„Mistrz i
Małgorzata” to jedna z moich ulubionych książek, czytałam ją już kilka razy,
zarówno w tłumaczeniu Dąbrowskiej i Lewandowskiego, jak też i Andrzeja
Drawicza. To ostatnie podoba mi się znacznie bardziej. Niektóre fragmenty znam prawie na
pamięć. Pamiętam, że gdy pierwszy raz
czytałam „Mistrza”, był październik i moja ukochana pora roku , jesień. „Mistrzem” zafascynowałam się od razu
i za rok, gdy liście na drzewach zaczęły żółknąc, przypomniałam sobie że rok wcześniej czytałam
Bułhakowa. Nie chciałam, aby tamta jesień była gorsza od poprzedniej i
poczułam, że chcę „Mistrza” przeczytać znowu. I w ten właśnie sposób narodziła
się taka moja tradycja, że jesienią, gdy nie ma już gorąca i jest tak pięknie,
to uprzyjemniam sobie te dni jeszcze bardziej i czytam wtedy jedną z moich
ulubionych powieści. W ubiegłym roku po
raz pierwszy zamiast czytać, wysłuchałam „Władcy pierścieni” , był to maraton,
łącznie 60 godzin. Tego roku zobaczyłam, że jest właśnie audiobook z „Mistrzem i Małgorzatą” i zadecydowałam,
że odsłucham go .
<a href = "http://www.strykowski.net">Zdjęcia - www.strykowski.net</a>
„Mistrza i
Małgorzatę” w tłumaczeniu, niestety,
Dąbrowskiej i Lewandowskiego czyta Wiktor Zborowski. Lubię Zborowskiego, czyta prawidłowo, ale też
słuchałam bez euforii. Zborowski mimo całej mojej sympatii, czyta jako taka.
Nie ma takiego głosu, jak Andrzej Łapicki, który może czytać cokolwiek i będzie
to fascynujące. Ale też nie dorównał
Krzysztofowi Globiszowi, który czytał „Paragraf 22”. „Paragraf” odsłuchałam,
zanim jeszcze założyłam tego bloga. Wykonanie Globisza to było autentyczne
mistrzostwo, raz krzyczał, raz szeptał, raz wolno , raz tak szybko, jak karabin
maszynowy, innym razem czytając był tak wściekły, że aż udzieliło mi się to. Chyba nic z „Paragrafu” nie uszło mojej
uwadze, a to zasługa Globisza. To
wykonanie to taka najwyższa półka . Zborowski
nie przeskoczył poprzeczki, postawionej przez Globisza.
Ale słuchało
mi się „Mistrza” nie tak źle. Wiedziałam doskonale, co się za chwilę będzie działo. Jeździło mi się z tą
powieścią dobrze. Uwielbiam wracać raz
na jakiś czas do dawnych lektur. Zawsze czuję się prawie tak, jakbym
czytała je po raz pierwszy. Za każdym
razem , gdy ponownie sięgam po książkę, jestem starsza i mądrzejsza, mam więcej
tzw. doświadczenia życiowego . Zawsze tak jakoś się dzieje zwracam uwagę podczas kolejnego czytania na coś, czego
wcześniej nie zauważałam . Co do
„Mistrza” to wydawało mi się, że już nic mnie nie zdziwi, że sporo już i
przemyślałam na temat tej książki i przeczytałam, co sadzą o niej inni.
Myślałam, ze odkryłam już i drugie i trzecie dno tej powieści. Ale myliłam się
.
Parę lat temu
natrafiłam na jeszcze jedną interpretację , szalenie ciekawą. Natrafiłam na nią
przypadkowo, ale też nie do końca. Będąc u krewnych zobaczyłam Frondę, a na
okładce wśród różnych tytułów był też taki : „Mistrz i Małgorzata” powieścią
satanistyczną?” Publikacja jest na tyle ciekawa, że streszczę ją tutaj. Autorem
jest Andriej Diomin , Rosjanin, historyk sztuki, kulturoznawca, współpracuje z
prawosławnym ruchem ikonograficznym.
Znaczna
większość historyków literatury traktuje tą powieść jako antychrześcijańską ,
głównym bohaterem jest szatan , pokazany w pozytywnym świetle. Zdaniem Diomina
jest dokładnie odwrotnie . Bułhakow pochodził z bardzo religijnej rodziny,
dziadkowie byli księżmi, a ojciec teologiem, po pewnym kryzysie wiary pisarz
powrócił na łono cerkwi. Gdy czyta się jego dzienniki, albo „Białą gwardię”
jego postawa religijna i głęboka wiara
nie budzą wątpliwości . W okresie międzywojennym Rosjanie albo uważali, że
Chrystus nie istniał, albo traktowano go jedynie jako postać historyczną. Obraz
Ha Nocri z powieści to obraz Chrystusa nie jako Boga, tylko człowieka,
pochodzący z apokryfów, bardzo popularny wówczas w Rosji . Autorem opowieści o
Ha Nocri wbrew pozorom nie jest Mistrz, tylko szatan, który jak sam mówi, był
świadkiem tamtych wydarzeń. To również on jako pierwszy rozpoczyna opowieść o
Ha Nocri , a opowieść mistrza w niczym
nie różni się od tego co szatan widział. Pozostaje pytanie, skąd Mistrz znał
tak dokładnie, łącznie z przebiegiem rozmów,
przebieg wypadków? Według Diomina, autorem powieści o Ha Nocri jest
szatan, a Mistrz występuje jako medium lub osoba przez tego diabła opętana.
Obraz Chrystusa przedstawianego w taki sposób, jak Ha Nocri , był w okresie
stalinizmu bardzo popularny w Rosji. Idąc tym tokiem rozumowania, obraz ten
pochodzi od szatana. I dalej : Mistrz po napisaniu powieści staje się wrakiem
człowieka, całkowicie wypalonym i niezdolnym do niczego , stale się czegoś boi.
Małgorzata nie jest w stanie mu pomóc, chyba nawet bardziej niż Mistrzem jest
zafascynowana jego powieścią. Z opisów w powieści wynika, że mieszkańcy Moskwy nie chodzą do cerkwi , ich religijność jest zerowa i stąd też są
bardzo podatni na diabelskie działania. Diomin dochodzi też do wniosku, że
akcja powieści toczy się pomiędzy 1933 a
1937r. w przededniu Wielkanocy. Szatan pojawia się w Wielki Czwartek i śpieszy
się, aby zdążyć wyjechać przed Wielką
Niedzielą, czyli przed Zmartwychwstaniem.
Interpretacja
ta jest pisana z punktu widzenia religijnego. I od czasu przeczytania tego
artykułu nie miałam kontaktu z „Mistrzem”, aż do momentu, gdy zaczęłam słuchać
audiobooka. I tym razem odbierałam powieść na zupełnie innej jeszcze
płaszczyźnie. Wersja Diomina jest dyskusyjna, ale moim zdaniem, warta uwagi,
niesamowita. Sama na to nie wpadłabym, ale być może Diomin ma rację. Czytałam
kiedyś pozycję „Wyznania egzorcysty” autorstwa włoskiego księdza katolickiego,
była szalenie ciekawa . Polecam ja osobom wierzącym, niewierzący uznają, że nie
jest warta czytania. Wątki uwiedzenia przez szatana też były tam poruszane.
Może za jakiś
czas natrafię na jeszcze inną interpretację „Mistrza” i znowu da mi ona do
myślenia. Mam nadzieję, że tak właśnie będzie. Teraz natomiast zastanowiłam
się, którą z ukochanych książek, znanych mi doskonale, będę chciała przeczytać
lub odsłuchać za rok, gdy nastanie
jesień. Nie wiem, na co będę miała ochotę. Może będzie to „Łuk triumfalny”,
może „Kroniki portowe”, może „Noce i dnie”…
A może w najbliższym czasie przeczytam coś, czego jeszcze nie znam i co mnie zachwyci do tego stopnia, że zechcę do tego wrócić właśnie jesienią? Teraz
zdecydowanie nie mogłam oderwać się od słów Diomina.
I jeszcze
jedno . „Mistrz” to jeden z nielicznych audiobooków, którego słuchałam, znając
wcześniej powieść. Odsłuchiwanie znanej już powieści jest doskonałym pomysłem.
Nie ma problemu, że czegoś się
posłucha nieuważnie , że czegoś się nie usłyszy. Słuchałam „Mistrza” z większym
chyba luzem, niż innych książek , nie musiałam ani razu wracać do pewnych
fragmentów .