Grudzień jest wyjątkowym miesiącem.
Długie wieczory , zbliżające się Święta
i Nowy Rok mają w sobie coś magicznego i
nastrajającego do czytania . Ale jest to
w moim przypadku czytanie inne niż
zazwyczaj, z domieszką czegoś magicznego.
Zaczęło się od rozmowy z moim kolegą,
ojcem trójki dzieci, który powiedział mi, że sam jako dziecko uwielbiał „Dzieci z
Bulerbyn”. Tak bardzo książka ta mu się
podobała, że od dobrych kilku lat, czyta ją sobie co roku i to przed Bożym
Narodzeniem. Najpierw czytał ją dzieciom, a gdy one nauczyły się czytać, czyta
ją właśnie sobie. Ja już tego nie pamiętam, ale Marek mówił mi, że cały czas
uważa za szczególnie urocze opisy przygotowań do Świąt Bożego Narodzenia i że
to głównie z tego względu stale do tej książki wraca. Wydało mi się to w pierwszym momencie trochę
zabawne, ale bardzo krótko, bo szybko uświadomiłam sobie, że też mam swoje
ulubione lektury właśnie w tym okresie czasu .
Jestem maniaczką „Opowieści
wigilijnej” Dickensa, jest to miłość od
pierwszego wejrzenia, od kiedy tylko pierwszy raz przeczytałam tą książkę,
czasem co roku, czasem co 2, 3 lata w okolicach Bożego Narodzenia albo ją
czytam, albo oglądam film. Określenie powieść jest w tym przypadku trochę na
wyrost, to przecież takie długie opowiadanie.
W tym roku zakupiłam „Opowieść wigilijną” jako plik mp3 i w najbliższym
czasie zamierzam ją odsłuchać . Ale „Opowieść” i to, dlaczego tak bardzo mi się
podoba, zasługuje na odrębnego posta.
Inną moją miłością świąteczno – grudniową jest „Dziadek do orzechów”, kocham tą muzykę i
kocham ten balet, bez względu na wykonawców. Mam kilka spektakli „Dziadka” –
baletu na dvd. W tym przypadku również ostatnio zobaczyłam, że na stronach
audioteki dostępny jest „Dziadek” tzn. tekst E. Hoffmanna jako plik mp3 i też
go zakupiłam. Też napiszę o nim oddzielnie.
http://www.youtube.com/watch?v=DCL5uCuHKBU
Poza tymi pozycjami czytam oczywiście i inne rzeczy, długie wieczory szczególnie
nastrajają mnie do czytania, ale „Opowieść” i „Dziadek” są wyjątkowe i nie za
bardzo wyobrażam sobie, abym zajmowała się nimi kiedy indziej, niż właśnie w
grudniu. Może z biegiem czasu napotkam
na jeszcze coś innego i włączę kolejną
pozycję do grudniowego czytania , ale na
razie niczego takiego nie widzę. Po opowieści Marka pomyślałam nawet, aby
kiedyś sięgnąć po „Dzieci z Bulerbyn” i
być może kiedyś tak zrobię, teraz jestem zafascynowana nowymi plikami mp3 z
„Opowieścią” i z „Dziadkiem”. 
Z Bożym Narodzeniem kojarzą mi się też
nieodmiennie filmy, a w jednym z nich obłędny widok księgarni na Manhattanie ,
przepięknie udekorowanej na Boże
Narodzenie. Piszę oczywiście o „Masz wiadomość”, w tym filmie Kathleen
odziedziczyła piękną, mała księgarnię, której byt został zagrożony przez
sąsiedztwo księgarni – giganta . Cała historia z filmu jest oczywiście szalenie
ciekawa, mamy romans z internetu z happy endem
, a w tle duża i mała księgarnia. Pomimo, że kupuję książki głównie
przez internet, jeżeli zobaczyłabym właśnie taką księgarnię, z pewnością
kupowałabym właśnie tam, nawet dopłacając. I tam kupowałabym prezenty na Boże
Narodzenie. Czytałam , że wnętrza księgarni z filmu wzorowane były na
autentycznej księgarni.
I kolejna książka i film , „Rebeka”, która też nieodmiennie kojarzy mi
się z atmosferą Świąt. Dawno temu, gdy byłam dzieckiem, wszyscy w domu w jedną w wigilii oglądaliśmy „Rebekę”
. O tym, że była to „Rebeka” Hitchcocka
dowiedziałam
się znacznie później.
Wywarła na mnie tak wielkie wrażenie, że
kilka scen pamiętam z perspektywy dziecka do dziś. Jest to historia młodej,
biednej dziewczyny, która wyszła za mąż za
szalenie bogatego wdowca. Gdy z nim zamieszkała dowiedziała się, że jest on najprawdopodobniej
cały czas zakochany w swojej pierwszej żonie, Rebece, która zmarła w niejasnych
okolicznościach . Brzmi to banalnie, wiem, ale jest to
niesamowita historia, pełna różnych zwrotów akcji. Rebeka nie pojawia się w filmie
ani razu, ale i tak jest niemal główną bohaterką. Oglądałam potem film kilka
razy i za każdym razem, gdy go oglądam , uważam go za arcydzieło. Niektóre ze scen były
obłędne, np. ostatnia z pożarem domu, albo gdy główna bohaterka nieświadomie
przebrała się na bal maskowy w strój
Rebeki. Oczywiste jest, że sięgnęłam po książkę.
Pierwszego zdania nie da się zapomnieć
: „Śniło mi się tej nocy, że znowu byłam w Manderley”. Książka Daphne de Maurier
arcydziełem nie jest, ale czyta się ją lekko i ni jest zła , chociaż porównania
z filmem nie wytrzymuje . W literaturze fascynujące jest właśnie to, że nawet
na podstawie średnich książek można nakręcić coś wielkiego. I wystarczy, że w
książce jest chociaż jedna rozmowa, czy opis, który potrafi zainspirować i
właśnie dla nich niekiedy warto tą pozycję przeczytać. Dobrze, że Hitchcock czytywał nie tylko
wielkie dzieła… A „Rebeki” nie potrafię oglądać, nie wracając pamięcią do
tamtej wigilii, gdy widziałam ją po raz pierwszy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz