„Pani Bovary” nie podobała
mi się. Kiedy zdarza mi się przeczytać
/odsłuchać coś z uznanej klasyki i nie podoba mi się to, mam przez chwilę dość
dziwne odczucie. Jest to przecież klasyka, uznana już od pokoleń i przez
czytelników i przez krytyków, musi przecież mieć w sobie jakieś wartości, a ja
mam odmienne odczucia. Magia wielkiego nazwiska, wielkiego klasyka też ma swoje
znaczenie. Ale na szczęście to
zadziwienie, czemu mi się to nie podoba, może coś ze mną jest nie tak,
trwa chwilę . Odbiór książki zależny jest przecież też od osobowości ,
charakteru , trybu życia, jaki się pędzi
i całej masy innych rzeczy. Nie każdemu wszystko musi się podobać. A poza tym,
każdy układając listy z pozycjami tzw. żelaznej klasyki, pewne pozycje dopisałby, a niektóre z kolei usunął. Nie
tylko nie zauroczyłam się „Panią Bovary”, ale jeszcze poza tym słuchając jej, nudziłam się.
„Pani Bovary” to opowieść o młodej i zanudzonej do granic możliwości kobiecie,
która z niczego nie była zadowolona , a nudę zbijała miłymi chwilami z
kochankami. Nie kochała ani męża, ani dziecka, ani ojca . Nie znalazła
jakiegokolwiek zajęcia, które sprawiałoby jej satysfakcję. Owszem, była w
stanie przeżyć chwile uniesienia w operze, ale zajmować się muzyką na co dzień, ochoty już nie miała.
Zadbać o to, aby bywać w tej operze częściej, też nie chciała. Z nikim nie była
w stanie prawdziwie się zaprzyjaźnić.
Czas spędzała na rozmyślaniu o kochankach , wymyślaniu prezentów dla
nich i na obmyślaniu, jak oszukać męża. Do tego jeszcze była skrajnie bezmyślna
i egoistyczna. Mimo że jej mąż , lekarz, nie był źle sytuowany, ogromnymi
wydatkami zaczęła doprowadzać rodzinę do katastrofy finansowej. Pani Bovary była
też szalenie egzaltowana, miała przykładowo dość krótki okres fascynacji
religią , ale podobnie jak i wszystko inne, uczestnictwo w obrzędach szybko się
jej znudziło. Jako bardzo młoda
dziewczyna żyła w świecie książek, ale tylko takich, które nie dotyczą codzienności . Myślała
często też o bliżej nieokreślonych rzeczach wzniosłych, np. o wyidealizowanym
życiu z kochankiem, do czego mogłoby dojść po porzuceniu męża. Uważała, że stworzona jest do wyższych celów,
nie wiadomo tylko za bardzo, do jakich. Mimo, że spychała rodzinę, w tym dziecko, w przepaść finansową, była bardzo dumna z
siebie, gdy dała jałmużnę żebrakowi . Danie jałmużny uważała za coś wyjątkowego
a doprowadzanie rodziny do ruiny nie budziło w niej jakiejkolwiek refleksji . I
to właściwie cała historia, zakończenia nie zdradzę. Dla mnie nie było w tym nic szczególnie
ciekawego .
Jeśli rozejrzymy się po
otoczeniu, widać współczesne panie Bovary.
Może nie wszystkie są aż tak skrajnymi przypadkami, jak ta z książki,
ale jest ich trochę, w różnych odmianach. Portret psychologiczny takich kobiet
nakreślony został trafnie i jest on ponadczasowy . Temu zaprzeczyć się nie da. Ale moim zdaniem
jest wiele ciekawszych charakterów do opisywania. Nie znalazłam w tej książce niczego pociągającego,
do niczego też mnie ona nie zainspirowała.
W czasie słuchania czułam coraz bardziej narastającą irytację zachowaniem bohaterki .
Czasem do niektórych lektur trzeba
dorosnąć, a niektórych nigdy nie jest się w stanie polubić
i nie ma się ochoty, aby sięgać do nich ponownie . Nigdy nie podobał mi się np. Hemingway i nie
rozumiem fascynacji jego książkami. Flauberta dotychczas nie czytałam. Wygląda
na to, że nie nabrałam ochoty na to, aby zgłębiać się w lekturze innych jego
powieści.
Przyszło mi też na myśl, że w literaturze, podobnie zresztą jak i w
kinie, podział na pozycje wybitne, wartościowe czyli tzw. ambitne, często
będące już tzw. klasyką, i na pozycje rozrywkowe, już się zatarł. Dotyczy to również i muzyki. Niejedna książka
, zaliczana do tych lżejszych i nie będąca klasyką, więcej wniosła do mojego
życia, niż uznana za arcydzieło „Pani Bovary”.
3/6