tylko, że baronet przestał je zauważać.

                Interesujące były też spostrzeżenia natury ogólnej. Austen wyśmienicie opisała obsesję Brytyjczyków na punkcie pochodzenia. Wygląda na to, że w XVII i XIX wieku była  to dla nich najważniejsza rzecz na świecie. Nawet majątek był drugoplanowy. Biorąc pod uwagę to, co mówią ludzie , którzy trochę na Wyspach przebywali , nie zmieniło się to zbyt mocno do dziś.  Baronet, ojciec Anny , zajmował się głównie sprawdzaniem, jakie kto ma pochodzenie. Charakter, intelekt czy różne zalety  nie miały jakiegokolwiek znaczenia. Gdy doszło do zacieśnienia więzów z dalszymi, wysoko postawionymi kuzynkami, skoncentrował się całkowicie na strategii skutecznego podlizywania się tym paniom i jednoczesnemu pokazywaniu otoczeniu, w jak wyśmienitych z nimi jest układach.  Czy to się różni od tego, co jest teraz? Może powodem podlizywania się współcześnie nie jest bezpośrednio czyjeś pochodzenie, ale  pozycja społeczna, znajomości, układy, możliwości „załatwienia” czegoś. Wychodzi prawie na to samo. Walter Elliot to klasyczny przykład typowego brytyjskiego snoba,   zaryzykowałabym twierdzenie, że niemal ojca wszystkich snobów . Zabawnie było czytać, jaki skomplikowany  system różnego rodzaju zwyczajów obowiązywał w związku z powyższym. Klasyczna norma , że mężczyzna kłania się kobiecie, wyglądała nieco inaczej. Ukłon kogoś  niskiego pochodzenia mógłby być dla kogoś wyżej postawionego poniżający.  Ukłonić się mogła więc jako pierwsza osoba wyżej postawiona. Mogła, bo nie musiała, mogła kogoś zignorować. To oczywiste, że trzeba było w sprawach urodzenia być na bieżąco. Przypominam sobie, że o tej brytyjskiej manii wyższości była też mowa w książce Winnickiej „Angole”.

                Są też i inne zabawne, ponadczasowe wątki w powieści, chociażby watek dwóch sióstr : Luizy i Henrietty, które w pewnym momencie zaczęły zabiegać o względy tego samego mężczyzny. Są i wątki mniej zabawne, chociaż  Austen nigdy nie epatuje cierpieniem, wspomina o nim, ale koncentruje się na jaśniejszej stronie życia. Opisana jest np. pani Smith, znajoma Anny z pensji, która wcześnie owdowiała i popadła w biedę , względną biedę oczywiście . Pisarka wyjątkowo sugestywnie opisała ją jako osobę, która mimo tylu przeciwności losu , zachowała pogodę ducha i nawet zaangażowała się w pomoc dla uboższych.  Podobnie jak i inne wątki, są to sprawy ponadczasowe . Każdy może zastanowić się nad charakterami bliskich sobie osób, z rodziny czy znajomych . I rzeczywiście każdy znajdzie wśród nich osoby, którym wszystko dobrze się układa i są niezadowolone, wiecznie narzekają, ale  i takie, którym z reguły jest pod górkę, a mimo to sobie radzą, nie mają pretensji do całego świata  i nie są zgorzkniałe. Trochę śmieszne było czytanie o tej biedzie pani Smith i litowanie się nad tym, że może pozwolić sobie jedynie na jedną służącą i mieszka zaledwie w  dwóch pokojach. Ale jak na tamte warunki, można sobie wyobrazić, że była spauperyzowana, w końcu nikt nie chciał jej odwiedzać.

       Austen doskonale obserwuje, w książce jest sporo scen humorystycznych, lektura jest lekka i przyjemna, ale zarazem daje sporo do myślenia. Nie są to może przemyślenia i analizy psychologiczne na poziomie Fiodora Dostojewskiego  czy Henry`ego Jamesa, ale to całkiem przyzwoity poziom, szczególnie gdy weźmie się pod uwagę, że Austen żyła na przełomie XVIII i XIX wieku , a zmarła w 1817r. Opisane obserwacje psychologiczne są celne, a  zachowania ludzkie i charaktery wydają się być stale takie same.  W trakcie czytania zaczęły mi stawać przed oczami znajome mi osoby, opisy były bardzo sugestywne i bezwiednie zaczęłam dopasowywać , np.  pani Clay to opis mojej znajomej x, kapitan to z kolei mój znajomy Y itd. W porównaniu do innych znanych mi książek tej autorki, czyli „Emmy”, „Rozważnej i romantycznej” i „Dumy i uprzedzenia” to nie widzę żadnej różnicy w poziomie czy doborze tematu. Jeżeli komuś spodobała jakakolwiek pozycja Austen, może śmiało sięgnąć po inne.

5/6           

   

    

czwartek, 11 czerwca 2015

Hakan Nesser „Jaskółka, kot, róża, śmierć”



         Od dłuższego już czasu usiłuję znaleźć jakąś nową serię kryminałów z przyciągającym uwagę prywatnym detektywem czy policjantem. Teraz dałam szansę Nesserowi. Hakan Nesser jest pisarzem  szwedzkim,  znanym głównie z serii książek o komisarzu Van Veeterenie, a kilka dni temu otrzymał za całokształt twórczości nagrodę Wielkiego Kalibru , czyli nagrody za najlepszą powieść kryminalną roku.

       „Jaskółka, kot, róża, śmierć” jest   dziewiątym tomem z serii o komisarzu Van Veeternie. Nie czytałam wcześniej żadnego innego tomu z tej serii, nie czytałam w ogóle niczego, napisanego przez Hakana Nessera. Oryginalnym pomysłem było umieszczenie akcji w bliżej nieokreślonym miejscu , w fikcyjnej miejscowości Maardam. W Szwecji wydana została w 2001r. , ale jeżeli nie wiedziałabym o  tym , byłabym pewna, że dotyczy to wcześniejszego okresu, nie przypominam sobie, aby ktoś z bohaterów książki używał telefonu komórkowego czy komputera. Komisarz w tym tomie jest już emerytem i oddaje się swojej pasji, tj. książkom, prowadzi bowiem antykwariat . Mimo, że odszedł na emeryturę,  został wciągnięty w prowadzenie śledztwa zmierzającego do ujęcia seryjnego dusiciela. Zabójca atakował młode kobiety i aż do pewnego momentu nie zostawiał śladów. Wiadomo o nim było tylko tyle, że lubi dobrą literaturę. Miejscowi policjanci nie do końca dawali sobie radę z tym problemem i stąd też pojawiła się konieczność wciągnięcia w sprawę komisarza. W tym tomie ma on około 60 lat, mieszka z partnerką mniej więcej w swoim wieku. Wiadomo, że miał syna, który nie żyje. Żyje natomiast  wnuk, jeszcze niemowlę. Ulrikę , swa partnerkę, poznał w bardzo dojrzałym wieku.

   Sposób napisania książki też działa na jej korzyść, w niektórych momentach akcja toczyła się wolno, w niektórych ostro przyśpieszała. Były i takie, że zdenerwowana musiałam sprawdzić „skacząc” po kilku kartkach, jak skończy się określone wydarzenie, czy ofiara zostanie uduszona, czy uda się jej umknąć.  

      Podobało mi się to, że sporo mówi się w tym tomie o książkach, skoro literaturą fascynuje się i komisarz i morderca, nie mogło być inaczej. Z tego też względu postać komisarza jest ciekawsza, niż innych policjantów z jego otoczenia. O jego życiu osobistym wiadomo właściwie tylko tyle, co już napisałam, nie wiadomo, jak to się stało, z jego syn nie żyje, co stało się z matką tego syna, od kiedy jest z Ulriką.  Sam komisarz staje się postacią pierwszoplanową dopiero pod koniec książki .   Sam fakt, że ktoś tak bardzo fascynuje się książkami,  sprawił, że polubiłam Van Veeterna . Znajomość pewnych książek sprawiła, że trafił na trop mordercy. Otóż morderca ten poznając kobiety, które stawały się potem jego ofiarami, przedstawiał się imieniem i nazwiskiem bohatera powieści, w jednym przypadku postacią z powieści był dusiciel . Kobiety nie znały książek , żadna się nie zorientowała, w jakim jest niebezpieczeństwie . Prawdę powiedziawszy, ja też nie znałam ani jednej z książek, o których jest mowa w powieści Nessera. A poza jednym wyjątkiem mowa jest o klasyce. Myślę, że Van Veetern może postacią , która zaciekawi jeszcze bardziej, gdy pozna się go bliżej.

        Natrafienie na serię powieści kryminalnych, w której występuje ciekawy bohater, detektyw czy policjant, nie jest wcale takie łatwe. To chyba trochę tak, jak z zaprzyjaźnianiem się. Trzeba trafić na kogoś, do kogo się poczuje sympatię i z kim ma się trochę wspólnego. Jest to kwestia bardzo indywidualna.  Usytuowanie akcji powieści też ma swoje znaczenie.  Na pierwszym miejscu zawsze chyba będzie u mnie Sherlock Holmes, panna Marple i detektyw Poirot. Ale świat się na nich nie zakończył.    

        Nie mogę się oprzeć urokowi powieści Donny Leon, chociaż komisarz Brunetii nie jest postacią szczególnie oryginalną, a autorka za często jak dla mnie porusza tematy polityki. Ale Brunetti mieszka w Wenecji i wszystkie zabójstwa rozgrywają się właśnie tam. I razem z nim można poznać wszystkie uroki i  bolączki zamieszkiwania w tym mieście, można niemal poczuć smaki i zapachy włoskich potraw. I dlatego sięgam po książki Leon.

    Niezmiernie urokliwy jest też dla mnie Fandorin z powieści retro Akunina. To postać nieco mało realna, bardziej bajkowa: szalenie inteligentny, wysportowany, błyskotliwy , z poczuciem humoru. Każdy tom dzieje się w innym środowisku, np. jeden wśród przestępców moskiewskich, innych wśród ludzi teatru, jeszcze inny w Baku, wśród ludzi, zarabiających na wydobyciu nafty.    Podobały mi się tez niezmiernie tomy z siostrą Pelagią, ale było ich zaledwie trzy. Swój osobliwy urok ma też znany chyba każdemu Wallander z powieści Mankella. Oryginalności nie można też odmówić Nastii Kamieńskiej z powieści Aleksandry Maryninej. Usytuowanie akcji w Rosji, głównie w Moskwie , też powoduje, że zainteresowanie wzrasta.  

      Ale są też i tacy detektywi, którzy mnie irytują lub nudzą. Jest nią chociażby  Annika, dziennikarka z serii powieści Lisy Marklund, która kojarzy mi się z płaczliwością i nie odpowiada mi jej  typ charakteru .  Harry Hole z powieści Jo Nesbo jest niewątpliwie postacią ciekawą, zmaga się z alkoholizmem, poszukuje drugiej połówki. Przeszkadza mi jednak zbyt duża dawka przemocy w książkach Nesbo, opisy są drastyczne, szczegółowe, nie dla mnie.  Nie do końca wiem dlaczego, ale nie spodobała mi się Camilla Lackberg . Nie znoszę celebrytów i wątpię, abym mogła polubić coś , co napisała ta autorka . Jej książki wydają mi się puste. Ale może to uprzedzenie. Nie przekonałam się do naszego rodzimego Eberharda Mocka z powieści Krajewskiego. Książki Krajewskiego są tak ponure, że nie mam ochoty, mimo niemal entuzjastycznych recenzji,  ich czytać.

           Chętnie przeczytałabym też cos jeszcze Mari Jungstedt, wysłuchałam z ogromnym zainteresowaniem jednego z audiobooków, z jej cyklu kryminałów, rozgrywających się na Gotlandii. Miejsce akcji – wyspa , której centrum otoczone jest murem, ma taki urok, jak i Wenecja. Chętnie też sięgnę po coś jeszcze, napisanego przez Martę Guzowską, usytuowanie wydarzeń wśród archeologów na wykopaliskach,  było oryginalnym pomysłem. Fakt, że zrobiła to już znacznie wcześniej Agata Christie,  nie ma znaczenia, bo realia pracy archeologów teraz są  inne, niż kilkadziesiąt lat temu.  Na szczęście wśród książek tego typu można wybierać i przebierać. Można zaczynać czytać nowe serie, licząc, że będzie to jakaś rewelacja. Można też uzupełniać braki, poprzez czytanie pozycji z tej serii, którą już się zaczęło. Van Veeter nie jest złym pomysłem.

5/6

  

niedziela, 7 czerwca 2015

Felicitas D. Goodman „Egzorcyzmy Anneliese Michel . Opętanie w Klingenberg w świetle nauki”.





        Wydarzenia opisane w tej książce były również przedstawione w znanym filmie „Egorcyzmy Emily Rose” i znane są głównie z tego filmu . Jest to historia, określana jako opętanie, a dotyczy  młodej dziewczyny, przypadek jest autentyczny, miał miejsce prawie 40 lat temu.  Dwaj duchowni katoliccy stosowali wobec niej,  za jej zgodą i zgodą jej rodziny , egzorcyzmy. Gdy dziewczyna zmarła,  była skrajnie wycieńczona, pobita, a za przyczynę zgonu uznano zagłodzenie. Prawomocnym wyrokiem Sądu rodzice i wspomniani dwaj duchowni zostali uznani za winnych przyczynienia się do jej śmierci. Wyrok wzbudził olbrzymie kontrowersje. Budzi je do dziś.
          Autorka jest profesorem lingwistyki i antropologii na Uniwersytecie w Ohio. Zajmowała się naukowo m. in. szamanizmem, opętaniem,  doświadczeniami religijnymi , jest też założycielką   Instytutu do Badań nad Doświadczeniami Religijnymi w Meksyku. Opisała ona historię życia Anneliese  Michel, szczególnie zaś uwzględniła w swej pracy towarzyszące życiu Anneliese dziwne zdarzenia, które potraktowane były przez samą dziewczynę właśnie jako opętanie. Pisząc próbowała dociec, co faktycznie było przyczyną jej śmierci i czym były budzące tak wielkie zainteresowanie dziwne zjawiska. Autorka przeprowadziła rozmowy z żyjącymi świadkami wydarzeń, udostępniono jej zapiski zmarłej, odsłuchała też kasety , na których zarejestrowano przebieg egzorcyzmów. Kasety poddała też naukowej analizie. Obszerne cytaty z zapisów z kaset , zapisków dziewczyny , różnorakich pism czy listów są w książce. Nieprzypadkowo książka ma również podtytuł „Opętanie w Klingenberg w świetle nauki”. Co ciekawe, egzorcyzmy odprawiane były za zgoda biskupa, ale oficjalnie, ani podczas procesu, ani później,  kościół nie potwierdził  stanowiska, że Anneliese była opętana .
      W „Egzorcyzmach  Anneliese  Michel” poza tekstem autorki  jest też sporo szalenie ciekawych dodatków. Wprowadzenie do wydania polskiego napisał jezuita ks. dr Aleksander Posacki, egzorcysta, autor książek o egzorcyzmach, magii i okultyzmie . O ile tekst prof. Goodman przedstawia punkt widzenia naukowca, to wprowadzenie ks. Posackiego jest  oceną opisywanych wydarzeń z punktu widzenia księdza egzorcysty . Jest  to także to mini wykład na temat tego, czym jest opętanie w świetle nauki Kościoła Katolickiego, czym się różni od choroby psychicznej  i na czym polegają egzorcyzmy.  Są też dwa pisemne stanowiska jednego z duchownych, dokonującego opisanego w książce obrzędu egzorcyzmu,  w których wypowiada się na temat wydarzeń. Co do meritum nie różnią się one, ale pierwsze stanowisko sporządzone było 10 lat po wydarzeniach, drugie zaś zostało sporządzone po upływie dłuższej perspektywy czasowej , po 30 latach od daty wydarzeń.  W książce są też zdjęcia zarówno Anneliese, jak też i członków jej rodziny. Wczesne zdjęcia dziewczyny są zupełnie standardowe, za to te z późniejszego okresu są straszne . 
                 Okazuje się, że pani profesor, mimo że nie jest  osobą duchowną i nie jest katoliczką,  uważa, iż Anneliese faktycznie była opętana. Co ciekawe, wspomina ona podobne przypadki  w innych częściach świata i innych kulturach.   Całość jest wyjątkowo ciekawa i napisana tak, że czyta się ją bez problemów, nie ma nudy, dłużyzn czy czegoś podobnego. Film „Egzorcyzmy Emily Rose” był bardzo dobry, z książki można się jednak dowiedzie więcej. 

 5/6