Słuchając
nie tak dawno „Szmaragdowej tablicy”
zainteresowałam się fragmentem, w którym
w czasie wojny niemiecki oficer musiał dostarczyć Himmlerowi oryginał obrazu
Giorgonego pt. „Astronom”. Ponieważ nie
mógł go zdobyć, wpadł na pomysł, że znajdzie dobrego fałszerza, który taki
obraz namaluje. Ponieważ „Astronoma” nikt z Niemców nigdy nie widział, fałszerz
miał pełną swobodę co do tego, co ten obraz konkretnie miałby przedstawiać.
Problem polegał tylko na tym, że znawcy przy pomocy laboratoriów niemieckich mogli
wykryć, że obraz powstał w innym okresie czasu, niż żył Giorgone. Fałszerz miał
na swoją pracę 2 tygodnie. Na tego, a nie innego fałszerza wskazał inny
niemiecki oficer, który zajmował się, mówiąc wprost, rabowaniem dzieł sztuki z
muzeów europejskich, znał się więc wyśmienicie na rzeczy. Plan się powiódł,
fałszerstwo nie zostało wykryte. Słuchając tego, uznałam, że jest to kompletna
bzdura, że nawet w ramach fikcji literackiej, należałoby trzymać się pewnych
realiów, a fałszerstwo takie nie jest przecież możliwe. Ale zaczęłam drążyć ten
wątek, przeszukując internet. I okazało się, że byłam w błędzie.
Otóż istniał fałszerz doskonały, działał
właśnie m. in. w trakcie II wojny światowej. Fałszował obrazy Vermeera, jednego
z najwybitniejszych malarzy wszechczasów. Vermeerem zachwyca się chociażby Proust
w „Poszukiwaniu straconego czasu”, szczególnie nad "Widokiem Delft" i w paru wierszach Wisława Szymorska, która pisała , że we śnie maluje jak Vermmer van Delft.
Powyżej to właśnie słynny "Widok Delft" Vermeera.
A
wspomniany fałszerz był w stanie oszukać i Niemców, w tym Hermanna
Goringa i niemieckie laboratoria. Gdyby nie przyznał się, jego dzieła nadal wisiałyby
w najlepszych europejskich muzeach i nikt nie kwestionowałby ich
autentyczności. Po wojnie zarzucono mu, że wyprzedawał dzieła sztuki nazistom,
w tym właśnie Goringowi. I wtedy Han van Meegeren się przyznał, że owszem,
sprzedał, ale falsyfikat. Nie była to nawet kopia, bo fałszerz sam stworzył
obraz, starając się naśladować styl malowania Vermeera. Nie było to jego
pierwsze fałszerstwo. Namalował m. in. „Wieczerzę w Emaus”, którą jeszcze przed
wojną w 1937r. świat sztuki uznał za autentycznego
Vermeera i która zakupiona została przez Boijmans Muzeum w Rotterdamie za
zawrotną sumę. Można ją podziwiać tam do dziś, tylko że jako autor nie jest już wskazywany Vermeer,
a Han van Meegeren.
Książka jest fascynująca wyprawą w
świat fałszerzy. Ale mogą ją czytać nie
tylko wielbiciele sztuki, nie jest potrzebna do jej zrozumienia zaawansowana
wiedza. Powinna zainteresować każdego. Autor opisuje m. in., jak Meegeren fałszował. Przykładowo malował
tylko na płótnach pochodzących z tego
samego okresu, co żył Vermeer. Kupował w tym celu obraz, oryginalne było więc
nie tylko płótno, ale i gwoździe. Wywabiał specjalną techniką malowidło i przystępował
do malowania. Nie kupował gotowych farb, tylko takie składniki, jakich używał
Vermmer. Szczegóły są w książce. Momentami przypominała mi się komedia J. Machulskiego
„Vinci”, gdzie fałszowano „Damę z łasiczką” Leonarda da Vinci. Różnica polegała
na tym, że u Machulskiego wszystko było bardzo zabawną fikcją.
Poza kwestiami fałszerstwa w książce jest
sporo innych wątków. Zabawne są opisy wymądrzających się krytyków, którzy
zachwycali się autentycznym Vermeerem, patrząc na van Meegerena z XX wieku. Są
też rozważania, jak traktować obraz fałszerza, ze sfałszowanym podpisem
naśladowanego malarza, a który, mimo, że jest fałszerstwem, jest wybitny? Krytycy mogą przyznać, że się
pomylili co do autorstwa, ale co do rangi dzieła już nie za bardzo. I dalsze
problemy, co zrobić z takimi falsyfikatami? Czy je zniszczyć, czy pokazywać w
muzeum? Intrygujące się też opisy i przypuszczenia, jak to jest wiele
wątpliwości co do tego, czy obrazy eksponowane w muzeach, niekoniecznie tylko
Vermeera, są aby na pewno oryginałami. A wracając do Vermeera, aczkolwiek fałszerz przyznał się do określonej liczby
fałszerstw, są mocne poszlaki, aby twierdzić, że nie do wszystkich się przyznał
i że część z nich prawdopodobnie nadal można podziwiać w różnych muzeach. W książce jest wykaz, gdzie znajdują się
obrazy Vermeera ze wskazaniem, czy w przypadku tego obrazu kwestionowane jest
autorstwo. Co zadziwiające, mimo tak mocno posuniętej obecnie techniki, nadal
co do niektórych obrazów są wątpliwości. Intrygujący jest rozdział o badaniach
naukowych dzieł sztuki, też jest czytelny dla laików, którzy nie mają pojęcia o
naukach ścisłych.
W książce zobaczyć można kilka zdjęć obrazów, namalowanych przez opisywanego van Meegerena. Przykładowo na okładce, chociaż faktycznie wygląda jak Vermeer, jest obraz fałszerza pt. „Kobieta czytająca nuty”. Tym razem Meegeren inspirował się dziełem Vermeera „Kobieta w niebieskim kaftanie”, którą zamieszczam poniżej.
Ciekawym pomysłem było też rozpoczynanie każdego rozdziału adekwatnym do treści cytatem. Przykładowo gdy autor zastanawia się nad łatwowiernością krytyków sztuki, zamieszcza cytat z Machiavellego – „Ludzie są tak ograniczeni i tak ochoczo ulegają pragnieniom chwili, że ten kto użyje podstępu, zawsze znajdzie innego, kto będzie cierpiał , że go oszukano”. I faktycznie, nasz fałszerz zanim przystąpił do dzieła, sporo czytał. Dowiedział się m. in., iż zdaniem krytyków, Vermeer najprawdopodobniej we wczesnym okresie twórczości malował obrazy o tematyce religijnej, które zaginęły. Ale spodziewano się, że kiedyś zostaną odnalezione. I fałszerz wyszedł naprzeciw tym oczekiwaniom.
5/6
to niewątpliwie najlepszy z dotychczasowych tekstów! Najpierwsza intuicja o niemożliwości namalowania V. w ciągu dwóch tygodni wybitnie słuszna. Nie sposób przy malowaniu techniką olejno-żywiczną - a takiej V. używał- namalować obraz w tak krótkim czasie! Przykleiłby się do palców mocniej niż świeżo pomalowana pakowa ławka do p-py! - Pozdrawiam i śledzę dalej -m.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe spostrzeżenie. Dzięki wielkie.
Usuńkorekta: PARKOWA ławka - przepraszam - literówka- m.
OdpowiedzUsuń