wtorek, 14 lipca 2020

Sergiusz Piasecki "Bogom nocy równi"

Bogom nocy równi - Piasecki Sergiusz

      Sergiusz Piasecki był postacią absolutnie wyjątkową i przed przeczytaniem którejkolwiek jego książki warto coś o nim wiedzieć. Przypominają mi się słowa Olgi Tokarczuk z eseju "Lalka i perła" o powieści Prusa. Dotyczyły one Wokulskiego, będącego uosobieniem tych osób, które wyłamują się z wszelkich dostępnych schematów i żyją pod prąd, a do tego czują się obco w otaczającym świecie , a jest to obcość, która "dzięki bolesnemu dystansowi do świata pozwala widzieć więcej i szerzej". "Obcość, dzięki której Obcy jest poruszany i motywowany z góry". O arcyciekawym eseju O. Tokarczuk pisałam tutaj. Obcym był i Piasecki i jego bohater, Roman Zabawa.

   A co do Piaseckiego, był synem polskiego szlachcica i białoruskiej chłopki, już od samego początku widać ten wyróżnik z otoczenia. Walczył w wojnie polsko - bolszewickiej, był agentem wywiadu polskiego, przemytnikiem, pił, narkotyzował się. Był też i przestępcą, za napad z bronią przed II wojną został skazany na karę śmierci, ułaskawiono go, aczkolwiek i tak siedział w więzieniu. Podczas II wojny żył na Wileńszczyźnie, współpracował blisko z ZWZ, potem AK i wykonywał wyroki śmierci na skazanych przez podziemne polskie sądy. To on odmówił wykonania wyroku na Józefie Mackiewiczu. Jak się później okazało, zrobił słusznie, bo dowody na Mackiewicza były spreparowane przez Rosjan. Nie tak dawno odsłuchiwałam "Made in Poland", wywiad rzekę ze St. Likiernikiem, który z kolei podczas wojny był żołnierzem AK w Warszawie i który też wykonywał wyroki śmierci.  Likiernik na pytanie o te wyroki  odpowiedział, że nie zastanawiał się w ogóle, czy były one słuszne, był żołnierzem, a jego zadaniem wyło wykonywać rozkazy. Piasecki był człowiekiem niebywałej odwagi i totalnym indywidualistą. Aczkolwiek nie miał wykształcenia, był mędrcem. Był też niesamowicie empatyczny na krzywdę biednych, nieszczęśliwych, skromnych ludzi, w czym przypomina mi Josepha Rotha i jego twórczość. 

    Jego książka, po części autobiograficzna, opowiada historię młodego chłopaka, Romana, który w latach 20 - tych służył w polskim wywiadzie, działalność prowadził na pograniczu wschodnim. Dopiero podczas czytania zorientowałam się, że ten tom to dalsza część innej książki, "Piątego etapu", którego nie znam. Można się zorientować w treści, a znajomość wcześniejszego tomu, aczkolwiek byłaby optymalna, nie jest niezbędna. Piasecki pisał i o życiu prywatnym , ale głównie o pracy. Są opisy koszmarnej rzeczywistości  radzieckiej, biedy i upodlenia, w jakich żyli tam ludzie. Są fragmenty, jak Roman próbował zwerbować współpracowników do pracy wywiadowczej, jak przechodził nielegalnie przez granicę, jak się narkotyzował, nawet jak korzystał z usług prostytutek. Nic co ludzkie nie było mu obce. Jest też zwykłe, ludzkie współczucie dla osób, które spotykał, a które żyły w koszmarze. 

   Piasecki miał świetne pióro, książkę się wręcz chłonie, nie ma części nudnych, chociaż akcja nie zawsze pędzi. Czyta się wyśmienicie. U Piaseckiego właściwie nie ma żadnych charakterystyk bohaterów, czytelnik sam musi ich dokonywać na bieżąco, autor daje mu opisy ludzkiego zachowania.

    Gdy czyta się, widać wyraźnie całą złożoność rzeczywistości, widać , że nic nie jest proste, nic nie jest tylko czarno - białe, nikt nie jest tylko dobry czy tylko zły. Zbrodniczy jest za to ustrój.  Ta książka jest też opowieścią o nonkonformizmie i o odwadze. W tamtych czasach i w warunkach, w jakich on żył Piasecki i jego bohater nie było mowy o materializmie i próbach urządzania się na modłę mieszczańską. Książka jest też o mądrości, która  w tym wypadku nie ma nic wspólnego z wykształceniem. Roman i i inni bohaterowie, będący obrazami samego autora i jego ówczesnych przyjaciół przypominają mi też "Obywatela Jones`a" Agnieszki Holland. Tytułowy Jones, postać autentyczna,  był dziennikarzem, który w czasach wielkiego głodu na Ukrainie, narażając własne życie wbrew opiniom elity historyków i dziennikarzy całego świata, pojechał na tą Ukrainę i na własne oczy zobaczył piekło. Potem walczył o to, aby ktoś chciał jego tekst wydrukować, a nie było to proste. I tu w odniesieniu do rzeczywistości, opisanej w "Bogom nocy równi" też było podobnie, bo w tamtej Europie (pozycję wydano po raz pierwszy w 1939r.), nadal wiele autorytetów nie wierzyło w to, jak w rzeczywistości wyglądał komunizm w praktyce. "Bogom nocy równi" i inne książki autora, to był krzyk, którym S. Piasecki chciał pokazać światu, jak tam jest. Nienawidził on komunizmu i na swój sposób walczył z nim. Powieść napisał kilkanaście lat po opisywanych wydarzeniach, ale w tamtych realiach radzieckich nie tylko nic się nie zmieniło, ale nawet i pogorszyło. 

   Ciężko tą  książkę porównać do innych. Jest szczera i prawdziwa, w żadnym miejscu nie wyczuwałam żadnego fałszu. Co zaskakujące, Piasecki mimo tego że zobaczył ogrom zła i ludzi totalnie zdeprawowanych i odczłowieczonych, wyrządzających  stale to zło, nie zatracił wiary w człowieka. Pisze o tym wyraźnie  jego bohater w swoim dzienniku. Uważał, że nawet w najgorszym człowieku tlą się resztki człowieczeństwa. Wymowna jest scena jego spotkania i rozmowy z Katią, siostrą kolegi. Katia była czekistką. Nawet to nie powodowało, aby ją potępił, uznał za niegodną rozmowy czy kontaktu, było mu nawet jej tak po ludzku szkoda. I nie ma tu żadnej sprzeczności, z jednej strony nienawidził komunizmu, ówczesną władzę radziecką i jej przedstawicieli traktował  jak wrogów, walczył z nimi, a gdy trzeba było, zabijał. A z drugiej właśnie strony dostrzegał to człowieczeństwo. Można to porównać z wojną, z wrogiem się walczy, ale gdy ma się do czynienia z kimś konkretnym, np. jeńcem, dostrzega się w nim człowieka. Najlepiej tą złożoność potrafi wyjaśnić właśnie książka. 
5/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz