środa, 26 października 2022

Marek Modzelewski „Kto chce być Żydem” – spektakl teatralny, Teatr Współczesny Warszawa

 Ilustracja

Nie czytałam tekstu sztuki, ale go usłyszałam podczas spektaklu, jest świetny. Jest to komedia, przy której naprawdę można się dobrze pośmiać, a jednocześnie pod powierzchnią są ukryte poważniejsze myśli. Podczas oglądania nie ma mowy o żadnej nudzie, aktorzy na czele z Andrzejem Zielińskim i Izabelą Kuną grają wspaniale. A już po obejrzeniu sztuki, jest czas na zastanowienie się nad treścią.  

      Wydarzenia rozgrywają się w jedno popołudnie w domu małżeństwa w średnim wieku, ona jest profesorką, a on lekarzem, przybywa do nich w odwiedziny brat profesorki z dziewczyną, a może raczej z kochanką, bo jest żonaty, w trakcie rozwodu. Nieco później przyjeżdża ich córka, mieszkająca na stałe w USA, z narzeczonym, Żydem. Profesorka oznajmia wszystkim, że zamierza przejść na judaizm. Początkowo jest poprawnie, w miarę kulturalnie, ale idylla trwa szalenie krótko, bo brat profesorki błyskawicznie zdążył wypić trochę alkoholu i pokazał prawdziwe oblicze. Robi się śmiesznie i strasznie. Na światło dzienne wydobyte zostaje nieznane wydarzenie z życia jednego z przodków pani   domu. Jest też sporo zaskoczeń i to odnoszących się do niemal wszystkich bohaterów.  

     Z pewnością sztuka jest o antysemityzmie i uprzedzeniach, ale to tylko wierzchołek góry lodowej. Jest też o naszym spaczonym postrzeganiu rzeczywistości, o tym że z reguły bardzo trudno jest zobaczyć siebie i swoich bliskich takimi, jak w rzeczywistości. Zawsze to postrzeganie jest skrzywione. I jest o niechęci do tego, aby tą rzeczywistość zobaczyć w realnym świetle. Profesorka nie przyjmuje do świadomości tego, że jej brat jest prostakiem, antysemitą i najprawdopodobniej alkoholikiem. Chociaż go widzi, nie chce zauważać tego, co jest oczywiste.  Jeszcze trudniej jest z przodkami, którzy już nie żyją, najwygodniej jest wierzyć w ich wyidealizowany obraz, albo nie interesować się tym, co robili w czasie wojny, w okresie próby. Długo można opowiadać o tolerancji i teoretyzować, ale gdy staje się twarzą w twarz z kimś, kto opowiada niewygodne rzeczy, robi się już coraz mniej tolerancyjnie. Najtrudniejsze ze wszystkiego jest jednak spojrzenie na samego siebie. Profesorka jest naprawdę niemożliwa, ma manię wyższości, poucza wszystkich dookoła, jest oschła i nieczuła, uważa natomiast, iż jest niemal ideałem pod każdym względem. I nie zanosi się na to, że kiedykolwiek spojrzy na siebie krytycznym okiem. 

     To aż niewiarygodne, że te cięższe treści są przekazane publiczności w trakcie naprawdę wesołej sztuki, pełnej zabawnych gagów.

5/6 


poniedziałek, 24 października 2022

Jerzy Jarniewicz „Mondo cane”

 



      Nie przepadam za białym wierszem, ale dałam szansę temu tomikowi z uwagi na wielką wrażliwość autora w stosunku do zwierząt. Niestety, ani jeden z wierszy mnie nie zachwycił i nie mam jakiejkolwiek ochoty, aby sięgnąć po nie ponownie. 

      Część wierszy koncentruje się różnych obrzydliwych aspektach życia, np. przepocone buty w przedpokoju, czy smród potu znajomej osoby itp. Można mieć po nich odruchy wymiotne. Niektóre wiersze z kolei wskazują na narcyzm autora, np. wiersz o usg jąder, gdzie dokładnie opisywany jest przebieg badania, a potem cytowany wynik.  W większości utworów jest koncentracja na sobie samym.

   Zaledwie w paru wierszach znalazłam temat, który rzeczywiście budzi emocje, np. wspomnienie zatonięcia okrętu podwodnego KURSK, albo śmierć Jana Lityńskiego, który zginął, ratując swojego psa od utonięcia. Sposób przedstawienia tematu jest w nich niestety taki, że odczuwałam tylko wielkie rozczarowanie.   
3/6   
   

sobota, 22 października 2022

Szczepan Twardoch „Byk”

     „Byk” jest dla mnie nieporozumieniem, w niczym nie przypomina tak świetnych powieści, jak „Król”, „Królestwo”, czy „Morfina”. Jest to mini dramat z jednym bohaterem, cwaniaczym biznesmenem i narkomanem zarazem, któremu nagle życie zawaliło się na każdym odcinku. Poza monologiem głównego bohatera są też przedstawione prowadzone przez niego rozmowy telefoniczne.  

   Utwór jest wyjątkowo krótki, ma około 90 stron z dużą czcionką i rysunkami. Są w nim fragmenty pisane gwarą śląską, co utrudnia czytanie i nie do końca jest zrozumiałe, a przypisów czy tłumaczenia nie ma. Nie zauważyłam tu żadnej głębi psychologicznej, tekst jest tak krótki, że na to nie pozwala. Wynurzenia tytułowego bohatera do szczególnie ciekawych też nie należą. Nie do końca wiadomo, dlaczego dopuścił do takiej sytuacji, że w opisywanym momencie przegrał prawie każdy aspekt życia. Surowe, śląskie wychowanie i brak umiejętności okazywania uczuć nie mogą być przecież jedynym wytłumaczeniem. 

    Całość jest dla mnie w ogóle nieprzekonująca. Z monologu bohatera wynika, że podziwia on swoich dziadków, którzy przeżyli razem 70 lat. Wie on jednocześnie,  że dziadkowie nie byli szczęśliwi, właściwie jedynie wypełniali różnego rodzaju obowiązki. Cóż, w tamtym pokoleniu tak się żyło, ale jak dla mnie nie ma czego zazdrościć. 

   W stosunku do innych powieści Twardocha, „Byk” jest wtórny. Są tu motywy służby Ślązaków w niemieckim wojsku, co teraz już chyba dla nikogo nie może być zaskoczeniem, pogłębienia wątku nie ma, jest tylko sygnalizacja. Jest też mowa o dyskryminacji Ślązaków, a na ten temat nic mi nie jest wiadome i nie wiem, na czym ta dyskryminacja miałaby poleć.  Gdyby  nie nazwisko Twardocha, to wątpię, czy ktoś by się tym dziełem zainteresował. 

3/6

środa, 19 października 2022

Wiliam Shakespeare „Wieczór Trzech Króli albo Co Chcecie” – spektakl, Teatr Narodowy

 

KOMEDIE w przekładzie Stanisława Barańczaka - William Shakespeare  | okładka

Sztukę oglądałam bez wcześniejszej znajomości tekstu. Trudniej jest wtedy wyłapywać złote myśli, zauważyłam oczywiście, że jest ich sporo, jak to u Szekspira. Można za to skoncentrować się na akcji, można wyłapywać tzw. drugie czy nawet i trzecie dno, podteksty itp. Spektakl ma wspaniałą oprawę muzyczną, jest oczywiście Chór Lowelasów, ale jest też mała orkiestra. Muzyka jest wspaniała, w tym przypadku więc spektakl ma zdecydowaną przewagę nad tekstem. Do tekstu można sięgnąć później. 

    Perypetie księcia Orsino zakochanego bez wzajemności w Laurze, czy z kolei miłość Violi do księcia, nie wydawały mi się szczególnie ciekawe. Najbardziej frapujące i zabawne zarazem jest to, co się rozgrywa pomiędzy dwoma obibokami: sir Tobiaszem, zamieszkującym w pałacu Laury, jego kolegą, pijusem Andrzejem, majordomusem Laury Malvoliem i pokojówką Laury - Marią. Malvolio jest zasadniczym służbistą, pozbawionym poczucia humoru, za to wzorowo wypełniającym obowiązki i zachowującym się wobec innych w miarę poprawnie.  Z racji tej zasadniczości i nadęcia, Maria, Tobiasz i Andrzej zrobili mu psikusa. Maria spreparowała list rzekomo od Laury, z którego wynikało, że Laura jest zakochana w Malvoliu. Chociaż było to skrajnym nonsensem i było absolutnie niemożliwe z racji różnic, pochodzenia, statusu społecznego, majątku, wieku, Malvolio w to uwierzył i momentalnie jeszcze bardziej się nadął i zaczął się zachowywać tak, jakby już był panem domu i mężem Laury. Z reguły zmiany w ludziach zachodzą stopniowo, np. pod wpływem władzy, tu zaś sama taka możliwość wystarczyła, żeby Malvolio momentalnie, niemal z minuty na minutę, pokazał się  z jeszcze gorszej strony. Do pozostałych osób zaczął odnosić się jeszcze koszmarniej, zerwał całkowicie z pozorami dobrego wychowania i taktu. Szekspir pokazał w miniaturze proces, który z reguły zachodzi stopniowo, sama myśl o władzy i bogactwie, wydobywa z majordomusa obrzydliwe cechy osobowości. 

     Pycha i porażająco wielkie mniemanie o sobie Malvolia, które spowodowało, że uwierzył w totalną bzdurę, w niemożliwy miraż małżeństwa z Laurą, są w całym spektaklu najwięcej dające do myślenia. Wszak skoro Szekspir wprowadził do sztuki taką postać, to jednoznacznie wskazuje to na fakt, że takich Malvoliów, zadufanych w sobie i uważających siebie za kogoś absolutnie wspaniałego pod każdym względem, jest sporo. I że można nimi manipulować, ale jednocześnie trzeba na nich uważać. Odważni mogą się zastanowi, ile w sobie mają z Malvolia. 
5/6   

sobota, 15 października 2022

Javier Marias "Tomas Nevinson"

 

Tomás Nevinson - Javier Marías

Javier Marias zmarł we wrześniu tego roku i chociaż osobiście go nie znałam, pogrążyłam się w autentycznym żalu. Przeczytałam prawie wszystkie jego książki, są dla mnie rewelacyjne. Liczyłam na to, że powstaną jeszcze dalsze, no ale niestety. Pozostanie on dla mnie jednym z najwspanialszych pisarzy, jakich kiedykolwiek czytałam i jednym z najgłębszych znawców ludzkiej duszy. Portrety psychologiczne jego bohaterów są porażająco wnikliwe, a przeczytanie jednej jego książki z pewnością daje więcej, niż studiowanie podręczników psychologii. 

  Tomas Nevinson to ciąg dalszych wydarzeń opisanych w powieści „Berta Isla”, ale znajomość „Berty” nie jest konieczna do tego, aby delektować się „Nevinsonem”. Z reguły w powieściach Mariasa akcja nie jest najważniejsza, najciekawsze są opisy ludzi i ich zachowania, motywów, celów, lęków i całej masy innych kwestii, związanych z psychiką człowieka. W tej książce wszystko to jest, ale jest także wciągająca czytelnika akcja. W obu wspomnianych powieściach występuje też ten sam bohater, genialny psycholog, który nigdy nie studiował psychologii, Tupra. Nevinson również jest fenomenalnym psychologiem. Trylogia „Twoja twarz jutro” i „Tomas Nevinson” to dla mnie najlepsze powieści Mariasa. 

    Tytułowy Nevinson zakończył już pracę w angielskich tajnych służbach, gdy skontaktował się z nim jego były szef, Tupra i zakomunikował mu, że ma dla niego kolejne zadanie. Podczas spotkania okazało się, że zadanie to jest mocno karkołomne. Otóż służby odkryły, że za dwoma bardzo krwawymi zamachami ETA w Hiszpanii sprzed 10 laty, stała nieustalona z imienia i nazwiska kobieta. Służby wytypowały 3 kobiety, które zamieszkiwały w jednym, małym, hiszpańskim mieście, a Nevinson dostał zadanie, aby zidentyfikować, która z nich jest terrorystką lub byłą terrorystką. Miał wyjechać do tego miasta, zamieszkać tam na co najmniej kilka miesięcy, nawiązać kontakt z wszystkimi trzema kobietami i przekazać ustalenia. Jak się można domyślić, na zwierzenie się przez którąkolwiek, że to ona miała związek z zamachami terrorystycznymi, nie mógł liczyć. Na to, że może coś jej się wymknie, jakieś półsłówko, też nie, w końcu przez 10 lat nikt nie domyślił się, że mogła brać udział w czymś takim. Pozostawało analizowanie zachowania, zwyczajów, upodobań, komentarzy na różne tematy, próbowanie rozgryzienia światopoglądu itp. kwestie. Czy można dzięki temu rozgryźć przeszłość danej osoby i ujawnić skrzętnie ukrywane tajemnice? Dzięki tej niewiadomej akcja jest fascynująca. Niewiadomych jest więcej, bo nasz bohater dostał zadanie, aby po zidentyfikowaniu terrorystki zebrał dowody, a jeżeli by się nie dało zebrać mocnych dowodów, ale wiedziałby, że to jest ona na podstawie poszlak, żeby ją po prostu zlikwidował i zapobiegł tym samym kolejnemu zamachowi.  Powieść nie skupia się tylko na takich wątkach. Podczas obserwacji wychodzą na jaw różne inne ciekawostki. 

     Dla przykładu, w jaki sposób autor opisuje ludzi, na co zwraca uwagę, aby kogoś rozpracować. W jednym z momentów, gdy Nevinson opuścił na parę dni wspomniane miasto i pojechał na rozmowę z Tuprą, skarżył się mu, że ma problem z identyfikacją terrorystki. Tupra kazał mu opisać swoje spostrzeżenia i odpowiedział: „Wzrok masz zamglony, a może to bliskość nie pozwala ci złapać ostrości. A może mgła nieuświadomionych uczuć, czasem człowiek nawet nie wie, że je ma, takie są najgorsze i najbardziej paraliżujące, trudno się przed nimi bronić. Widzisz jednak więcej, niż przyznajesz, że widzisz”.   

     Nevinson snuje też rozważania na temat odpowiedzialności jednostki za swoje czyny, kary, moralności. Zastanawia się, czy człowiek może się zmienić na tyle, aby przez część życia być mordercą, terrorystą, pozbawionym skrupułów, a potem stać się normalnym obywatelem i odczuwać skruchę za to, co zrobiło się wcześniej. Rozmawia też na ten temat z Tuprą. Są też oczywiście rozważania na masę innych tematów. Przykładowo, czy służby państwowe powinny mieć skrupuły, aby zajmować się tzw. morką robotą i czy osoby, parające się czymś takim w imieniu państwa i obywateli, można uznać za moralne, czy nie. Przykładowo, czy można zabić – w aspekcie moralnym, nie prawnym, bez sądu terrorystę lub chociażby osobę, która przygotowuje się do zamachu. Autor obnaża hipokryzję większości obywateli, z jednej strony chcą być chronieni, mało kto przejąłby się zabiciem terrorysty, większość byłaby nawet  zadowolona, ale z drugiej strony nigdy nie pochwalą takiego zachowania, jak zabicie tego terrorysty, a z zabójcą już nie chcieliby mieć nic wspólnego.  

    Dodatkowym smaczkiem powieści są nawiązania do literatury, muzyki, sztuki, historii. Wszyscy niemal bohaterowie są ludźmi wykształconymi, mającymi potrzebę obcowania z właśnie z takimi aspektami życia. Jest też wiele cytatów z klasyki literatury. Część cytatów nie wymaga żadnego odgadywania, skąd on jest, bo wynika to z treści rozmowy, np. Makbet powiedział. Do Szekspira nawiązań jest sporo. Są też na końcu wyjaśnienia, tak żeby wątpliwości nie było. Ale nie wszystko jest takie proste, bo są też cytaty, ale niedosłowne, takie, jak ktoś je zapamiętał. I nie zawsze jest wyjaśnienie, z jakiego utworu one pochodzą. Niekiedy zaś jest tylko powtórzona myśl z jakiegoś dzieła, nie ma wówczas wskazania ani autora, ani tytułu, czytelnik może ewentualnie sobie przypomnieć, że gdzieś coś takiego czytał. Javier Marias napisał coś w rodzaju wyjaśnienia, że np. w tekście jest myśl z le Carre`a, o ile dobrze pamięta. Jest to więc taka jakby łamigłówka, a częściowo przypomnienie klasyki, co zainspirowało mnie do sięgnięcia po Szekspira. 

6/6

środa, 5 października 2022

Wiliam Shakespeare "Makbet"

 

TRAGEDIE I KRONIKI w przekładzie Stanisława Barańczaka (2022)
 - Shakespeare William | okładka


     "Makbeta" zna chyba każdy, z reguły ze szkoły. Czytam teraz genialną powieść "Tomas Nevinson" Javera Mariasa, nawiązań do Szekspira jest tam sporo. Permanentne nawiązania są też w moim ulubionym cyklu Lilian Jackson Braun "Kot, który...", tam partnerka Qwilla, bibliofilka i bibliotekarka codziennie umieszcza na drzwiach biblioteki cytat na dziś właśnie Szekspira. Odbiór sztuki, gdy czyta się ją jako osoba dorosła, jest zupełnie inny. 

     Szekspir opowiada o degeneracji człowieka, o tym jak pozornie uczciwy, sprawiedliwy, mężny Makbet, chorobliwie ambitny, stał się zbrodniarzem. W sztuce jest mowa o degeneracji w walce o władzę, o tron, stawka jest więc gigantyczna, ale każdy chyba zna ludzi, którzy zatracili wszelkie hamulce moralne w walce o znacznie mniejszą stawkę, jak np. stanowisko w pracy za nieco większe wynagrodzenie. Szekspir na przykładzie Makbeta opowiada, że olbrzymia ambicja potrafi przybrać tak karykaturalny kształt, że może doprowadzić człowieka do samozagłady. W drodze do realizacji swojego celu, niekoniecznie związanego z pracą, większość osób godzi się na różne kompromisy moralne, o ile jest taka potrzeba. A potem jest coraz gorzej. Treść oczywiście jest znacznie głębsza, ale skupiam się na tym, co rzuciło mi się w trakcie czytania, w tym momencie życia, najbardziej w oczy. 

    Szekspir rzeczywiście znał człowieka na wylot, masa zdań ze sztuki to są właśnie takie złote, ponadczasowe myśli. Jedne są górnolotne, o życiu, jego marności, ale sporo jest takich zwyczajnych, które odnieść można do zwykłego życia, nie tylko do zbrodni. Boimy się wyimaginowanych rzeczy i takich, które jeszcze nie zaistniały, boimy się chodzenia do lekarza i badań lekarskich. Według dramaturga wszechczasów "Lepsza groza rzeczy, które istnieją, niż groza majaków". Wiele planujemy, czynimy różne postanowienia. "Za dużo mówię, co uczynię, żar postanowień ginie w gadaninie" idealnie pasuje . Ludzie często nie widzą sensu życia, zawołanie "Niech Pan Bóg łaski ci udziela, zmieniaj zło w dobro, wroga w przyjaciela", będzie idealne. Czasem wielu rzeczy nie chce nam się robi, a inne cięższe, robimy bez problemu: "miłe trudy nigdy nam nie ciążą".  Kiedyś w pracy spotkałam się obgadywaniem osoby, która sporo dawała na cele charytatywne, idealnie pasuje  "wiem, że w życiu zadawanie krzywd chwali się zwykle, a czynienie dobra nazywa zgubnym szaleństwem". A dyspozycyjność, robienie wszystkiego na polecenie? "Ugnie się nawet szlachetna natura, jeżeli rozkaz wyda król". 

    Ciekawy jest też mocno wątek irracjonalny, wiedźmy, przepowiednie, wizje typu odźwierny od bram piekielnych. Te kwestie też zasługują na uwagę i to nie tylko z powodów czysto sensacyjnych. Jedni w pewne rzeczy wierzą, inni nie, często poglądy na te kwestie się zmieniają pod wpływem różnych doświadczeń. Ten sam autor ale w innym dziele napisał, że "Są rzeczy na ziemi i w niebie, o których nie śniło się nawet filozofom". Upadek Makbeta zaczął się od wróżby wiedźm, że zdobędzie koronę. Banquo mu mówi "Nieraz siły Mroku, Chcąc nas usidlić, odsłaniają cząstki Prawdy, zyskując nas tym dla swej sprawy - By w ostatecznym rozrachunku zdradzić."
6/6