sobota, 5 stycznia 2019

Agata Christie „Kurtyna”

Okładka książki Kurtyna


     Jako fanka Królowej Kryminału mogę z całą stanowczością stwierdzić, że jest to jedna z najlepszych jej powieści. Wydana została jako powieść przedostatnia a zarazem ostatnia z Herkulesem Poirot, faktycznie zaś napisana została znacznie wcześniej. Co ważne, powieść mimo iż jest melancholijna, zawiera jednak ostatecznie  przesłanie optymistyczne. Intryga kryminalna jest jedną z oryginalniejszych i gdy obstawiałam, kto może być zabójcą, nie trafiłam za żadnym razem.

      Herkules Poirot będąc już w bardzo zaawansowanym wieku i cierpiąc na różne schorzenia, znalazł się w pensjonacie w Styles. Wezwał do przyjazdu tam swojego przyjaciela Hastingsa. W tym właśnie miejscu obaj kilkadziesiąt lat wcześniej rozpoczynali swoją karierę, jeden policyjną, a drugi detektywistyczną, co opisane zostało w „Tajemniczej historii w Styles”.  Poirot zakomunikował  Hastingsowi, że w pensjonacie mieszka morderca, która działa w ten sposób, iż zabija tak, że nie zostawia żadnego śladu, który mógłby wskazywać na jego osobę.  Dowody mogą wskazywać albo na kogoś innego, albo na zwykły wypadek. I Poirot ma wszelkie podstawy sadzić, iż morderca właśnie w Styles uderzy po raz kolejny. I ma zamiar zapobiec nowej zbrodni. Agata nie byłaby sobą, gdyby trup jednak nie padł. Są nawet i dwa trupy. Zbiorowisko osób w pensjonacie nie jest duże i na pozór oczywiście nikt nie wygląda na mordercę. Większość pensjonariuszy jest w zaawansowanym wieku, dzięki czemu autorka mogła pokusić o pewne podsumowania ich życia.  

     Z racji wieku bohaterów prowadzone są rozmowy m. in. o tym, co było dawniej. I pojawia się znane chyba każdemu stwierdzenie, w tym przypadku Hastingsa, o „dawnych czasach” i o tym, jak to wówczas było wspaniale i jak miło się to wspomina. Oczywiście idąc tym tokiem rozumowania, należy utrzymywać, iż obecne czasy są gorsze. Poirot podsumował te sentymenty dosyć krótko. Stwierdził, iż to wspominanie dawnych czasów i myślenie o nich jako o czymś wyłącznie wspaniałym jest całkowicie błędne. Nie uległ sentymentalizmowi Hastingsa, który mu opowiadał: ”Kiedy człowiek się starzeje, lubi wracać do przeszłości. Próbuje przywołać minione uczucia. Trochę mi tu smutno, ale jednocześnie otaczają mnie dawne myśli i wzruszenia”.  Poirot odparł „Ach cudowne dni. Byłem wtedy młody”. Ale w gruncie rzeczy, mój kochany, nie byłeś wcale taki szczęśliwy, jak myślisz.” I przypomniał Hastingsowi, dlaczego nie był wcale wówczas taki szczęśliwy, jak sobie potem wmówił. Miał rożne problemy, które zatruwały mu życie. A że potem wszystko zakończyło się dobrze, wmówił sobie, że generalnie było świetnie.  Idealizowanie przeszłości i życie nią nie było w stylu Poirot`a.

    Życie przyszłością też jest pułapką. Jeden z bohaterów, pułkownik Luttrell opisywał, jak to kiedyś w Indiach marzył o emeryturze i o tym, jak to osiądzie na stałe w Anglii i będzie rozkoszował się pięknem przyrody. Stwierdził , że potem jednak , gdy już się to zrealizuje „Nic nie wygląda tak, jak sobie z góry wyobrażasz.” Hastings pomyślał, że w przypadku Luttrella było to szczególnie prawdziwe. Nie przewidział bowiem, że będzie dręczony przez gderliwą żonę.

   Najbardziej sensowym rozwiązaniem jawi się jednak życie tym, co jest tu i teraz,  a nie tym, co było i co będzie. Poirot przewidując, że wkrótce umrze, udzielił staremu Hastingsowi porady. Przypomniał mu, że jeszcze może się podobać kobietom i nakazał mu pojechać do pewnej znajomej. Wiadomo, w jakim celu, aby zacząć wraz z  nią kolejny etap życia. Dla Poirot`a zaś , którego dni naprawdę były już policzone, nagrodą i powodem do dumy i zadowolenia było poczucie pożytecznie spędzonego życia.  

   Hastings również zauważył, że osoby, wśród których w Styles się obraca, łącznie z nim, to  ludzie przegrani, z poczuciem zmarnowanego życia. Niczego nie osiągnęli i niczego nie osiągną.  Życie ich pokonało, albo złamało. W odniesieniu do Hastingsa spostrzeżenie to nie do końca było prawdą, był załamany po śmierci żony, ale Poirot uważał, że i Hastings mógłby stać się jeszcze szczęśliwy. Najciekawsze były jednak próby ustalenia, dlaczego ci ludzie właśnie tacy byli. Zawdzięczali to po prostu sami sobie. Żaden z nich nie był obłożnie chory, nikt nie przeżył tragedii, która byłaby niezależna od niego, np.  utrata całej rodziny podczas wojny lub podobne koszmary. Jedna z tych osób stała się taka, bo „zrezygnowała z życia i uważała się za napiętnowaną dlatego, że w jej rodzinie wydarzyła się tragedia.” Inna jeszcze osoba była tak rozczarowana życiem, że dostała nerwicy. Myślała o karierze w rodzinie i bogactwie i gdy nie zostało to zrealizowane, nie potrafiła się tym życiem cieszyć. Bohaterowie "Kurtyny" nie potrafili zawalczyć o to, o czym marzyli. A potem nie potrafią się cieszyć tym, co mają. Są przegrani, ale na własne życzenie. I dlatego ta powieść wcale nie jest przygnębiająca. 

    A gdy już żyje się chwilą obecną nie warto wpadać w letarg.” Niebezpieczeństwo bowiem nadaje smak życiu. Natura ludzka  nie znosi nadmiaru bezpieczeństwa.” Nie można jednak wpaść w przesadę,   warto dać szansę mężczyźnie „pełnemu zalet, który byłby dobrym i przykładnym mężem”.

6/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz