Po serii kilku nieudanych książek
w końcu natrafiłam na coś ciekawego.
Jazda samochodem dzięki „Obsługiwałem angielskiego króla” stała się
jeszcze bardziej przyjemna . Była to dość dziwna przyjemność. Słysząc Kazimierza Kaczora , czytającego
Hrabala, miałam wrażenie , jakbym
zaprosiła do jazdy jakiegoś totalnego , wrednego prostaka, który bez cienia
zażenowania i bez jakichkolwiek skrupułów objaśnia mi swój punkt widzenia
świata. Nie ukrywa żadnych swoich nikczemności,
a chociaż zachowywał się obrzydliwie, nie miał jakichkolwiek wyrzutów sumienia.
Opowiadał wszystko tak, jakby to czytelnik/słuchacz był taki sam, jak i
narrator i jakby nie trzeba było przed się czegokolwiek wstydzić. Jest to rzadki punkt widzenia , bo z reguły
każdy się wybiela i pewne rzeczy przemilcza, inne pamięta zaś inaczej, niż
wyglądały w rzeczywistości. Narracja Hrabala wygląda tak, jakby nagrał po kryjomu monolog krętacza. Od tego schematu
odbiegają ostatnie rozdziały, gdzie nasz bohater , stając się robotnikiem
leśnymi samotnikiem, zaczyna wreszcie
myśleć, opiekuje się zwierzętami , żyje w zgodzie z naturą.
Nie
czytałam wcześniej ani tej książki ani nie oglądałam filmu, chociaż była ona
bardzo znana, to nic o niej nie wiedziałam. Jan żył w bardzo burzliwych czasach
i historii jego życia nie da się opowiedzieć bez nawiązań do historii
Czechosłowacji. Początkowo Jan sprzedaje na dworcu serdelki, oszukując ile się
da. Jeden z oszukanych zapamięta go sobie, rozpozna go później w kelnerze w hotelu i ku mojemu zaskoczeniu, zarekomenduje go później
jako kelnera do lepszego hotelu. Jan jego zdaniem to człowiek z potencjałem , który może wiele osiągnąć
. Jan zmienia hotele a w międzyczasie Niemcy zajmują jego ojczyznę, co nie robi
na nim żadnego wrażenia. Nasz kelner jest zadowolony, bo skoro nikt Niemców nie
chce obsługiwać on się tego podejmuje, dostanie więcej napiwków. Jan ożenił się
z Niemką , przechodząc przez poniżającą dla każdego, oprócz niego , procedurę
badania przez lekarza i po uzyskaniu specjalnego zezwolenia od władz niemieckich
na taki ślub. Urodził mu się upośledzony
psychicznie syn, którego oddał do zakładu. Po wojnie stał się milionerem i
całkiem dobrze dogadywał się z komunistami. Ostatecznie jego majątek został
znacjonalizowany , a on sam stał się robotnikiem
leśnym.
Jan to jakby taki Zelig z filmu W. Allena,
dostosuje się do wszystkich okoliczności, jakie napotka , jest elastyczny bez
ograniczeń. Jego problemy to np. kwestia, czy oficerowie SS zaakceptują go jako
męża Lisy. Hrabal opisuje wszystko z humorem, bez znudzenia i bez przynudzania.
Człowieka, który zachowywał się obrzydliwie
, opisuje tak, że jakby wszystko to , co on robił, było normalne. Ta technika
ma oczywiście swoje plusy, od naszego bohatera nic nas nie oddziela, nikt nie
komentuje jego poczynań. Sami możemy oceniać jego zachowanie. Tyle tylko, że część
czytelników, głównie niewyrobionych, czy młodszych , może wpaść na pomysł, że Jan jest taki sympatyczny
i że też chcieliby tacy być. Na skutek tej techniki oszust i koniunkturalista
staje się niejako bohaterem pozytywnym . My mamy swojego Nikodema Dyzmę, ale w „Karierze
Nikodema Dyzmy” jest chociażby Żorż Ponimirski, niby to szaleniec, który ma
pełną świadomość, kim jest Dyzma i mówi to innym. Poza tym narracja w Dyzmie prowadzona jest
inaczej, nie z punktu widzenia głównego bohatera, co wpływa na dystans do
niego. Czesi chyba mają inną mentalność, mnie „Obsługiwałem angielskiego króla”
nie porwało.
Na marginesie tych refleksji dorzucę
jeszcze parę zdań na zupełnie inny temat. Ustanowiono nową nagrodę literacką , jest to
Nagroda im. Wisławy Szymborskiej. Dość
sceptycznie podchodzę do różnych nagród, a szczególnie do ich mnożenia i mam wątpliwość,
czy w ogóle takie nagrody mają sens. Rok temu zakupiłam „Książkę twarzy” M.
Bieńczyka, za która dostał on nagrodę Nike. Zaciekawił mnie temat felietonów z tej
książki. Miały to być felietony o literaturze, sporcie, podróżach, życiu. Nie
byłam w stanie tej książki przeczytać. Zdarza mi się to szalenie rzadko, ale
nie doczytałam jej do końca. Z reguły
daję książce szansę, gdy już ją wybiorę, kupię, czy pożyczę, czytam do końca. Mam nadzieję że gdy jest zła,
to może w dalszej części się polepszy , albo chociaż zaciekawi mnie. I w
zdecydowanej większości tak się dzieje. Bieńczyka nie byłam w stanie
przeczytać. Zapomniałam o nim, ale ostatnio natrafiłam
na tą książkę na półce. Dałam ją koleżance.
Uznałam , że może jej się spodoba. W końcu mamy różne gusta. I stało się
to samo. Koleżanka mimo wielkich chęci też ma problem z Bieńczykiem i nie może przez niego przebrnąć .
Po
Po serii kilku nieudanych książek
w końcu natrafiłam na coś ciekawego.
Jazda samochodem dzięki „Obsługiwałem angielskiego króla” stała się
jeszcze bardziej przyjemna . Była to dość dziwna przyjemność. Słysząc Kazimierza Kaczora , czytającego
Hrabala, miałam wrażenie , jakbym
zaprosiła do jazdy jakiegoś totalnego , wrednego prostaka, który bez cienia
zażenowania i bez jakichkolwiek skrupułów objaśnia mi swój punkt widzenia
świata. Nie ukrywa żadnych swoich nikczemności,
a chociaż zachowywał się obrzydliwie, nie miał jakichkolwiek wyrzutów sumienia.
Opowiadał wszystko tak, jakby to czytelnik/słuchacz był taki sam, jak i
narrator i jakby nie trzeba było przed się czegokolwiek wstydzić. Jest to rzadki punkt widzenia , bo z reguły
każdy się wybiela i pewne rzeczy przemilcza, inne pamięta zaś inaczej, niż
wyglądały w rzeczywistości. Narracja Hrabala wygląda tak, jakby nagrał po kryjomu monolog krętacza. Od tego schematu
odbiegają ostatnie rozdziały, gdzie nasz bohater , stając się robotnikiem
leśnymi samotnikiem, zaczyna wreszcie
myśleć, opiekuje się zwierzętami , żyje w zgodzie z naturą.
Nie
czytałam wcześniej ani tej książki ani nie oglądałam filmu, chociaż była ona
bardzo znana, to nic o niej nie wiedziałam. Jan żył w bardzo burzliwych czasach
i historii jego życia nie da się opowiedzieć bez nawiązań do historii
Czechosłowacji. Początkowo Jan sprzedaje na dworcu serdelki, oszukując ile się
da. Jeden z oszukanych zapamięta go sobie, rozpozna go później w kelnerze w hotelu i ku mojemu zaskoczeniu, zarekomenduje go później
jako kelnera do lepszego hotelu. Jan jego zdaniem to człowiek z potencjałem , który może wiele osiągnąć
. Jan zmienia hotele a w międzyczasie Niemcy zajmują jego ojczyznę, co nie robi
na nim żadnego wrażenia. Nasz kelner jest zadowolony, bo skoro nikt Niemców nie
chce obsługiwać on się tego podejmuje, dostanie więcej napiwków. Jan ożenił się
z Niemką , przechodząc przez poniżającą dla każdego, oprócz niego , procedurę
badania przez lekarza i po uzyskaniu specjalnego zezwolenia od władz niemieckich
na taki ślub. Urodził mu się upośledzony
psychicznie syn, którego oddał do zakładu. Po wojnie stał się milionerem i
całkiem dobrze dogadywał się z komunistami. Ostatecznie jego majątek został
znacjonalizowany , a on sam stał się robotnikiem
leśnym.
Jan to jakby taki Zelig z filmu W. Allena,
dostosuje się do wszystkich okoliczności, jakie napotka , jest elastyczny bez
ograniczeń. Jego problemy to np. kwestia, czy oficerowie SS zaakceptują go jako
męża Lisy. Hrabal opisuje wszystko z humorem, bez znudzenia i bez przynudzania.
Człowieka, który zachowywał się obrzydliwie
, opisuje tak, że jakby wszystko to , co on robił, było normalne. Ta technika
ma oczywiście swoje plusy, od naszego bohatera nic nas nie oddziela, nikt nie
komentuje jego poczynań. Sami możemy oceniać jego zachowanie. Tyle tylko, że część
czytelników, głównie niewyrobionych, czy młodszych , może wpaść na pomysł, że Jan jest taki sympatyczny
i że też chcieliby tacy być. Na skutek tej techniki oszust i koniunkturalista
staje się niejako bohaterem pozytywnym . My mamy swojego Nikodema Dyzmę, ale w „Karierze
Nikodema Dyzmy” jest chociażby Żorż Ponimirski, niby to szaleniec, który ma
pełną świadomość, kim jest Dyzma i mówi to innym. Poza tym narracja w Dyzmie prowadzona jest
inaczej, nie z punktu widzenia głównego bohatera, co wpływa na dystans do
niego. Czesi chyba mają inną mentalność, mnie „Obsługiwałem angielskiego króla”
nie porwało.
Na marginesie tych refleksji dorzucę
jeszcze parę zdań na zupełnie inny temat. Ustanowiono nową nagrodę literacką , jest to
Nagroda im. Wisławy Szymborskiej. Dość
sceptycznie podchodzę do różnych nagród, a szczególnie do ich mnożenia i mam wątpliwość,
czy w ogóle takie nagrody mają sens. Rok temu zakupiłam „Książkę twarzy” M.
Bieńczyka, za która dostał on nagrodę Nike. Zaciekawił mnie temat felietonów z tej
książki. Miały to być felietony o literaturze, sporcie, podróżach, życiu. Nie
byłam w stanie tej książki przeczytać. Zdarza mi się to szalenie rzadko, ale
nie doczytałam jej do końca. Z reguły
daję książce szansę, gdy już ją wybiorę, kupię, czy pożyczę, czytam do końca. Mam nadzieję że gdy jest zła,
to może w dalszej części się polepszy , albo chociaż zaciekawi mnie. I w
zdecydowanej większości tak się dzieje. Bieńczyka nie byłam w stanie
przeczytać. Zapomniałam o nim, ale ostatnio natrafiłam
na tą książkę na półce. Dałam ją koleżance.
Uznałam , że może jej się spodoba. W końcu mamy różne gusta. I stało się
to samo. Koleżanka mimo wielkich chęci też ma problem z Bieńczykiem i nie może przez niego przebrnąć .
serii kilku nieudanych książek
w końcu natrafiłam na coś ciekawego.
Jazda samochodem dzięki „Obsługiwałem angielskiego króla” stała się
jeszcze bardziej przyjemna . Była to dość dziwna przyjemność. Słysząc Kazimierza Kaczora , czytającego
Hrabala, miałam wrażenie , jakbym
zaprosiła do jazdy jakiegoś totalnego , wrednego prostaka, który bez cienia
zażenowania i bez jakichkolwiek skrupułów objaśnia mi swój punkt widzenia
świata. Nie ukrywa żadnych swoich nikczemności,
a chociaż zachowywał się obrzydliwie, nie miał jakichkolwiek wyrzutów sumienia.
Opowiadał wszystko tak, jakby to czytelnik/słuchacz był taki sam, jak i
narrator i jakby nie trzeba było przed się czegokolwiek wstydzić. Jest to rzadki punkt widzenia , bo z reguły
każdy się wybiela i pewne rzeczy przemilcza, inne pamięta zaś inaczej, niż
wyglądały w rzeczywistości. Narracja Hrabala wygląda tak, jakby nagrał po kryjomu monolog krętacza. Od tego schematu
odbiegają ostatnie rozdziały, gdzie nasz bohater , stając się robotnikiem
leśnymi samotnikiem, zaczyna wreszcie
myśleć, opiekuje się zwierzętami , żyje w zgodzie z naturą.
Nie
czytałam wcześniej ani tej książki ani nie oglądałam filmu, chociaż była ona
bardzo znana, to nic o niej nie wiedziałam. Jan żył w bardzo burzliwych czasach
i historii jego życia nie da się opowiedzieć bez nawiązań do historii
Czechosłowacji. Początkowo Jan sprzedaje na dworcu serdelki, oszukując ile się
da. Jeden z oszukanych zapamięta go sobie, rozpozna go później w kelnerze w hotelu i ku mojemu zaskoczeniu, zarekomenduje go później
jako kelnera do lepszego hotelu. Jan jego zdaniem to człowiek z potencjałem , który może wiele osiągnąć
. Jan zmienia hotele a w międzyczasie Niemcy zajmują jego ojczyznę, co nie robi
na nim żadnego wrażenia. Nasz kelner jest zadowolony, bo skoro nikt Niemców nie
chce obsługiwać on się tego podejmuje, dostanie więcej napiwków. Jan ożenił się
z Niemką , przechodząc przez poniżającą dla każdego, oprócz niego , procedurę
badania przez lekarza i po uzyskaniu specjalnego zezwolenia od władz niemieckich
na taki ślub. Urodził mu się upośledzony
psychicznie syn, którego oddał do zakładu. Po wojnie stał się milionerem i
całkiem dobrze dogadywał się z komunistami. Ostatecznie jego majątek został
znacjonalizowany , a on sam stał się robotnikiem
leśnym.
Jan to jakby taki Zelig z filmu W. Allena,
dostosuje się do wszystkich okoliczności, jakie napotka , jest elastyczny bez
ograniczeń. Jego problemy to np. kwestia, czy oficerowie SS zaakceptują go jako
męża Lisy. Hrabal opisuje wszystko z humorem, bez znudzenia i bez przynudzania.
Człowieka, który zachowywał się obrzydliwie
, opisuje tak, że jakby wszystko to , co on robił, było normalne. Ta technika
ma oczywiście swoje plusy, od naszego bohatera nic nas nie oddziela, nikt nie
komentuje jego poczynań. Sami możemy oceniać jego zachowanie. Tyle tylko, że część
czytelników, głównie niewyrobionych, czy młodszych , może wpaść na pomysł, że Jan jest taki sympatyczny
i że też chcieliby tacy być. Na skutek tej techniki oszust i koniunkturalista
staje się niejako bohaterem pozytywnym . My mamy swojego Nikodema Dyzmę, ale w „Karierze
Nikodema Dyzmy” jest chociażby Żorż Ponimirski, niby to szaleniec, który ma
pełną świadomość, kim jest Dyzma i mówi to innym. Poza tym narracja w Dyzmie prowadzona jest
inaczej, nie z punktu widzenia głównego bohatera, co wpływa na dystans do
niego. Czesi chyba mają inną mentalność, mnie „Obsługiwałem angielskiego króla”
nie porwało.
Na marginesie tych refleksji dorzucę
jeszcze parę zdań na zupełnie inny temat. Ustanowiono nową nagrodę literacką , jest to
Nagroda im. Wisławy Szymborskiej. Dość
sceptycznie podchodzę do różnych nagród, a szczególnie do ich mnożenia i mam wątpliwość,
czy w ogóle takie nagrody mają sens. Rok temu zakupiłam „Książkę twarzy” M.
Bieńczyka, za która dostał on nagrodę Nike. Zaciekawił mnie temat felietonów z tej
książki. Miały to być felietony o literaturze, sporcie, podróżach, życiu. Nie
byłam w stanie tej książki przeczytać. Zdarza mi się to szalenie rzadko, ale
nie doczytałam jej do końca. Z reguły
daję książce szansę, gdy już ją wybiorę, kupię, czy pożyczę, czytam do końca. Mam nadzieję że gdy jest zła,
to może w dalszej części się polepszy , albo chociaż zaciekawi mnie. I w
zdecydowanej większości tak się dzieje. Bieńczyka nie byłam w stanie
przeczytać. Zapomniałam o nim, ale ostatnio natrafiłam
na tą książkę na półce. Dałam ją koleżance.
Uznałam , że może jej się spodoba. W końcu mamy różne gusta. I stało się
to samo. Koleżanka mimo wielkich chęci też ma problem z Bieńczykiem i nie może przez niego przebrnąć .