niedziela, 9 listopada 2014

Piotr Zychowicz „Opcja niemiecka”




Rebis 2014 

     Niewiele jest osób, które potrafią tak ciekawie opowiadać o historii, jak Zychowicz.  I nikt chyba nie jest tak bardzo atakowany z prawa i z lewa. Nie należy on na szczęście do tych historyków, którzy podejmują jedynie tematy  modne, łatwe i jednoznaczne , gdzie nikt nikomu się nie naraża. Wręcz przeciwnie, podejmuje on  kwestie najtrudniejsze, naraża się i tym z lewa i tym z prawa. Zawsze lubiłam historię, ale lekcje w szkole z reguły do ciekawych nie należały. A gdy się bierze książkę Zychowicza do ręki, okazuje się, że masa rzeczy jest niezwykła. Gdy wydawało nam się, że ktoś był zdrajcą okazuje się, że mogło być zupełnie odwrotnie. I vice versa, postacie uchodzące za kryształowe, po bliższym przyjrzeniu się, okazują się najprawdopodobniej właśnie zdrajcami. Gdy wydawało się nam, że wiemy sporo na jakiś temat i że mamy już wyrobioną opinię, po poznaniu nowych faktów ta nasza dotychczasowa opinia niejednokrotnie przestaje już być taka jednoznaczna, a niejednokrotnie ulega zmianie. Wszystkie  książki Zychowicza, tą również,  czyta się doskonale, tak jakby to był wyjątkowy kryminał. Nie są one wcale przeznaczone tylko dla miłośników historii, czy znawców II wojny światowej. Może je czytać absolutnie każdy.  Nie są to prace naukowe . I podczas czytania nie można się opędzić od stawianych pytań, czy dane posunięcie było słuszne ? Dlaczego ? Są też i dywagacje, przez wielu nie za bardzo lubiane, a które z kolei do mnie zawsze przemawiały, typu „co by było gdyby”.   

    A „Opcja niemiecka” jest pozycją szalenie kontrowersyjną. Zychowicz chronologicznie opowiada o przypadkach , gdy Polacy w trakcie II wojny podejmowali w imię dobra naszego kraju współpracę z Niemcami. Wiem, że brzmi to niedorzecznie. Ale problem polega na tym właśnie, że w wielu wypadkach byli oni w stanie dzięki temu zrobić sporo dobrego.

       Każdy przypadek jest inny. Ale jeden  z najciekawszych  to historia hrabiego Adama Ronikera. Nie jestem fascynatką II wojny światowej i przed przeczytaniem tej książki nic o nim nie wiedziałam, nie wiedziałam nawet o jego istnieniu.  Stał na czele Rady Głównej Opiekuńczej, działającej właśnie w trakcie II wojny zupełnie legalnie. Była to instytucja dobroczynna, mająca na celu niesienie pomocy ubogim z tereny Generalnego Gubernatorstwa. Zychowicz wylicza, ile dobrego Rada ta zrobiła. Jej funkcjonowanie było możliwe tylko dzięki temu, że Roniker miał bardzo rozległe kontakty z wieloma ustosunkowanymi Niemcami. Jak można się domyślić, nie wszystkim Niemcom podobało się to, że taka Rada istniała, Roniker narażał się więc stale gestapo. Miał też świadomość, że jego działalność była bardzo niemile widziana przez nasz rząd w Londynie i przez AK. Narażał się więc jednocześnie na to, że może zostać uznany przez swoich za zdrajcę i może zostać wydany i wykonany na nim wyrok śmierci. Zychowicz ma świadomość, że współpraca z Niemcami od strony etycznej może budzić wiele wątpliwości, z drugiej zaś wie, że to właśnie na skutek takich działań   uratowanych zostało wielu Polaków.  Każdy czytelnik oczywiście sam wyrabia sobie pogląd na tą kwestię i odpowie na pytanie, co jest więcej warte, czy bliżej nieokreślony honor, czy zwykła racja stanu, czyli troska o życie ludzi .

      Autor nie ukrywa, że opowiada się za pragmatyzmem. Mottem książki jest sentencja:  „Zadaniem narodu jest szukać sobie dróg życia, a nie śmierci” Stanisława Cata - Mackiewicza . Występuje ostro p-ko donosicielstwu i szkodzeniu innym Polakom, ale uważa jednocześnie, że bezsensowne umieranie „za honor” i walczenie na wielu frontach w mię cudzych interesów. Naczelną zasadą,  jego zdaniem powinno być, aby w trakcie wojny oszczędzać maksymalnie życie ludzi , dziedzictwo narodowe i mienie, a nie bezustanne narażać się i walczyć za innych. Nie omieszka też przypominać, że za nas jakoś nikt nigdy nie chciał walczyć. Zychowicz idzie nawet dalej i żałuje, że nie powstał rząd polski, który podjąłby współpracę z władzami niemieckimi. W „Opcji niemieckiej” opisuje właśnie próby tworzenia takiego rządu. Ku mojemu zaskoczeniu, chętni byli, a całe przedsięwzięcie nie doszło do skutku tylko  z tego powodu, że ostatecznie nie wyraził na to zgody Hitler. Rok po roku i miesiąc po miesiącu opisywane są działania, zmierzające do powołania oficjalnego rządu polskiego, działającego legalnie.  Jak wskazują przykłady innych krajów, gdzie rządy takie powstały, skutkowało to znacznym ograniczeniem strat i ludzkich i materialnych. Żadne inne państwo  nie straciło 6 mln. obywateli.  

         W „Opcji niemieckiej” jest cała masa nieznanych, albo bardzo mało znanych faktów . Opisane są np. polskie organizacje, które nie popierały działań rządu londyńskiego i uznawały, że naszym największym wrogiem jest Rosja , a nie Niemcy.  Przykładem są chociażby Muszkieterowie. Sporo jest też  w książce o działalności wywiadów, zarówno polskiego, jak i niemieckiego, jak też i NKWD.  

        Pisałam już dwa razy o Zychowiczu, ale jeszcze raz podkreślę, nie każdy czytelnik musi zgadzać się z każdą jego tezą i ja też nie ze wszystkimi jego poglądami się zgadzam.  Ale o tych faktach, o których pisze on, albo nikt inny nie pisze, albo ewentualne inne publikacje mają charakter niszowy i nikt o nich nie wie. A o takich rzeczach warto wiedzieć. I jest to absolutnie nowe spojrzenie na wszystko to, co się rozegrało. Z reguły gdy czyta się coś o wojnie, to działania naszego rządu są opisywane z umiarkowanym krytycyzmem, tutaj zaś na tym rządzie nie została zostawiona przysłowiowa sucha nitka . Wyeksponowany został fakt ucieczki do Rumunii i dalej, co było ewenementem na skalę europejską i wobec braku jakiegokolwiek podmiotu do rozmów z Niemcami, przyczyniło się w sporym stopniu do eskalacji  niemieckiego terroru i przemocy wobec ludności. Książki tego rodzaju znacznie rozszerzają horyzonty, nie jest to tylko , tak jak to często ma miejsce u wielu autorów, suche podanie faktów i na dodatek w nieprzystępnej formie.

      Myślę, za zasadniczy problem przy czytaniu Zychowicza może polegać na tym, że czytelnik prędzej czy później natrafia na pogląd, z którym się nie zgadza i to go zniechęca do dalszej lektury. Tak było i z moim kolegą i z moją koleżanką.  Każdego z nich zdenerwowało co innego . Uznali, że są to bzdury i nie warto tego  czytać, bo natrafią na bzdury jeszcze większe.  Do dalszego ciągu przeszli dopiero po dłuższej przerwie.  Nie zmienili poglądów co do tych spornych kwestii, ale finalnie byli zadowoleni. W dalszej części nic już aż tak bardzo nie denerwowało, a gdy była mowa o tych spornych sprawach nie reagowali już emocjonalnie .   I wiele się dowiedzieli.

6/6