wtorek, 8 stycznia 2019

Hakan Nesser "Żywi i umarli w Winsford"



    Gdy udaje mi się doczytać do końca książkę, która nieszczególnie mi się podobała, zastanawiam się, co mimo wszystko było w niej dobrego. Sam fakt dobrnięcia do końca wskazuje przecież jednoznacznie, że plusy tej lektury przewyższyły liczbę minusów. To idealna książka dla miłośników angielskich wrzosowisk, wyjącego wiatru, pochmurnych i deszczowych dni. No i zagadki oczywiście. Od czasu lektury "Wichrowych Wzgórz" nie czytałam tak sugestywnych opisów takich miejsc. Powiedziałabym nawet, że opisy Emily Bronte czytałam ze świadomością, że tak było wiele lat temu, a jak jest tam teraz, to nie wiadomo. Wrzosowiska mogły przecież zostać zdewastowane,  zabudowane itp. Na szczęście tak się nie stało. Wrzosowiska i to równie, jak dawniej mroczne,  trwają, a czytając książkę miałam ochotę jak najszybciej tam pojechać i zobaczyć je w rzeczywistości. Główna bohaterka sporo czyta, a jej mąż to profesor literatury, tak wiec sporo mowy jest o literaturze.   Kolejnym plusem jest to, że od czytania ciężko jest się oderwać, chociaż za wiele się nie dzieje. Hakan Nesser potrafi świetnie pisać właśnie w ten sposób. 

    Otóż w czasach współczesnych, późną jesienią, do malutkiej miejscowości na wrzosowisku przybyła cudzoziemka z psem, wynajęła dom i zamieszkała w nim. Miała 55 lat. Wiadomo było, że przeżyła bliżej nieokreślony dramat. Spędzała dni na włóczeniu się po wrzosowiskach i na przeglądaniu maszynopisu książki swojego męża. Co stało się z mężem i dlaczego nie jest z nią, też do pewnego momentu nie wiadomo. Dzięki licznym retrospekcjom, szybko dowiadujemy się, co właściwie się stało. Najciekawsze są fragmenty właśnie w Anglii, szybko bowiem wokół tej kobiety zaczęły dziać się dość dziwne, aczkolwiek  niemające nic wspólnego z czymś nadprzyrodzonym, rzeczy. Otóż np. ktoś na jej samochodzie napisał słowo śmierć, innym razem znalazła pod drzwiami martwego ptaka. Ciekawie czyta się też retrospekcje, najcięższe dla mnie były fragmenty książki męża. Tych ostatnich nie jest jednak dużo i nie są długie. 

   Minusów jest sporo. Książka męża była, poza jednym fragmentem, zwyczajnie nudna. Nie wszystko co się działo, zostało w sposób jednoznaczny wytłumaczone. Portrety psychologiczne są dość płytkie. Poza frapującymi opisami wrzosowisk i małych miasteczek, o reszcie zapomina się bez żalu zaraz po przeczytaniu. Czytałam dwie powieści Hakana Nessera: "Karambol" i "Jaskółka kot, róża, śmierć", obie z cyklu z komisarzem van Veeterenem, a ich tle "Żywi i umarli" są zdecydowanie słabsi. 

3/6   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz