Słuchając
nie tak dawno „Szmaragdowej tablicy”
zainteresowałam się fragmentem, w którym
w czasie wojny niemiecki oficer musiał dostarczyć Himmlerowi oryginał obrazu
Giorgonego pt. „Astronom”. Ponieważ nie
mógł go zdobyć, wpadł na pomysł, że znajdzie dobrego fałszerza, który taki
obraz namaluje. Ponieważ „Astronoma” nikt z Niemców nigdy nie widział, fałszerz
miał pełną swobodę co do tego, co ten obraz konkretnie miałby przedstawiać.
Problem polegał tylko na tym, że znawcy przy pomocy laboratoriów niemieckich mogli
wykryć, że obraz powstał w innym okresie czasu, niż żył Giorgone. Fałszerz miał
na swoją pracę 2 tygodnie. Na tego, a nie innego fałszerza wskazał inny
niemiecki oficer, który zajmował się, mówiąc wprost, rabowaniem dzieł sztuki z
muzeów europejskich, znał się więc wyśmienicie na rzeczy. Plan się powiódł,
fałszerstwo nie zostało wykryte. Słuchając tego, uznałam, że jest to kompletna
bzdura, że nawet w ramach fikcji literackiej, należałoby trzymać się pewnych
realiów, a fałszerstwo takie nie jest przecież możliwe. Ale zaczęłam drążyć ten
wątek, przeszukując internet. I okazało się, że byłam w błędzie.
piątek, 30 września 2016
sobota, 24 września 2016
Marcin Wroński „Portret wisielca”
Jak zwykle w serii z Zygą każdy tom rozgrywa się w innym środowisku. Tym razem jest to głównie środowisko studenckie, dotyczy dwóch uczelni, katolickiej, czyli KUL-u i wyższej rabinackiej. Mamy więc do czynienia głównie z narodowcami sprzed stulecia i z Żydami. W tym przypadku mieszkają w jednym mieście, mijają się często na ulicach, można się więc domyślić, że było gorąco. Wydarzenia rozgrywają się w latach 30-tych. I są dwa trupy, aby było po równo, jeden to Żyd, Natan, utopiony w mykwie, a drugi to Polak, katolik, Stanisław Ździech , znaleziony jako powieszony. To jemu robiono pośmiertne zdjęcie, które pokazywano świadkom w czasie śledztwa i stąd też tytuł książki. Zyga musi ustalić, czy te dwa zabójstwa się łączą, no i kto zabił. W tym tomie wydarzenia toczą w jednej przestrzeni czasowej, nie ma znanego z innych tomów , prowadzenia wydarzeń w dwudziestoleciu i w okresie powojennym.
wtorek, 20 września 2016
George Orwell „Folwark zwierzęcy” – audiobook, czyta Wiesław Michnikowski
Powrót do „Folwarku zwierzęcego” okazał się ciekawym
eksperymentem. Ku swojemu zaskoczeniu, sporo rzeczy już nie pamiętałam, pamiętałam tylko ogólna wymowę. Orwell opisał
w formie satyry rewolucję październikową z 1917r. , ale jednocześnie opisał też
ponadczasowe państwo totalitarne. Zaskakujące, że był w stanie opisać wszystko
tak trafnie, zmarł przecież w 1950r, o totalitaryzmach nie było wówczas wiadomo
tak wiele, jak teraz. Wystarczyło mu, że walczył w wojnie domowej Hiszpanii,
zorientował się dość szybko, jak wyglądają chociażby Brygady Międzynarodowe z
ZSRR.
wtorek, 13 września 2016
Kristina Sabaliauskaite „Silva Rerum” - audiobook, czyta Wiktoria Gorodeckaja
„Silva rerum” to wyśmienita książka, którą jestem zachwycona i czekam już z
niecierpliwością na to, aż dokonany zostanie przekład na j. polski pozostałych
dwóch tomów. Książka jest sagą rodzinną, pierwszy tom rozgrywa się w XVII
wieku, częściowo w wiejskiej posiadłości Milkonty, częściowo zaś w Wilnie. Jest
sagą nietypową. Ale o tym później. Od kiedy zaczęłam słuchać tej książki, nie
mogę przestać myśleć o tym, dlaczego prawie w ogóle nie sięgam, tak jak zresztą
i większość czytelników, po literaturę z Europy Środkowej. Wyłamuje się z tego
schematu w pewnym stopniu literatura czeska. Ale z węgierskiej przez kilka lat
przeczytałam jedną pozycję, a innych np. bułgarskiej, słowackiej , słoweńskiej
czy rumuńskiej zupełnie nic. Tak samo jest z krajami nadbałtyckimi, ich
literatury w ogóle nie czytuję, nie znam ani litewskiej, łotewskiej , ani
estońskiej. „Silva rerum” pokazała, jak
fascynujące książki powstają wokół nas. Nie jestem pewna, z czego to wynika, że
tak mało sięga się po te właśnie pozycje, z tych krajów. Bogatsze państwa z
pewnością dysponują większymi funduszami na promocję swoich autorów, ich nagrody
literackie są najbardziej znane, np. Nagroda Bookera, National Book Award,
nagroda Goncourtów, Nagroda Pulitzera i
inne. Ale czy przez to literatura innych
krajów jest gorsza? Promocja literatury
innych krajów w porównaniu do tych najbogatszych jest właściwie żadna. Książki
angielskie czy amerykańskiej prościej jest znaleźć, promowane non stop stają
się bestsellerami, wystarczy wejść do księgarni i są pod ręką. Mnie osobiście wydawało się, że mam już dosyć
czytania o tym, co znam, czyli o Europie Środkowej, a chętnie poczytałabym o
miejscach, gdzie ludzie mają inne nieco problemy, żyje im się lepiej,
przynajmniej w sensie materialnym. Ale jak się okazało, nie do końca słuszny
był ten tok rozumowania. Opowieść rozgrywająca się w Wilnie, które kiedyś było naszym miastem,
które kojarzy mi się z Mickiewiczem, napisana przez litewską pisarkę, okazała
się fascynująca.
niedziela, 11 września 2016
Lilian Jackson Braun „Kot, który się włączał i wyłączał”
Raz na jakiś czas sięgam po ulubioną
serię „Kot, który….”, o której nie jednokrotnie już pisałam chociażby tutaj. „Kot, który się włączał i
wyłączał” to tom trzeci. Qwill mieszka już z dwoma kotami, Koko i Yum Yum ,
problem polega jednak na tym, że mieszkać nie gdzie, nie ma własnego domu czy
mieszkania i tuła się po różnych wynajmowanych miejscach. Musiał opuścić luksusowy
apartamentowiec, w którym dzięki łucie szczęścia zamieszkiwał za darmo w
poprzednim tomie. Teraz mieszka w zapyziałej norze, czymś w rodzaju motelu ze
ścianami, przez które wszystko słychać. Nadal jest dziennikarzem.
wtorek, 6 września 2016
Viveca Sten „Na spokojnych wodach”
Dwadzieścia czy trzydzieści lat temu powieści kryminalne uchodziły za literaturę dużo gorszej jakości, tak jak filmy klasy B czy C, a może i jeszcze gorzej. Gdyby ktoś, kto kryminałami się nie interesuje, sięgnął po „Na spokojnych wodach” uznałby, że to beznadzieja, i że „nic się nie zmieniło, w końcu to kryminał.”
„Na spokojnych wodach” to zdecydowanie fatalna literatura. Myślę nawet, że na studiach, na polonistyce lub może bardziej na skandynawistyce, ktoś z wykładowców mógłby zlecić przeczytanie tej książki po to, aby móc potem wypunktować, dlaczego jest tak bardzo zła.
niedziela, 4 września 2016
Ryszard Kapuściński „Podróże z Herodotem” audiobook , czyta Stanisław Brejdygant
Jakiś
czas temu przeczytałam niemal wszystkie, no prawie wszystkie, książki Kapuścińskiego.
Pozachwycałam się nimi i odłożyłam na
półkę. Przypominałam sobie o nich w trakcie przeprowadzek, a parę tygodni temu
przypadkowo natknęłam się na audiobooka.
Od dawien dawna lubię co jakiś czas wracać do starych lektur, wspominałam już o
tym. O powracaniu do starych lektur pisze m. in. i Kapuściński w „Podróżach z
Herodotem”. I zgadzam się z nim
całkowicie. Gdy sięgamy po określoną książkę kolejny raz, nie jesteśmy już tą
osobą, która czytała tą książkę wcześniej, mamy inne doświadczenia osobiste,
zawodowe, dodatkowe książki czy filmy za sobą, w tym czasie zmienił się też
świat. I książka już też nie jest ta sama, odkrywamy w niej coś nowego, na co
wcześniej nie zwróciliśmy uwagi, albo co wydało się nam nieważne. „Dzieje”
Herodota były dla Kapuścińskiego jedną z ważniejszych książek, zabierał ją ze
sobą w podróże przez kilkadziesiąt lat. A
ja z kolei w „Podróżach z Herodotem”, odkryłam sporo nowych kwestii, a z kolei pod
ich wpływem nasunęło mi się całkiem sporo refleksji, które wcześniej mi się nie
nasuwały.
Subskrybuj:
Posty (Atom)