sobota, 27 kwietnia 2024

Cezary Łazarewicz „Sześć pięter luksusu”

         Pozornie i bez czytania opowieść o jednym z warszawskich budynków może wydawać się trochę mało zachęcająca, aby po nią sięgnąć. W rzeczywistości ta historia jest frapująca. Autor opowiada o kilku pokoleniach rodziny Jabłkowskich, przed wojną właścicieli najnowocześniejszego w Europie domu towarowego w Warszawie przy ul. Brackiej. Jest to opowieść o historii, o ludzkich charakterach, o przemianach ustrojowych w Polsce, ale opowiadanych głównie z perspektywy rodziny Jabłkowskich, a także opowieść o Warszawie. Autor rozmawiał z Jabłkowskimi i tymi ich byłymi pracownikami, których zdołał znaleźć, sięgał do źródeł, do dawnych gazet czy książek.

    Bracia Jabłkowscy byli fenomenalnymi szefami, potrafili tak bardzo troszczyć się o ludzi, że byli pracownicy pamiętali o nich nawet przez kilkadziesiąt lat. Kiedy zmarł Feliks Jabłkowski, kilkadziesiąt lat po wojnie, gdy trumna miała zostać przeniesiona do karawanu, pojawili się nieznani ludzie, wzięli tą trumnę i zanieśli az do grobu. To byli jego dawni pracownicy. Autor rozmawiał m. in. ze staruszkiem, dawnym pracownikiem Jabłkowskich. Sam Jabłkowski osobiście pilnował, aby ten pracownik, wówczas bardzo młody chłopak, wychodził codziennie z pracy o godz. 14.00 i aby szedł do szkoły. 

       Jabłkowscy uosabiali przedwojenne wartości, uczciwość, rzetelną pracę. Nie sprzedawali bubli, nie oszukiwali ani klientów, ani pracowników. Ich wkład w rozwój kraju wynikał z rzetelnie prowadzonego biznesu, ludzie mieli zatrudnienie, klienci byli zadowoleni, Skarb Państwa dostawał podatki. Sprzedawali towary bardzo wysokiej jakości, stąd ten tytułowy luksus. Jabłkowscy nie walczyli w powstaniach, ale w 1920 i 1939 już tak. Mieli oni też niesamowitą umiejętność podnoszenia się po klęskach. Nestor rodu, Józef, zbankrutował,  nie swojej winy, ale stało się. Stracił wszystko i powstał, odbudował to, co stracił. Feliks Jabłkowski, którzy był szefem tej firmy, też ją utracił po wojnie na skutek działań komunistycznego państwa, gdy walczyło ono z prywatną inicjatywą. W PRL-u nie mógł niczego odbudować, było to nierealne, ale utrzymywał rodzinę i również gdy tylko stało się możliwe, poszedł w kierunku prywatnego biznesu, rozumianego tak, jak przed wojną.  

    Tą część książki, która opowiada o czasach socjalizmu i o tym, jak Jabłkowskim odebrano nieruchomość, jak zrujnowano sklep, czyta się najciężej, jest to wstrząsające, nawet gdy się wie, że tak właśnie było. Batalia o odzyskanie kamienicy już po przemianach ustrojowych  po 1989r., trwała dwadzieścia lat, ale na szczęście zakończyła się sukcesem.     

8/10 

     



poniedziałek, 22 kwietnia 2024

Adam Bielecki „Spod zamarzniętych powiek”

 

    „Spod zamarzniętych powiek” to nie tylko opisy górskich wypraw autora,  w Himalaje  czy inne góry, ale i wplecione w te opisy mini refleksje na wiele tematów, np. o lojalności, przyjaźni, odwadze, przełamywaniu schematów itp. itd. Są nawet wzmianki o niewytłumaczalnych doznaniach. Himalaiści w krytycznych sytuacjach, na pograniczu życia i śmierci, czuli niekiedy czyjąś obecność, słyszeli jak ktoś do nich mówi. Ten ktoś mówił im, jak np. mają iść, gdy nie znali drogi. 

         Autor jest szalenie oczytany, kiedy jeszcze się uczył w szkole, miał taki incydent, że przez jakiś czas nic innego nie robił, tylko czytał książki. Ma więc wyrobiony całkiem niezły styl pisania. Książkę czyta się niezwykle lekko. A o kunszcie pisarskim świadczy chociażby to, że szalenie ciężko jest się od niej oderwać, w pewnych fragmentach jest to w ogóle niemożliwe. Gdy czytałam o tragicznej wyprawie na Broad Peak  z 2012r. , o której sporo wiedziałam, czytania nie mogłam przerwać, zarwałam kawałek nocy. Wydanie jest piękne, z kolorowymi zdjęciami gór. 

      Bielecki kojarzy mi się, od kiedy w ogóle o nim usłyszałam, z człowiekiem idącym pod prąd utartym schematom i niepoddającym się w żadnych okolicznościach. Osoby które nie przepadają za górskim wędrówkami czy nie interesują się wyprawami w Himalaje, mogą właśnie z tego względu książkę przeczytać z zainteresowaniem. Gdy spotkał się z niewyobrażalnym hejtem po wspomnianej wyprawie na Broad Peak, bardzo skutecznie się bronił i przedstawiał swój punkt widzenia, dla mnie jest przekonujący. Gdy Polski Związek Alpinizmu, kiedyś monopolista przy organizowaniu wypraw w Himalaje czy Karkorum, nie godził się na jego uczestnictwo, organizował wyprawy w inny sposób. Wspomniał o organizowanych przez siebie w internecie zbiórkach na wyprawy. Gdy pierwszy raz to zrobił, nie liczył na duży odzew, była to właściwie jedynie próba. Gdy efekt przerósł jego najśmielsze oczekiwania, popłakał się ze szczęścia.  Książka jest szczera, bez udawania. Największe emocje budzą oczywiście opisy tych wypraw, w trakcie których ktoś zginął.  

8/10 


środa, 17 kwietnia 2024

Agata Christie „Tajemniczy przeciwnik” – audiobook, czyta Krzysztof Gosztyła

 

    Mimo iż jestem fanką Agaty Christie muszę stwierdzić, że ta książka naprawdę ma sporo wad. Fabuła jest miejscami niedorzeczna i nielogiczna, a do tego często jest nudno, mimo bardzo szybkiej akcji. Niekiedy jest tak, że coś słabą książkę ratuje, np. jakieś zdanie, jakiś opis, dla których warto było jednak ją przeczytać  i mimo ewidentnych minusów, określa się ją jako niezłą i się ją zapamiętuje. W tym przypadku ten plus to para detektywów Tommy i Tuppence. Christie pokazała na ich przykładzie, co powinno być podwaliną udanego i trwałego związku.      

      Każdy chyba zna Herkulesa Poirot czy pannę Marple, mało kto jednak kojarzy wspomnianą parę Tommiego i Tuppence, którzy również są detektywami w pięciu powieściach Królowej Kryminału. W „Tajemniczym przeciwniku”, pierwszym tomie tego cyklu, mają około 20 lat, znają się od dawna i bardzo się lubią, mają wspólny system wartości, są wobec siebie lojalni i mają do siebie zaufanie. Co ważne, mają pełną świadomość zalet i wad drugiej osoby. Nie próbują na siłę zmieniać ani siebie, ani swojego przyjaciela i nie wytykają mu tych wad, nie zatruwają sobie życia z tego powodu. Wiedzą, że ten ktoś taki właśnie jest i chociaż nie wszystko im się w drugiej osobie podoba, akceptują to. Mają świadomość, że zalety tej drugiej osoby są zdecydowanie większe niż jej wady, choćby naprawdę były mocno denerwujące. Uczucie przyszło do nich dopiero z biegiem czasu, tak niepostrzeżenie, że początkowo nawet sami sobie tego nie za bardzo uświadamiali. Pod koniec książki właśnie je sobie uświadomili i każdy z nich zastanawiał się, jak się w tej sytuacji zachować. Z jednej strony nie chcieli popsuć istniejącego układu, z drugiej  chcieli go zmienić na inny, lepszy. Tylko tyle i aż tyle. 

      A co do akcji to agent wywiadu angielskiego płynący w 1915r. Lusitanią po jej storpedowaniu wręczył przypadkowej dziewczynie bardzo ważne, tajne dokumenty. Jego szanse na uratowanie były żadne, jej zaś zdecydowanie większe. Fabuła w dużej mierze dotyczy poszukiwania owej dziewczyny przez różne wywiady, a nawet osoby niemające związku ze służbami, czyli właśnie Tommiego i Tuppence. Pojawia się jeszcze niemal wszechmocny i tajemniczy demiurg, pan Brown. Inne plusy to obraz angielskiego społeczeństwa krótko po I wojnie światowej ze szczególnym uwzględnieniem arystokracji, dla której nie zastosowała taryfy ulgowej. 

7/10 


czwartek, 11 kwietnia 2024

Eugenia Kuzniecowa „Drabina”

 

Od kiedy stale na naszych ulicach widać uchodźców z Ukrainy, wiele razy przychodziło mi do głowy, jak czują się młodzi Ukraińcy, którzy mogliby walczyć za swój kraj, a jednak tego nie robią. Czy są zadowoleni, że udało im się uciec? Czy może jednak przeżywają dylematy? Jak w ogóle funkcjonują, wiedząc, że ich koledzy czy krewni na Ukrainie walczą lub angażują się w wojnę w inny sposób? Mam oczywiście świadomość, że nic tu nie jest proste, bo ktoś może być chory, może mieć na utrzymaniu rodzinę, lub mogą być jeszcze inne powody takiej sytuacji. Niemniej jednak gdyby np. w 1920 roku wszyscy Polacy uciekli i nie miałby kto walczyć, być może bylibyśmy dzisiaj częścią Rosji. 

    Właśnie Kuzniecowa pochyla się nad tego typu dylematami. Książka napisana jest bardzo lekko i mimo głębszej tematyki czyta się ją wyśmienicie. Otóż młody Ukrainiec, Tolik, wyjechał do Hiszpanii, kupił tam dom, a parę dni później Rosja zaatakowała Ukrainę. Do naszego bohatera przyjechała jego rodzina wraz z koleżanką siostry, dwoma kotami i psem. Był on załamany z powodu tej sytuacji, chciał mieszkać sam, krewni mieli z kolei problem z zaadaptowaniem się do nowych warunków. 

     Pozornie wszystko było ok, autorka jednak ukazuje, że nikt tam normalnie nie funkcjonował. Wszystkim tym osobom stale towarzyszyła myśl o Ukrainie, śledzili przebieg wojny, gdy jedli np. pomidory, to im nie smakowały, bo na Ukrainie są lepsze itd. Tolik zmagał się z wyrzutami sumienia, że nie walczy, wyrzucał sobie, że jest tchórzem. Ale uzmysławiał sobie też, że nie może walczyć, bo przecież zajmuje się tyloma osobami. Ale zaraz  potem znowu wracał do tych wyrzutów. Świetnie jest też ukazany brak zrozumienia dla tej sytuacji ze strony osób, które nie były Ukraińcami. Znajomi Tolika chcieli dobrze, zorganizowali imprezę, połączoną ze zbiórką na Ukrainę. Nie widzieli problemu w tym, że zaprosili na nią Rosjanina, rzekomego dysydenta.  

     Po lekturze można zdecydowanie lepiej zrozumieć sytuację ukraińskich uchodźców, wczuć się w ich doznania, pisała to osoba, która zna sytuację niejako od środka. Skoro uchodźcy, którzy nie musieli martwić się o miejsce do spania czy o pieniądze, nie mogą sobie poradzić z tą sytuacją, można sobie wyobrazić, co czują ci, którzy są w gorszej sytuacji. A tych którzy są w gorszej, dużo gorszej sytuacji, jest zdecydowanie więcej.  Wisienką na torcie jest wielka niewiadoma. Co ostatecznie zrobi Tolik ? Co zrobi jego rodzina?

8/10



środa, 10 kwietnia 2024

Olga Tokarczuk „Księgi Jakubowe” – audiobook, czyta zespół lektorów

 

        „Księgi” nie wzbudziły mojego entuzjazmu i gdyby nie tło historyczne i kilkudziesięcioletnia panorama dziejów zarówno XVIII wiecznej Polski, jak i innych państw, zrezygnowałabym ze słuchania. Gdybym czytała książkę, to pewnie nie skończyłabym jej. Zastanawiałam się sporo, co w tym utworze może być takiego, co wzbudziło z jednej strony entuzjazm wielu czytelników i krytyków, a z drugiej totalną niechęć. 

      Komitet Noblowski przyznając nagrodę Oldze Tokarczuk umotywował to tym, że w twórczości przekracza ona granice, dał jej Nobla za „narracyjną wyobraźnię, która wraz z encyklopedyczną pasją reprezentuje przekraczanie granic jako formę życia” .

      Nie ulega wątpliwości, że w tym utworze bohaterowie rzeczywiście przekraczają różnego rodzaju granice, tyle tylko że nie wiem, jak w tym przypadku może to budzić pozytywne skojarzenia.  Autorka nie użyła ani razu określenia sekta, ale dla mnie nie ma nawet najmniejszego cienia wątpliwości, że opisała sektę. Przykładowo Jakub Frank gdy założył już swoją sektę uznał, że tylko on będzie mógł decydować, kto może z kim sypiać. To, czy ktoś miał męża czy żonę, czy żywił do kogoś uczucie, nie miało jakiegokolwiek znaczenia. Wydawał w tym zakresie jednoznaczne dyspozycje i wszyscy musieli się do tego dostosować. Łamał również granice, żyjąc latami w kazirodczym związku z córką Ewą.  Nikt na to nie reagował, chociaż był to fakt powszechnie znany. Był bardzo zadowolony, gdy Ewa została kochanką samego cesarza. Frank kilka razy zmieniał wiarę, wynikało to po prostu ze względów koniunkturalnych, gdy ostatecznie przeszedł wraz z sektą na katolicyzm miał oczywiście na względzie fakt, że zrywając z judaizmem, będą mogli nabywać ziemię i uzyskać szlachectwo. 

        Frank jest postacią na tyle  odrażającą, że również i z tego powodu słucha się tego dzieła bardzo ciężko. Z całą pewnością nie może on nikogo do niczego zainspirować. Oczywiste jest, że literatura nie opisuje tylko postaci godnych podziwu i naśladowania. Słuchając audiobooka czy czytając książkę przebywa się jednak niejako z jej bohaterami, przebywanie bohaterami „Ksiąg” dla mnie było trudne. 

          Oldze Tokarczuk stawia się niekiedy zarzut antypolskości, nie wydaje mi się on trafny, przynajmniej nie w odniesieniu do „Ksiąg”, bo całej twórczości nie znam. Przedstawia ona ludzi, którzy w większości nie są do niczego przywiązani, ani do kraju, z którego pochodzą, ani do konkretnego miejsca, ani do wyznania. Ten model życia bynajmniej nie uczynił z nich ludzi szczęśliwych. W „Księgach Jukubowych” Polska rzeczywiście jest pokazana jako miejsce mało przyjazne i niezbyt godne uwagi. Opisywana pogoda z reguły była zła, niebo szare, nieporównywalne do nieba z południa Europy, było ciemno, zimno, wszędzie panował brud, ludzi światłych, wykształconych była zaledwie garstka. Antysemityzm panował straszliwy. Duchowieństwo katolickie to obraz wszelkich możliwych dewiacji za wyjątkiem chyba tylko księdza Chmielowskiego. Można byłoby oczywiście z tym obrazem polemizować. Każdy twórca ma jednak oczywiście prawa do własnego punktu widzenia. Trudno zarzucać np. Dickensowi, że był antyangielski, czy Dostojewskiemu, że był antyrosyjski, bo opisywali biedę, panującą w ich krajach.   

     Plusy książki to właśnie rozległa panorama dziejów, ścieranie się i obcowanie różnych kultur i religii, opowiadanie historii z punktu widzenia różnego rodzaju mniejszości mniejszości w tym osób, na które nikt wówczas nie zwracał uwagi, jak np. chłopi. Obraz pozornie jest bardzo szeroki, ale jest też wybiórczy. 

5/10




piątek, 5 kwietnia 2024

Ida Żmiejewska „Błędne ognie” cz. 4 cyklu „Zawierucha”

 

    Cykl o czasach I wojny trzyma cały czas poziom, jest to naprawdę dobre czytadło. Sposób pokazania tamtych czasów jest dla mnie na tyle przekonujący, że odnoszę wrażenie, że tak naprawdę mogło być, że ludzie mogli się tak właśnie zachowywać, tak czuć. Czyta się dobrze, można zapomnieć o rzeczywistości. 

            W pierwszej połowie 1917r. w Warszawie nie działo się nic tak spektakularnego, o można porównać do  wcześniejszego wycofania się Rosjan i wtargnięcia armii niemieckiej. Warszawa nadal jest okupowana przez Niemców, nadal ograbiają oni i Polaków i miasto z wszystkiego, co można przetopić na działa czy amunicję, np. rekwirują dzwony kościelne. Nadal panuje bieda, ludzie są niedożywieni, są gigantyczne problemy ze znalezieniem pracy. Z niektórych osób wychodzą wówczas najgorsze instynkty, pokazane jest, jak do firmy, w której jako krawcowa pracowała Julia, przyszła klientka i zachowywała się skandalicznie, pomiatała Julią i jej groziła. Julia nic nie mogła z tym zrobić, wiedziała, że gdyby rzuciła pracę, innej mogłaby nie znaleźć. Ukazany jest też brutalny świat sutenerów i handel kobietami. Wojna w tym zakresie w niczym nie przeszkadzała. 

       W Rosji natomiast wybuchła Rewolucja Lutowa, a w ówczesnym Piotrogrodzie mieszkała tymczasowo najstarsza z sióstr Keller, Zosia. Pokazane jest, jak  część mieszkańców miasta chciała uciec z Rosji jak najdalej, bo obawiała się najgorszego, a cześć uważała, ze sytuacja się znormalizuje. Z Petersburga najbardziej sensowną drogą ucieczki, była droga morska do Szwecji. Zosia właśnie o czymś takim myślała, miała jednak świadomość, że interesuje się nią rosyjska ochrana i nie wiadomo, czy plan się powiedzie. Wyjazd musiałby nastąpić z kotem, co utrudniało sytuację, zostawienie kota nie na szczęście nie było brane pod uwagę. 

           Nasze bohaterki prowadzą oczywiście jak na tamte warunki w miarę normalne życie, maja swoje problemy, a to uczuciowe,   a to jeszcze inne. Na plan pierwszy wysuwa się właśnie Julia, która jest zdeterminowana, aby odnaleźć dawną miłość i nie zważa na to, że jest mężatką. Rozważa nawet w miarę popularne wówczas rozwiązanie, aby  wyswobodzić się z więzów małżeńskich poprzez zmianę wiary na protestancką i zawarcie nowego ślubu. Determinacja Julii godna jest podziwu. 

    Ciotka Klara romansuje z 6 lat młodszym mężczyzną, nawet bardzo tolerancyjne  bratanice są tym jedynie rozbawione, bo wiedzą, że taki związek nie może przecież zostać sformalizowany. Swoje uczucie uzmysłowiła sobie także Pola, natomiast czy coś wyjdzie z jej marzeń, stoi pod dużym znakiem zapytania. Zosia dowiedziała się z kolei, że jej ukochany ma przed nią tajemnice. 

8/10

         



środa, 27 marca 2024

Ida Żmiejewska "Garść popiołu" - tom III cyklu "Zawierucha"

 



        "Garść popiołu" jest powieścią o miłości, a wszystko rozgrywa się w realiach I wojny światowej w Warszawie w 1916r., kiedy to miasto okupowali Niemcy.  Autorka fascynuje się historią Warszawy i to też widać. Siostry Kellerówny są bardzo niestandardowymi postaciami, ich romanse i związki też nie są typowe. Przełamywanie wszelkich możliwych schematów przez bohaterów powieści i pokazywanie ich jako skomplikowanych i niejednoznacznych, to chyba już znak firmowy Idy Żmiejewskiej. Dzięki temu jej książki nie są banalnymi romansami. Do tego wszystkie niemal opisywane postacie są silne, nikt nie siedzi i nie płacze całymi dniami, tylko działa, mimo szalenie trudnych warunków, co może być inspiracją dla każdego czytelnika. "Garść popiołu" czyta się bardzo dobrze, już w trakcie lektury kupiłam kolejny tom. Autorka potrafi zaskakiwać, jedną z głównych postaci uśmierciła w poprzedniej części, nie można się więc w każdym przypadku spodziewać happy endów.  

    Dlaczego Kellerówny nie są typowe? Zofia, działaczka konspiracyjna, niepodległościowa,  przykładowo była kiedyś kochanką Polaka, również konspiratora, działacza POW, żonatego. Zakochała się w nim. 
 
          Julia z kolei w poprzednim tomie wyszła za mąż, małżonek zaś w drodze do Rosji, gdy dziewczyna poważnie zachorowała, porzucił ją na niemal pewną śmierć w prowincjonalnym szpitalu. Julia przeżyła, zaraz na początku tego tomu dotarała do domu, do Warszawy i uświadomiła sobie, że tak naprawdę zawsze kochała innego mężczyznę, lekarza, któremu dała wcześniej kosza. Realia epoki były takie, że małżeństwo był czymś świętym, rozwodów nie było, na kościelne unieważnienie małżeństwa mało kogo było stać, życie bez ślubu z kimś innym, gdy było się osobą zamężną, nie wchodziło w rachubę, byłoby się wykluczonym z towarzystwa, podobnie jak i dzieci z tego związku. Pozostawało więc żyć z tyranem, chamem itp. na jego łasce i niełasce, bo praca kobiet była nadal źle widziana. Julia uznała, że nie wróci nigdy do męża, ale jej ukochany lekarz zaginął. Łamiąc wszelkie towarzyskie bariery, zaczęła wypytywać o owego lekarza, siać tym samym zgorszenie i przynosząc wstyd rodzinie. Nie wiedziała oczywiście, co dalej, gdyby się znalazł i gdyby nadal ją kochał. To jest jednym z głównych wątków tego tomu.  

         Każda z sióstr ma swoją historię miłosną, w tym tomie pokazane jest nawet życie uczuciowe ich ciotki. To element mocno humorystyczny, bo ciotka, bezdzietna panna, prowadziła dotąd tryb życia prawie jak staruszka. Okazało się jednak, że ma zaledwie 36 lat, a obok niej pojawiło się dwóch adoratorów. Jeden miał około 30 lat, ciotka miała świadomość, że taki związek wywołałby niebywały skandal, sama myśl, że tak "stara" kobieta wychodzi pierwszy raz za mąż za młodego mężczyznę, była wówczas gorsząca.       

       Fascynujące są opisy realiów życia w tamtym czasie. W Warszawie panuje głód i bieda, nie ma pracy. Niemcy prowadzą przeszukania domów warszawiaków w poszukiwaniu sprzętu, który może być przetopiony na amunicję. Pokazane są sławetne legiony i pragnienie niepodległości. 
8/10 
     

sobota, 23 marca 2024

Tove Jansson „Kometa nad Doliną Muminków

 


             Dziwne, ale świadczące o dużym kunszcie pisarskim autorki jest to, że ta bajkowa opowieść, co do której wiadomo, jak  się skończy, tak wciąga. Sporo osób żyje w poczuciu zagrożenia, a to covid, a to wojna, a to zwykłe, codzienne sprawy. Tutaj zagrożenie pojawia się nie tylko nad Doliną Muminków, ale nad całym światem,  do ziemi zbliża się przerażająca kometa, która zagraża całej planecie, a Dolinie Muminków w szczególności. Dla autorki prawdopodobnie była symbolem II wojny, której wybuch poprzedził pisanie cyklu o Muminkach. Z racji różnych problemów, globalnych i indywidualnych, zawsze i wszędzie jest jakaś kometa, symbol problemów i zagrożenia. Autorka pokazuje, jak w takiej sytuacji zachowują się Muminki. 

    Muminek z Ryjkiem wybrali się na dłuższą wyprawę do obserwatorium astronomicznego, a w czasie jej trwania, podczas powrotu już w szczególności, bezustannie towarzyszyło im narastające poczucie zagrożenia. Kometa mogła, a według pewnych wyliczeń nawet nieuchronnie miała uderzyć z ziemię w okolicach Doliny Muminków. Cóż można w tej sytuacji robić? Można było załamać się i nic nie robić, tylko czekać na zagładę. Tylko że jak zagłada nie przyszłaby, okazałoby się, że straciło się trochę czasu. 

        Muminki zaś realizowały swój plan odnalezienia obserwatorium astronomicznego, a były przy tym otwarte na nowe doznania i spotykane osoby. Poznały nowych przyjaciół, a Mumimek poznał Migotkę, w której się zakochał. Powrót do domu był trudny, bo bliskość komety spowodowała spore  spustoszenia w przyrodzie, ale wszyscy sobie pomagali. Ciężkim doświadczeniem było patrzeć, jak dużo nieszczęścia jest dookoła,  w niektórych miejscach kataklizm spowodował niepowetowane straty, np. z gorąca uschnął las.  Ale nic z tym nie można było zrobić, z pewnością nie w tym momencie, gdy Muminek z przyjaciółmi przechodzili obok. Musieli po prostu żyć ze świadomością tego, że wokół jest pełno bólu. A jednocześnie mogli pomóc tam, gzie było to w ich zasięgu. Ryjek zaopiekował się bezdomnym kotkiem.  

         Nie jest to wesoła, idylliczna opowieść, ale za to bardzo życiowa i z optymistycznym przesłaniem. 

8/10

piątek, 15 marca 2024

Hernan Diaz „Zaufanie”

 


       Gdy czytałam pierwszą cześć „Zaufania” czułam narastające rozczarowanie i niestety lekką nudę. To opowieść o szalenie bogatym finansiście i jego małżeństwie. Część druga była nieco lepsza, aczkolwiek o jakiejkolwiek euforii nie ma mowy. To również opowieść o szalenie bogatym finansiście, chociaż podobna do części pierwszej, podczas czytania nie widać za bardzo związku pomiędzy tymi opowieściami. 

            Część druga jest o tyle lepsza, że opowiadana jest w pierwszej osobie, a narrator wyraźnie nie jest obiektywny, ewidentnie przedstawia się w wyśmienitym świetle i jak widać z kontekstu, pewne rzeczy przemilcza. Właściwa akcja zaczyna się dopiero w trzeciej części, która łączy poprzednie. Spośród kilku różnych przekazów można próbować odnaleźć prawdę o pewnych osobach.  Część czwarta i ostatnia wszystko spina. 

        Jak dla mnie książka to przerost formy nad treścią, mam wątpliwości, czy  ogóle można ją nazywać powieścią, czy może raczej zbiorem łączących się opowiadań. Jest tu trochę psychologii, ale nie jest ona szczególnie głęboka, wszystkie opisywane postacie nie są zbyt skomplikowane. 

      A zakończenie od pewnego momentu było mocno przewidywalne. Amerykańska Nagroda Pulitzera jest ściśle związana z aktualną sytuacją społeczną w kraju i co za tym idzie tematami topowymi. U nas Nagroda Nike też jest umiejscowiona w określnym kontekście i też powiązana jest z określonym środowiskiem.  W ubiegłym roku gdy był na topie temat sytuacji kobiet, głośne były strajki kobiet, Nagrodę Nike dostała książka o silnej kobiecie. W pewnym stopniu można przewidywać, co może być w książce, nagrodzonej tego rodzaju nagrodą, czy Nike czy Pulitzerem. Trzeba się zastanowić, który temat jest w danym roku najbardziej nośny, czy np. LGBT, czy molestowane seksualne, czy może ruch Me Too i wychodzenie kobiet z cienia, pokazywanie przez nie siły. Gdy weźmie się pod uwagę te kwestie, przewidzenie końcówki „Zaufania” nie jest trudne. Porównywanie do serialu „Sukcesja” też jest chybione, bo  podobieństwa dotyczy tylko bogactwa opisywanych osób, bohaterowie „Sukcesji” są znacznie bardziej skomplikowani. 

7/10


wtorek, 12 marca 2024

Tove Jansson „Małe trolle i duża powódź”

 

        Pierwsza część Muminków nie jest tak głęboka, jak chociażby „Jesień w Dolinie Muminków”, czy „Zima w Dolinie Muminków”, ale daje lekki przedsmak całości. Daje przedsmak dzieła, dzięki któremu można wejść w inny świat, w którym nie ma idealnych postaci, każda ma swoje wady i zalety, ale chce się z nimi przebywać. I gdzie przy pomocy na pozór banalnej, bajkowej scenerii, przekazane są głębsze prawdy. Oczywiście nie jest to utwór tylko dla dzieci.  

    „Małe trolle i wielka powódź” sprowadza się pod względem akcji do tego, że Mama Muminka wraz Muminkiem, synkiem, wyruszyła na poszukiwanie domu,  w którym można byłoby przetrwać powoli zbliżającą się zimę. Sama myśl o domu nasuwa już ciepłe skojarzenia. Zima kojarzy się większości osób z czymś złym i groźnym, dom więc staje się symbolem miejsca, gdzie można uchronić się przed wszelkim złem i niebezpieczeństwem. Sam początek jest więc dobrą zachętą do dalszej lektury. W trakcie owych poszukiwań wyszło na jaw, że mama liczyła także na znalezienie swojego małżonka, czyli Taty Muminka. Tata zawieruszył się gdzieś z dziwnymi stworami Hatifnatami, które mają wewnętrzny imperatyw, aby stale wędrować. Nie ma tu wiecznych pretensji i żalów, planów zemsty itp. działań, motywacja jest prosta, trzeba również znaleźć tatę. 

    W czasie podróży do głównej pary dołączyły inne postacie, które w kolejnych tomach będą już integralną częścią opowieści, a wiec nieco zachłanny Ryjek  czy odważny i zrównoważony Obieżyświat. W czasie poszukiwań wszyscy sobie pomagali. Rodzina Muminków była bardzo otwarta na nowych znajomych. Mama Muminka po znalezieniu i domu i małżonka, a także niespodziewanego skarbu w postaci sznura pereł, wyraźnie oświadczyła, że żadne skarby jej nie interesują, że dom zbudowany przez jej męża jest najwspanialszy.   Z racji tego, że nie jestem jakąś wielką miłośniczką podróży, szczególnie spodobało mi się zdanie, w którym autorka stwierdziła, że w domu tym muminki  mieszkały całe życie, poza kilkoma wyjazdami dla odmiany. 

7/10


piątek, 8 marca 2024

Lilian Jackson Braun „Kot, który wkradał banany”

 

                   Jest to jeden z ostatnich i zarazem jeden z najlepszych tomów serii. Jest oczywiście celebracja zwyczajnej codzienności, w tym otwarcie w miasteczku pierwszej księgarni, jest trup, ale są też i inne ciekawe kwestie. 

      Na plan pierwszy wysuwają problemy osobiste Qwilla, a mianowicie utrudniony kontakt z partnerką, Polly. Kobieta ta najzwyczajniej zauroczyła się innym mężczyzną, poświęcała mu sporo czasu, podobnie jak i mocno zaangażowała się w otwarcie księgarni, miała tam zostać dyrektorką. Dla Qwilla nie miała czasu. On zaś, inteligentny, dowcipny, uosobienie masy zalet, do tego najbogatszy w okolicy, cierpiał po cichu, brakowało mu spotkań, rozmów. Nawet poważnie zaczął już liczyć się z tym, że związek z Polly dobiegł końca. 

         Pokazany jest też ktoś w rodzaju czarnego charakteru, człowiek fałszywy, zdolny do wszystkiego, ale zarazem śliski i umiejący się podlizać komu trzeba. Pod koniec książki zrobił zaś coś niewiarygodnie dobrego i bezinteresownego. Lilian Jackson Braun opisując takie zachowanie z pewnością skorzystała tu ze swojego doświadczenia życiowego, a żyła prawie 100 lat i pisała do późnej starości. Właśnie w tej pozornie kryminalnej serii wplotła w akcję wiele takich głębszych, psychologicznych spostrzeżeń. 

      Z celebracji codzienności, dla wielu nudnej i szarej, mamy całą masę wydarzeń. Czołowe to otwarcie księgarni i odsłonięcie pomnika książek i kota Winstona, który wcześniej mieszkał w antykwariacie.  W księgarni też musiał być kot, tak więc znalezienie odpowiedniego kota też frapowało ludzi. Działa Klub Literacki  i Teatr Amatorski. Wspomniany jest domowy fotel Qwilla, służący mu do rozmyślań. Jest też pomysł motta dnia, każdy dzień może mieć motto z książki, wybór jest niczym nieograniczony. Jak w każdym tomie, jest też mowa o pogodzie, we wcześniejszych tomach autorka opisywała m. in. powódź stulecia,   burzę śnieżną, teraz czytamy o straszliwej burzy z piorunami. 

8/10   


poniedziałek, 4 marca 2024

Charlotte Link „Samotna noc”

 


„Samotna noc” jest świetnym czytadłem, dzięki któremu można zapomnieć o całym świecie. Wciągnęłam się w czytanie tak bardzo, że zabierałam ja do metra i czytałam praktycznie w każdej wolnej chwili. Kilka lat temu wysłuchałam audiobooka tej samej autorki pt. „Dom sióstr” o zupełnie innej tematyce, słuchało się go świetnie. Charlotte Link jest teraz w mojej ścisłej czołówce rankingu autorów, którzy piszą tak bardzo wciągająco, z zapartym tchem śledzi się zarówno wydarzenia związane z zabójstwami, jak i życie osobiste bohaterów. Nie jest to z pewnością literatura wybitna, po prostu zwyczajna, ale nie głupia.

        Wydarzenia rozgrywają się w małych miasteczkach, zimą, w okresie około świątecznym i w czasie świąt.  Zabójstw jest kilka, nie ma żadnej pewności, czy dokonała ich ta sama osoba. Bohaterowie „Samotnej nocy” nie są ludźmi sukcesu, mają za sobą traumy, albo po prostu ciężko się im żyje i to pod każdym względem, mają stale pod górkę. W większości są młodzi, ale samotni, nie mają ani partnera życiowego, ani prawdziwych przyjaciół. Po niektórych widać, że są nieszczęśliwi bo nie są w stanie tego ukryć, np. postać trzeciego planu, policjant alkoholik, który odszedł z zawodu i podjął pracę w pubie jako kelner. Większość opisywanych osób jednak jest w stanie zamaskować swój stan, na zewnątrz wszystko wygląda u nich ok. Wbrew pozorom czytanie absolutnie nie jest dołujące, bo w przyszłości wszystko u tych ludzi może się zmienić, wiedzą, że nie wszystko jest stracone. Większości z nich nie spotkały tego rodzaju nieszczęścia, które uniemożliwiłyby stanięcie na nogi.  

       Czytając można obserwować, jak radzą sobie te zdołowane osoby z codziennością. Jedni się pogrążają w dole, inni wprowadzają drobne zmiany, jak np. nieco większa otwartość na kontakty z innymi, nieco większa inicjatywa w tym zakresie. 

7/10


czwartek, 29 lutego 2024

Lothar Gunther Buchheim „Okręt” - audiobook, czyta Leszek Wojtaszak

 


Audiobook był dla mnie po części fascynującym opisem tego, co działo się z na niemieckim okręcie podwodnym podczas wojny, a z drugiej opowieścią o odporności psychicznej lub jej braku w ekstremalnych warunkach. Autor poza tym że był żołnierzem, był też korespondentem wojennym, ale opisany rejs był jego pierwszym na U-Boocie. Nie miał więc rutyny i zwracał uwagę na to, na co wiele osób też by zwróciło. 

     Opis przeżyć z U-Boota to chyba już totalna ekstrema, każde przeżycia frontowe są koszmarem, ale w tej formacji przeżywalność była jedną z najniższych. Śmierć natomiast była koszmarna. Autor opisuje, jak U-Boot atakował i zatapiał inne okręty i jak sam był atakowany, jak godzinami zrzucane były na niego bomby głębinowe, albo jak trafiony przez samolot, znalazł się uszkodzony na dnie morza, a szanse na przeżycie były znikome. 

    Najbardziej frapującym elementem były dla mnie opisy zachowania dowódcy. Nie był człowiekiem szczególnie miłym czy uprzejmym, ale w warunkach bojowych i jako dowódca sprawdzał się fenomenalnie. Potrafił ryzykować. Nie tracił nigdy zimnej krwi, nie panikował, spojrzeniem czy kilkom krótkimi zdaniami potrafił zapobiec fatalizmowi i katastrofizmowi wśród załogi. W trakcie bombardowania, gdy jego okręt był namierzany, wydawał rozkazy, wskazujące, jak i gdzie się poruszać, czy w dół, czy w bok, jak szybko itp., starał się przewidzieć ruchy nieprzyjaciela. Nawet gdy koło Gibraltaru okręt został trafiony i uszkodzony i szedł na dno, nadal starał się nim sterować tak, aby trochę skręcił, aby osiadł w tym miejscu, gdzie morze jest nieco płytsze. Gdyby poszedł na głębię, ciśnienie oceanu zmiażdżyłoby go. Nawet w tak beznadziejnej sytuacji, gdy szanse na ocalenie były minimalne, nie poddawał się i uznawał, że nawet gdy jest tylko cień szansy, albo raczej cień cienia szansy, trzeba próbować. 

           Gdy raz na jakiś czas czytam książki o okrętach podwodnych, zastanawiam się właśnie nad tą niebywała odpornością psychiczną. Jednym z podstawowych czynników było tutaj chyba doświadczenie. Każdy z załogi w tych koszmarnych sytuacjach był przerażony. Każdy jednak musiał wykonywać obowiązki. To skupienie na tych obowiązkach, wykonywanie rozkazów, zmęczenie, ratowało przed permanentnym rozmyślaniem nad sytuacją i chociaż częściowo ustrzegało przed zwariowaniem. Gdy ktoś już był weteranem, zaliczył wcześniej rejsy U-Bootem, wiedział, że dał radę, było mu trochę łatwiej. W przypadku dowódcy było najtrudniej, pewnie dochodziło tu dodatkowo poczucie odpowiedzialności, świetne wyszkolenie, determinacja.

      Właściwie „Okręt” jest książką idealną. Przeszkadzała mi jedynie jedna rzecz, a mianowicie to, że opowiada ona o Niemcach, którzy cieszą się, gdy mogą zniszczyć okręt aliancki i gdy tylko mogą to zrobić, to robią. Nie ma tu żadnej refleksji nad sensem wojny i nad walką po stronie agresora. Ale książkę odbieram jako prawdziwą. Chyba tak po prostu było. Podczas opisów ataków na konwój jest to ciężkie w odbiorze właśnie z tych względów, ale to właśni dzięki literaturze może przekraczać bariery. Autor opisując wojnę z punktu widzenia zwyczajnych, niemieckich żołnierzy, złamał utarte stereotypy. Opisywani przez niego ludzie nie byli przecież zbrodniarzami, to nie byli gestapowcy, walczyli takimi metodami, jak i ich przeciwnicy. Niemiecka marynarka wojenna była z pewnością tą formacją zbrojną, która ma na koncie najmniej zbrodni wojennych.

10/10



środa, 21 lutego 2024

Margit Kossobudzka, Katarzyna Staszak „Broń się. Jak dbać o swoją odporność”

 


          Książka jest o wszystkim i o niczym. Autorki wepchnęły tu chyba wszystkie kwestie, mające związek ze zdrowiem, jak: geny, wyżywienie, ruch, sen, stres, szczepienia, smog, relacje międzyludzkie itp. itd. 

        Każde zagadnienie poprzedzone jest wywiadem ze specjalistą, tymi specjalistami są głównie lekarze z tytułami naukowymi. Wygląda to mniej więcej tak, że lekarz z tytułem np. dr hab. czy profesora udziela wywiadu na temat np. smogu, dowiadujemy się z niego, że smog szkodzi zdrowiu i warto pojechać na urlop tam, gdzie nie ma smogu, czyli nad morze. Inny lekarz opowiada o ruchu fizycznym i dowiadujemy się, że ruch jest dobry dla zdrowia, nie należy jednak przesadzać, bo ekstremalny ruch już dobry nie jest. Gdy w jednej książce mowa jest o tak wielu zagadnieniach, każde z nich potraktowane jest niezwykle powierzchownie. Do tego aby powiedzieć, iż smog szkodzi zdrowiu, a ruch pomaga, nie jest potrzebny żaden profesor, to są fakty, które każdy zna. Ten smog i ruch to tylko oczywiście przykłady, całość książki wygląda w taki właśnie sposób. Angażowanie ludzi z tak wysokimi tytułami naukowymi do mini wywiadów, dotyczących podstawowych zdrowotnych kwestii, uniemożliwia wykorzystanie ich potencjału intelektualnego. To tak jakby ktoś ze zwykłym przeziębieniem szedł do lekarza profesora. 

       Można jeszcze zapoznać się z listą 10 najzdrowszych produktów. Takich list widziałam już sporo, w ogóle się nie pokrywają i według mnie potrzebny jest spory dystans do tego typu informacji. Tutaj na liście są np. pomarańcze, gdzie indziej z kolei specjaliści od żywienia apelują, aby bazować na produktach lokalnych, gdy te sprowadzane z innych krajów są tak spryskane chemią, że  ich wartość odżywcza jest wątpliwa.   

3/10


piątek, 16 lutego 2024

Joseph Roth „Białe miasta”

 

Białe miasta - Joseph Roth

        Pisałam już kilkakrotnie przy okazji wcześniej czytanych książek Josepha Rotha, że jest on dla mnie niemal geniuszem literackim i mistrzem empatii. „Białe miasta” to zbiór refleksji, jakie autor snuł 100 lat temu jako korespondent jednej z gazet podczas indywidualnych wycieczek po francuskich miastach. Oglądanie tych miast i miasteczek stanowiło dla niego bodziec do rozważań. Joseph Roth nie  wyznaczał sobie celów turystycznych do zaliczenia, oglądał to, co uznawał  za godne obejrzenia. Książeczka jest bardzo skromna objętościowo, ale w tych króciutkich formach jest dużo więcej godnej uwagi treści, niż w  wielu olbrzymich dziełach. 

       W mijanych osobach doszukiwał się podobieństwa do osób znanych, pochodzących czy z Południa Europy, czy z tych miejscowości, albo z nimi związanych. „I tylko tu i ówdzie błyśnie kobieca uroda Hiszpanki Raquel Miller, temperament Mistinguett, wielka złośliwość wielkiego karła Little Tich”. Nie kojarzę ani jednej ze wskazanych postaci, w przypisach jest to wyjaśnione, ale to ma znaczenie drugorzędne. Tu bardziej chodzi o mechanizm, zwiedzając myślał o ludziach z minionych epok i współczesnych.  

         W jeden z miejscowości zastanowił go pomnik fundatora szkoły, zupełnie nieznanego, najprawdopodobniej mało kogo taki pomnik zainteresowałby. Pisarz przyglądał mu się i usiłował dowidzieć się z niego czegoś o człowieku. Patrzył na twarz: „Co za mądra powściągliwość, jakże godna jezuickiej tradycji”. „Kim jesteś? Człowiekiem wierzącym, sceptykiem, znawcą ludzi, wzgardliwcem? Myślę, że postanowiłeś wydawać się wszystkim, a być tylko tym, czego nie wolno wiedzieć.? Nie byłeś uczonym, bo zrobiłeś karierę. Nie miałeś ideałów, bo miałeś ambicję”. Jak zwykle spojrzenie pisarza jest odmienne od ogółu. Sporo osób, patrząc na tych ludzi, którzy zrobili karierę, postrzega ich jako zwycięzców, a tych, którzy nie mają takiego osiągnięcia, jako przegranych. Joseph Roth w tym króciutkim zdaniu wskazuje inny punkt widzenia. Gdy się ma ideały, raczej nie da się zrobić kariery, robiąc bowiem karierę trzeba iść na kompromisy, te ideały zdradzać. Przykładowo ktoś zajmujący się pracą naukową i nie zabiegający o niczyje względy, nie dbający o swoja pozycję, również kariery nie zrobi. Jest to oczywiście pewne uproszczenie, ale jest w tym olbrzymia doza racji. 

        Wśród rozważań jest też mowa o wpływie klimatu na ludzkie zachowania.   „Ach, już rozumiem, dlaczego tu rosną racjonaliści, a gdzie indziej kwitną mistycy. Wiatr. Tu nie ma lasów”. Autochtonów pisarz postrzegał jako zadowolonych, a nawet szczęśliwych nawet w starszym wieku.  „Radość życia gwarantuje zachowanie werwy do późna”. Gdy oglądał podupadłe miasto, niegdyś wielkie, zauważył że „Dziś jest ponure, zgorzkniałe, skwaszone, wypełnia je małoduszna nieufność do obcych, często spotykana w podupadłych sklepikach”. 

          Najbardziej przejmujący był opis corridy, którą pisarz postrzegał jako coś odrażającego, pomimo że w jego czasach nie było mowy o prawach zwierząt i ich dobrostanie. Tak opisał ludzi zaangażowanych w to widowisko. „Pomocnik golarza, krawiec, wachmistrz  staje się na widok zwierzęcia herosem. W cywilu to mieszczuch.  Dziś niewykluczone, że kolorowa chusta, która drażni byka, wypełnia skąpego wieśniaka, który boi się żony, autentyczną odwagą”. „Wokół, za osłoną otoczenia, stoją faceci w niedzielnych ubraniach, faceci z brzuchami, mięczaki ze stroskanymi twarzami, znamionującymi jedynie szarą powszedniość i odrobinę ambicji. I ci ludzie ciskają bykowi pod nogi czapki i złorzeczenia, drażnią go, a gdy rusza w stronę barierki, szybko znikają.  Udają, że gotowi są chwycić byka z rogi . I widzę ich smętne życie codzienne, kwaśne jak ich twarze, ich uległość wobec wszystkiego, co zakrawa na „bogactwo” i „zwierzchność”. Ich arogancję wobec bezbronnych i  ich pokorę w obliczu siły”. „Żaden z poetów tej krainy nie miał nic do zarzucenia walkom byków”. Pisarz doszedł też do wniosku, że tacy sami ludzie fascynowali się w starożytności walkami gladiatorów. 

         Gdy oglądał zamek, który go zafascynował, miał z kolei takie skojarzenia. „To dziedziniec dla starców, którzy nie boją się śmierci i tęsknią do nieba: w tych pasażach odnajdują już przedsmak cienistych, zielonych, a przecież przesyconych światłem pasaży niebiańskich”

        No i na koniec wisienka na torcie. W jednym z miasteczek „w każdym domu koty. Miękkie, puszyste zwierzęta o wielkich, mądrych, zapatrzonych w wieczność oczach.” 
10/10

środa, 14 lutego 2024

Maryla Szymiczkowa „Śmierć na Wenecji”

 

      Kolejny tom cyklu o amatorce detektywce – profesorowej Szczupaczyńskiej jest wyjątkowo oryginalny, temat wielkiej powodzi w Krakowie sprzed 100 lat nie był chyba jeszcze opisywany w literaturze popularnej. Podejście do tematu też jest nietypowe, bo uwaga czytelnika zwrócona jest nie tylko na dwa podejrzane zgony, ale na zachowania ludzie w trakcie ekstremalnej sytuacji. Można porównać do tego, jak to wygląda teraz, gdy zachodzi potrzeba, aby komuś pomóc, jedni się angażują maksymalnie, inni wcale, jeszcze inni robią na nieszczęściu interesy. Jak już pisałam przy okazji wcześniejszego tomu, przypuszczam, że unikalne spojrzenie na świat wynika z tego, że autorzy, kryjący się pod pseudonimem Szymiczkowa, są parą gejów. 

      Opisywane wydarzenia rozgrywają się w ciągu kilku dni, ale nie jest to z pewnością powieść akcji, momentami czytanie wciąga, częściej jednak można bez pośpiechu kontemplować widoki Krakowa sprzed 100 lat. W porównaniu do obecnych czasów, odnosi się wrażenie, jakby wszystko wówczas toczyło się wolniej. Zagadka, kto zabił, ciekawi umiarkowanie, ale pod koniec jest spora niespodzianka, zakończenie jest mocno zaskakujące.   

    Nie jest to powieść psychologiczna, ale są frapujące pod tym względem fragmenty. Przykładowo Szczupaczyńska czuje dyskomfort, gdy przypomina sobie, że jej ukochany mąż nic nie wie na temat jej największej pasji i nie przychodzi mu nawet na myśl, że ona zajmuje się jakimiś śledztwami i tropi morderców.  Nie ulega wątpliwości, że małżeństwo jest udane i to nawet bardzo. Szczupaczyńscy nie mają dzieci, ale w swoim towarzystwie bardzo lubią przebywać. Otóż ona z jednej strony nie chce oszukiwać męża, ale z drugiej chce mieć kawałek życia tylko dla siebie, taki prywatny, dostępny tylko dla niej. Wie, że mąż gdyby się dowiedział, czułby do niej wielki żal, że go oszukiwała, ale szkoda jej rezygnować z tego jedynego fragmentu życia, dostępnego tylko dla niej. 

7/10


wtorek, 6 lutego 2024

Agata Christie „Entliczek pentliczek”

 

     „Entliczek pentliczek” to pozycja trochę nietypowa jak na Agatę Christie. Wydarzenia w dużej mierze rozgrywają się akademiku, jest dużo więcej bohaterów niż zazwyczaj. Z elementów typowych jest oczywiście Herkules Poirot, który jak zawsze daje popis logicznego myślenia, obserwuje ludzi i bezbłędnie potrafi odkryć ich tajemnice i motywy działania. Na terenie akademika najpierw pojawiła się seria dziwacznych zdarzeń, np. komuś zniszczono plecak, komuś ukradziono jeden but, a potem jest już seria morderstw.  

  Pozycja jest lekko napisana, ze sporym poczuciem humoru. Przykładowo Christie zauważa, że w medycynie istnieje moda na leczenie określonymi lekami, przez jakiś czas lekarze przepisują modny lek, potem zaś idzie on w odstawkę, przepisują inny itp. Autorka pracowała w aptece, tak więc wie, co mówi, tak zresztą jest i obecnie. Możemy te przeczytać opis jednych z najbardziej oryginalnych oświadczyn, oświadcza się kobieta, u Christie z reguły jedną z bohaterek jest mądra, energiczna kobieta z inicjatywą i to inicjatywą na wielu polach. W obecności jej ukochanego, który nie był nawet narzeczonym, tylko zaledwie znajomym, spytała innego kolegę, obcokrajowca, czy chciałby być świadkiem na ślubie, objaśniła mu, na czym to polega. Znajomy zaskoczony, zapytał, czy to oznacza, że ona wychodzi za mąż za – tu wymienił imię, stojącego przy nich chłopaka, powiedzmy Albert. Ona odparła, że o ile „Albert” nie ma nic przeciwko temu, to jak najbardziej. 

   Z racji tego, że bohaterów jest sporo, nie ma dłuższych opisów poszczególnych osób, o każdym są jedynie najważniejsze kwestie. Są też oczywiście ponadczasowe myśli Herkulesa. Przykładowo gdy zastanawiał się, kto mógłby być zabójcą, u wielu z analizowanych osób wskazywał cechę, która mogła spowodować, że ten ktoś mógł stał się zbrodniarzem. Gdy wziął pod uwagę młodą dziewczynę, doszedł do konkluzji, że jak najbardziej mogłaby być zabójcą, bo to „typ macierzyński”, a takie zawsze są bezlitosne. 

8/10


niedziela, 28 stycznia 2024

Lee Child, Andrew Child „Strażnik” – audiobook, czyta Janusz Zadura

 


Audiobook Strażnik  - autor Lee Child;Andrew Child   - czyta Janusz Zadura

     Spośród wszystkich tomów całego cyklu, który w przeważającej większości znam, ten uważam za jeden ze słabszych. Opisywana intryga kompletnie mnie nie wciągnęła, a zawsze jest dokładnie odwrotnie. Prawdopodobnie wynika to z tego, że to jest pierwszy tom, który Lee Child napisał wspólnie z bratem. Może w dalszych tomach pomysł pisania we dwójkę wypali, z pewnością na razie się nie zniechęcam. Może też taki odbiór wynika z tego, że już ponad rok nie miałam w ręce żadnego tomu z Reacherem, można odzwyczaić się od konwencji cyklu.

    Reacher jest tu taki sam jak zawsze, odważny, inteligentny, niestandardowy, ryzykancki, ale nie mający nic wspólnego z typem osobnika grzecznego. Tutaj jednak cały czas działa w porozumieniu z kilkom innymi osobami, za mało jest jego indywidualnych akcji, a jest on przecież samotnikiem. Zagadka związana jest w dużej mierze z komputerami, a Reacher na nich kompletnie się nie zna, jest wręcz bezradny i bez pomocy osób trzecich nic nie jest w stanie zrobić.  Bezradny Reacher jest zaprzeczeniem idei cyklu.

    Tym razem wrogiem Reachera jest rosyjski agent i wspierająca go grupa osób. Rosjanie chcą posiąść umiejętność opanowania amerykańskiej rządowej sieci komputerowej bez pozostawienia śladu,  i wpływać później na wyniki wyborów. Kluczowe znaczenie ma tu program broniący dostępu, tytułowy Strażnik. Temat jest godny uwagi, ale sposób jego opisania jest nieco gorszy. Powinno to wciągać czytelnika, czy też słuchacza audiobooka, a nie wciąga. 
6/10

środa, 24 stycznia 2024

Gunter Grass „Blaszany bębenek”

 

    Powieść czytało mi się koszmarnie. Napisana jest strasznym, ciężkim stylem, wszystkie tomy „W poszukiwaniu straconego czasu” są w porównaniu do tego niesamowicie wciągające. Sporo jest opisów wydarzeń, które teoretycznie mają w sobie potencjał i są interesujące, sposób ich opisania jest jednak taki, że trudno przez tekst przebrnąć i pozostaje totalny niedosyt, tak jest np. z Nocą Kryształową. Do tego dochodzą elementy realizmu magicznego, np. Oskar potrafiący głosem rozbijać szyby, albo Oskar rozumiejący, o czym mówią dorośli w chwili jego narodzin. Jeśli ktoś czegoś takiego nie lubi, to czytanie będzie jeszcze trudniejsze.  

     W zamian  za tą męczarnię przy czytaniu uzyskuje się unikalne spojrzenie na historię pierwszej połowy XX wieku Gdańska i Kaszub i na dzieje ludzi, którzy tam wówczas żyli. Grass, Niemiec, opisuje wydarzenia z punktu widzenia Oskara, który urodził się w rodzinie kaszubsko – polsko – niemieckiej. Dzieciństwo spędził w towarzystwie osób, wśród których byli również i Żydzi. Unikalne jest patrzenie na historię z punktu widzenia osób, które nie są rdzennymi Polakami. Ludzie ci przykładowo uciekali przed Armią Czerwoną na zachód, zostawiając w Gdańsku swoje domy, niejednokrotnie należące do danej rodziny od pokoleń. 

    Oryginalny jest też sposób opisywania wszystkiego, co działo się dookoła. Nigdzie nie ma patosu ani martyrologii, walczący przykładowo w obronie Poczty Polskiej w Gdańsku we wrześniu 1939r. pokazani są z wszelkimi ich wadami. Nie ma zbyt wiele psychologii, są tylko lakoniczne informacje. 

    Jedna z nielicznych kwestii, która mnie zaintrygowała, to muzyka, a konkretnie gra Oskara na tytułowym blaszanym bębenku, która była jego nieodpartą potrzebą od czasów dzieciństwa. Potrafił, grając, opowiadać o wydarzeniach, jakie się rozgrywały na jego oczach i o swoich uczuciach. Gdy był już dorosły, potrafił opisać, grając na bębenku, całe swoje życie, a tym samym historię Niemców z pierwszej połowy XX wieku.  

7/10


piątek, 19 stycznia 2024

Maria Nurowska „Sergiusz, Czesław, Jadwiga”

 

    Nurowska potrafi pisać tak, że trudno jest się oderwać od tekstu. Ta książka to głównie opowieść o Sergiuszu Piaseckim, kobiecie, która kochał, Jadwidze i o Czesławie Miłoszu, który miał wcześniej z ową Jadwigą romans, zakończony ciążą. Jest to mniej znany epizod z życia naszego noblisty.

   Wielkim atutem powieści są liczne nawiązania do twórczości zarówno Piaseckiego, jak i Miłosza. Jest wiele cytatów. O książkach Piaseckiego pisałam już wcześniej. Nurowska zamieściła sporo cytatów obu twórców, w przypadku Miłosza głównie z listów z wierszy, ale głównie pod kątem nawiązań do Jadwigi, poeta opisywał ją kilkakrotnie, będąc w różnym wieku, w tym również pod sam koniec życia. Pomimo tego, że ją porzucił i nie wykazywał jakiegokolwiek zainteresowania dzieckiem, najprawdopodobniej to ona była największą miłością jego życia. Nurowska zamieściła również jeden z moich ulubionych wierszy Miłosza, „Krzyś”, który jest o śmierci, ale takiej której nie trzeba się bać, która jest przyjacielska, pochodzi ze zbioru „Piasek przydrożny”.     

    Nurowska pisząc o tych konkretnych osobach podjęła też na ich przykładach tematy uniwersalne. Na przykładzie Piaseckiego przedstawiła życie człowieka bezkompromisowego, który łatwo się zniechęca do ludzi, ocenia ich kategorycznie i bezwzględnie, nie dotyczy to oczywiście tylko Miłosza. Nienawiść do Miłosza nie wynikała tylko ze stosunku do Jadwigi, ale i podejścia do minionego ustroju w PRL. Piasecki mimo, że był człowiekiem, uczciwym, odważnym, a do tego świetnym pisarzem, zmarł w samotności, na obczyźnie. Z kolei na przykładzie Miłosza obserwować można życie ze świadomością dokonania w przeszłości złych wyborów, przy jednoczesnej niezrozumiałej niemożności podjęcia próby naprawienia tej sytuacji. Jego dwa małżeństwa nie należały do szczególnie udanych, obie żony kompletnie nie rozumiały jego zamiłowania do polskości i do języka polskiego. Jego dzieci stały się Amerykanami, a nie Polakami, co było dla niego bolesnym ciosem. 

8/10 


wtorek, 16 stycznia 2024

Karmele Jaio "To nie ja"

 

      Z każdym przeczytanym opowiadaniem moje rozczarowanie rosło. Teoretycznie  miały to być opowiadania o kobietach około czterdziestki z różnymi problemami i w różnych sytuacjach życiowych. Faktycznie jednak opisywane kobiety są w bardzo zbliżonych sytuacjach, o niezłym statusie finansowym, wszystkie są niespełnionymi frustratkami, żadna z nich nie prezentuje sobą nawet cienia oryginalności. 

     Każde opowiadanie dotyczy męża, partnera, albo dzieci, w jednym tylko jest spotkanie z przyjaciółką, ale nieobecny mąż odgrywa tu zasadniczą rolę. Wygląda to tak, jakby zdaniem autorki, kobiety w tym wieku nie mogły mieć takiej chociażby cząstki życia, która nie byłaby uzależniona lub niezwiązana z mężczyzną czy dziećmi. Kobieta w ogóle bez dziecka czy bez mężczyzny dla Karmele Jaio albo nie istnieje, albo nie jest warta opisania, a jedyny wyjątek jest wtedy, gdy cały czas myśli o adopcji. Ani jedna z opisywanych kobiet nie miała pracy, która by ją pochłaniała, lub którą najnormalniej w świecie lubiłaby i którą mogłaby wykonywać chociażby przez chwilę bez myślenia o mężczyźnie i dzieciach. Żadna nie miała pasji, którą mogłaby zajmować się dla samej siebie. Żadna nie miała potrzeby, żeby mieć naprawdę bliskie relacje z kimkolwiek innym, niż mąż, partner czy dzieci. I żadna, ale to naprawdę żadna nie miała jakichkolwiek marzeń czy problemów, które nie byłyby związane z mężczyzną lub dzieckiem. W żadnym z opowiadań nie ma większej głębi. No i te opowiadania są jeszcze do tego wszystkiego nudne.

2/10


czwartek, 11 stycznia 2024

J.K. Rowling „Harry Potter i więzień Azkabanu” – audiobook, czyta Piotr Fronczewski

 

       Poza świetną zabawą nawet dla osób znających już książkę czy film,  jest tu też sporo do myślenia również dla osoby dorosłej. Dementorzy wywołują w człowieku wspomnienia najbardziej koszmarnych wydarzeń życiowych, u Harrego była to oczywiście śmierć rodziców. Zmierzenie się ze swoimi najskrytszymi lękami jest szalenie trudne, niektórzy w ogóle nie dopuszczają do siebie myśli, że mają za sobą traumy. Inni starają się nigdy nie myśleć o koszmarnych wydarzeniach ze swojego życia. Spokojne przepracowanie tego jest zadaniem karkołomnym.

      A z pogodniejszych kwestii, to godne uwagi są zaklęcia, przy pomocy których można dementorów niejako zneutralizować. Tutaj trzeba sobie przypomnieć cos odwrotnego, a więc najwspanialsze osoby, jakie spotkaliśmy, czy najlepsze chwile życia, które mogą nam pomóc. 

     Podczas słuchania przypomniał mi się wywiad z psychologiem amerykańskim, prof. Zimbardo, poza pracą naukową na uczelni i pisaniem książek, prowadzi on również psychoterapię. Powiedział, że jest zwolennikiem tego, aby terapia przebiegała krótko, kilka spotkań, do 10 max, nie widzi sensu w wiecznym  rozdrapywaniu starych ran. W pracy z pacjentem skupia się właśnie na tym, aby wydobyć z człowieka wspomnienia najwspanialszych chwil, jakie ten ktoś kiedykolwiek przeżył. Ale pacjent ma nie tylko sobie te chwile tylko przypomnieć, ma opowiedzieć o nich tak szczegółowo, aż zacznie przeżywać te emocje, które tym chwilom towarzyszyły, czyli radość, zadowolenie itp. Prof. Zimbardo mówił, że ludziom wtedy pojawia się błysk w oku, prostują się plecy i sami z siebie nabierają wiary we własne siły i są już w stanie zmierzyć się z przeciwnościami losu. I w pewnym stopniu o tym też jest „Harry Potter i więzień Azkabanu”.  

8/10     


wtorek, 9 stycznia 2024

Stanisław Wyspiański „Wesele”

 

Odświeżenie po długim czasie szkolnej lektury było świetnym pomysłem. Ostatnio coraz częściej się zdarza, że ludzie, którzy  nie są politykami, zastanawiają się nad tym, jak wygląda sytuacja w kraju, w którym mieszkają. I myślą, co można zrobić, aby było lepiej i  widzą w tym swoją rolę. Wyspiański postawił swoją diagnozę w „Weselu” w nieco innych realiach, a czy były tak mocno odmienne, to kwestia dyskusyjna. 

      Sięgnęłam po „Wesele” głównie po to, aby wysłuchać głosu duchów osób zmarłych, ważnych dla naszej przeszłości,  które pojawiły się na weselu. Po 100 latach nasza wiedza historyczna jest większa niż za czasów Wyspiańskiego, teraz nie każda z tych postaci jest oceniana tak jednoznacznie, są stale jednak symbolami. Mówią nie tylko kwestie dotyczące państwa, ale i po prostu zwyczajnych ludzi. Rycerz przykładowo mówi:

 „A czy wiesz, czym ty masz być, 

o czym tobie marzyć, śnić?” 


  Albo zdanie Chochoła najbardziej chyba znane i dające najwięcej do myślenia: 

„Miałeś chamie Złoty Róg, 

miałeś chamie czapkę z piór…

Ostał ci się jeno sznur”.

    Oczywiście te stwierdzenia i pytania  padają w kontekście naszego kraju, „Wesele” jest tak bogate w symbolikę i w możliwości interpretacji, że każdy może pomyśleć o sobie, swoich marzeniach, swoich niewykorzystanych szansach, a głównie o tym, czy może jednak dałoby się coś zmienić. 

10/10


niedziela, 7 stycznia 2024

Tove Jansson „Zima muminków” – audiobook, czyta Krzysztof Kowalewski

 

       Zastanawiające i godne podziwu jest to, że w takim krótkim utworze autorka zawarła olbrzymią głębię. To utwór o nostalgii i życiu przeszłością, o zadumie, lękach, samotności, ryzyku, mierzeniu się z nowymi sytuacjami, indywidualizmie, o zmianach w życiu, o pokonywaniu trudności zamiast uciekania od nich, o zaprzyjaźnianiu się i o przyjaźni, o byciu sobą a jednocześnie o dostosowywaniu się do tego, co nieuniknione. Krzysztof Kowalewski czyta wyśmienicie, mogą go słuchać i dorośli i młodsi słuchacze.  

       Pozornie wszystko jest bardzo proste. Muminek obudził się na początku zimy z zimowego snu, cała jego rodzina jeszcze spała i zdecydował się na opuszczenie domu.  Nigdy wcześniej nie widział, jak wygląda zima. Wszystko było nieznane, było zimno, nieprzyjemnie, wszędzie leżał śnieg, a Muminek bał się, że nie widzi nikogo znajomego. Musiał oswoić tą sytuację i się w niej odnaleźć. Świat zimą był inny i zauważył różne dziwne postacie, latem zupełnie niewidoczne. 

        Przypomina to z pewnością różne nowe sytuacje, w których każdy się znajduje, a sporo osób ich nie lubi, rzeczywiście wszystko jest wówczas obce i wydaje się nieprzyjazne, ma się ochotę wrócić do ciepłego, znanego domku. Ale się nie da, trzeba się z tym zmierzyć, a najlepiej potem się w tym odnaleźć, zobaczyć plusy, polubienie przychodzi samo.  Muminek jest też załamany, że nie ma teraz lata, a on chciałby lato, a nie zimę. 

        Przychodzą jednak głębsze refleksje. Zima to symbol inności i indywidualizmu, to symbol osób, które z różnych przyczyn żyją inaczej, niż wynika ze statystyki, które „nigdzie nie pasują”. Ta inność może być bardzo mocna, ale też i lżejsza. Okazuje się, że jest miejsce i czas, gdzie każdy indywidualista się odnajdzie. Zima Muminków to również przeciwieństwo wszelkich aktywności, symbol wyciszenia, refleksji, na którą nie zawsze ma się tyle czasu, ile by się chciało. Utwór jest swoistego rodzaju zachętą na danie szansy na poznanie tych osób, których uważało się za dziwaków, niegodnych poznania.  A jednocześnie głos za tym, aby ten indywidualizm u siebie chronić.   

     Utwór jest też o samotności, przebudzony Muminek przez jakiś czas jest zdany tylko na siebie, musi sam podejmować decyzje, jest mu trudno. Martwi się. Niekiedy są właśnie takie sytuacje, z którymi każdy musi się zmierzyć sam, o tym też jest ten utwór. Ale powoli Muminek  zbliża się do innych osób, a to co wydawało się obce i nieprzyjazne, zaczyna robić się oswojone. Muminek wyciąga rękę do nowo poznanych osób,  proponuje im gościnę i jedzenie, nie pyta o zgodę rodziców, przecież śpią zimowym snem. Muminek ryzykuje, ale jest pewny, że nie może postąpić inaczej. Jego goście nie mają przecież co jeść.  

   Na uwagę zasługują też różne drobne sceny, żadna z nich nie jest zbędna czy przypadkowa. Przykładowo Pies marzy o tym, aby przyłączyć się do wilków, których wycie często słyszy, boi się jednak, czy one go przyjmą, nie wie, jak doprowadzić do spotkania. Chciałby się z nimi pobawić. Do spotkania jednak dochodzi, ale jego przebieg wygląda zupełnie inaczej, niż można było sobie wyobrazić.   

9/10

   

          


piątek, 5 stycznia 2024

Książki roku 2023

 



   Jak zwykle wykaz obejmuje tylko książki przeczytane w danym roku i nie ma to związku z datą wydania, książką roku może być więc książka z ubiegłego stulecia. Nie ma żadnych kategorii, typu literatura polska czy zagraniczna. W zestawieniu z reguły znajdują się i pozycje z literatury pięknej i mało znane, niejednokrotnie takie, które nie miały powszechnego uznania krytyki, ale dla mnie z różnych powodów stały się bardzo ważne. Z racji tego, że ubiegły rok był trudny, głównie z uwagi na wojnę na Ukrainie, w zestawieniu dominują pozycje lekkie, pozwalające oderwać się od rzeczywistości.   

1. Olga Tokarczuk „Czuły narrator” - to najwspanialsza rzecz o literaturze, jaką kiedykolwiek czytałam. Z powieściami  Tokarczuk mam problem, nie wszystkie mi się podobają, „Biegunów” zaczęłam, nie skończyłam i nie wróciłam do nich. A krótkie teksty, typu eseje, czy wykłady to już jest absolutna rewelacja, 

2. Elżbieta Cherezińska „Odrodzone królestwo” ex aequo „Wojenna korona” – jedne z najlepszych powieści historycznych, jakie czytałam, do tego jeszcze o mało znanym okresie w historii, bo o czasach Wł. Łokietka, to powieści historyczne, szpiegowskie, kryminały, romanse, z drobną domieszką fantasy 

3. John le Carre „Druciarz, krawiec, żołnierz, szpieg” – to dla mnie najlepsza powieść szpiegowsko – psychologiczna mistrza gatunku, niesamowicie wciąga i daje strasznie dużo do myślenia.

4. Wojciech Orliński – „Kopernik. Rewolucje” – to z kolei jedna z najlepszych biografii, jaką kiedykolwiek czytałam z szalenie wnikliwym portretem epoki, napisanym z nieco innego punktu widzenia, niż jest to powszechnie robione 

5. Fridrich Schiller „Maria Stuart” – po raz pierwszy w zestawieniu wpisuję sztukę, którą tylko oglądałam. Dramat napisany w 1800r. jest aktualny do dziś. Spektakl w Teatrze Narodowym w Warszawie jest wyśmienity. 

6.Kamil Janicki „Damy srebrnego wieku” – autor sukcesywnie wypełnia luki w informacjach o dawnych epokach, naświetlając sylwetki ówczesnych kobiet, tutaj wydobył prawie z zapomnienia Ludwikę Marię Gonzagę, a jej charakter jest godny podziwu również dzisiaj,

7. Lilian Jackson Braun „Kot, który się publiczności nie kłaniał” ex aequo „Kot, którego nurtował strumień” – moja ulubiona seria i jedne z lepszych jej tomów, dla miłośników książek, literatury i zwyczajnej codzienności

8. Zbigniew Rokita „Odrzania” – lektura wzbudziła we mnie nie tylko zainteresowanie mniej znaną częścią kraju, ale także potrzebę obejrzenia wielu opisywanych miejsc i zgłębienia ich historii 

9. John le Carre ”Silverview”  przedostatnia powieść mistrza jak zwykle z wielką przenikliwością psychologiczną

10. Sławek Gortych "Schronisko, które przestało istnieć” za wspaniale opisane Karkonosze, również za wzbudzenie nostalgii za nimi i chęci ponownego ich zobaczenia.