Agata Christie najbardziej znana jest z powieści z panną Marple i Herkulesem Poirot. A napisała też niesłusznie mało znany kryminał retro z akcją, osadzoną w starożytnym Egipcie. Christie była Królową Kryminału, z racji tego, że jej drugi mąż był archeologiem, miała też sporą wiedzę o historii, a o starożytności szczególnie. Wyszła znakomita powieść. Jedynie co do warstwy retro nieco rozczarowuje, bo zwyczaje starożytnych Egipcjan czy styl ich życia potraktowane zostały marginalnie. Ale nie ma to większego znaczenia dla oceny całości. Nacisk położony został na zagadkę kryminalną i kwestie psychologiczne, które Agata bardzo lubiła. Odnoszę wrażenie, że dzięki tej starożytnej otoczce autorka odważyła się na ukazanie jednostki w szerszym kontekście, nie tylko rodzinnym, czy towarzyskim, jak to z reguły robiła. Pokusiła się o refleksje na temat jednostki i jej roli w szerszej społeczności, jak kraj, w którym ta jednostka żyje. Jest tam nawet lekko wyczuwalna patriotyczna nuta. Proporcje są oczywiście zachowane, nie ma żadnych długich analiz, akcja toczy się wartko.
Wydarzenia rozgrywają się w domu egipskiego kapłana, ojca czworga dorosłych dzieci i dziadka. Gdy rozpoczyna się akcja, mieszka on razem z dwoma synami, synowymi, ich dziećmi, z młodszym synem, świeżo owdowiałą córką i jej dzieckiem, z matką i z trzema, nazwijmy to przyjaciółmi rodzony: kobietą - Henet i dwoma mężczyznami - Horim i Kamenim oraz liczną służbą, która jednak nie odgrywa żadnej roli, są jakby rekwizytami. Jak to u Agaty, wszystko rozegra się w wąskim gronie. Główną bohaterką jest młoda wdowa - Renisenb. Starszy pan z jednej z podróży przywiózł ze sobą młodą i piękną konkubinę. I wtedy wszystko się zaczęło. W rodzinie zaczęło dochodzić do konfliktów, domownicy zgodnie stanęli przeciwko obcej kobiecie. Ona z kolei świetnie się czuła, gdy im było źle, snuła intrygi. Błyskawicznie okazało się, że wszyscy już zachowują się inaczej, niż zazwyczaj, tak jakby się nagle zmienili. Równie błyskawicznie pojawia się pierwszy trup. Zabójstw będzie więcej, w tej książce jest ich naprawdę sporo. Renisenb przygląda się toczącym się wydarzeniom, podobnie jak nestorka rodu i Hori. Hori jest człowiekiem wyjątkowo światłym i to on rozumie ludzkie postawy, jak panna Marple, próbuje je nawet tłumaczyć Renisenb.
Gdy Renisenb skarżyła mu się, że wszyscy się zmienili, on tłumaczył jej, że tak nie jest, że ludzie się nie zmieniają. Powiedział "Nigdy wiele nie myślałaś o ludziach, prawda? Gdybyś myślała, zrozumiałabyś." Tłumaczył, że ludzie niekiedy sami wierzą w iluzję, że np. są pewni siebie lub odwrotnie, a prawdziwa natura ujawnia się np. w chwili niebezpieczeństwa. Ktoś mógł uchodzić za uległego i łagodnego, a nadchodzi moment, kiedy ujawnia się siła i bezwzględność tej osoby. I ta siła i bezwzględność były w niej zawsze. Inna osoba robiła wrażenie odważnej, ale wynikało to z tego, że żyła w dostatku, powodziło jej się dobrze pod względem i po prostu bardzo długo nie musiała się niczego bać. Aż nadszedł dzień, kiedy wszystko się zmieniło i po raz pierwszy osoba ta poczuła lęk. Nie była jednak w stanie stawić mu czoła. Zdaniem Renisenb jeśli miałoby się żyć w ciągłym lęku, lepiej byłoby umrzeć. Aby zorientować się, jaki naprawdę ktoś jest, trzeba patrzeć wyjątkowo szeroko. Jedna z bohaterek, Kait, zawsze był czuła, łagodna, i spokojna. Ale nawet i Renisenb zauważyła, że Kait była właśnie taka tylko w odniesieniu do własnych dzieci. Poza nimi świat dla niej nie istniał. Patrzyła nań bez zainteresowania i ciekawości. Henet z kolei była zawsze uniżona, ale nikt nie wiedział, co kryło się za tą uniżoną i płaszczącą się pozą.
6/6