piątek, 30 września 2016

Frank Wynne „To ja byłem Vermeerem”


              Okładka książki To ja byłem Vermeerem. Narodziny i upadek największego fałszerza XX wieku.          
Słuchając  nie tak dawno „Szmaragdowej tablicy” zainteresowałam się fragmentem,  w którym w czasie wojny niemiecki oficer musiał dostarczyć Himmlerowi oryginał obrazu Giorgonego pt. „Astronom”. Ponieważ  nie mógł go zdobyć, wpadł na pomysł, że znajdzie dobrego fałszerza, który taki obraz namaluje. Ponieważ „Astronoma” nikt z Niemców nigdy nie widział, fałszerz miał pełną swobodę co do tego, co ten obraz konkretnie miałby przedstawiać. Problem polegał tylko na tym, że znawcy przy pomocy laboratoriów niemieckich mogli wykryć, że obraz powstał w innym okresie czasu, niż żył Giorgone. Fałszerz miał na swoją pracę 2 tygodnie. Na tego, a nie innego fałszerza wskazał inny niemiecki oficer, który zajmował się, mówiąc wprost, rabowaniem dzieł sztuki z muzeów europejskich, znał się więc wyśmienicie na rzeczy. Plan się powiódł, fałszerstwo nie zostało wykryte. Słuchając tego, uznałam, że jest to kompletna bzdura, że nawet w ramach fikcji literackiej, należałoby trzymać się pewnych realiów, a fałszerstwo takie nie jest przecież możliwe. Ale zaczęłam drążyć ten wątek, przeszukując internet. I okazało się, że byłam w błędzie.

    Otóż istniał fałszerz doskonały, działał właśnie m. in. w trakcie II wojny światowej. Fałszował obrazy Vermeera, jednego z najwybitniejszych malarzy wszechczasów. Vermeerem zachwyca się chociażby Proust w „Poszukiwaniu straconego czasu”, szczególnie nad "Widokiem Delft" i w paru wierszach Wisława Szymorska, która pisała , że we śnie maluje jak Vermmer van Delft. Znalezione obrazy dla zapytania widok Delft  Vermeer
Powyżej to właśnie słynny "Widok Delft" Vermeera.
A wspomniany  fałszerz  był w stanie oszukać i Niemców, w tym Hermanna Goringa i niemieckie laboratoria. Gdyby nie przyznał się, jego dzieła nadal wisiałyby w najlepszych europejskich muzeach i nikt nie kwestionowałby ich autentyczności. Po wojnie zarzucono mu, że wyprzedawał dzieła sztuki nazistom, w tym właśnie Goringowi. I wtedy Han van Meegeren się przyznał, że owszem, sprzedał, ale falsyfikat. Nie była to nawet kopia, bo fałszerz sam stworzył obraz, starając się naśladować styl malowania Vermeera. Nie było to jego pierwsze fałszerstwo. Namalował m. in. „Wieczerzę w Emaus”, którą jeszcze przed wojną w 1937r.  świat sztuki uznał za autentycznego Vermeera i która zakupiona została przez Boijmans Muzeum w Rotterdamie za zawrotną sumę. Można ją podziwiać tam do dziś, tylko  że jako autor nie jest już wskazywany Vermeer, a  Han van Meegeren.  

               Książka jest fascynująca wyprawą w świat fałszerzy.  Ale mogą ją czytać nie tylko wielbiciele sztuki, nie jest potrzebna do jej zrozumienia zaawansowana wiedza. Powinna zainteresować każdego. Autor opisuje m. in.,  jak Meegeren fałszował. Przykładowo malował tylko na  płótnach pochodzących z tego samego okresu, co żył Vermeer. Kupował w tym celu obraz, oryginalne było więc nie tylko płótno, ale i gwoździe. Wywabiał specjalną techniką malowidło i przystępował do malowania. Nie kupował gotowych farb, tylko takie składniki, jakich używał Vermmer. Szczegóły są w książce. Momentami przypominała mi się komedia J. Machulskiego „Vinci”, gdzie fałszowano „Damę z łasiczką” Leonarda da Vinci. Różnica polegała na tym, że u Machulskiego wszystko było bardzo zabawną fikcją.

    Poza kwestiami fałszerstwa w książce jest sporo innych wątków. Zabawne są opisy wymądrzających się krytyków, którzy zachwycali się autentycznym Vermeerem, patrząc na van Meegerena z XX wieku. Są też rozważania, jak traktować obraz fałszerza, ze sfałszowanym podpisem naśladowanego malarza, a który, mimo, że jest fałszerstwem,  jest wybitny? Krytycy mogą przyznać, że się pomylili co do autorstwa, ale co do rangi dzieła już nie za bardzo. I dalsze problemy, co zrobić z takimi falsyfikatami? Czy je zniszczyć, czy pokazywać w muzeum? Intrygujące się też opisy i przypuszczenia, jak to jest wiele wątpliwości co do tego, czy obrazy eksponowane w muzeach, niekoniecznie tylko Vermeera, są aby na pewno oryginałami. A wracając do Vermeera, aczkolwiek  fałszerz przyznał się do określonej liczby fałszerstw, są mocne poszlaki, aby twierdzić, że nie do wszystkich się przyznał i że część z nich prawdopodobnie nadal można podziwiać w różnych muzeach.  W książce jest wykaz, gdzie znajdują się obrazy Vermeera ze wskazaniem, czy w przypadku tego obrazu kwestionowane jest autorstwo. Co zadziwiające, mimo tak mocno posuniętej obecnie techniki, nadal co do niektórych obrazów są wątpliwości. Intrygujący jest rozdział o badaniach naukowych dzieł sztuki, też jest czytelny dla laików, którzy nie mają pojęcia o naukach ścisłych.


    W książce zobaczyć można kilka zdjęć obrazów, namalowanych przez opisywanego van Meegerena.  Przykładowo na okładce, chociaż faktycznie wygląda jak Vermeer, jest  obraz fałszerza pt. „Kobieta czytająca nuty”. Tym razem Meegeren inspirował się dziełem Vermeera „Kobieta w niebieskim kaftanie”, którą zamieszczam poniżej.
Znalezione obrazy dla zapytania Vermeer



Mogłoby tych zdjęć być więcej. Jak wynika z aneksu, zawartego w książce z listą dzieł Meegerena, pozostało po nim kilkanaście obrazów, które w większości eksponowane są w europejskich muzeach. 

   Ciekawym pomysłem było też rozpoczynanie każdego rozdziału adekwatnym do treści cytatem. Przykładowo gdy autor zastanawia się nad łatwowiernością krytyków sztuki, zamieszcza cytat z Machiavellego – „Ludzie są tak ograniczeni i tak ochoczo ulegają pragnieniom chwili, że ten kto użyje podstępu, zawsze znajdzie innego, kto będzie cierpiał , że go oszukano”. I faktycznie, nasz fałszerz zanim przystąpił do dzieła, sporo czytał. Dowiedział się m. in., iż zdaniem krytyków, Vermeer najprawdopodobniej we wczesnym okresie twórczości malował  obrazy o tematyce religijnej, które zaginęły. Ale spodziewano się, że kiedyś zostaną odnalezione. I fałszerz wyszedł naprzeciw tym oczekiwaniom.

5/6




 









3 komentarze:

  1. to niewątpliwie najlepszy z dotychczasowych tekstów! Najpierwsza intuicja o niemożliwości namalowania V. w ciągu dwóch tygodni wybitnie słuszna. Nie sposób przy malowaniu techniką olejno-żywiczną - a takiej V. używał- namalować obraz w tak krótkim czasie! Przykleiłby się do palców mocniej niż świeżo pomalowana pakowa ławka do p-py! - Pozdrawiam i śledzę dalej -m.

    OdpowiedzUsuń
  2. korekta: PARKOWA ławka - przepraszam - literówka- m.

    OdpowiedzUsuń